Bronisława Komorowskiego przypadki i przypadłości
Skwapliwe lekceważenie, z jakim mainstreamowe media stojące za kandydatem Platformy na prezydenta pomijają liczne błędy w jego wypowiedziach, jest warte zastanowienia. Dopiero co przeczytałem przypadkowo napotkany w internecie tekst jednej z postępowych gazet, który ma chyba stanowić niby pełny spis "gaf i lapsusów" (tak! - jak diabeł święconej wody unika się w tych mediach określenia "błąd" w stosunku do marszałka) aspiranta do prezydentury.
Tymczasem, jakby zgodnie z tą nieformalnie obowiązującą nomenklaturą, w tekście zabrakło jego najbardziej kompromitujących wypowiedzi - choćby na temat wydobycia gazu z łupków, rzekomego ustalania kursu złotego przez Radę Polityki Pieniężnej czy pomylenia deficytu budżetowego z długiem publicznym. Są tam jedynie zwykłe przejęzyczenia (wyjście z NATO), niezręczności i nietakty, jak te w stosunku do powodzian czy kobiet.
Wysłuchałem także mnogich dyskusji po ogłoszeniu wyników pierwszej tury i niemal w każdej z nich poplecznicy marszałka z mediów okazywali skrajne lekceważenie wobec seryjnego mijania się z sensem w wypowiedziach kandydata Platformy. A to sprowadzano całą sprawę do niewartej rozważania błahostki albo emocji wyborczych, albo wprost winiono jego przeciwników za rozdmuchiwanie drobiazgów do nieadekwatnych rozmiarów. To potwierdza moją spiskową teorię, że postępowe siły III RP usiłują tuszować poważną przypadłość Komorowskiego, jaką jest jego ignorancja w kwestiach państwa.
Nie ma bowiem wątpliwości, że osławione „wpadki” marszałka mają różne źródła, ale oprócz tych błahych, będących rezultatem przejęzyczenia lub gruboskórności, są też i merytoryczne, które wynikają z ignorancji. Rozróżnienie deficytu budżetu od długu publicznego to jest abecadło i podobne kwestie szanujący się polityk musi recytować bezbłędnie obudzony w środku nocy.
Czym innym bowiem jak nie ignorancją była deklaracja, że jako prezydent podpisałby zmianę konstytucji, która ograniczałaby uprawnienia prezydenta ? I w tym konkretnym przykładzie nie chodzi nawet o nieznajomość szczegółu, jakim jest prezydenckie weto, ale kompletny brak wyczucia spraw konstytucyjnych. Naprawdę nie potrzeba wiedzy, żeby wiedzieć albo chociaż się domyślać, że prezydent nie może decydować bezpośrednio o swoich uprawnieniach konstytucyjnych.
Podobny brak u polityka na poziomie państwa może być spowodowany jedynie głęboką ignorancją, która ma przyczynę w wieloletnim nieuctwie i zaniechaniu. Każdy, kto pracował dłużej w jakimś zawodzie czy środowisku zna ten typ ludzi – powierzchniowych ślizgaczy, który cały swój wysiłek życiowy wkładają w unikanie jakiegokolwiek wysiłku. Zapewne każdy też wie, że owi „ślizgacze” dochodzą nieraz do wręcz fantastycznej perfekcji w tym procederze. Awansują, cieszą się uznaniem przełożonych, a nawet uchodzą w różnych kręgach za wybitnych fachowców.
W jednym tylko środowisku nie cieszą się uznaniem – swoich bezpośrednich współpracowników i podwładnych, którzy dobrze znają delikwenta, bo ten właśnie im, bezimiennym oraczom, zawdzięcza niezasłużoną karierę. Jeśli nie zostaną rzuceni samotnie na głęboką wodę, potrafią w ten sposób przeżyć życie aż do emerytury.
Stawiam dość oczywistą tezę (bowiem jeśli nie to, to co ?), że podobnym „ślizgaczem” w polityce jest marszałek Komorowski. Symbolem tej przypadłości jest posługiwanie się Wikipedią przez Komorowskiego przy okazji powołania nowych członków Rady Bezpieczeństwa Narodowego, dowodem zaś są właśnie ignoranckie wypowiedzi w kwestiach elementarnych dla działacza państwowego na tym poziomie władzy.
Przy czym proszę zwrócić uwagę na różnorodność i wachlarz merytorycznych wpadek Komorowskiego – są tam i budżet, i polityka zagraniczna, Unia Europejska i uprawnienia prezesa NBP, konstytucja i bezpieczeństwo narodowe, a nawet bieżące kwestie gospodarcze, jak choćby sławetne łupki gazowe. Takie szerokie spektrum niewiedzy nie daje po prostu szans na przypadek.
Podstawowe błędy w elementarnych dla polityka kwestiach oznaczają niezbicie, że Komorowski nie ma i najpewniej nigdy nie miał zwyczaju zagłębiać się w meritum żadnego problemu, z jakim miał do czynienia jako polityk na kolejnych szczeblach. Gdyby miał, to niejako mimowolnie posiadłby wiedzę na temat elementarza na tym szczeblu władzy państwowej, na którym jest obecnie.
Na każdym stanowisku i nie tylko w polityce, trzeba uczyć się także w biegu. Przy okazji studiowania meritum stojących przed nami problemów nabywamy wiedzę i doświadczenie, poznajemy stan rzeczy, instytucje i procedury. Widać jasno, że takiej praktyki nie miał Komorowski. Bo jego błędy to jest elementarz nawet nie dla polityka, ale obserwatora sceny politycznej.
Dlatego uprawnionym wydaje mi się przypuszczenie, że Komorowski całe polityczne życie woził się na plecach asystentów, zastępców, różnych wice-, kompetentnych podwładnych oraz zwierzchników, itp, itd. Jednak życie, również polityczne, podobnie jak kij, ma dwa końce i nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć, z której strony się znajdziemy w wyniku splotu nieprzewidzianych okoliczności. Komorowski zmuszony do częstych publicznych i spontanicznych wystąpień, gubi się z powodu niewiedzy.
Mamy przewodniczącego parlamentu, który nie rozumie pojęcia deficytu budżetowego, a z powodu przewlekłego, systemowego nieuctwa jest zdany na łaskę i niełaskę podpowiadaczy, doradców i kogokolwiek, kto w odpowiednim czasie znajdzie się w pobliżu. A chce być głową państwa. Zatem dzisiaj śmieszy tylko w Polsce, jutro już może być śmieszny bez granic. Tylko czy nam będzie jeszcze do śmiechu ?
- seaman - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz