misja gruzińska
Na przyszłości się nie znam – nie jestem wróżką. Teraźniejszość jest mgnieniem. Pojęcie teraźniejszości rozszerzany sobie sztucznie, a tak naprawdę wszystko co się działo przed tym kliknięciem w klawisz – jest już przeszłością. Przeszłość jest naszym podstawowym dostarczycielem wiedzy i doświadczenia.
Wracam do misji gruzińskiej prezydenta Kaczyńskiego – bo bardzo mało o niej wiem. Myślę, że część internautów jest lepiej poinformowana niż ja i coś do mojego tekstu dorzuci. Mam tylko serdeczną prośbę – o ile to możliwe bez inwektyw, bo to ogranicza ewentualną płaszczyznę porozumienia.
Moją próbę analizy tego jakże ważnego a niedocenianego wydarzenia usprawiedliwiam tym, że większość rodaków wie na ten temat jeszcze mniej ode mnie.
Mam zamiar skupić się jedynie na wizycie z dnia 12 sierpnia 2008 roku nazywając ją Wizytą Pięciu Prezydentów, mimo iż wiem, że na tę wizytę wyjechali czterej prezydenci, jeden premier i jeden minister spraw zagranicznych. Do Tbilisi dotarli na pewno czterej prezydenci i jeden premier – bo ich widziałem na ekranie telewizora. Co się stało po drodze z ministrem – nie wiem.
Swoją opowieść zacznę od początku XIX w. kiedy to ostatecznie Gruzja weszła w skład imperium rosyjskiego. Ten stan rzeczy utrzymywał się do 10 lutego 1918 r. W tym dniu wszystkie kraje zakaukaskie oddzieliły się od – rewolucyjnej już – Rosji próbując stworzyć wspólny organizm państwowy. Próba widocznie się nie udała, jeżeli w maju 1918 roku powstała Demokratyczna Republika Gruzji, która jednak już w marcu 1921 roku straciła suwerenność na rzecz imperium – tym razem – sowieckiego.
Zróbmy ranking deklaracji niepodległości:
1. Ukraina proklamowała niepodległy byt 25 stycznia 1918 roku
2. Litwa – 16 lutego 1918 roku,
3. Estonia – 24 lutego 1918 roku.
4. Polska – 14 listopada 1918 roku
5. Łotwa – 18 listopada 1918 roku
Trudno było zagrać rolę lidera w regionie kiedy się przyszło tak późno.
Interesujące jest, że z wymienionych w tym tekście państw wszystkie – poza Łotwą proklamowały niepodległość znacznie wcześniej niż Polska, a po kilku latach wojen z Rosją utrzymały ją przez całe dwudziestolecie – cztery: Polska, Litwa, Łotwa i Estonia. Na Ukrainie i w Gruzji zbyt wiele osób na początku marzyło o komunizmie, czynem popierając swoje marzenia, a potem już na wszystko było za późno.
I jeszcze dwie ważne uwagi
1. Po I wojnie wszystkie wymieniane wyżej kraje – z wyjątkiem Gruzji budowały swoje państwowości w całości lub znacznej części na terytoriach należących wcześniej do Rzeczypospolitej obojga Narodów.
2. Po II wojnie wszystkie – z wyjątkiem Polski – weszły w skład Związku Sowieckiego.
Z mojej prywatnej analizy sytuacji pod koniec I wojny światowej wynika, że gdyby nie przystąpienie do wojny Stanów zjednoczonych (kwiecień 1917) wszystko potoczyłoby się inaczej. Bolszewicy doczekaliby się spokojnie wybuchu rewolucji w co najmniej kilku krajach na zachodzie, a tak – rewolucja w Niemczech przyszła za wcześnie, a Anglia i Francja, – które przed pojawieniem się w Europie kilku milionów uzbrojonych Amerykanów były chyba równie bliskie nokautu jak Niemcy – nagle mogły ogłosić zwycięstwo i dyktować warunki.
Trudno sobie wyobrazić rewolucyjny burdel, który by nastąpił w Europie, gdyby nie chłopcy zza wielkiej wody. Porządkowanie tego zajęłoby co najmniej ze sześć lat.
A za nami kto by się w Europie ujął – gdyby nie Wilson i jego chłopcy? W Europie nie mieliśmy sprzymierzeńców.
Traktat wersalski – który nam coś dawał – można uznać za osobisty sukces prezydenta Wilsona – bowiem już kongres amerykański go nie przyjął. Niemcy traktatu nie podpisały, Rosja też nie – ani czerwona ani biała. W wojnie z bolszewią poza Węgrami nikt nam nie pomógł. To, że Francuzi odesłali do Polski tzw. „błękitną armię”? Żadna łaska! A na co ona im była po skończonej wojnie. Anglicy też się pozbywali Polaków w ćwierć wieku później.
Traktat wersalski po deklaracji Wilsona dał nam pewne wsparcie, ale gdyby nie było powstania – Wielkopolskę zajęli by Niemcy, podobnie byłoby ze Śląskiem.
Gdybyśmy nie wygrali wojny w 20 roku – nie byłoby Polski. Podzielilibyśmy los Gruzji i Ukrainy.
Dla zachodu byliśmy kulą u nogi, dla Niemców i Rosji – bękartem traktatu wersalskiego. Ukraińcy nas nienawidzili za Lwów, Litwini nas nienawidzili za Wilno.
W Europie w latach 1922 – 26 zawarto trzy układy międzynarodowe: W Rapallo w 1922 roku,
potem w Locarno w październiku 1925 r. i w Berlinie 25 kwietnia 1926 roku. Wszystkie trzy śmiertelnie niebezpieczne dla Polski. Polska – jak to napisał Wańkowicz – była zielem na kraterze.
Piłsudski już w czasie wojny zdawał sobie sprawę, że sami będziemy zbyt słabi aby się oprzeć zachłannym sąsiadom – stąd wyrosła koncepcja jakiegoś zgrupowania państw sąsiadujących wspierających się wzajemnie.
Przypomnę, że Ukraina jeszcze przed Polską proklamowała niepodległość i wybór Piłsudskiego padł przede wszystkim na nią. Był to z całą pewnością niesłychanie trudny partner – ale lepszego w pobliżu nie było. Niebezpieczeństwo przeorientowania Ukrainy z Rosji na Polskę polegało przede wszystkim na tym – że to był spichlerz wygłodzonej wojną i rewolucją Rosji. Jej utrata mogłaby zadecydować o klęsce rewolucji. W początkach 20 roku wyglądało jednak na to, że Ukraińcy naprawdę chcą niepodległości. Pojawił się Petlura, który zdawał sobie sprawę z tego, że Ukraina – albo będzie budowała swoją niepodległość na sojuszu z Polską – albo wolnej Ukrainy nie będzie. Ataman – skłoniony zresztą przez Piłsudskiego do tego sojuszu pod sporą presją– ruszył wraz ze swoją armią z Polakami na wyprawę kijowską.
Skończyła się ona fiaskiem, ale Piłsudski się jeszcze nie zniechęcał.
Niemal natychmiast po zakończeniu działań wojennych w 20 roku – czyli po bitwie niemeńskiej i zagonie na Korosteń (ok. 50 km na wschód od wytyczonej w traktacie ryskim granicy) – na Ukrainę wysyłani byli emisariusze, którzy mieli jeszcze próbować zachęcać Ukraińców do dalszej walki o niepodległość. Jednym z nich był Stanisław Szolin – dziadek mojego przyjaciela. Misja była o tyle udana, że wysłannik wrócił żywy, ale już w Polsce agentura sowiecka tak mu deptała po piętach, że musiał emigrować do Ameryki Południowej.
Po wojnie Piłsudski roztoczył opiekę nad Petlurą.
Ataman był ukrywany w prywatnych domach i nieźle zakonspirowany. Opiekował się nim Henryk Józewski późniejszy wojewoda wołyński. OGPU wiedziało jednak, że ukraiński przywódca jest w Polsce. Po wycofaniu się Piłsudskiego w połowie 1923 roku z wszelkich prac państwowych nacisk Moskwy (podobno kół dyplomatycznych) na rząd polski stał się tak silny, że zdecydowano się Petlurę z Polski wyprosić. Wyjechał on na Węgry w dwa tygodnie po upadku rządu Witosa. Decyzję o wydaleniu mógł podjąć premier Witos lub jego minister spraw zagranicznych Roman Dmowski. Nie można wykluczyć, że zadecydował o tym urzędujący po Witosie premier Sikorski, ale tego już nie dojdę.
Petlura został zamordowany w Paryżu w dniu 25 maja 1926 r.
Zbiegiem okoliczności stało się to w kilka dni po tym, jak w Polsce zakończył się przewrót majowy i do władzy wrócił orędownik sprawy współpracy polsko ukraińskiej – Piłsudski.
Może ktoś się obawiał, że marszałek ściągnie z powrotem Petlurę do Warszawy i znowu zacznie grać kartą ukraińską. Jeżeli by tak miało być, to nawet łatwo wskazać tego – kto się obawiał. Zabójca Pelury – o nazwisku Szolem Szwarcbard był agentem OGPU (dla niewtajemniczonych – kolejna wersja NKWD).
Niełatwe było życie ludzi dążących do współpracy polsko –ukraińskiej i odwrotnie tzn. ukraińsko-polskiej.
• Semen Petlura zabity w zamachu j.w
• Tadeusz Hołówko zginął w zamachu zorganizowanym przez nacjonalistów ukraińskich w 1931 r.
• Bronisław Pieracki zginął zastrzelony przez Hryhorija Maciejkę w roku 1934 r.
• Henryk Józewski ranny w zamachu w 1944 r. – sprawcy nie wykryci.
• Józef Piłsudski – nieudany zamach we Lwowie w 1921 roku.
Ten zamach opiszę szerzej w ślad za internetowym przekazem.
Zamach zorganizowała ukraińska organizacja „Wola”. Drogą losowania wybrano wykonawcę. Został nim Stepan Fedak. Spiskowcy znali dokładnie plan pobytu Piłsudskiego we Lwowie. Plan zamachu był opracowany szczegółowo ale w części zabezpieczenia zamachowca po wykonaniu egzekucji nie był chyba realny.
Po prostu czynności, które trzeba wykonywać w ułamkach sekund – trzeba ćwiczyć wcześniej wielokrotnie.
‘
25 września 1921 Naczelnik Państwa Józef Piłsudski przyjechał z oficjalną wizytą do Lwowa, aby otworzyć zorganizowane w tym mieście pierwsze Targi Wschodnie. Po uroczystym powitaniu na dworcu, defiladzie wojskowej, wśród długiego szpaleru uczniów lwowskich szkół i mieszkańców Lwowa, odkrytym samochodem, w towarzystwie prezydenta miasta Józefa Neumanna Piłsudski udał się do katedry łacińskiej. Po mszy złożył kurtuazyjną wizytę arcybiskupowi lwowskiemu Józefowi Bilczewskiemu i pojechał do parku Stryjskiego na otwarcie Targów. Po uroczystościach, a także pośpiesznym zwiedzeniu ekspozycji udał się na kolejne spotkania - z bankowcami, dziennikarzami i wreszcie do ratusza na uroczystość odsłonięcia ufundowanego przez władze miejskie wielkiego godła państwowego. Po zakończonych obiadem uroczystościach, około godz. 20 Piłsudski wyszedł z ratusza bez eskorty, w towarzystwie wojewody lwowskiego Kazimierza Grabowskiego. wsiedli pod ratuszem do odkrytej limuzyny (Piłsudski siedział z lewej strony). Samochód ruszył bardzo wolno, gdy nagle rozległ się głośny huk. Wojewoda, pewien, że to wystrzał ze źle wyregulowanego silnika samochodu, siedział wyprostowany, natomiast Piłsudski, który od razu poznał, że to strzał z pistoletu, odruchowo pochylił głowę. Pocisk minął go o włos. Padły kolejne dwa strzały. Jeden pocisk trafił wojewodę w prawe ramię, drugi - w lewą rękę. Wojewoda osunął się z siedzenia, Piłsudski podtrzymał go. Starszy posterunkowy policji Jakub Skweres rzucił się na zamachowca i chwycił go za gardło. Padający Fedak strzelił czwarty raz i ranił się w pierś. Tłum ludzi rzucił się na niego. Od niechybnej śmierci uratowali go policjanci i żołnierze z warty przed ratuszem, którzy kolbami karabinów roztrącili linczujących.
Wojewoda został opatrzony przez lekarzy i udał się do domu, natomiast Piłsudski pojechał zgodnie z planem do Teatru Wielkiego, gdzie został owacyjnie powitany przez zgromadzoną tam publiczność.
Ranny, ciężko pobity Fedak pod eskortą policji trafił do szpitala. W rok później został skazany na 6 lat więzienia.
No cóż – jaka wizyta taki zamach?
Fedan to nie jedyny zamachowiec na świecie, któremu nie udało się zabić.
Po tym przydługim wstępie przejdę do wojny rosyjsko-gruzińskiej z 2008 roku i misji pięciu prezydentów.
Cóż tu można powiedzieć: Dla mnie ,na przykład, chyba najważniejsze było to, że bodaj po raz pierwszy liderzy czterech sąsiedzkich państw, których narody raczej nie należą do „cmokierów” Polski, (co najlepiej widać w przypadku Litwy) – podjęło na wniosek polskiego prezydenta bardzo ryzykowną akcję. Ryzykowną – że tak powiem – wielowątkowo. Bo to i strach o własne życie i strach o pozycję we własnym kraju, czy niepokój, co powie Unia Europejska. We wszystkich wyżej wymienionych kwestiach można było jeszcze znaleźć jakieś za i przeciw, natomiast jedno było pewne, że Rosji ta wycieczka podobać się nie będzie.
Rosyjscy dyplomaci to nie gamonie i ćwoki tylko świetni politycy, którzy od wieków potrafili wodzić za nos premierów Anglii (vide Pitt – 1770 - 1782), czy władców Francji (vide Napoleon), umiejący myśleć historycznie, znający świetnie historię i posługujący się nią bez żadnych skrupułów, zupełnie cynicznie.
Cóż się więc stało między 6 i 11 sierpnia, że tych pięciu ludzi odpowiedzialnych za swoje narody i państwa spakowało nesesery i wyruszyło na południowy wschód.
To co wiadomo z całą pewnością! Po pięciu posiedzeniach Rady Bezpieczeństwa ONZ szef tego czcigodnego ciała ogłosił jego bezradność, bowiem Rosja jako stały członek rady wetuje wszelkie uchwały.
Zaraz potem Sekretarz generalny NATO stwierdził, że wszystko powinno wrócić do stanu sprzed 6 sierpnia.
Świetna rada – sam bym takiej potrafił udzielić.
11 sierpnia Rosja odrzuciła propozycję rozejmu sformułowaną przez Gruzję twierdząc, że nie będzie jej nawet rozpatrywać.
Tymczasem wojska rosyjskie przekroczyły granice rdzennej Gruzji i zaczęły zdobywać kolejne miasta, przejmować magazyny broni i zbliżyły się do Tbilisi.
Tej nocy Bush, który już wcześniej był poinformowany o zamiarach Kaczyńskiego zadzwonił do polskiego prezydenta i w rozmowie poparł jego inicjatywę w całej rozciągłości.
Taka była w przybliżeniu sytuacja w chwili wyjazdu misji pięciu prezydentów.
Zakładam, że prezydent Sarkozy zdecydował się udać do Moskwy dopiero o uzyskaniu informacji, że misja pięciu już wyruszyła z Warszawy. Tak w każdym razie wynika z analizy sekwencji czasu.
Również z „czarnej skrzynki” konfliktu rosyjsko-gruzińskiego wynika, że świat rankiem 12 sierpnia nie miał żadnej koncepcji – co robić dalej.
Prezydenci pięciu państw – ze względów bezpieczeństwa zostali zawiezieni polskim rządowym samolotem jedynie do Ganii w Azerbejdżanie a następnie samochodami ok. 250 km. – przesiadając się na granicy dotarli do Tbilisi.
Misja pięciu dotarła do Tbilisi nocą z 12 na 13 sierpnia. Podobno pół godziny wcześniej pojawił się w stolicy Gruzji prezydent Sarkozy już po rozmowach na Kremlu. Jak stwierdził w TV były premier III RP pan Leszek Miller, prezydent Francji przyleciał z Moskwy swpim prezydenckim samolotem,ale w asyście rosyjskich myśliwców (Skąd on to wie?). Sarkozy nie wyszedł do zgromadzonych tłumów i nie spotkał się z członkami misji pięciu. A w każdym razie nie znalazłem na ten temat żadnych przekazów.
„Przyjechaliśmy tu żeby walczyć” – zaczął swoje twarde przemówienie Prezydent Kaczyński. Resztę chyba państwo znacie.
Misja pięciu nie przyniosła dostrzegalnych zmian na polu walki z godziny na godzinę. Wizyta Sarkozyego w Moskwie również nie. Nikt nie strzelał w powietrze z radości, że wojna się skończyła. Jeszcze 13 sierpnia Rosjanie podeszli bliżej pod Tbilisi ale miasta nie zajęli. Impet rosyjski wyraźnie osłabł.
Ale to sponiewierany we własnym kraju Kaczyński, a nie Sarkozy stał się bohaterem narodowym Gruzinów, tak jak niegdyś generał Bem – Węgrów.
W niespełna dwa lata później, na pogrzebie prezydenta Kaczyńskiego zebrały się bodaj wszystkie najważniejsze dramatis personae tamtej wizyty, a co istotniejsze również ich następcy na najważniejszych stanowiskach państwowych.
To ci ludzie wiedzą z całą pewnością to czego ja mogę się tylko domyślać. Jaki mianowicie był wkład myśli politycznej i działania Lecha Kaczyńskiego i w co? Ńo właśnie – w co!
Saakaszwili wie na pewno – że w uratowanie niepodległości Gruzji, ale co myśli Adamkus? Dlaczego zaangażował się w tę sprawę Juszczenko? O czym nie mówi Bush?
Na zakończenie i na marginesie – krótka opowieść o tym – jak można prowadzić politykę niejako u wylotu luf dział okrętowych
Kryzys gdański 1932 miał miejsce 14 czerwca 1932 roku.
Dwa lata wcześniej – w 1930 roku senat Wolnego Miasta Gdańska odmówił Polsce prawa do używania tego portu, uzyskując korzystne orzeczenie Stałego Trybunału Sprawiedliwości Międzynarodowej w Hadze.
Marszałek Józef Piłsudski postanowił wykorzystać wizytę pięciu brytyjskich niszczycieli w Gdańsku dla zamanifestowania praw Polski do zbrojnej obecności w tym mieście.
14 czerwca na redę gdańskiego portu wpłynął polski niszczyciel ORP "Wicher". Dowódca okrętu, kmdr por. Tadeusz Podjazd-Morgenstern, otrzymał od Piłsudskiego rozkaz, by w razie obrazy polskiej bandery przez władze Wolnego Miasta ostrzelać najbliższy budynek należący do jakiegokolwiek urzędu gdańskiego.
15 czerwca około godziny 9:30 brytyjski zespół wraz z ORP "Wicher" wszedł do portu. Pomimo oficjalnych protestów senatu Wolnego Miasta, polski niszczyciel stał zacumowany przy nabrzeżu. O 15:00 dowódca brytyjskiej flotylli, kmdr Henry Daniel Pridham-Wippell (późniejszy admirał) złożył dwudziestominutową rewizytę na "Wichrze". Po jej zakończeniu polski okręt opuścił port. Władze Gdańska nie poważyły się na obrazę bandery, więc nie zaszła konieczność użycia siły. Ciekawe, czy Anglicy wiedzieli o planowanej prowokacji, czy byli postawieni przed faktem dokonanym.
Manifestacja zbrojna okazana przez stronę polską spowodowała zmianę stanowiska gdańszczan, którzy 13 sierpnia odnowili układ o używaniu gdańskiego portu przez okręty RP.
Jak widać politykę prowadzi się w rozmaity sposób. Ważne – żeby była skuteczna.
- Andrzej Wilczkowski - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
1 komentarz
1. Andrzej Wilczkowski
Witam,
bardzo ciekawa analiza. Dziekuję za przypomnienie tych zapomnianych, lub nie znanych wiekszości, faktów.
.."Jeszcze 13 sierpnia Rosjanie podeszli bliżej pod Tbilisi ale miasta nie zajęli. Impet rosyjski wyraźnie osłabł.
Ale to sponiewierany we własnym kraju Kaczyński, a nie Sarkozy stał się bohaterem narodowym Gruzinów, tak jak niegdyś generał Bem – Węgrów. "...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl