Manewry Moniki Olejnik
Trudno zakrzyczeć milczeniem M. Olejnik, celebrytkę polskiej publicystyki. Tego się zrobić skutecznie nie da przynajmniej z dwóch powodów:
Po pierwsze, niewielu jest polityków/publicystów/naukowców będących intelektualnie w stanie sprostać konwencji programów popularnej "Stokrotki". Część z ich, mimo swej niewątpliwej inteligencji, walorów krasomówczych, nie radzi sobie ze stylem, zachowaniem Pani Prowadzącej. Jeszcze inni, nie mogą poradzić sobie z jej naciąganą, fakt, argumentacją.
Po drugie, Olejnikowa jest niesamowicie windowana przez swoje środowisko, przez media w szczególności. Wszystkie te Wiktory, Złote Wagi, kontrakty opiewające na tysiące euro, powodują nieustanne zainteresowanie "Stokrotką" prasy kolorowej, permanentną, obrzydliwą wręcz promocję.
Z tych między innymi powodów nie będę milczał w odpowiedzi na kolejny kuriozalny tekst Olejnikowej opublikowany w prasie wysokonakładowej.
Tym razem "dostaje się"...nie będzie-jak zwykle- niespodzianki...J. Kaczyńskiemu i A. Fotydze:
"Jarosław Kaczyński jako przykład neoimperializmu Rosji podaje niedawne manewry rosyjskie. Była minister spraw zagranicznych chyba zapomniała przypomnieć byłemu premierowi, że te manewry odbyły się rok temu. Zaprotestował minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, pisząc list do sekretarza generalnego NATO, ambasadorowie NATO wyrazili oburzenie skalą ćwiczeń (wrogiem dla żołnierzy był Zachód) i niezaproszeniem obserwatorów NATO, co z kolei wywołało niezadowolenie Rosji."
Zabawne wskazywanie tego "oburzenie NATOwskich ambasadorów". Anglicy i Francuzi we wrześniu 1939 r., o czym zapewne świetnie pamięta Pani Redaktor, także wyrazili oburzenie inwazją setek tysięcy faszystowskich żołnierzy na sojuszniczą Polskę, ba...wypowiedzieli nawet Hitlerowi wojnę i...tyle. Jak bomby spadały na Londyn, Brytyjczycy oczekiwali od polskich władz znacznie więcej niż tylko oburzenia. Jak trzeba było pociągnąć NATOwską misję w Afganistanie, Polacy mięli wysłać tam setki swoich żołnierzy; jak trafnie wskazywali obserwatorzy, eksperci wojskowi, tylko w ten sposób jesteśmy w stanie budować wśród sojuszników wiarygodność. Jednak już ewentualna instalacja na terytorium Rzeczpospolitej elementów tzw. tarczy antyrakietowej nie u wszystkich członków Paktu Północnoatlantyckiego mogła liczyć na zrozumienie, akceptacje, nie mówiąc już o poparciu.
Mniej zabawnie brzmi natomiast argument o "zaprotestowaniu" przez szefa MSZ. Ile znaczy oburzenie ministra Sikorskiego mogliśmy się przekonać niedawno, gdy goszczono w Polsce, niczym dawnego namiestnika, szefa rosyjskiej dyplomacji S. Ławrowa. Zaproszono go na...doroczną naradę polskich ambasadorów. Okazja przednia, bez dwóch zdań.
Sikorski gładko przełknął nie tylko te wyjątkowo jednoznaczne, agresywne manewry; wcześniej "pluł" de facto w Kremlowskich decydentów, komentując "czysto prywatny, niemiecko-rosyjski projekt biznesowy" tzw. Nord-Stream. Wówczas (w 2006 r.) padły wręcz obrazoburcze porównania do układu z z Locarno (myślał biedaczek o Rapallo, ale się prymus oksfordzki przypadkowo "walnął"- za co był z resztą mocno krytykowany, obśmiewany przez salon):
"Polska jest szczególnie wrażliwa na punkcie korytarzy i porozumień ponad naszymi głowami. To była tradycja Locarno, to jest tradycja paktu Ribbentrop-Mołotow. To był XX wiek. Nie chcemy powtórki"
Dziś "porozumienie biznesowe NORD STREAM" nad naszymi głowami kwitnie w najlepsze, co naszemu Radosławowi JUŻ nie przeszkadza zupełnie mówić o historycznej ewolucji stosunków polsko-rosyjskich. Dawne gadki o kondominium rosyjskim (za co dziś Kaczyński zbiera cięgi), nie mają dziś racji bytu.
Widocznie kiedyś Sikorski był pod wpływem słynnych proszków, tych, które wsypuje się do kawy podawanej podczas wizyt na Nowogrodzkiej, albo na PISowskiej Radzie Ministrów (w latach 2005-2007).
Oczywiście wtedy, szef MSZ nie mógł liczyć ze strony "Stokrotki" na znamienne milczenie, brak doń komentarza. Wtedy, trzeba było go łajać, bo służył brunatnym braciom, ludziom niebezpiecznym, politycznym szaleńcom. Na szczęście słynna tabliczka (z napisem "strefa zdekomunizowana") wisząca na bramie prowadzącej do podbydgoskiej rezydencji Państwa Sikorskich(a raczej Pana Sikorskiego i A. Applebaum), straciła rację bytu. Dla "STOKROTKI", robiącej za komuny, za czasów stanu wojennego, karierę w Trójce to sprawa zapewne nie bez znaczenia.
I na koniec jeszcze jedno; ten maniakalny proceder łapania za słówka PISowców i insynuowanie, co rozmówca miał na myśli używając takiego, a nie innego sformułowania:
Monika przywołuje cytat z J. Kaczyńskiego"
"(...)Należy odkurzyć drogowskazy wartości w polityce międzynarodowej. Zgodnie z tymi zasadami postępował w życiu publicznym mój brat, prezydent RP Lech Kaczyński i dla nich zginął w straszliwej katastrofie smoleńskiej".
I puentuje ten fragment pytaniem:
"Panie prezesie, czy to był zamach?"
Czepiali się frustraci czasownika "poległ"; teraz to za mało, już nawet posłużenie się szerokim sformułowaniem "zginął" oznacza jednoznacznie, że chodzi o zabójstwo, morderstwo...
Nie pozostaje nic innego, jak tylko znanej Pani zootechnik szczerze pogratulować, ta umiejętność czytania w ludzkich umysłach, zwłaszcza tak wybitnych jak ten jarosławowy, okraszona naturalną dbałością o stosowanie poprawną polszczyzny, musi budzić-w tak skromnej osobie jak moja- zachwyt.
- chinaski - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz