Baronowie polityczni i reszta baro(a)nów?

avatar użytkownika Milton Ha

Wiem, że z matematyką, szczególnie od 1985 roku, nie jest w narodzie najlepiej. Ale podstaw uczono zawsze, więc dodawanie i odejmowanie każdy powinien mieć opanowane jako tako. Gorzej z procentami. Cholerne %, tudzież ułamki, zawsze stanowiły dla słabszych uczniów barierę nie do przejścia. Dlatego już mnie nie dziwi taka bierność społeczeństwa polskiego, które wyrosło i dorosło gdzieś miedzy rokiem 1985 a rokiem 2010, czyli obecnym rokiem wyborczym. Po co ten cały wstęp o matematyce i jaki ma to związek z wyborami. Otóż ma i postaram się to Państwu uświadomić, szczególnie zaś tym, którzy do matematyki czują wstręt pomieszany ze strachem przed kompromitacją.

 
         Zadałem sobie trud, ale niespecjalnie trudne było to zadanie, aby dotrzeć do informacji, na temat liczebności partii, które zawładnęły obecnym parlamentem i które pretendują, czy wręcz przypisują sobie, reprezentatywną rolę w wyrażaniu i zaspokajaniu potrzeb obywateli jako całego narodu oraz potrzeb indywidualnych każdego obywatela. Nie szperałem daleko i ograniczyłem się wyłącznie do oficjalnych serwisów internetowych czterech największych partii reprezentowanych w parlamencie. Ostatecznie, w dobie powszechnej dostępności mediów i urządzeń elektronicznych, wysokiej kultury technicznej społeczeństwa i bardzo rozpowszechnionego, choć może nie idealnie, dostępu do Internetu, partiom powinno zależeć aby informacja o nich samych, a szczególnie informacja na ich oficjalnych stronach internetowych była jak najbardziej aktualna i jak najszersza. Dałem sobie spokój z czytaniem opasłych tomów programowych, oglądaniem spotów wyborczych czy zaglądaniem, kto tam siedzi we władzach i czyj (a) to jest znajomy(-ma) lub członek rodziny. Nie interesowały mnie również dokumenty ze zjazdów, narad czy innych wewnętrznych i zewnętrznych występów tych czy innych liderów partii. Mamy tego na co dzień, w mediach, tyle, że już wszystkim od tego bełkotu i bajdurzenia robi się niedobrze. Mnie interesowała jedna, podstawowa wydawałoby się, informacja. Ilu członków, ogółem, liczy dana formacja polityczna. Tylko to i aż to. Jak Państwo myślicie, jakie były wyniki moich poszukiwań?
 
         Tak jest, macie rację! Żadna z analizowanych przeze mnie partii, czyli PO, PiS, PSL i SLD, nie podaje na swojej oficjalnej stronie internetowej, w sposób bezpośredni, niezakamuflowany i czytelny dla potencjalnego internauty (czytaj obywatela), ilu członków raczy się chwalić przynależnością do danej partii. Informacja jest na tyle tajna, że, nawet idąc śladem marszałka Komorowskiego, i zaglądając do Wikipedii, można tam znaleźć jedynie szczątkowe, niesprawdzone lub dawno zdezaktualizowane informacje. Co do Wikipedii, to OK. Wpisy są tam redagowane przez dowolne, by nie powiedzieć przypadkowe osoby i może nawet się zdarzyć, że przez politycznych przeciwników, więc wiara w dane z Wikipedii, przynajmniej moja, jest w tym przypadku mocno ograniczona, przeciwnie do wiary Marszałka, ale to już jego sprawa, z jakich źródeł korzysta, co najwyżej zaliczy kolejną wpadkę.
 
         Nie jestem zawodowym dziennikarzem, nie mam więc szans aby ktokolwiek z sekretariatu każdej z wymienionych partii, raczył odpowiedzieć na moje pytanie wysłane na kontakt podany na stronie, więc sobie darowałem zadanie tego pytania, aby nie marnować transferu mobilnym Internecie. Jednakże idę o zakład, że dane pojawiające się tu i ówdzie, choć niesprawdzone, to jednak mają jakiś związek z prawdą. Dlatego przytoczę zasłyszane czy wygrzebane tu i ówdzie informacje. Jeżeli się okażą nieaktualne, to jest okazja dla odpowiednich ludzi z partii aby się wykazać i w komentarzu do tego artykułu podać dane właściwe, do czego zachęcam. A więc ad rem:
 
         Liczba członków największej frakcji parlamentarnej, czyli PO, waha się w zależności do źródła od 30.000 do 46.000. Częściej wskazywana jest liczba ok. 40.000 członków.
         Liczba członków drugiej liczebniej frakcji parlamentarnej, czyli PiS, waha się w zależności do źródła od 20.000 do 24.000. Częściej wskazywana jest liczba ok. 22.000 członków.
         Liczba członków trzeciej liczebniej frakcji parlamentarnej, czyli SLD, waha się w zależności do źródła od 50.000 do 72.000. Częściej wskazywana jest liczba ok. 54.000 członków.
         Liczba członków czwartej liczebniej frakcji parlamentarnej, czyli PSL, waha się w zależności do źródła od 100.000 do 140.000. Częściej wskazywana jest liczba ok. 100.000 członków.
Ilu ich jest, nie wiadomo, choć pewnie w sprawozdaniach do PKW, można być coś więcej znaleźć, ale zwykły obywatel, który nie chce, nie musi a najczęściej nie może się wcielać w rolę i tryb oraz metody pracy dziennikarza śledczego, nijak nie może się tego wprost i prosto dowiedzieć. Gdyby jednak wziąć za dobrą monetę to co najczęściej podają serwisy, to wszystkie rządzące Polską i Polakami partie mają niewiele ponad 200.000 członków.  Przy 36 milionach obywateli, oznacza to, tu ukłon dla tych, którzy matury z matematyki zdawać już nie musieli, że 0,56% obywateli, trzyma za pysk pozostałe 99,44%, robiąc w Polsce, z Polską i z jej obywatelami, co im się żywnie podoba a wszystko pod sztandarami służenia Polsce, jej pomyślności i pomyślności jej obywateli. Co więcej, z uwagi na frekwencję w ostatnich wyborach, która wyniosła 53,88% dorosłych Polaków, oznacza to, że aż 16 333 874 z 30 315 282 uprawnionych do głosowania obywateli, dało tej nielicznej grupie politycznych baronów, legitymację, czyli prawo, do decydowania o tym. Dali to prawo w swoim imieniu oraz w imieniu swoich dzieci i innych osób pozostających pod ich opieką a nieposiadających czynnego prawa wyborczego. Jakże ciężko żyć z taką odpowiedzialnością, gdy się widzi to, co się w kraju dzieje. Pozostali Polacy, który było, naonczas, 13 981 408, takiego prawa nikomu nie dało, co czytać należy jako wyraz dezaprobaty do tego, żeby 200 000 baronów rządziło nimi tak, jak resztą. Oczywiście, jest w tym całym rozważaniu pewne uproszczenie. Tym gorsze, że de facto, z owych 200 000 baronów partyjnych, realny a zarazem totalny wpływ na życie Polaków, ma co najwyżej 20 000 do 30 000 osób, które obsadziły najważniejsze stołki w kraju. Czy to z namaszczenia wyborców, czy to za sprawą przynależności do „wygrywających” czyli właściwej partii. Tak więc siedzimy sobie w domu, jedni przed plazmą i na fotelu z masażem a drudzy przed pustym talerzem i skrzypiącym krześle i nie możemy wyjść z osłupienia, że tak jak zawsze tak i teraz daliśmy się „zrobić w konia” a pozostając w tym zdumieniu, nie możemy się doliczyć tych głosów, które tak naprawdę o tym zdecydowały. Wybory w Polsce oznaczają bowiem, za każdym razem, że wyjątkowo nieliczna grupa osób, zwanych przeze mnie baronami politycznym otrzymuje od nadspodziewanie dużej liczby osób, zwanych przeze niektórych stadem baro(a)nów, legitymację do tego by dać się potulnie prowadzić na rzeź. Parafrazując zaś znane powiedzenie Winstona Churchila, można powiedzieć, że:
W najnowszej historii Polski ciągle jest tak, że TAK NIEWIELU może szkodzić Polsce TAK DŁUGO i robiąc dla Polski TAK NIEWIELE dla wszystkich, mając na to upoważnienie TAK WIELU.
Dlatego zadaję sobie i Państwu pytania:
Czy naprawdę Polaków można nazwać stadem baro(a)nów prowadzonych na rzeź?
a jeżeli tak, to:
Jak długo jeszcze?
Czemu odbywa się to za nasze pieniądze?
Odpowiedzi zaś szukać należy w dwóch miejscach. W mądrości narodu i matematyce. Dlatego cieszę się z powrotu obowiązkowego egzaminu maturalnego z matematyki, bo na powrót narodu do przytomności czekać nam pewnie przyjdzie do potomności. Pierwszy krok już za nami, resztę zrobimy sami, niech tylko ktoś się odważy podjąć wyzwanie solidarności we władzy. Niech tylko ktoś się odważy zabrać tym darmozjadom dotacje z budżetu Państwa, tak aby się wreszcie utrzymywali ze składek swoich nielicznych "wyznawców" i darowizn biznesowych popleczników.

napisz pierwszy komentarz