Warszawa. Przez puste ulice przejeżdżają tylko autobusy i tramwaje. Pieszych niewielu, na każdym skrzyżowaniu policjant. Wygląda to na stan wyjątkowy i właściwie tak jest. Takiego wydarzenia jeszcze nasz kraj nie przeżył. W miarę zbliżania się do placu Piłsudskiego widzimy coraz więcej ludzi. Policjantów również – tu na jednym skrzyżowaniu stoi czterech. Harcerze na chodnikach rozdają małe plany, udzielają informacji.
Dochodzimy do placu, zanurzamy się w tłum, między ludźmi piętrzą się stosy butelek z wodą mineralną. Harcerze kierują przybyłych w wolne miejsca, których na placu już coraz mniej. Stajemy niemal w centrum. O dziwo, tłok jest tu najmniejszy. Niemal wszyscy zgromadzeni są ubrani na czarno. Niektórzy przynieśli sobie rozkładane stołki, wielu siedzi na ziemi. Dziewczyna w czarnej sukience siedzi oparta o barierkę – twarz ma ukrytą w dłoniach.
Nieopodal nas stoi grupka harcerek w odblaskowych kamizelkach z niebieskim krzyżem – sanitariuszki. Jak ich rówieśniczki sprzed ponad sześćdziesięciu lat. Inne rozdają wodę w plastikowych kubkach. "Dar życia w obliczu śmierci" – przeszło mi przez głowę.
Dwuosobowa ekipa telewizyjna rozmawia ze zgromadzonymi, dziennikarka to chyba Ewa Stankiewicz – autorka filmu "Trzech kumpli".
Zaradny fotoreporter wziął ze sobą rozkładaną drabinę. Co chwilę przestawia ją w inne miejsce i z góry pstryka zdjęcia. Za chwilę braknie mu już przestrzeni do przesuwania drabiny.
Rozbrzmiewają dźwięki "Requiem" Mozarta – głośne, przejmujące, przenikające na wskroś. Myśli biegną w stronę tych, którzy zginęli. Jak wyglądały ich ostatnie chwile? Co myśleli? Czy mieli czas pomyśleć cokolwiek? Podsumować swoje życie? Podobno przez kilka ostatnich sekund wiedzieli, że to koniec. Kilka sekund – prawie nic, ale w takiej chwili to chyba dużo. Wielu nie dostaje nawet tyle.
Wyją syreny w całym mieście. Przeraźliwy, niekończący się dźwięk. Żałobny płacz stolicy.
"I ujrzałem nowe Niebo i nową Ziemię..." rozlega się z głośników donośny głos jakby z samych Niebios. "...I otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już odtąd nie będzie. Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu już odtąd nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły..." Cisza...
Osoba przy mikrofonie zmienia się. Głos znajomy, ale nie mogę skojarzyć, skąd go znam. Po wszystkim dowiaduję się, że to Artur Żmijewski. Odczytuje imiona i nazwiska. Dziewięćdziesiąt sześć imion i dziewięćdziesiąt sześć nazwisk tak dobrze nam znanych, wrytych w pamięć. Na ekranach zmieniają się zdjęcia. Uśmiechnięte twarze ludzi. Ludzi, którzy służyli Polsce, służyli nam. Jednych znaliśmy od dawna, widywaliśmy często w telewizji, słyszeliśmy w radio, patrzyli na nas z okładek gazet. Innych poznaliśmy ledwie tydzień temu, gdy właśnie odeszli z tego świata.
Szef Gabinetu Prezydenta - Maciej Łopiński z trudem powstrzymuje płacz. "Leszku..., Leszku... Od początku wiedziałem, że jesteś człowiekiem, na którym można polegać. Umiałeś mówić poważnymi słowami o wielkich sprawach, ale miałeś też poczucie humoru, dystans do samego siebie. Byłeś dobrym, mądrym, otwartym, ciepłym człowiekiem..."
Łzy cisną mi się do oczu. Dziewczyna stojąca obok mnie co chwilę ociera oczy chusteczką. Cała jest w czerni, tylko buty ma niebieskie. Niebieskie, aksamitne szpilki. Szczegół bez znaczenia, ale wiem, że zapamiętam go na całe życie.
"Pani Prezydentowo, nasza wspaniała Pierwsza Damo! Marylko! Znaliśmy się od lat... Promieniowałaś ciepłem nie tylko na swoją rodzinę, ale także na nas wszystkich."
Izabela Sariusz-Skąpska odczytuje fragment przemówienia swojego ojca – prezesa Federacji Rodzin Katyńskich – Andrzeja Skąpskiego, które miał wygłosić 10 kwietnia w Katyniu. Gdyby wylądował bezpiecznie, tych słów wysłuchałoby kilka tysięcy osób zgromadzonych w Katyniu. Teraz słucha ich z uwagą i przejęciem cała Polska. "...pilnujcie tego miejsca, pilnujcie godnej pamięci Waszych przodków..."
Salwa honorowa odbija się echem od budynków jak grzmot. Jeden... Drugi... Trzeci...
Na Krakowskim Przedmieściu wciąż nie maleje kolejka ludzi czekających, by oddać hołd poległym.
Cezary Kłosowicz
napisz pierwszy komentarz