Kiedy stery rządu obejmował Tusk, Polska miała stać się rajem gospodarczym, podatkowym, zieloną wyspą, mekką współczesnego biznesu, europejskim „think tank'iem”. Nie stała się. Zamiast tego przez okres 1000 dni ekipa z PO uwikłała Polskę w drugorzędne spory o: †, krzesło, portret, samolot, pedofilię, in vitro, aborcję. Mieliśmy Katyń II, powódź, której prędzej czy później można było się spodziewać, bankructwa nierzetelnych światowych banków, aferę hazardową i wiele innych. Każde zaniedbanie, którego dopuściła się ta ekipa zbywane jest wciąż tym samym zdaniem: „wszystkiemu winny kryzys, bańka spekulacyjna i źli ekonomiści”. Kiedy dziś inni ekonomiści krytykują Tuska za nieróbstwo, gigantyczne zadłużenie, powiększanie administracji okazuje się, że „są na usługach PIS'u”.
Dziś Tusk ze swoimi pomagierami coraz głębiej sięga do kieszeni Kowalskiego podwyższając podatki: VAT czy akcyzę. Gmerając w poszukiwaniu kolejnych niezabranych wcześniej oszczędności nie mamy dzisiaj żadnej pewności, że za miesiąc czy dwa nie wróci ponownie, tym razem uzbrojony w nowe wymówki „kryzysowe”, obietnice i zapewnienia. Nie jeden rząd zrobił więcej w 100 dni niż Tusk w 1000. Dlatego kiedy brak sukcesów sięga się po tematy zastępcze, elektryzujące Kowalskiego do czerwoności: „kiedy nie ma wiary, pojawia się zabobon”.
Ucieczki przed reformami kosztowały Polskę w 2010 roku 100 000 000 000 zł co stanowi 3 251 zł rosnącego długu na sekundę. To typowy efekt budżetowego „jojo”. Zobowiązania zaciągnięte zostały na konto przyszłych pokoleń. Na dzień dzisiejszy zadłużenie zagraniczne szacuje się na 800 000 000 000 zł plus 700 000 000 000 zł zadłużenia wewnętrznego (razem 1, 5 biliona zł !!!) co stanowi 31 000 zł długu na osobę mieszkającą w Polsce. Zamiast ograniczenia wydatków, redukcji administracji i ograniczenia deficytu cieszymy się „zieloną wyspą PKB” i zatrudniamy w ciągu 1000 dni armię 40 000 kolejnych urzędników. Polska wydaje dzisiaj więcej niż zarabia i nawet jeśli zarabia coraz więcej, ma dodatnie PKB to jeszcze więcej musi spłacać. Europa choć pogrążona w gospodarczej stagnacji nie ekscytuje się zbytnio wskaźnikami ujemnego PKB, wiedząc doskonale, że fetysz wzrostu gospodarczego jest znacznie mniej istotny od rosnącego zadłużenia, które prędzej czy później skończy się wizytą komornika.
Obrońcom † proponuję dziś zamiast religijnych ekscytacji postawić Tuskowi prosty warunek: „usuniemy †, jeśli nie podniesiecie podatków”. Zakład, że skuteczny?
http://adamichnik.salon24.pl/217666,1000-straconych-dni-i-efekt-budzetowego-jojo
napisz pierwszy komentarz