Taka sobie emerytalna utopia

avatar użytkownika dzierzba
Kiedyś już o tym pisałem, ale zachęcony przez p. Igora Janke zdecydowałem się jeszcze raz poruszyć kwestię emerytur. Temat ten jest jak najbardziej aktualny, bo z braku lepszych pomysłów na utrzymanie intratnych posad i synekur, rząd akurat teraz planuje zrobić wszystkim tak dobrze, że już za kilkadziesiąt lat Miliony (Podstarzałych) PolakówTM będą szastać pieniędzmi na Majorce zupełnie za nic mając sobie wrzaski wykurzanych z wygodnych leżaków niemieckich emerytów. A gdyby przypadkiem okazało się, że w okolicach 2040 roku atrakcyjnych sposobów na zagospodarowanie wolnego czasu szukać będziemy w mniej odległych regionach noclegowni i śmietników, sprawujący wtedy władze na pewno pozwolą wylewać wirtualne kubły pomyj na tych z początku dwudziestego pierwszego wieku nieudaczników. 

Widać więc, że na dwoje babka wróżyła i generalnie wszystko sprowadza się do wiary i mnie osobiście naprawdę wzrusza, że są w naszym kraju ludzie przekonani, że ta reforma emerytalna ma być czymś więcej niż tylko sposobem na odroczeniem krachu tego systemu. Jeszcze Platforma nie umarła, jeżeli ludzi takich mam więcej niż trochę. 

Ale wystarczy. Aby nie odbiegać jednak zbytnio od tematu, przedstawię teraz zupełnie poważnie swoją wizję funkcjonowania systemu emerytalnego. Jest ona mocno korwinistyczno-realistyczna, czyli po prostu utopijna, ale przecież to tylko mój blog – zatem do rzeczy. 

W Polsce moich marzeń istniałby obowiązek odkładania jakiejś części dochodów na przyszłą emeryturę lub ewentualną rentę. W dowolnej wielkości, nie mnie niż np. pięć procent. Całościowo pieniądze te inwestowane byłyby przez wyspecjalizowane fundusze lub zwyczajnie gromadzone na kontach bankowych lub długoterminowych lokatach. W tym pierwszym przypadku, zależnie od umowy, mogłyby być wypłacane po pięciu, dziesięciu, piętnastu czy więcej (dowolnie) latach pracy – proporcjonalnie.  Na podstawie stosownych zapisów każdy przyszły emeryt wiedziałby, jakiej miesięcznej wypłaty może spodziewać się po określonym czasie. Jestem pewien, że rynek uregulowałby to odpowiednio i do wyboru byłoby kilka wariantów. Państwo nie pośredniczyłoby w tym procederze, tylko gminy miałyby obowiązek zabezpieczyć fundusze na zapomogi dla bezrobotnych i bankrutów. I to w zasadzie wszystko. Mógłbym jeszcze tylko dodać, że bieżące emerytury wypłacane byłyby z pieniędzy pochodzących z prywatyzacji. 

Generalnie  takie właśnie byłyby założenia mojej utopii. Oczywiście mam świadomość, że jest ona pełna wad i niedociągnięć, ale to naprawdę detal.   Skoro bowiem można wierzyć w cuda i bez spazmów śmiechu słuchać polityka mówiącego, że miłość ważniejsza jest i władza , to chyba pomarzyć tak samo głupio też można trochę.

 


Filed under: dywagacje, Polska, społeczeństwo, słabe

napisz pierwszy komentarz