Elektorat czy mięso wyborcze ?

avatar użytkownika seaman
Przekonanie, że przegrany kandydat może arbitralnie i skutecznie przekazać głosy swoich wyborców komuś innemu do drugiej tury, zawsze wzbudzało we mnie niedowierzanie. Właściwie dopiero teraz, przy okazji dyskusji o wyniku Grzegorza Napieralskiego uświadomiłem sobie, że nigdy mi nie przyszło do głowy, żeby w dalszej części kampanii kierować się opinią kandydata, którego już nie ma.

W sensie społecznym ta sytuacja przypomina mi pewną historię z życia Związku Radzieckiego. Otóż budowa socjalizmu i komunizmu w tamtych czasach obfitowała w takie konflikty i przetasowania na szczytach władzy, że zachodziła potrzeba częstej zmiany oficjalnej historii. W związku z tym występował pewien kłopot z hasłami w encyklopedii, skąd co i raz należało usuwać osoby będące wcześniej bohaterami, a na bieżącym etapie niepożądanymi zawalidrogami. W tym celu wydawnictwo wysyłało do subskrybentów paski papieru z nową, poprawną wersją hasła. Ku zdumieniu zagranicznych obserwatorów, obywatele radzieccy stosowali się sumiennie do tych poleceń i z nadzwyczajną skrupulatnością zaklejali nieprawomyślne teksty poprawionymi.

Otóż mnie się wydaje, że ten proceder  "zdalnego"  zarządzania elektoratem pozbawionym już swojego kandydata, jest mentalnie bardzo spokrewniony z procederem sterowania obywatelami w Związku Sowieckim – stąd moje niedowierzanie, że coś takiego może być skuteczne w naszym kraju w obecnych czasach. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że takie przekazanie poparcia jest - częściowo przynajmniej – możliwe, ale do tego trzeba bardzo specyficznego elektoratu oraz równie specyficznych cech kandydata.

W pewnej mierze dokonał tego Andrzej Lepper w 2005 roku, nakłaniając swoich wyborców, żeby głosowali w drugiej turze na śp. Lecha Kaczyńskiego. Z tym że nie do końca to była prawda, bo wcześniej Tusk et consortes paskudnie podpadli samemu Lepperowi, odsądzając go od czci i wiary. Zatem rozwścieczony tłum głosował raczej przeciwko Platformie niż za Kaczyńskim, nikt chyba nie potrafi już tego definitywnie rozstrzygnąć – czy bardziej zagrały emocje, czy posłuszeństwo wobec przywódcy ?

W przypadku Napieralskiego wydaje mi się, że jego zwolennicy podzielili się na tych, co głosowali na SLD oraz osobną część, która oddała głos personalnie na niego. Trudno jest sądzić, która opcja procentowo była większa. W ogóle, w konkretnym przypadku Napieralskiego, dywagacje na temat zarządzania przez niego elektoratem wydają mi się groteskowe. Przede wszystkim z tego względu, że - proszę mi wybaczyć określenie – Grzegorz Napieralski wydaje mi się być, w pewnym konkretnym znaczeniu, pętakiem.

Przy czym nie używam tego terminu w sensie obraźliwym jak niegdyś pewien Ojciec Redaktor w stosunku do oponentów Wałęsy. Napieralski kojarzy mi się z nieporadnym prowincjuszem, który pęta się po stolicy w poszukiwaniu pracy, ale nie bardzo może znaleźć ani zajęcia, ani sam się nie może odnaleźć w metropolii. I ten obraz Napieralskiego, to jest właśnie lustro, które odbija drugą część jego elektoratu, tę właśnie, która głosowała na niego personalnie.

To jest dziewczyna z warzywniaka, to są chłopacy z ochrony, to są wreszcie dzieciaki z jakiejś pomaturalnej jednolatki, tegoroczni absolwenci. Tak samo zagubieni i niepewni przyszłości, jak i on był na początku tej kampanii – więc go pożałowali i oddali głosy na towarzysza w niedoli. Tylko że w drugiej turze nie będzie ani SLD, ani Napieralskiego i nie sądzę, żeby starym towarzyszom i młodym adeptom dojrzałości chciało się głosować na przeciwieństwo ich wyboru wcześniejszego. Bo Kaczyński i Komorowski są przeciwieństwem zarówno zdolnego aparatczyka, jak i zagubionego pętaka.

W ogóle uważam, że wynik Napieralskiego chociaż nie jest cudem natury ( bo 13 % dla SLD to żaden numer), to dla niego osobiście wręcz nieszczęściem. Bo to oznacza, że aparat i struktury SLD stały się jeszcze bardziej łakomym kąskiem, niż były wcześniej.  Tym wynikiem młody Napieralski rozjuszył wręcz wewnątrzpartyjną i zewnątrzpartyjną opozycję i konkurentów do rządu dusz na lewicy.

Kwaśniewski, Kalisz, Cimoszewicz, Olejniczak, Nałęcz i inni mają teraz więcej do zyskania. Pożrą młodego Napieralskiego jeszcze przed wyborami parlamentarnymi, jak amen w pacierzu. Dzisiaj wydaje się u szczytu powodzenia, ale woda już nad nim zamarza.

Umizgi JK do młodej części elektoratu Napieralskiego mają pewien sens, gdyż młode pętaki są współczujące i łatwowierne. Poza tym nie do przecenienia w tym kontekście jest reakcja Platformy. Ledwie Kaczyński mrugnął do Napieralskiego, a już szef sztabu PO Sławomir Nowak zaczął tokować na temat solidarnego państwa - debata powinna dotyczyć spraw społecznych, wykluczenia społecznego, solidarnej gospodarki i tego, jak budować solidarne państwo. No, bezcenne po prostu !

http://www.dziennik.pl/polityka/wybory-prezydenckie-2010/article631294/Sposob_na_Kaczynskiego_Platforma_bezsilna.html

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz