Moja „freude” [2010-08-06 12:11]
Czasami zabieram się za pisanie i po chwili dociera do mnie, że chcę przelać na papier banały – oczywistości, które większość zna i rozumie. Wtedy zastanawiam się, czy komukolwiek warto zawracać głowę i po namyśle wyłączam komputer rezygnując.
Bywa jednak też tak, że pomimo wątpliwości decyduję się podzielić ze światem nurtującym mnie zagadnieniem i – to jeszcze gorsze niż ryzykowny ekshibicjonizm – nie tylko wyważam już dawno otwarte drzwi, ale wręcz z błogim uśmiechem przelatuję pomiędzy pustymi framugami. Niestety tak już mam, że bardzo rzadko potrafię kiełkujące się w mojej głowie pomysły pod tym kątem ocenić. Pogodziłem się już jednak z takim ograniczeniem. Tak więc piszę, gdy czuję taką potrzebę i nieważne, że jestem grafomanem.
Wspominam o tym teraz ponieważ dzisiejsza notatka ma dotyczyć jednej z takich oczywistości. Pomysł przyszedł mi do głowy, gdy słuchałem informacji o zaprzysiężeniu nowego prezydenta. Uświadomiłem sobie wtedy, że z powodu osobistej niechęci mam szczerą nadzieję, że będzie złą głową państwa. Że w najbliższych tygodniach i miesiącach będziemy mogli przekonać się, jak fatalnego dokonaliśmy wyboru. Że będzie niedobrze, gorzej i tak dalej.
I chociaż chodzi o kraj w którym mieszkam i z którego wyprowadzać się raczej nie zamierzam, myśli te nie były nacechowany lękiem czy żalem. Wręcz odwrotnie. Dawały mi nadzieję na przewrotną satysfakcję którą sprawia memłanie zwrotu: „A nie mówiłem?”
Oczywiście wiem, że w tych „knowaniach” nie jestem odosobnionych. Żywiących podobne nadzieje w stosunku do Komorowskiego czy Kaczyńskiego są tysiące. „Niech się potknie”, to dość powszechne, mniej lub bardziej oficjalnie wypowiadane życzenie.
Wtedy przypomniałem sobie o radości z czyjegoś nieszczęścia, o tzw. schadenfrende. Przyszło mi do głowy, że to słówko doskonale oddaje to rozumowanie. Po chwili jednak dotarło do mnie, że wcale nie. Że taka mentalność tylko pozornie pokrywa się z perwersyjną niemiecką Schadenfreude. Dotyczy przecież radości nie z cudzego, a tak naprawdę i przede wszystkim z własnego nieszczęścia. A to jednak coś znacznie gorszego i tragiczniejszego.
Polnische freunde. Nic nowego?
Filed under: dywagacje, społeczeństwo, słabe
- dzierzba - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz