Z oblężonej twierdzy [28.09.2010 07:30]

avatar użytkownika dzierzba

Dość często można spotkać się z drwiącą diagnozą, że zarówno sam prezes PiS, jak i jego wyborcy cierpią na tak zwany syndrom oblężonej twierdzy.

Dolegliwość ta, polegająca na stwarzaniu poczucia zagrożenia ze strony mniej lub bardziej wyimaginowanego wroga, ma być stanem permanentnym i charakterystycznym dla tej formacji. Stąd też wszelkie dyskusje z ofiarami tej obsesji pozbawione są większego sensu, bo nie tylko mają marne szanse na przebicie się przez mur nieufności, ale na dodatek mogą tylko dodatkowo ową paranoję podsycić.

W ten sposób faktyczni oponenci tej partii mogą ze spokojem przyjąć pełną wyższości postawę tych, którzy bardzo chcieliby jakoś się porozumieć, ale z opisanych wyżej powodów pozostaje im tylko bezradnie rozłożyć ręce. Sami indagowani natomiast bronią się jak mogą przed takim szufladkowaniem dowodząc, że nie cierpią na żaden syndrom, a najwyżej próbują dociec niewygodnej prawdy.

Tak mniej więcej przedstawia się sprawa męczącego ogólnie rozumiane „środowisko PiS” syndromu oblężonej twierdzy.
 
Można oczywiście spierać się i dowodzić, że to wszystko bzdura i epitet ten jest tylko kolejną łatką mającą zdyskredytować oponenta i sprawić, że wszelkie podejmowane przez niego inicjatywy zostaną skutecznie ośmieszone już na starcie.
 
Zapewne jest tak faktycznie.
 
Czy jednak z punktu widzenia hipotetycznych „obrońców twierdzy” jest to aż takie ważne? Czy nie lepiej zaprzestać marnowania energii na kopanie się z koniem i udowadnianie, że nie jest się wielbłądem? Przecież i tak nic to nie zmieni,  więc może lepiej przytaknąć i robić swoje?

 

Przyznać grzecznie, że i owszem, wygląda na to, że faktycznie cierpi się na tę dolegliwość i jest się ofiarą perfidnej psychomanipulacji, ale wracając do meritum, co na przykład ze śledztwem w sprawie katastrofy smoleńskiej, jak wygląda sprawa dywersyfikacji dostaw gazu, jaka jest faktyczna wielkość zadłużenia, jak postępy w przygotowaniach do Euro2012 i czy to prawda, że „zaprzyjaźnionych mediów” jest coraz więcej.
 

Wprawdzie dzięki temu oponenci dostaną kolejny argument potwierdzający prawdziwość swojej diagnozy, ale przecież było to od początku oczywiste. Ważniejsza przecież jest prawda, a dochodzenie do niej z wiarą, że ma się za sobą wartą obrony twierdzę powinno być łatwiejsze.


Filed under: dywagacje, Internet, media, polityka, Polska, społeczeństwo, słabe, ustroje

napisz pierwszy komentarz