"Kat z Mokotowa": Byłem znany z kulturalnych przesłuchań
Maryla, czw., 20/01/2011 - 22:57
Przesłuchiwanych więźniów bił gumą i żelazem owiniętym w ręcznik. Przypalał im włosy, kazał robić przysiady, przyciskał do ściany - tak metody śledcze Jerzego K. opisują prokuratorzy IPN. Były oficer UB, nazywany "katem z Mokotowa", pamięta je inaczej. - Byłem znany z kulturalnych zachowań wobec przesłuchiwanych. Informacje przekazywali mi w otwartych relacjach - mówił w czwartek przed sądem. Właśnie ruszył jego proces.
Fot. TVN24Akt śledczy wobec Jerzego K. został wniesiony przez pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej w 2009 r
Pion śledczy IPN oskarża Jerzego K. o "fizyczne i moralne znęcanie" się nad przesłuchiwanymi przez niego w 1948 roku Władysławem Jedlińskim (dziś już nie żyje) i Wacławem Sikorskim (b. żołnierz AK jest oskarżycielem posiłkowym w procesie).
Według prokuratorów były oficer UB miał podczas wielokrotnych i wielogodzinnych przesłuchań bić więźniów gumą i żelazem owiniętym w ręcznik, przypalać im włosy, zamykać w karcerze, skuwać na noc kajdankami, kopać po nerkach i ubliżać w celu wymuszenia na nich przyznania się do szpiegostwa.
- Tu chodzi o masowe zbrodnie, a nie o jeden czyn - mówiła podczas czwartkowej, pierwszej (w listopadzie proces nie ruszył bo K. był chory) rozprawy przed Sądem Rejonowym dla Warszawy-Mokotowa, mec. Izabela Skorupka, pełnomocnik Sikorskiego. Tłumaczyła w ten sposób dlaczego sąd nie powinien zgadzać się na umorzenie sprawy ze względu na przedawnienie. Wniósł o to oskarżony. Sędzia Agnieszka Jarosz nie uwzględniła tego wniosku, bo - jak tłumaczyła - zbrodnie przeciw ludzkości, o które między innymi oskarżono K., nie ulegają przedawnieniu na ogólnych zasadach.
K.: Rozmowa, a nie przesłuchanie
Po odczytaniu aktu oskarżenia Jerzy K. zaznaczył, że nie przyznaje się do żadnego z zarzucanych mu czynów i rozpoczął składanie wyjaśnień. Mówił o swoim trudnym dzieciństwie w rodzinie rzemieślniczej, wychowaniu "w duchu patriotycznym", chorobach, leczeniu psychiatrycznym w okresie, w którym miał maltretować przesłuchiwanych, upolitycznieniu całej sprawy. Sędzia wielokrotnie upominała go, by odnosił się tylko do tego, o co jest oskarżony.
"Przychodził i tłukł"
Były Ak-owiec podczas pierwszego procesu kilka razy zabierał głos. Sikorski prosił o to, by zwracać się do niego głośno, bo po przesłuchaniach K. została mu "pamiątka" - utrata słuchu na lewe ucho. - On nie prowadził śledztwa wobec mnie. Przychodził tylko jak mu się coś nie podobało i niemiłosiernie tłukł - opowiadał Sikorski, rówieśnik K., po rozprawie w rozmowie z tvn24.pl. Zaznaczał, że dzisiaj, "po tylu latach, nadal rozpoznaje głos i twarz K. z tamtego X pawilonu UB więzienia na Rakowieckiej". - Trudno żeby nie. Skazano mnie wtedy na karę śmierci, zamienioną później przez Bieruta na dożywocie. Ostatecznie wyszedłem jednak w 1956 roku.
IPN: "Prawa ręka Humera"
Akt śledczy wobec Jerzego K. został wniesiony przez pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej w 2009 roku. IPN zgromadził 14 tomów akt. Były oficer UB został oskarżony na podstawie Kodeksu Karnego z 1932 roku. Za zarzucane czyny grozi mu do pięciu lat więzienia. Według mecenas Skorupki, K. był "prawą ręką Adama Humera" - osławionego szefa departamentu śledczego UB, skazanego w latach 90. za znęcanie się na więźniami UB. Humer, który zmarł w 2001 r. podczas przerwy w odbywaniu kary, był pierwszym oficerem UB skazanym w III RP.
Składanie wyjaśnień przed sądem K. dokończy na kolejnej rozprawie, którą wyznaczono na 11 lutego.
Łukasz Orłowski//mat
Według prokuratorów były oficer UB miał podczas wielokrotnych i wielogodzinnych przesłuchań bić więźniów gumą i żelazem owiniętym w ręcznik, przypalać im włosy, zamykać w karcerze, skuwać na noc kajdankami, kopać po nerkach i ubliżać w celu wymuszenia na nich przyznania się do szpiegostwa.
- Tu chodzi o masowe zbrodnie, a nie o jeden czyn - mówiła podczas czwartkowej, pierwszej (w listopadzie proces nie ruszył bo K. był chory) rozprawy przed Sądem Rejonowym dla Warszawy-Mokotowa, mec. Izabela Skorupka, pełnomocnik
Tu chodzi o masowe zbrodnie, a nie o jeden czyn mec. Izabela Skorupka, pełnomocnik Sikorskiego
mec. Izabela Skorupka, pełnomocnik Sikorskiego
K.: Rozmowa, a nie przesłuchanie
Po odczytaniu aktu oskarżenia Jerzy K. zaznaczył, że nie przyznaje się do żadnego z zarzucanych mu czynów i rozpoczął składanie wyjaśnień. Mówił o swoim trudnym dzieciństwie w rodzinie rzemieślniczej, wychowaniu "w duchu patriotycznym", chorobach, leczeniu psychiatrycznym w okresie, w którym miał maltretować przesłuchiwanych, upolitycznieniu całej sprawy. Sędzia wielokrotnie upominała go, by odnosił się tylko do tego, o co jest oskarżony.
- Osoby, które przesłuchiwałem, przekazywały mi informacje w otwartych relacjach. O żadnym stosowaniu przymusu wobec nich nie mogło być mowy. To byli wykształceni, wysocy stopniem oficerowie. Zostaliby w ten sposób obrażeni - tłumaczył 86-letni dziś K. Jak podkreślał, w latach 1945-48 do więźniów "odnosił się zawsze z szacunkiem do ich stopni wojskowych, walki z okupantem i postawy patriotycznej". - Taką samą postawę przyjąłem wobec pokrzywdzonego Wacława Sikorskiego. To była rozmowa, a nie przesłuchanie - zaznaczał.
"Przychodził i tłukł"
Były Ak-owiec podczas pierwszego procesu kilka razy zabierał głos. Sikorski prosił o to, by zwracać się do niego głośno, bo po przesłuchaniach K. została mu "pamiątka" - utrata słuchu na lewe ucho. - On nie prowadził śledztwa wobec mnie. Przychodził tylko jak mu się coś nie podobało i niemiłosiernie tłukł - opowiadał Sikorski, rówieśnik K., po rozprawie w rozmowie z tvn24.pl. Zaznaczał, że dzisiaj, "po tylu latach, nadal rozpoznaje głos i twarz K. z tamtego X pawilonu UB więzienia na Rakowieckiej". - Trudno żeby nie. Skazano mnie wtedy na karę śmierci, zamienioną później przez Bieruta na dożywocie. Ostatecznie wyszedłem jednak w 1956 roku.
Oskarżony K. mówił przed sądem, że nigdy nie był prawomocnie skazany. W 1955 roku został jednak aresztowany i sądzony jako jeden z odpowiedzialnych za zbrodnie departamentu specjalnego UB do tropienia "wrogów w partii". Oskarżono go między innymi o śmiertelne pobicie więźnia. Początkowo skazano go na trzy lata więzienia, ale później sprawę umorzono z powodu amnestii. - To PRL-owska propaganda przedstawiła mnie wtedy w prasie jako jednego z najokrutniejszych oficerów śledczych - tłumaczył K. w czwartek przed sądem.
IPN: "Prawa ręka Humera"
Osoby, które przesłuchiwałem, przekazywały mi informacje w otwartych relacjach. O żadnym stosowaniu przymusu wobec nich nie mogło być mowy. To byli wykształceni, wysocy stopniem oficerowie. Zostaliby w ten sposób obrażeni. Taką samą postawę przyjąłem wobec pokrzywdzonego Wacława Sikorskiego. To była rozmowa, a nie przesłuchanie
Jerzy K.
Składanie wyjaśnień przed sądem K. dokończy na kolejnej rozprawie, którą wyznaczono na 11 lutego.
Łukasz Orłowski//mat
http://www.tvn24.pl/12690,1690119,0,1,kat-z-mokotowa-bylem-znany-z-kulturalnych-przesluchan,wiadomosc.html
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
3 komentarze
1. To bydle nazywa się JERZY KĘDZIORA...
[...] Na warszawskim Bródnie żyje do dziś Jerzy Kędziora. Jako "oficer" MBP (pracę w resorcie rozpoczął w wieku 20 lat) prowadził m.in. (razem z Humerem, Serkowskim i Chimczakiem), sprawę mjr. Hieronima Dekutowskiego "Zapory" - żołnierza Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, cichociemnego, a potem dowódcy oddziałów partyzanckich Armii Krajowej, Delegatury Sił Zbrojnych i Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość na Lubelszczyźnie.
Po nieudanej próbie przedostania się za granicę i aresztowaniu przez UB, Dekutowski przechodził ciężkie śledztwo w więzieniu przy Rakowieckiej od 19 września 1947 r. do 1 czerwca 1948 r. Podczas niejawnej rozprawy 3 listopada 1948 r. przed Wojskowym Sądzie Rejonowym w Warszawie, dostał siedmiokrotną karę śmierci. Wyrok na nim i jego podkomendnych wykonano 7 marca 1949 r. (do dziś - jak w przypadku Pileckiego - miejsce ich pogrzebania nie jest znane).
Na Mokotowie por. Jerzy Kędziora przesłuchiwał również m.in. Edwarda Bzymka-Strzałkowkiego, oficera wywiadu ZWZ-AK, a po 1945 r. Delegatury Sił Zbrojnych-WiN. W dniu aresztowania Bzymek-Strzałkowski wyskoczył z trzeciego piętra aresztu śledczego Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Krakowie, łamiąc obie ręce i nogę. Po leczeniu śledztwo w jego sprawie wszczął Jacek Różański, a na "oficera" śledczego wyznaczono właśnie Kędziorę, ściągniętego specjalnie w tym celu do Krakowa z Warszawy. Skazany na trzykrotną karę śmierci we wrześniu 1947 r. w tzw. procesie krakowskim WiN i Polskiego Stronnictwa Ludowego (oskarżał zastępca naczelnego prokuratora Naczelnej Prokuratury Wojskowej, płk Stanisław Zarako-Zarakowski), po złagodzeniu wyroku z więzienia wyszedł w sierpniu 1956 r.
W tej samej sprawie Kędziora przesłuchiwał prezesa II Zarządu Głównego Zrzeszenia WiN Franciszka Niepokólczyckiego, również skazanego w "procesie krakowskim" na trzykrotny KS (na wolność - po zmianie kary na dożywocie - wypuszczono go w grudniu 1956 r.) [...]
Więcej czytajcie tutaj: http://www.asme.pl/121015852545978.shtml
"[...] ten, co odszedł, jeśli czcimy jego pamięć, jest potężniejszy i bardziej obecny od żywych". Antoine de Saint-Exupéry, "Twierdza"
2. to bydlę powinno być osądzone juz dawno i skazane
zamiast tego, miłosiernie wypłacamy tym mordercom i katom Polaków, emerytury, leczymy w lecznicach resortowych i wypoczywają w ekskluzywnych ośrodkach - jak Jaruzelski, chroniony przez BOR.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
3. Maryla
To bydlę dawno już powinno dostać tabletką 9mm. jako wyrok za znęcanie się nad polskimi patriotami, tylko kto ma to zrobić jak co trzeci "patriota" III RP to TW lub KO. Boże za co mnie tak karzesz pozwalając żyć w takim szambie????? ;(
RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ /Józef Piłsudski/