Wierni Bogu i Ojczyźnie (harcerze, których prezydent nie objął swoim patronatem) FRONDA
Harcerstwo polskie obchodzi właśnie 100-lecie swego istnienia. O swoim doświadczeniu, historii, tożsamości i dniu dzisiejszym mówią Frondzie.pl emigracyjni harcerze, potomkowie twórców polskiego harcerstwa.
Gdy pokolenie naszych rodziców zdecydowało się nie wracać do Polski, tylko zostać poza jej granicami, dalej o nią walczyć i przypominać światu o wielkiej krzywdzie, która spotkała nie tylko Polskę, ale i inne kraje za Żelazną Kurtyną, wszyscy mówili nam: „Nie wytrzymacie. Minie pięć-dziesięć lat i wykruszycie się, wsiąknięcie w nasze społeczeństwo”. Jednak, jak popatrzymy na cyfry, to okazuje się, że dłużej istniejemy poza Polską, niż istnieliśmy na jej ziemi – wspomina harcmistrz Jadwiga Kaczorowska, córka zmarłego w Smoleńsku Ryszarda Kaczorowskiego, ostatniego prezydenta II Rzeczypospolitej na uchodźstwie. Jak kiedyś jej ojciec, tak pani Jadwiga działa w Naczelnictwie harcerstwa na emigracji.
To właśnie dzięki harcerstwu przez 60 lat udało się pielęgnować patriotyzm rozłączonych z krajem rodaków. Dobitnie świadczy o tym ponad tysiąc druhów i druhen, którzy na przełomie lipca i sierpnia zjechali do Zegrza pod Warszawą z Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych, Australii, Argentyny, Francji i innych zakątków świata. Postanowili wrócić do korzeni, by wspólnie przeżyć 100. rocznicę powstania polskiego ruchu harcerskiego.
Wielkie początki
Andrzej Małkowski.
Minął bowiem wiek od czasu, kiedy ówczesny działacz młodzieżowy Andrzej Małkowski rozpoczął pierwsze prace nad wychowaniem chłopców, korzystając z wytycznych podręcznika skautowego Roberta Baden-Powella, który to przy okazji przełożył na język polski. Uczniowie Małkowskiego zostali pierwszymi polskimi skautami. Określenie „harcerz” jeszcze nie istniało. Ciągłość instytucjonalną harcerstwa w Polsce, które wydało choćby bohaterskie Szare Szeregi, brutalnie przerwał stalinizm, a pierwotne ideały wykrzywił cały okres PRL-u. - Wiem, że nasi przyjaciele z ZHP nie lubią, jak im się to przypomina, ale w 1956 roku, zgodnie z dekretem, została powołana nowa organizacja – mówi hm. Wiesław Turzański z ZHR. - Łatwo powiedzieć, że my przyznajemy się do tego, co było przed wojną. Wewnątrz ZHP jest wielu instruktorów, którzy pracują metodą harcerską, tyle że są też ludzie z głębokiej przeszłości, niejako siłą inercji - ocenia.
Mimo starań komunistów harcerskiego ducha nie udało się doszczętnie zdławić. Przez całe stulecie trwał na emigracji, przekazywany z pokolenia na pokolenie. - Czy idea harcerska pozostała zgodna z zamysłem pani dziadków? – pytam wnuczkę założycieli harcerstwa – Krystynę „Tinę" Małkowską, na co ona przytakuje. - Oni tworzyli ruch, który miał podjąć służbę Bogu, Polsce i bliźnim. My wychowujemy emigracyjne pokolenia w tym samym duchu. Trzymamy się starej formy przyrzeczenia harcerskiego: „Mam szczerą wolę całym życiem pełnić służbę Bogu i Polsce, nieść chętną pomoc bliźnim i być posłusznym prawu harcerskiemu” - odpowiada. - Właściwie nasza organizacja, ZHP poza granicami Kraju, trwa nieprzerwanie od samych początków – dodaje z dumą. - Moi dziadkowie zakładali harcerstwo nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Wyjechali do Ameryki w czasie pierwszej wojny światowej, żeby tam zaszczepić harcerstwo wśród emigracji – opowiada podharcmistrzyni. - Gdyby zostali w Polsce, zostaliby rozstrzelani po próbie utworzenia niezależnej od zaborcy Rzeczypospolitej Podhalańskiej. Na zaproszenie emigracji pojechali do Chicago. Do dziś dnia w tamtej placówce są zdjęcia mojego dziadka z drużyną, którą tam założył - kontynuuje. - On jednak nie mógł długo usiedzieć w jednym miejscu. Chciał walczyć, więc wrócił do Europy. Walczył we Francji, na zachodniej linii frontu, i zginął w katastrofie morskiej w 1919 roku, w wieku 31 lat – mówi druhna „Tina”, wtrącając mimochodem, że przed przedwczesną śmiercią udało mu się niejedno osiągnąć. Założył harcerstwo we Lwowie, pod Krakowem i na emigracji.
Pani Małkowska wspomina też swoją babcię, Olgę Małkowską, niezwykłą kobietę, która przeżyła swojego męża o 60 lat. W tym czasie ściśle współpracowała z międzynarodowym ruchem harcerskim, utrzymywała kontakt z Ignacym Paderewskim, a także pomagała uchodźcom z Polski. - Babcia organizowała placówki i siłą rzeczy dołączyła do angielskich Girl Guides. Zaprzyjaźniła się z Olave Baden-Powell, naczelną guidką świata, i była jedną z założycielek Światowego Stowarzyszenia Przewodniczek i Skautek. Występowała w Lidze Narodów jako przedstawicielka do spraw młodzieżowych – wylicza druhna „Tina”. W 1961 roku Olga Małkowska wróciła do Polski i ostatecznie zamieszkała w drewnianym domku w Zakopanem. Zmarła na rok przed „Solidarnością”, do końca oddana braci harcerskiej. - Ona tym żyła. Zawsze była harcerką z krwi i kości – mówi jej wnuczka.
Z ojca na syna
Obecni na zlocie kultywują tradycje rodzinne sięgające często okresu międzywojennego. Należy do nich przekazywany z pokolenia na pokolenie harcerski „bakcyl”. - Mój ojciec był w Spale (na Jubileuszowym Zlocie ZHP w 1935 roku – red.). Był harcerzem orlim z 8 Warszawskiej Drużyny, a na zlocie gospodarzem Warszawy. Szkoda, że nie może tu być. Ma 92 lata – żałuje hm. Stanisław Berkieta, przewodniczący ZHP poza granicami Kraju w latach 1988-1994, obecnie członek Naczelnictwa w Londynie. Mówi, że jego dzieci też są w harcerstwie, a ponadto żywi nadzieję, że jego najstarsza wnuczka też się w nim odnajdzie. - Rodzice przyjechali do Anglii po wojnie, z II Korpusem. Mieszkaliśmy w Londynie, później w różnych innych miejscowościach. Powoli się szło przez te jednostki, zuchy, drużyny, w różnych funkcjach. Kiedy się ożeniłem, moje dzieci trafiły do drużyn harcerskich, ale teraz jeden syn mieszka w Dżakarcie, córka w północnej- a najmłodszy we wschodniej Anglii. Tam nie ma jednostek harcerskich, więc trudno, żeby utrzymywali pracę harcerską – martwi się druh Stanisław.
Hm. śp. Ryszard Kaczorowski z Ojcem Świętym.
- Przede wszystkim był harcerzem i to wpływało na wszystko, co robił, mówił, i czuł – wspomina swojego ojca Jadwiga Kaczorowska. - Jego poczucie służby w stosunku do Boga, Polski i bliźniego kierowało całym jego życiem. Nie można właściwie oddzielić mojego Taty od harcerza Ryszarda Kaczorowskiego. Jak się raz zostanie harcerzem czy harcerką i przyjmie ideały tej służby, to wtedy jest tylko jedyna droga, którą wskazuje nam Prawo i Przyrzeczenie. I taki był Ojciec aż do końca - podsumowuje.
O swoich harcerskich rodowodach opowiadają także młode instruktorki, Ania i Renia z Kanady: - Chyba urodziłam się w harcerstwie, [to znaczy] w rodzinie harcerskiej. Byłam po kolei skrzatem, zuchem, harcerką i tak dalej – relacjonuje pierwsza, a koleżanka kontruje: - A moi rodzice wyemigrowali do Kanady. Mama szukała dla mnie polskiej organizacji. Kiedyś była harcerką, więc zapisała mnie, gdy miałam 6 lat – mówi. Wyemigrowała z mamą na początku lat 90., jej tata wyjechał trochę wcześniej.
Wychowanie do patriotyzmu
- Pani mówi zupełnie bez akcentu! – zauważam w rozmowie z harcmistrzynią Barbarą Chałko, przewodniczącą Zarządu Obwodu w Chicago, która chwali się rezolutnie, że rok temu obchodziła 50. rocznicę złożenia przyrzeczenia harcerskiego. - Rodzice tak mnie wychowali. Do śmierci mojej mamy w życiu nie odezwałam się do niej po angielsku. To jakoś nie pasowało. Podobno zaciągam troszeczkę lwowskim, ale gdy ktoś mi to mówi, to zawsze uważam to za komplement - odpowiada druhna, po czym opowiada o burzliwych losach swoich rodziców, którzy walczyli na różnych frontach II wojny światowej. - Wiele przeżyli - matka wywózkę do Kazachstanu, powrót z armią Andersa i służbę w Polskiej Lotniczej Służbie Kobiet w Anglii. Ojciec, przedwojenny oficer artylerii – ucieczkę z kraju przez Rumunię i Węgry, działania we Francji, dwuletnie więzienie w Hiszpanii, a potem walkę w dywizji pancernej gen. Maczka. Tam też oboje odnaleźli się po wojnie. Tam również urodziły się dzieci, aż wreszcie rodzina, zniechęcona oczekiwaniem na zmianę ustroju w Polsce, wyjechała na dobre do Stanów Zjednoczonych.
- Wielu z naszych rodziców pochodziło z emigracji wojskowej, dzięki czemu byli ściśle związani z duchem patriotyzmu. Sama wyniosłam to z domu: mój dziadek był generałem, pradziadek - powstańcem styczniowym. A nasze harcerstwo po wojnie nabrało trochę innego wymiaru. Do celów wychowawczych dodano cel wychowania patriotycznego, świadomości i dumy z naszego pochodzenia. Będąc w obcym kraju musieliśmy jakoś podtrzymywać polskie tradycje, język i kulturę, o co harcerstwo w Polsce nie musi się martwić – dodaje druhna Barbara i wspomina, że jako harcerze wystawiali przedstawienia na wszystkie narodowe święta. - Jak w Polsce nie było 11 Listopada – u nas był. Jak nie było 3 Maja – u nas był. Jak tu nie było Święta Żołnierza – u nas zawsze 15 sierpnia były duże uroczystości – mówi i ocenia, że pozwoliło to młodzieży emigracyjnej zakorzenić się w polskości. - Ci wszyscy, którzy tu przyjechali, czy to ze Stanów Zjednoczonych, czy z dalekiej Australii, Argentyny, czy Francji, gdzie dzieci bardzo słabo mówią po polsku, mają polskiego ducha - przekonuje.
Służyć Bogu
Czy dla harcerza religia jest ważna? – Oczywiście! Pierwszy punkt Prawa to: „Harcerz służy Bogu i Polsce, i sumiennie spełnia swoje obowiązki” – bez zająknięcia deklamuje druh Marcin Jankowski, wnuk Ryszarda Kaczorowskiego. Jadwiga Kaczorowska: - Nasz ruch jest oparty na etyce chrześcijańskiej. Jeżeli ktoś nie wierzy w Boga, to harcerstwo właściwie nie jest dla niego. My wierzymy, że od Boga wszystko pochodzi i do Boga wszystko wróci, a w tym życiu należy tak postępować, żeby chwalić Boga.
- Harcerstwo w moim mniemaniu nie jest organizacją katolicką, ale od początku jest bardzo ściśle związane z Kościołem i wiarą. Mieliśmy w naszej organizacji wielu zasłużonych kapłanów. Na zlocie mamy kilku kapelanów, którzy chodzą po obozach, rozmawiają z dziećmi. Codziennie odprawiają Mszę świętą dla tych, którzy chcą w niej uczestniczyć. Dzisiaj patrzyłam, jak licznie dzieci przystępują do komunii – mówi uradowana druhna Barbara.
Pomoc bliźniemu
Przyrzeczenie obliguje również harcerza do pomocy bliźniemu. - A nuż to martwy paragraf i wystarczy odbębnić coś od wielkiego dzwonu? – pytam prowokacyjnie druhnę Barbarę. - Działamy stale, na okrągło! Wychodzimy do społeczeństwa. Nawet najmłodsze zuchy zbierają pieniążki na jakiś sierociniec. Harcerki pomagają sprzątać parki miejskie. Czy też wędrowniczki, które chodzą po domach specjalnej troski i prowadzą zajęcia dla dzieci – odpiera hm. Chałko. Okazuje się, że dzieci często same wybierają sobie specjalne zadania, a potem są z tego bardzo zadowolone. - Zamiast im coś narzucać, lepiej, żeby to od nich wychodziło. A możliwości jest bardzo wiele – wyjaśnia instruktorka. - Robimy różne rzeczy w naszych ośrodkach w Anglii – relacjonuje druh Marcin. - Sprzątamy groby, prowadzimy kawiarenki po Mszy, żeby zebrać trochę pieniędzy dla parafii albo na inny cel - wymienia.
Dowiaduję się, że także ten zlot był okazją do podjęcia pracy społecznej – tym razem w ojczyźnie. Pani Chałko mówi, że przed przyjazdem ich instruktorka nawiązała kontakt z tutejszymi ośrodkami społecznymi i jeden dzień harcerki i harcerze spędzili na służbie w placówkach społecznych. - Moja córka akurat na takim była. Gdy wróciła, spytałam, jak to się udało. Powiedziała: „Mamusia by się popłakała”. Nie tylko nasze dzieci to przeżywały. Ci starsi rezydenci też – opowiada ożywionym tonem. - Śpiewali razem, dzieci opowiadały, bez żadnej tremy, skąd pochodzą i co robią w harcerstwie. Była tam jakaś uczestniczka powstania warszawskiego. Pokazywała pamiątki, a młodzież na to, że wie o Szarych Szeregach - kontynuuje. - Taka służba jest bardzo ważna. Podkreślamy, że harcerstwo to nie tylko zabawa w lesie, przyjemność – choć też – ale oprócz tego trzeba dać coś z siebie drugiemu człowiekowi – kończy druhna Barbara.
Polonia w miniaturze
Zloty Związku Harcerstwa Polskiego poza granicami Kraju odbywają się w różnych krajach średnio raz na sześć lat. Ostatni był w Stanach, wcześniejszy, w 2000 roku – w Kanadzie. Pierwszy miał miejsce w 1969 roku pod Monte Cassino. Generał Anders i żołnierze 2 Korpusu przekazali wówczas sztandary dawnych jednostek bojowych i opiekę nad cmentarzem wojennym harcerzom. Na obecnym, ósmym zlocie, w oczy rzuca się determinacja i niezależność emigracyjnych harcerzy, którzy, jak twierdzi hm. Wiesław Turzański, nigdy nie otrzymywali wsparcia od jakichkolwiek struktur. – Był to społeczny odruch wspierany przez różnych sponsorów i własne pieniądze uczestników. Oni bardzo cenią swoją niezależność i ten zlot samodzielnie zorganizowali, podobnie jak poprzednie – mówi harcmistrz, który przybył tu z ramienia ZHR-u. Jedynie wojsko użyczyło im sprzętu i terenu poligonu.
- Delegacja ze Stanów Zjednoczonych to 390 osób. Jesteśmy bardzo z tego dumni, bo rok temu wydawało się, że nie uda się przyjechać – mówi pani Chałko. - Trochę pomogło nam społeczeństwo, bo to jednak jest szalony koszt. Ale wydaje się, że było warto. Dla młodzieży to będzie niezapomniane przeżycie. Wspomnienia zostaną im na całe życie - dodaje. Ania i Renia szacują, że z Kanady przyjechało około 300 harcerzy i harcerek, po czym wyjaśniają, jaki sens mają dla nich takie spotkania. - To szkoła życia i polskości, trzymanie się korzeni. Dobre przyjaźnie. My poznałyśmy się na kolonii zuchowej, od tego czasu jesteśmy koleżankami – mówią i przyznają, że mieszkają na przeciwległych krańcach Kanady.
- Mam tu bardzo serdeczną koleżankę, która mieszka w Chicago, a ja mieszkam w Anglii. Poznałyśmy się 41 lat temu na pierwszym zlocie pod Monte Cassino. Teraz mamy 8. Światowy Zlot i spotykamy się jak siostry. Za każdym razem, gdy tylko los złączy nas razem. Przyjaźnie są długotrwałe, głębokie, prawdziwe, szczere i uczciwe – wymienia druhna Jadwiga. - Czujemy się Polakami. Chcemy tutaj przebywać razem z ludźmi, którzy myślą tak samo jak my, czują tak samo jak my. To jest wielka szkoła charakteru - dodaje.
Co innego frapuje druha Marcina. - Najciekawsze na zlocie jest to, że mamy tak inne metody niż harcerze z Kanady, Ameryki czy Australii, a przecież jesteśmy tą samą organizacją! Byłoby bardzo ciekawie zobaczyć, jak ZHP czy ZHR w Polsce sobie z tym radzą. Nie wiem dokładnie, jakie są różnice i podobieństwa.
Harcmistrz Turzański najbardziej żałuje, że nie udało się stworzyć wspólnego komitetu na obchody stulecia. - Były takie zamysły, ale częściowo tragedia smoleńska to pokrzyżowała - stwierdza. - Bo to są właśnie miejsca, gdzie się można spotykać. Dla świętowania rocznic przeszłości. Natomiast pracę bieżącą każdy potrafi robić trochę inaczej – nie ma co wartościować – po prostu robi inaczej. Myślę, że z perspektywy 20 lat tę inność powinniśmy po prostu zaakceptować. I przestać uciekać do czegoś, co często wydaje się łatwym pomysłem: „A kiedy się te organizacje zjednoczą?” - tak jakby jedność była wartością nadrzędną. Myślę, że dla metody harcerskiej, która próbuje dostrzec na poziomie drużyny czy zastępu pojedynczego harcerza i wpływać na jego rozwój, ta jedność niczemu nie służy. Jak będziemy cenić to, co robimy, i będzie to uczciwe i szczere, to będzie to służyło pomnażaniu dobra.
Dwie ojczyzny
Czy dziecko polskich emigrantów, a tym bardziej ich wnuk, może jeszcze czuć się Polakiem? I jak właściwie pogodzić dwa patriotyzmy? - Przez wiele lat, na wielu zlotach prowadziliśmy dyskusję na ten temat. Podchodzi się do tego dwojako. Zawsze uważaliśmy się za Polaków mieszkających w Anglii, natomiast emigranci w USA uważali się za Amerykanów pochodzenia polskiego – ocenia hm. Berkieta. - Moim zdaniem to sprawa osobista. Nie da się tego zadekretować. Zależy, jak się było wychowanym, jakie się miało przeżycia i jakie cele ktoś sobie stawia - dodaje. Sugeruje, że kluczowa jest zapewne znajomość języka. - Z językiem często jest trudno – zgadza się pani Chałko. – Ja wyszłam za mąż za syna polskich emigrantów, dlatego u nas było łatwiej i moje dwie dorosłe córki mówią po polsku. Ale jest bardzo dużo mieszanych małżeństw. Jest trudno, ale dzieci się starają. Nawet jeżeli mówią słabo lub z akcentem, to śpiewają po polsku fantastycznie! – śmieje się druhna Barbara.
W szczególnie trudnej sytuacji postawieni są nowi emigranci wyjeżdżający na Zachód za chlebem, co łatwo dostrzegają ci, którzy zdążyli już zapuścić tam korzenie. - Często nie mają warunków, mieszkania ani pracy. Muszą godzinami pracować, przez co dzieci nie znając nikogo siedzą w tych małych pomieszczeniach same. W tej sytuacji harcerstwo ma nową rolę do odegrania: przytrzymać te dzieci przy polskiej kulturze i języku, żeby dalej służyły ojczyźnie, żeby się nie wynarodowiły – mówi „Tina” Małkowska.
Z kolei Jadwiga Kaczorowska uważa, że pewnym sprawdzianem tożsamości młodych jest zlot, taki jak ten. - Jak przychodzi co do czego, mimo że wieszają flagi kraju zamieszkania, to jednak czują się Polakami. Wolą spędzić czas na polskim zlocie niż pójść na jakieś jamboree. Może po polsku nie mówią tak dobrze, czasami brak im słów i wymowa nie taka, a jednak starają się. Jak są na ogniskach i słuchają gawęd, i są jakiekolwiek wzniosłe momenty w czasie naszych obrzędów, to widać, że ich serca są czysto polskie – mówi druhna Jadwiga.
Modus operandi
Czy kryterium językowe jest w polonijnym harcerstwie ściśle przestrzegane? - Na zbiórkach oficjalnie mówi się po polsku. Mówi się, że do harcerstwa przyjmujemy dzieci, które mówią po polsku, a przynajmniej rozumieją, dlatego że nasz program jest cały rozpisany po polsku – wyjaśnia dh. Barbara, po czym dodaje, że w organizacji wszystko robi się bezinteresownie, a młodzież, która prowadzi jednostki, naprawdę się poświęca. - To jest niesamowity wysiłek. Zbiorki są co tydzień. Łączymy je z polskimi szkołami, żeby rodzice nie musieli wozić dzieci tam i z powrotem - tłumaczy.
Druhna „Tina”: - Najpierw była emigracja pierwszowojenna. Potem ogromny napływ Polaków z II wojny, wtedy też młodzież hurmem przystępowała do harcerstwa. Od lat 60. rozwijała się współpraca międzynarodowa – wylicza druhna. - Zaraz po „Solidarności”, jak przyjechała duża fala emigrantów do Chicago, spodziewaliśmy się wielkiego napływu dzieci. Tego nie było. – opowiada pani Chałko. - Trochę podupadły nam szeregi. I po jakichś 10 latach nagle zaczęły przybywać nam dzieci – kończy i dzieli się spostrzeżeniem, że ludzie potrzebują najpierw czasu, żeby się zadomowić w nowym kraju, a dopiero potem myślą o przyszłości swoich pociech.
Druh Berkieta stwierdza, że działania prowadzone są głównie w dużych ośrodkach, bo brakuje instruktorów. - Nie spodziewaliśmy się tego zalewu Polonii po wejściu Polski do Unii Europejskiej. Nasza młodzież harcerska niestety jest w starszych polonijnych miejscach a nie tam, gdzie jest najwięcej milionowej rzeszy nowej Polonii – przyznaje, ale mimo to pozostaje dobrej myśli. Mówi też, że harcerze nie współpracują ze skautingiem brytyjskim, choć czasem się spotykają. - Zawsze pada dokładnie to samo pytanie - dlaczego nie podłączacie się pod naszą organizację? Odpowiadam: - To nie jest dokładnie to samo, bo u nas prowadzi się prace w języku polskim i nacisk jest na służbę Polsce. Nie odrzucamy jakichkolwiek elementów brytyjskich, tylko najważniejsze jest dla nas utrzymywanie kultury polskiej. Oni do końca tego nie rozumieją - twierdzi.
Bo polskie harcerstwo emigracyjne nie poddało się lokalnym wpływom. Pozostało wierne metodzie lorda Baden-Powella i państwa Małkowskich. - W harcerstwie się wychowuje przez oddziaływanie, dlatego mamy młodych drużynowych, którzy mają być przykładem dla swoich młodszych sióstr i braci. W amerykańskim skautingu drużyny raczej prowadzą dorośli. Nasz program jest bardziej intensywny, a nasze sprawności trochę inne – tłumaczy pani Chałko.
Janek Lasocki z Londynu, na zlocie komendant obozu: - Na wędrówki większość jednostek jeździ na różne posiadłości, farmy czy do lasu. Mamy różnych znajomych, którzy od wielu lat goszczą Polaków. Większość z nich to Anglicy - opowiada. Orientuje się też w sytuacji na innych kontynentach, która nie wszędzie przedstawia się różowo. – Do niektórych krajów, takich jak Australia czy Argentyna, Polacy już nie przyjeżdżają. Są też na Wschodzie. Kiedyś zostali wywiezieni do Kazachstanu. Jeszcze inni są tam, gdzie kiedyś była Polska – na Litwie, Ukrainie – tam ich już nie przybywa, ale obecna liczba się utrzymuje. Podobnie we Francji - wymienia.
Jaki stosunek mają emigranci do „pluralizmu harcerskiego” w Polsce? - Dla nas to jest brać harcerska. Wiemy, że pochodzimy z jednego źródła – rzuca krótko Krystyna Małkowska. - Mamy z nimi kontakty. Najlepszym dowodem jest to, co się stało tuż po tragedii pod Smoleńskiem, kiedy wszystkie organizacje harcerskie połączyły siły, aby pomóc Warszawie, aby w jakiś sposób uczcić poległych – mówi Jadwiga Kaczorowska. - Ich wtedy nie dzieliły żadne nazwy organizacji, ich łączył krzyż harcerski – przekonuje.
- A teraz z tym krzyżem... - zagajam, na co odpowiada mi milczenie i wymowny wyraz twarzy córki prezydenta Kaczorowskiego. - To jest bardzo zawikłana sprawa – słyszę wreszcie.
Co dalej?
- Ale jesteście trochę na uboczu, zapomniani? – podpuszczam. - Zapomniani nie jesteśmy – odpiera druhna „Tina”. - To ciekawe, że cały czas to się zmienia. Przecież wszystko w życiu się zmienia i harcerstwo ma to do siebie, że może sobie z tymi zmianami dać radę. Podróże stały się łatwiejsze, więc tym bardziej można się spotykać. Teraz jest nowa emigracja, która wyjeżdża hurmem z Polski, żeby zarobić. Oni też mają dzieci - więc i tu harcerstwo ma ogromną rolę wychowawczą do spełnienia.
Niektórzy wracają. „Tina” opowiada o druhnie z New Jersey, która z mężem przeniosła się na stałe do kraju. Jak podkreśla wnuczka założycieli harcerstwa, teraz tutaj służy Polsce, bo jest lekarką i to jest jej wkład na rzecz państwa. Nie byłoby to jednak możliwe, gdyby nie była wychowana w duchu harcerskim i nie czuła łączności z Polską. A przecież to tutaj czuje się lepiej, choć urodziła się w Ameryce.
Inni zostają. W Londynie żyje druhna Elżbieta Andrzejowska, która ma 103 lata i niejedno pamięta.
- Patrząc na to chłodno, czysto ekonomicznie – zastanawia się „Tina” Małkowska - emigracja jest wielką potęgą, którą państwo polskie mogłoby jakoś bardziej wykorzystać, ale cóż… My robimy naszą pracę harcerską.
Michał Jasiński
Zlot Związku Harcerstwa Polskiego działającego poza granicami Kraju z okazji 100-lecia istnienia Harcerstwa Polskiego odbył się w dn. 24.07 – 7.08 w Zegrzu pod Warszawą.
Link do zlotu oraz galerie zdjęć: http://www.zhpzlot2010.org/
http://fronda.pl/news/czytaj/wierni_bogu_i_ojczyznie_1
- Zaloguj się, by odpowiadać
1 komentarz
1. odbył się w dn. 24.07 – 7.08 w Zegrzu pod Warszawą.
- Patrząc na to chłodno, czysto ekonomicznie – zastanawia się „Tina” Małkowska - emigracja jest wielką potęgą, którą państwo polskie mogłoby jakoś bardziej wykorzystać, ale cóż… My robimy naszą pracę harcerską.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl