Przed kim Michnik broni Kaczyńskiego ?

avatar użytkownika seaman

Gazeta Wyborcza poinformowała, że jej redaktor naczelny czuje się zmuszony bronić prawa Jarosława Kaczyńskiego do kandydowania w tych wyborach.  W państwie prawa, państwie zaawansowanej demokracji, należącym do wspólnoty europejskiej, położonym w środku Europy – intelektualista i światowiec, a dla niektórych autorytet moralny - musi własną piersią zastawiać Jarosława Kaczyńskiego przed antydemokratycznymi hordami.

W głowie się nie mieści, że w tym konkretnym obszarze świata i na progu XXI wieku takie rzeczy są możliwe. Żeby człowiekowi spełniającemu wszelkie kryteria prawne, obyczajowe, moralne i demokratyczne ktoś mógł do tego stopnia zagrozić, żeby uniemożliwić start w wyborach.  A tak się widocznie dzieje, skoro Adam Michnik postanowił zatrąbić na alarm w swoim opiniotwórczym organie.

Natychmiast rodzi się oczywiście kwestia: kto za tym stoi ? Tym bardziej paląca, że można z góry odrzucić Ciemnogród, który murem stoi za Kaczyńskim, więc nie może stać jednocześnie przeciwko niemu.  Można by dywagować, ale w tym wypadku to strata czasu, gdy skonstatujemy, że Michnik odpowiada na rwetes, jaki podnieśli czytelnicy Gazety na wieść, że ich przewodnik duchowy podpisał się na liście poparcia dla Jarosława Kaczyńskiego. Jednym słowem, ojciec redaktor broni kandydata PiS przed Jasnogrodem.

I kiedy sobie ten fakt uświadomiłem, zagięło mnie, jak nie przymierzając, po zgniłym korniszonie. No bo, jakże to tak ?!  Dwadzieścia lat już minęło, jak ojciec redaktor, inżynier dusz ludzkich, pracuje nad swoimi owieczkami, a one ciągle jak pijane dzieci we mgle ?  Do tego stopnia, że trzeba przed nimi bronić elementarnych zasad demokracji – prawa do kandydowania w wyborach powszechnych ? 

I ten przypadek (coś jak anomalia w przyrodzie niemalże) jest niesłychanie znamienny, gdyż oddaje mentalność czytelników GW oraz motywacje, jakimi się powodują. Dla każdego bowiem w miarę poskładanego obywatela było jasne, że podpis Michnika miał być potwierdzeniem niezłomnych, demokratycznych poglądów ponad podziałami i zarazem jego środowiska, przez niektórych zwanego michnikowszczyzną.  Bo przecież mówimy Gazeta Wyborcza, a myślimy Michnik i to działa w obie strony.

Zresztą, jak zwał tak zwał, rozchodziło się przecież o to, żeby zademonstrować przed czytelnikami niespotykaną nigdzie indziej pod słońcem bezstronność i upewnić ich w mniemaniu, że Zawisza Czarny z Garbowa to mały pikuś w porównaniu do głębin rycerskiego honoru ludzi z Gazety Wyborczej i okolic.  Tymczasem wierni czytelnicy najpierw rozdziawili się w niemym zdumieniu, a potem podnieśli krzyk wniebogłosy, żeby Michnik ich nie opuszczał w nieszczęściu, bo nadchodzi IV RP. Niektórzy nawet zarzucili mu zdradę i koniunkturalizm, że to niby  „takich zmian można oczekiwać po młodych karierowiczach, ale nie po ludziach z zasadami”.

Nie chce mi się już tutaj dociekać, czego w takim razie fani Wyborczej oczekują po starych karierowiczach, ale ta reakcja świetnie ilustruje ich zdolności rozumienia prostego przekazu oraz intencji piszącego. No więc, nie było innego wyjścia i ojciec redaktor musiał osobiście koić nerwy roztrzęsionym czytelnikom swojego słowa pisanego powszedniego.  Dla mnie ta histeryczna reakcja klientów michnikowszczyzny nie była do końca zaskoczeniem, chociaż nie spodziewałem się aż takiej skali niezrozumienia demiurga przez adeptów – a przecież to już ponad dwadzieścia lat indoktrynacji.

Niedługo po wyborach w 2005 roku byłem bowiem na spotkaniu z Adamem Michnikiem i wtedy doświadczyłem na własnej skórze egzaltacji i histerii najwierniejszych jego wyznawców. Traf chciał, że usiedliśmy z żoną w otoczeniu kilku zawołanych wielbicielek redaktora o takim temperamencie, że na wszelki wypadek postanowiliśmy się nie zdradzać z naszymi poglądami, żeby nam w ferworze dyskusji nie wydrapały oczu.  Jedna z nich( na moje oko: ze trzy fakultety gender studies i roczny staż w Human Rights Watch) dorwała mikrofon i łamiącym się głosem zakrzyknęła do redaktora: Co teraz będzie z Polską ?!

Tu muszę powiedzieć, że nie tylko mnie, który przy niej siedziałem, ale nawet Michnikowi błysnął w oczach popłoch, bo wyglądało, że kobita rzuci mu się na szyję i wyszlocha w świeżą koszulę. Jednak koleżanki z ruchu praw obywatelskich jakoś ją spacyfikowały, a redaktor miał czas zebrać się w sobie, żeby uspokoić zrozpaczoną adeptkę postępu.  Potem jeszcze nieraz obserwowałem w różnych sytuacjach zakamieniałych fanów ojca redaktora i muszę z całą moją przyrodzoną bezstronnością oznajmić, że ci ludzie wcale nie różnią się od najbardziej radykalnych wielbicieli ojca dyrektora.

Dlatego nie zdziwił mnie tak bardzo histeryczny odzew fanów Michnika na wieść, że ich guru podpisał się pod listą Kaczyńskiego.  Ślepy fanatyzm bowiem jest ponad podziałami, nie zna granic ani miary, za nic ma status, pozycję i wykształcenie, przelewa się ponad sztucznie narzuconymi liniami społecznych hierarchii. Na oczach całej Polski zademonstrowali to czytelnicy Gazety Wyborczej.  I to właśnie przed nimi Adam Michnik broni Jarosława Kaczyńskiego.

http://wyborcza.pl/1,75968,7881205,Bede_glosowal_na_Bronislawa_Komorowskiego.html#ixzz0nynZHVYr

http://blog.rp.pl/blog/2010/05/14/tomasz-pietryga-czy-michnik-uspokoil-czytelnikow/

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz