KOSZT SYMBOLU „PRZYJAŹNI”. (Aleksander Ścios )

avatar użytkownika Redakcja BM24

Umowa gazowa z Rosją powinna stać się symbolem wasalnych, asymetryczny stosunków łączących grupę Donalda Tuska z reżimem płk Putina. Trzeźwa analiza sytuacji zaistniałej po 10 kwietnia, ale też liczne przekazy prasy rosyjskiej i wypowiedzi moskiewskich polityków nie pozostawiają wątpliwości, że rząd Tuska i inne organy państwa polskiego traktowane są jako adresaci żądań i wykonawcy poleceń, nie tylko w kwestii najważniejszej w historii katastrofy lotniczej, ale także w sprawie wielomiliardowego kontraktu o strategicznym znaczeniu dla przyszłości Polski.

Na tak uwłaczającą relację pozwolono Rosjanom już we wrześniu 2009 roku, przyjmując jako podstawę przyszłego kontraktu gazowego dyrektywy wydane przez Władimira Putina, zmierzające do ograniczenia polskich wpływów na spółkę zarządzającą gazociągiem.

Przez cały okres negocjowania umowy polskie społeczeństwo było pozbawione elementarnej wiedzy o jej rzeczywistych warunkach i karmione propagandowymi banałami o rzekomych „sukcesach negocjacyjnych”. Jak sukcesy te wyglądały w praktyce, mogliśmy się przekonać, gdy do mediów przedostały się informacje o niektórych ustaleniach umowy. Dowiedzieliśmy się zatem, że:

-    za gaz dostarczany z Rosji zapłacimy znacznie więcej, niż inni odbiorcy (330 USD 1000m/3) ze świadomością, że cena ta będzie wzrastać,

-  stawki za tranzyt gazu, jakie Gazprom ma płacić Polsce są niższe nawet od stawek, jakie Rosjanie płacą Białorusi. Od marca br. za tranzyt 1 tys. m sześc. gazu na odległość 100 km Gazprom płaci Polsce równowartość 1,74 dol.(Białorusi – 1,88, Ukrainie – 2,74)

- zrezygnowaliśmy z wpływów w zarządzie i radzie nadzorczej spółki tranzytowej EuRoPol Gaz poprzez niekorzystne zapisy w jej statucie, wykluczenie spółki Gas Trading oraz zaniżenie dochodów spółki z tranzytu i rocznego zysku do 21 mln zł rocznie,

- godząc się na utrzymanie indeksacji ceny gazu do cen ropy do 2037 r. skazaliśmy się na wysokie ceny tego paliwa przez cały okres umowy,

-   zrezygnowaliśmy z zasądzonych (przez rosyjski sąd) 25 mln dolarów od Gazpromu za tranzyt za rok 2006 oraz należności za kolejne trzy lata w wysokości ok. 180 mln dolarów,

-    zobowiązaliśmy się do odbioru 10,25 mld m sześć. gazu w 2011r., co stanowi blisko 2,8 mld m3 więcej niż odbieramy teraz w ramach kontraktu jamalskiego i 11 mld m sześc. w latach 2012-2019,

-  za nadwyżki gazu zapłacimy, niezależnie od tego czy zostaną wykorzystane,

- realny nadzór nad polskim odcinkiem gazociągu jamalskiego nadal pozostanie w rękach rosyjskich, a spółka Gaz System pełnić będzie rolę operatora,

-        przyznaliśmy Gazpromowi monopol na tranzyt gazu przez leżący na terenie Polski rurociąg do roku 2045,

-        zagwarantowaliśmy Rosji podpisanie nowego kontraktu na przesył gazu przez terytorium Polski na okres od 2020 do 2045 r. w wysokości około 28 mld m3 rocznie.

Kształt umowy świadczy o jej całkowitym podporządkowaniu interesom rosyjskim, głownie w zakresie opłaty tranzytowej i prawa własności do polskiego odcinka rurociągu. Tzw. polscy negocjatorzy nie zadbali również o zabezpieczenie roszczeń z tytułu rosyjskich zaległości za przesył gazu (mówi się nawet o ponad 400 mln USD) i nie byli zainteresowani powierzeniem zarządu nad polskim odcinkiem gazociągu niezależnemu operatorowi. Ta sprawa stała się m.in. powodem zarzutów Komisji Europejskiej i groźby skierowania skargi przeciwko Polsce do unijnego Trybunału Sprawiedliwości w Luxemburgu. Nawet wówczas strona polska broniła postanowień umowy – w tym pozostawienia zarządu nad Jamałem spółce EuroPol Gaz, - choć było oczywiste, że są one niekorzystne z punktu widzenia naszych interesów.

W zarzutach formalnych KE podnosiła m.in. że „EuRoPol Gaz ogranicza dostęp pomiotów trzecich do oferowanych usług tj. nie zapewnia zdolności przesyłowej w obu kierunkach w żadnym punkcie wejścia ani wyjścia systemu. Ponadto spółka nie wdrożyła ani nie opublikowała tzw. mechanizmów alokacji zdolności przesyłowej oraz. nie podaje do wiadomości publicznej żadnych informacji o technicznej, zakontraktowanej i dostępnej zdolności przesyłowej dla żadnego punktu wejścia ani wyjścia w swoim systemie przesyłowym”.

Choć wiceminister skarbu Mikołaj Budzanowski po spotkaniu w KE orzekł, że Polska rozwiała wszystkie wątpliwości Komisji Europejskiej dotyczące umowy operatorskiej o zarządzaniu polskim odcinkiem gazociągu, można uznać, że było to stwierdzenie na wyrost, wprowadzające w błąd opinię publiczną.

Z „oświadczenia komisarza UE ds. energii w sprawie Gazociągu Jamalskiego oraz umowy gazowej pomiędzy Polską i Rosją” z dnia 4 listopada br. wynika jednoznacznie, że umowa o zarządzaniu polskim odcinkiem wymaga uzupełnień „o dalsze elementy niezbędne do prawomocnego wdrożenia tej umowy”. KE chce, by porozumienie operatorskie zostało uzupełnione o postanowienia wykonawcze w zakresie:

-    obliczania zdolności przesyłowych z uwzględnieniem zasady “wykorzystaj lub strać”,

-    alokacji zdolności przesyłowych przez operatora na zasadach transparentnych i niedyskryminujących,

-    oferty odwrotnego przesyłu gazu,

-   ustalania niedyskryminujących taryf na podstawach kosztowych, 

-   ekspansji i rozwoju Jamalu w przyszłości.

Jest zatem oczywiste, że mimo propagandowego odtrąbienia sukcesu umowy gazowej, nadal pozostaje ona dokumentem nieprawnomocnym, a KE dostrzega w niej zapisy niejednoznaczne i niebezpieczne dla unijnej polityki energetycznej.

Model według którego skonstruowano umowę dobitnie ilustruje jej zapis mówiący, iż strony zgodziły się, by w przypadku wniesienia zmian w prawie polskim wynikających ze zobowiązań międzynarodowych wiążących Polskę, które to zmiany dopuszczają możliwość zachowania przez właściciela gazociagu funkcji operatora, strona polska będzie sprzyjać temu, aby EuRoPol Gaz S.A., według swojego wyboru miał prawo samodzielnie pełnić funkcję operatora, w tym funkcje przekazane OGP Gaz-System S.A. zgodnie z umową operatorską” oraz, że „jeżeli powyższe zobowiązania międzynarodowe wiążące Polskę, celem zwiększenia atrakcyjności inwestycyjnej kluczowych projektów infrastruktury gazowej, przewidują możliwość zwolnienia gazociągu z obowiązku zapewnienia dostępu stron trzecich, strona polska będzie sprzyjać temu, aby EuRoPol Gaz S.A. w tym stopniu, w którym wymienione zasady mają zastosowanie do niego, mógł wg własnej decyzji skorzystać z tego zwolnienia.”.

Z przebiegu blisko dwuletnich negocjacji oraz końcowych ustaleń umowy wynika, że podstawowym celem wspólnej gry prowadzonej przez Putina i grupę rządzącą Polską, było przede wszystkim zapewnienie Rosji władania eksterytorialnym odcinkiem gazociągu jamalskiego i czerpania z niego politycznych i ekonomicznych korzyści. Nawet pusta rura pozostająca pod rosyjskim nadzorem, byłaby nadal ważnym narzędziem nacisków na Polskę, a poprzez związanie całej infrastruktury przesyłowej ograniczałaby możliwości korzystania z innych źródeł zaopatrzenia w gaz.

Najbardziej dotkliwą finansowo konsekwencją umowy, jest rezygnacja z pobierania przez Polskę opłat za tranzyt gazu przez nasze terytorium, zgodnie z realnymi stawkami. Zdaniem wielu ekspertów wysokość tej opłaty powinna wynosić 2,75 USD za 1000 m. sześc. na 100 km. Zgodnie z założeniami rurociągiem jamalskim miało przepływać 65 mld. m sześc. gazu, zatem opłata za tranzyt winna wynosić przeszło półtora miliarda dolarów rocznie. Polska nigdy nie domagała się od Rosji takiej kwoty, a obecna umowa zawiera regulację w postaci zapisu, iż dochód spółki EuroPol Gaz z tranzytu i rocznego zysku nie może przekroczyć 21 mln zł rocznie. Zapis ten daje zatem Rosji gwarancję, że Polska nie otrzyma realnej stawki za tranzyt gazu.

W tym kontekście warto przypomnieć, iż na kilka tygodni przed tragedią smoleńską w Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego przedstawiono raport ekspertów sporządzony pod kierunkiem Piotra Naimskiego z którego jednoznacznie wynikało, że Polska nie pobiera opłaty za tranzyt gazu i kwestię tę należy podnieść w toku prowadzonych negocjacji. Główny wniosek, płynący z przedstawionego wówczas raportu sprowadzał się do stwierdzenia, że umowa z Rosją jest niekorzystna dla Polski i zagraża naszemu bezpieczeństwu. Już wówczas Prezydent poważnie zastanawiał się nad prawnymi możliwościami zablokowania umów z Gazpromem i prowadził w tej sprawie liczne konsultacje.

Wbrew twierdzeniom Tuska i Pawlaka, jakoby decyzja o podpisaniu kontraktu gazowego wynikała z kalkulacji ekonomicznych (których nikt do tej pory nie przedstawił) i nie ma nic wspólnego z żadną „ideologią” - była ona podyktowana wyłącznie racjami politycznymi, których wspólnym mianownikiem jest podporządkowanie Polski rosyjskim wpływom i interesom.

W rządowym dokumencie „Uzasadnienie wniosku o udzielenie przez Radę Ministrów zgody na podpisanie umowy między Rzeczpospolitą Polską, a Federacją Rosyjską” zapisano wprost:

Wejście w życie obu ww. umów będzie sprzyjać poprawieniu współpracy w sektorze gazowym pomiędzy Rzecząpospolitą Polską a Federacją Rosyjską. Przyczyni się do tworzenia pozytywnego klimatu społecznego, gospodarczego i politycznego we współpracy między oboma państwami.”.

Mając na uwadze, że w umowie brakuje wyrazistych, ekonomicznych pożytków, jej podstawowym celem będzie długoletnie i wyniszczające związanie naszej gospodarki potrzebami rosyjskich eksporterów źródeł energii i uczynienie z Polski organizmu uzależnionego od paliwowego „krwioobiegu” Federacji Rosyjskiej. Moskwa od początku traktowała umowę jako element politycznego uzależnienia Polski, a istotą kontraktu nie było zapewnienie dostaw gazu (to można osiągnąć szybko i w kilka innych sposobów) a utrwalenie wpływów Rosji i zapewnienie jej eksterytorialnego instrumentu władzy.

W powiązaniu z wyznaczoną Polsce rolą „konia trojańskiego” wspomagającego Moskwę w europejskiej ekspansji politycznej, taka koncepcja umowy gazowej wydaje się logiczna i korzystna w długofalowej strategii podboju Europy.

 

 

Artykuł opublikowany w miesięczniku „Nowe Państwo” 11/2010

 

http://bezdekretu.blogspot.com/2010/11/koszt-symbolu-przyjazni.html

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz