Geneza grupy "Dziś i Jutro" (2)

avatar użytkownika godziemba
Już w pierwszych miesiącach swego istnienia grupa „Dziś i Jutro” nawiązała poważne kontakty polityczne z przedstawicielami władzy ludowej i nie tylko znała ich stanowisko, ale także została upoważniona do poufnego ich komunikowania hierarchii kościelnej.
 
Oprócz kontaktów z Jerzym Borejszą, który sprawował swoistą pieczę nad grupą (o tym jak ona była ścisła świadczy fakt, iż kiedy w 1946 roku wobec braku środków na dalsze wydawanie pisma, Piasecki powołał przedsiębiorstwo przewozowe „Stołeczna Komunikacja Samochodowa”, obsługujące trasę Warszawa-Garwolin, nadzór nad nim sprawował prezes „Czytelnika”), utrzymywano kontakty z wicemistrzem administracji Władysławem Wolskim oraz dyrektorem departamentu MBP Julią Brystygier, która koordynowała politykę władz „na odcinku katolickim”.
 
Rząd warszawski wprowadził we wrześniu 1945 roku nowe przepisy dotyczące ślubów cywilnych i dopuszczalności rozwodów. Decyzja ta spowodowała gwałtowny protest biskupów, którzy skierowali protest do samego Bolesława Bieruta. 12 września 1945 roku Rada Ministrów podjęła decyzję o zerwaniu konkordatu z 1925 roku, motywując to brakiem uznania ze strony Watykanu rządu w Warszawie oraz powierzeniem administracji diecezji chełmińskiej biskupowi gdańskiemu Carlowi Marii Spletowi.
 
Mimo oficjalnie poprawnych stosunków z Kościołem, udziału dostojników komunistycznych w procesji Bożego Ciała, rozpoczynaniu programu radiowego pieśnią „Kiedy ranne wstają zorze”, władze komunistyczne ograniczały swobodę działania Kościoła. „Otóż zajmują domy kościelne, - pisał biskup łomżyński Stanisław Łukomski do prymasaHlonda – usiłują z okazji planów rozbudowy zabierać grunty kościelne, wydano tajny nakaz inwigilowania kazań i prywatnego życia duchowieństwa, a skutkiem fałszywych donosów czepiano się, a nawet aresztowano księży. Dalej znieważa się cmentarze grzebalne przez wnoszenie sztandarów czerwonych, tych symboli walki klasowej i krwi ludzkiej, przez strzelanie nad grobami i wygłaszanie mów nienawistnych i mściwych. Kilkakrotne moje protesty z powołaniem się na prawo kanoniczne i zakazy Stolicy św. pozostały bezskuteczne, wobec czego odmawiam tym czynnikom współudziału duchowieństwa, ale te gwałty popełnia się nadal i wciąga dzieci do tego”.
 
 
Redaktorzy „Dziś i Jutro” starali się bronić polityki Piusa XII, choć uważali, że Watykan niejednokrotnie mylił się w sprawach polityki i jedynie jest nieomylny w sprawach wiary i moralności. Pragnąc pogodzić światopogląd marksistowski z katolicyzmem redaktorzy pisma sięgali do Quadragesimo Anno zaznaczając że: „Socjalizm religijny, socjalizm chrześcijański są pojęciami sprzecznymi w sobie: nikt nie może być dobrym katolikiem i prawdziwym socjalistą”. Jednak – jak dowodził Jan Dobraczyński - współpraca między katolikami i socjalistami jest możliwa na płaszczyźnie międzyludzkiej i powinna się odbywać w celu budowania nowej Polski. „Przed każdym Polakiem – wspierał go Piasecki – przed każdą grupą społeczną, przed całym państwem stoi w obecnej rzeczywistości kwestia odbudowy jako konieczność naczelna. W Polsce nie odbudowanej żyć nie ma sposobu. (…) Jest przeto zagadnieniem decydującym kwestia możliwości współpracy w odbudowie Polski materialistów i spirytualistów przy zachowaniu ideowej postawy tych ruchów”.
 
Grupa Piaseckiego z radością powitała więc wywiad Bieruta udzielony Ksaweremu Pruszyńskiemu w listopadzie 1946 roku, w którym „prezydent” podkreślił, że „Polska obecnie stała się państwem równości i wolności religijnej. W tych warunkach katolicy nie maja ani mniej, ani więcej praw aniżeli inni obywatele. Mają jednak – moim zdaniem –wszystkie środki potrzebne do tego, by swoją religię wyznawać, służyć jej i krzewić ją, a zarazem podnosić poziom życia religijnego w Polsce”.
 
„Dziś i Jutro” po tym wywiadzie, zainspirowanym zresztą przez Piaseckiego,  podjęło inicjatywę wydając w grudniu 1946 roku oświadczenie, w którym opowiadano się za harmonijnym ułożeniem się stosunków między Kościołem a państwem. Była to pierwsza tak duża akcja zorganizowana przez tygodnik, a pod oświadczeniem podpisało się 37 osób, w tym dwoje z „Tygodnika Powszechnego” Hanna Malewska i Stefan Kisielewski. Piasecki starał się wykorzystać to oświadczenie w swoich staraniach o otwarcie nowego dziennika – „Słowa Powszechnego”.
 
Akcja tygodnika spotkała się z oburzeniem części środowisk katolickich, które słusznie uznały, iż grupa Piaseckiego chce wpływać na Episkopat i jego suwerenne decyzje. Sekretarz Episkopatu – biskup Zygmunt Choromański ostro potępił tę akcję uznając, że „składanie przez nich publicznych oświadczeń w sprawie wywiadu prezydenta KRN, a zwłaszcza omawianie przez nich na konferencji w Belwederze polityki kościelnej w Polsce przekracza ich kompetencje, (…) i może przyczynić się do osłabienia jedności frontu katolickiego”.
 
Stworzenie partii katolickiej było ambicją wszystkich środowisk związanych z Kościołem. Jesienią 1946 roku rozmowy w tej sprawie prowadził z Janem Frankowskim Józef Cyrankiewicz, Władysław Wolski. Oprócz środowiska „Dziś i Jutro”, uczestniczyli w nich także przedstawiciele „Tygodnika Powszechnego”, „Tygodnika Warszawskiego”, KUL, Caritasu. Cyrankiewicz obiecywał ponoć 48 mandatów dla grupy katolickiej.
 
Inicjatywa ta zyskała szczególne poparcie tygodnika Piaseckiego, który uważał, iż „zadaniem pierwszym jest zjednoczenie wszystkich ośrodków pracy katolickiej. Zadaniem drugim jest stworzenie politycznego przedstawicielstwa katolików, jako formy nowej, specjalnej i odpowiedniej dla wyjątkowo trudnych i wyjątkowo twórczych czasów, w jakich żyjemy. Katolicy specjalnie dzisiaj, nie mogą być bierni. Mają obowiązek znalezienia się na właściwym im miejscu; aby w procesie gwałtownie zachodzących przemian nie tylko bronić swych pozycji światopoglądowych, ale pozycje własne utrwalać i zdobywać nowe”.
 
Realizując swój zamysł stworzenia partii katolickiej środowisko tygodnika wystąpiło z listem do prymasa Hlonda, w którym podkreślając słabość polskiego społeczeństwa, co uniemożliwia stawianie mu „zadania ponad jego siły jakim by była próba stoczenia na odcinku polskim zasadniczej rozprawy katolicyzmu z marksizmem” zaapelowało o większą powściągliwość ze strony hierarchów w stosunkach z rządem. „Jak dotąd – napisano – nie widzimy wśród duchowieństwa zrozumienia dla konieczności zastosowania podwójnej linii działania. Przypisujemy to uleganiu nastrojom ogółu, jak i może zbyt optymistycznemu obrachowaniu własnych sił i środków”.
 
Równocześnie w liście do Gomułki w zamian za stworzenie organizacji politycznej katolików obiecywano pozyskanie przychylności władz kościelnych dla nowej rzeczywistości, a także działania na rzecz komunistów. „Trzeba się liczyć – podkreślano – zupełnie konkretnie, że albo zostanie utworzono reprezentacja polityczna obozu katolickiego, albo też powstaną bardzo trudne warunki dla wszelkich inicjatyw politycznych katolickich i obóz katolicki w Polsce wycofa się na swe najdalsze pozycje obronno-negatywne. Nie widzimy możliwości trwania prowizorium na tym odcinku”. Wskazywano również, ze katolicy pozostaną lojalni wobec państwa. W przeciwnym razie zmuszeni będą szukać poparcia zagranicą lub w podziemiu. „Każda bowiem opozycja w Polsce, jeśli ma ona charakter, musi wcześniej czy późnej stać się narzędziem rozgrywek … i terenem organizacji podziemnych”.
 
Wobec zdecydowanego sprzeciwu większości hierarchów koncepcja partii katolickiej upadła ku wielkiemu rozgoryczeniu Piaseckiego. Charakterystyczna jest ocena biskupa lubelskiego Stefana Wyszyńskiego, który jasno wskazywał: „ Życie polityczne jest owładnięte mgłą kłamstwa. A musi to życie stać się nareszcie moralnym. (…) Dzisiejsze warunki uprawiania polityki nie służą temu. Będzie to zawsze praca w składzie potłuczonych garnków. Któż je sklei? Co wart jest potłuczony garnek?”. Również prymas Hlond, który na początku przychylnym okiem patrzył na tygodnik, negatywnie oceniał działalność Piaseckiego, określając go jako „żonglera grającego darowaną mu kartą”
 
Środowisko „Dziś i Jutro” winą za porażkę obarczyło przedstawicieli innych grup katolickich, które ich zdaniem: „zaczynali rozmowę od stawiania sprawy, iż muszą być prezesami, nie brakło grup, które uważały, że one muszą mieć <gestię> nad całą działalnością partii”.
 
Mimo tego Piasecki wysunął – za zgodą komunistów – własnych kandydatów na posłów. Ostatecznie posłami zostali: Jan Frankowski, Aleksander Bocheński oraz Witold Bieńkowski. Tak nieliczna reprezentacja grupy była porażką Piaseckiego, którego ambicją było zawsze rządzenie Polską. Aby zrealizować to marzenie gotowy był na daleko idącą współpracę z komunistami.
 
Coraz bardziej gorliwe współdziałanie grupy „Dziś i Jutro” z komunistami, sprawiło, iż na konferencji redaktorów prasy katolickiej we wrześniu 1947 roku na Jasnej Górze, nie zostali zaproszeni członkowie tygodnika Piaseckiego. Na konferencji podjęto także uchwałę o usunięciu z tygodnia podtytułu „katolicki”. Końcowy komunikat zawierający spis tytułów prasy katolickiej nie wymieniał pisma b. szefa ONR-Falangi. Zbieżne to było z uchwałą Kongregacji Świętego Oficjum, grożącą ekskomuniką katolikom – członkom i sympatykom partii komunistycznych oraz tym, którzy z nimi współdziałają.
 
Mimo udanych interwencji szefa grupy u władz komunistycznych na rzecz uwolnienia żołnierzy AK, przetrzymanych w więzieniach i obozach, Piasecki z biegiem lat stał się swoistym koniem trojańskim, za pomocą którego komuniści pragnęli rozbić jedność Kościoła i doprowadzić tym samym do jego podporządkowania państwu. Ale to już inna historia.
 
Wybrana literatura:
 
B. Piasecki – Kierunki 1946-1960
Z. Przetakiewicz – Od ONR-u do PAX-u
W. Sznarbachowski – 300 lat wspomnień
A. Dudek, B. Pytel – Bolesław Piasecki – próba biografii politycznej
K. Krajewski – Uderzeniowe Bataliony Kadrowe 1942-1944
J. Majchrowski – Geneza politycznych ugrupowań katolickich
A. Micewski – Współrządzić czy nie kłamać
J. Żaryń – Kościół a władza w Polsce 1945-1950 

napisz pierwszy komentarz