Jest pewna grupa osób w Polsce, która mimo iż jest dość ograniczona liczebnie, pozostaje przez dwadzieścia lat od upadku komunizmu siłą niezwykle wpływową, kontrolującą twardą ręką większość opiniotwórzczych środków przekazu oraz masową kulturę. Efekt jest taki, że zbiorowość ta skutecznie narzuca społeczeństwu (zwłaszcza młodym) swój moralno-polityczy punkt widzenia, przynajmniej w coraz rozleglejszej sferze „poprawności politycznej”.

Ta grupa, choć jest wewnętrznie bardzo podzielona (między innymi wyznaniem, wiekiem, poglądami filozoficznymi i gospodarczymi), ma jedną wspólną cechę:  Jej „członkowie” histerycznie wręcz wstydzą się swojej polskości, a wszystko co kojarzy się im z tradycyjnie rozumianym partriotyzmem uważają za szkodliwy nacjonalizm lub kato-faszyzm. Na każdą wzmiankę o umocnieniu się państwa polskiego reagują agresją i biciem na alarm, wieszcząc rychły upadek demokracji, lub zagrożenie recydywą znienawidzonego, mitycznego ciemnogrodu. Każda inicjatywa uhonorowania znanego obywatela, czy zasłużonego działacza budzi w tej grupie ostry sprzeciw (przypomnijmy sobie na przykład ośmieszanie wystawiania pomników Janowi Pawłowi II, niechęć do zmian nazw ulic nawet jeśli mają gorszących patronów). Niemal w każdej sprawie ludzie ci reagują identycznie – zwsze stawiając interes obcych przed sprawami własnego kraju i to nie zależnie od tego, czy chodzi o budowę pomnika najeźdzcom, czy przejmowanie przez polskie firmy zagranicznych koncernów. Według ich kanonu Polak powinien zawsze siedzieć cicho i się nie wychylać, z pokorą powinniśmy natomiast akceptować werdykty obcych.  Z ust owych ludzi bardzo często słyszymy też żarliwe wyrazy poparcia dla różnorodnych inicjatyw, w których Polska przejmuje odpowiedzialność za złe rzeczy ze swojej historii (nawet jeśli są one mocno dyskusyjne), a zawsze miażdżone są próby uczczenia tego, co w naszej przeszłości było wielkie i chwalebne (a autorzy takich prób są natychmiast ogłaszani ksenofobami, nacjonalistami). Publicyści, eksperci czy specjaliści wywodzący się z tego środowiska, potrafią też (niezwykle cynicznie) odwracać znaczenie pojęć moralnych w sytuacji kiedy jest im to potrzebne. Zwracam na to szczególną uwagę, gdyż akurat tego manewru nie potrafi skutecznie stosować nikt inny poza tą właśnie grupą.
Przykładów postaci, dla których już samo używanie słowa Polska, naród czy patriotyzm jest wielce podejrzane jest naprawdę sporo. Dla mnie osobiście symbolem takiej postawy jest na przykład Leszek Balcerowicz, który od 20 lat torpeduje wszystkie inicjatywy, w których nawet delikatnie przewija się fraza „narodowy interes”. Na przełomie 89/90’ późniejszy szef NBP słuchał się wyłącznie zachodnich doradców odrzucając krajowe postulaty (narażając tym samym całe gałęzie przemysłu na upadek, podczas gdy choćby Czesi zrobili to bardziej rozważnie), dziś chyba jako jedyny liczący się ekonomista jest przeciwny przejęciu BZ WBK przez ostatni duży polski bank jakim jest PKO BP (co pozwoliło by powołać do życia silny koncern bankowy, liczący się w Europie, o wyłącznie polskim kapitale). Podobnymi przykładami takiej postawy, choć ze zdecydowanie niższej półki są  piszący w Gazecie Wyborczej Wojciech Czuchnowski i Wojciech Mazowiecki. Jeśli zapytać ich o dowolną kwestię, a do wyboru będą mieć zestawienie Polska – zagranica, zawsze wybiorą zagranicę, dodatkowo z pogardą patrząc na krajowe „pospólstwo”.
Dziś jak na dłoni postawę tę możemy obserwować u osób popierających budowę pomników najeźcom z 1920 roku, a jednocześnie głęboko sprzeciwiającym się oddaniu hołdu zmarłemu tragicznie prezydentowi. Z podniesioną głową mówią oni, że czczenie morderców, którzy dla zabawy odcinali piersi polskim kobietom jest cool, a modlitwa pod ważnym dla większości Polaków symbolem krzyża to „obciach” i „wiocha”...
W moim odczuciu Polska jest chyba jedynym krajem w Europie, gdzie wypada drwić i poniżać własną tradycję i obyczaje. Pamiętam, jak w postępowych Niemczech (będących zazwyczaj wzorcem dla naszych, krajowych samozwańczych autorytetów) wybuchła ogólnonarodowa debata o tym, że rząd powinien powstrzymać zakup jednej z największych gazet przez obcy kapitał. Tamtejsi publicyści tygodniami pisali, że zagraża to fundamentowi niezależności mediów, a nawet demokracji. Podobne dyskusje mają tam miejsce wtedy gdy jakaś obca firma chce przejąć niemiecki bank lub jakąkolwiek dużą firmę. Niedawno tamtejsi politycy niemal jednomyślnie zdecydowali, że wszyscy byli agenci STAZI będą wyrugowani z życia publicznego.  I nikt nie cytuje  zagranicznych gazet, ani nie przejmuje się opiniami sąsiadów. U nas niestety nadal wypada poniżać własny kraj, a na słowo „naród” reagować alergicznie.
 
http://firmus.piett.salon24.pl/220338,oni-sie-wstydza-polskosci