O naszym programie- Teoria wrzodu, czyli odpowiedź Karłowiczowi
Wczoraj przeczytałem dość długa notkę o programie dla Pis mec. Mikosza i się z tym programem nie zgodziłem, bo nie jest on właściwy dla naszej obecnej sytuacji. Z dyskusji, że odniosłem wrażenie, że nie bardzo zdajemy sobie sprawę z tego co się u nas dzieje, więc nie wiemy czego chcieć. Mój znajomy, od ponad roku lansuje teorię wrzodu. On twierdzi, że w tej chwili naród Polski wydala z siebie osoby obce mu kulturowo. Tak jak po 1945 roku zostaliśmy zalani przez barbarzyńców ze wschodu, którzy stanowili aparat okupanta, tak teraz ludzi przesiąkniętych obcą nam kulturą trzeba usunąć z życia społecznego. Organizm człowieka, jak broni się przed infekcją, to gromadzi zarazki “do kupy” i w bardzo widocznych miejscach. ( Wbrew pozorom, dla organizmy nawet jeśli tworzy wrzód na d … to właśnie w widocznym miejscu. Nasza natura zwierzęca skłania do patrzenia w te okolice.) Organizm społeczny działa podobnie. Zebrać “do kupy”, by wydalić. Zawsze jednak temu procesowi towarzyszy osłabienie i gorączka. Może się wydawać, że narastający wrzód to nastająca choroba, a tak na prawdę to pierwszy krok do zdrowia. Buntownicy z Pisu potwierdzają tę teorię bardzo dobrze. W końcu Poncyliusz i chyba Kowal powiedzieli, że im w okopach niewygodnie, Kluzik -Rostkowska uzależniła pozostanie w Pisie od otrzymania fotela wice-marszałka Sejmu. ( dzisiaj przeczytałem, że wrzucają wsteczny, że Jk-R juz nie chce być wicemarszałkiem Sejmu, ale to już a późno) Zwracam na to uwagę, bo w końcu czym my różnimy się od nich? Podstawową różnicą jest nasz stosunek do rzeczy wspólnej, państwa, narodu, rodziny(?), czy nawet firmy . Są to obowiązki nasze. Rzeczy wspólne dla nas powstają z naszych darów. Czasem z naszych pieniędzy, innym razem z naszego czasu poświęconego tej rzeczy albo choćby z zaangażowania emocjonalnego. Ale zawsze rzecz wspólna wymaga od nas “czegoś” i dlatego jest wspólna. Oni zaś uważają, że życie to nie dawanie z siebie, a branie ile się da, możliwie najmniejszym kosztem. Odnoszę wrażenie, że Migalski, Pocyliusz czy Kluzik-Rosrkowska nie tyle są politykami, co postanowili “robić w polityce”. Oczekują więc ekwiwalentu zarówno finansowego jak i prestiżowego za swój czas i wysiłek. Oni nie tworzą rzeczy wspólnej darem a chcą z nią handlować. Dla nich nie ma rzeczy wspólnej poza ich siuchtą. Oni żyją w roju a nie w społeczeństwie. Tak więc są nam obcy i żaden z nich nie powinien być w naszej formacji społecznej, bo ich obecność może nam uniemożliwić dobre funkcjonowanie, może utrudnić zbudowanie naszej tożsamości jako ludzi innych od nam obcych. Wreszcie więc ich nie ma! Oczywiście wydalenie ich było męczące i wywołało gorączkę, ale nie dużą i tak bardzo się nie zmęczyliśmy. Wygląda też na to, że jesteśmy o krok od zwycięstwa. Ja wiem to brzmi dziwnie ale sami rozważcie. Osoby już starsze, które pamiętają okres pierwszej Solidarności na pewno zgodzą się ze mną, że wiele podstawowych organizacji partyjnych współpracowało z komórkami Solidarności bardzo blisko, że wielu partyjnych po stanie wojennym oddało legitymacje partyjne, że stanowiło z nami jedno. Tak więc przynależność partyjna nie była kryterium pozwalającym oznaczyć naszych przeciwników na tyle jednoznacznie, by była możliwa dekomunizacja. Z kolei jak była niemożliwa dekomunizacja, to również trudna była deubekizacja. SB było narzędziem partii. Jeżeli nie usuwamy partyjnych ze społeczeństwa , to dlaczego usuwać ich narzedzie? W końcu powstał PRL-bis, czyli nie to co chcieliśmy. W tej chwili rysuje się podział społecznym, który tamte problemy rozwiązuje. Jeśli my nie będziemy uczestniczyć w żadnych władzach, to nie będziemy chronić ich dotychczasowego kształtu. Będziemy mieć wolną rękę do autentycznych, instytucjonalnych reform naszego kraju. Im się wydaje, że jak nas odizolują to uniemożliwią na działanie a jest odwrotnie. To przypomina mi ich postawę z 2005 roku, kiedy to pomyśleli sobie, że jak obraża się na Kaczyńskiego i Pis, to Pis nie powoła rządu. A Pis rząd powołał i stąd obecne kłopoty. Tak samo teraz dopiero mamy mozłiwość stworzenia sobie na nowo naszego państwa. Nie mamy wreszcie nic wspólnego z PRL-em! Wydziliśmy się to początek sukcesu a nie porażka! A teraz Pan Karłowicz. Dlaczego nie możłiwa jest pokojowa koegzystencja miedzy obiema formacjami, dlaczego konflikt jest na śmierć i życie. Bo chodzi o godność i pieniądze, czyli o wszystko. Jeżeli dla mnie państwo to zbiorowy obowiązek to ja się pytam jak ten obowiązek realizuje osoba zatrudniona w sferze budżetowej. Niech Teologia Poliytczna odpowie jak wie. Oni twierdzą, że też płacą podatki , ale to nie prawda. Wszystkie pieniądze jaki są w systemie pochodzą z jednego źródła - są to producenci dóbr i usług wymienialnych. Bo po to by wyemitować złotówkę najpierw musi postać jakiś towar o tej wartości. Wartość towaru określają jego nabywcy. Czyli producent służy w ten sposób społeczeństwu i jest na bieżąco przez społeczeństwo rozliczany z jego służby. Jeśli ktoś pracuje w sferze budżetowej to sam nie płaci podatków, bo wszystkie pieniądze jakie ma są właśnie podatkiem, który częściowo musi zwrócić do skarbu państwa! Nie ma mówiąc matematycznie “kwadratu podatku”, czyli podatku wypłacanego ponownie państwu z jego podatków -to bzdura. Nikt w sferze budżetowej nie dzieli zarobionych pieniędzy na własne i publiczne, bo ma tylko pieniądze publiczne, które co prawda częściowo wydaje na własne potrzeby, tak w pracy jak w domu, a częściowo na potrzeby sprawowanej funkcji, ale to zupełnie co innego. Czy z tego wynika, że jest on będąc osobą finasowną z budżetu osobą lepszą od producenta, który musi służyć jemu w dwójnasób, raz produkując towar, który on zaakceptuje, a drugi raz płacąc podatki! Nie, państwo to zbiorowy obowiązek wszystkich i tych co pracują w sferze budżetowej i tych co robią dobra i usługi wymienialne. Jak więc mogą pracownicy sfery budżetowej włączyć się do zbiorowego obowiązku. Ano w ten sposób, że ich praca będzie służebna wobec tych co robią coś na handel. Czyli w pracy nie realizują własnych ambicji - tak jak tego nie robią producenci dóbr i usług wymienialnych, a realizuja ich potrzeby ( a nie własne poglądy czy ambicje!). Swoje zaś potrzeby realizują po pracy, w sklepie. Z tym, że oni nie chcą nikomu służyć tylko samemu sobie . Oni uważają, że człowiek ma prawo do kariery, do korzyści z zajmowanego stanowiska publicznego, którego uzasadniem jest jego własna wspaniałość- wykształcenie, wygląd, gracja i wdzięk towarzyski. My zaś tego prawa nie kwestionujemy, ale ograniczamy. Tak każdy kto zajmuje stanowisko publiczne ma prawo do wynagrodzenia ale tylko jako do odszkodowania za nie zajmowanie się własnym interesami tak finasowymi jak i emocjonalnymi. Jeśli ktoś z nich choć raz zapyta się co on będzie miał z jakiegoś działania to traci prawo do wynagrodzenia, bo nie zajmuje się cudzymi interesami, jak powinien, a własnymi. A co zpracownikami naukowymi, zwłaszcza samodzielnymi. Ciekawe pytanie- oni niestety też muszą się właczyć do pracy na rzecz “handlowych”, tyle, że mogą to zrobić jak chcą, ale też muszą. Czyli oni walczą z nami o nasze zniewolenie a my z nimi o nasza wolność. Tu nie ma miejsca na żadną przestrzeń wspólną. SWtą wojan atomoawa Karłowicza. Przy czym oni musza przegrać. Dlaczego? Dlatego, że jeżeli nie będą służyć producentom, to produkcja ustanie całkowicie a wtedy i oni nie będą mieli pieniędzy dla siebie. I historia zarówno ZSRR, jak i Korei Płn, czy Kuby potwierdza to w całości. ZSRR nie przetrwał by gdyby nie pomoc materialna z zachodu, gdyby nie możliwość importowania maszyn, urządzeń i zboża z zachodu. Podobnie jest na Kubie i w Korei. Natomiast my bez nich damy sobie radę świetnie, czyli jesteśmy silniejsi. Dlatego nie boję się “wojny atomowej” z nimi. Nie jestem nią zachwycony, ale “mój klient, mój pan”.
- UPARTY - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz