Osobowość Jarosława Kaczyńskiego na tle...
Charyzma, samodzielność, wizja państwa, przywództwo te cechy tak niezmiernie przydatne w czasie wyborów powszechnych głowy pań...
Charyzma, samodzielność, wizja państwa, przywództwo - te cechy tak niezmiernie przydatne w czasie wyborów powszechnych głowy państwa posiadł i wręcz nimi emanuje Jarosław Kaczyński. Co więcej, i co jest w tej konkretnej kampanii może nawet ważniejsze, obfitość tych rysów charakteru kandydata PiS widać tym wyraźniej, że jego głównemu konkurentowi ich rozpaczliwie brakuje – kontrast pomiędzy nimi na tle tego braku jest przejmujący. I to jest kontrast, który występuje pomiędzy osobowością a nijakością, tak można go określić w skrócie.
Jeśli chodzi o charyzmę, to rzadko się wspomina, że główną zaletą i korzyścią dla polityka z posiadania takiej właściwości jest możliwość budowania wspólnoty wokół siebie – co prawda opartej głównie na emocjach i sentymentach – ale w atmosferze szczególnej, jaką mamy obecnie, jest nie do przecenienia. W tym kontekście, charyzmy jako cechy przyciągającej tłumy, ale także wpływającej na przekonania, myśli, decyzje - z całym szacunkiem, ale Bronisław Komorowski prezentuje się jak podtatusiały krewny ze starej fotografii. Z Kaczyńskim można się nie zgadzać, można go krytykować i nawet nienawidzić, ale nie można być wobec niego obojętnym.
Natomiast gdy próbuję sobie uświadomić, czy podobne uczucia mogą dotyczyć jego rywala, to pierwszą odpowiedzią jest, że można je do niego żywić oczywiście – tylko że nie bardzo jest za co. Nie ma za co go podziwiać ani nie lubić; nie mam powodu, żeby go krytykować za poglądy, bo nie bardzo potrafię je powtórzyć; nie ma powodu odnosić się do jego charakteru, bo jest przycięty równiutko i starannie jak jego wąsy.
Jeszcze bardziej przepastna różnica pomiędzy oboma delikwentami występuje, gdy się weźmie pod uwagę ich samodzielność polityczną, samodzielność myślenia, a także specyficzną moc, która nie pozwala na sterowanie sobą z tylnego siedzenia. Jarosław Kaczyński osobiście stworzył dwie bardzo znaczące partie polityczne, wykreował kilku premierów, dwóch prezydentów, toczył spory bez względu na koniunkturę i nie wahał się odrzucać polityczne synekury, włącznie z rozpisaniem wyborów, gdy stracił większość parlamentarną. W porównaniu z nim, o jego rywalu można powiedzieć, że na swojej politycznej drodze w III RP podobał się i zgadzał ze wszystkimi, którzy powierzali mu jakiekolwiek funkcje. Podobał się Hallowi, Mazowieckiemu, Bieleckiemu, Suchockiej, Buzkowi (a co za tym idzie Krzaklewskiemu), Tuskowi, a teraz znalazł w nim upodobanie również generał Jaruzelski, który dostrzegł w kandydacie PO specyficzną charyzmę nijakości właśnie.
Nikt Komorowskiego z urzędów nie usuwał, nie zrywał z nim współpracy ani nie wchodził w fundamentalny spór. Jednakowo dobrze nadawał się do UD, UW, SKL, AWS, PO i wszędzie tam równie chętnie brali go do wysokich urzędów. O jego wyjątkowej spolegliwości wobec WSI naprawdę aż wstyd wspominać. Taka jednomyślność w upodobaniu sobie Komorowskiego przez bardzo odmienne postaci oraz instytucje może mieć różne źródła, ale jedno należy wykluczyć na pewno – samodzielność myślenia i działania. Osobiście bym sugerował, że wszystkich tych ludzi urzekło w Komorowskim wyjątkowe posłuszeństwo.
Wizję państwa Jarosława Kaczyńskiego na okrągło maglują (nomen omen !) Gazeta Wyborcza na spółkę funkcjonariuszami PO i nic nie jest w Polsce bardziej rozpoznawalne (oraz bardziej zafałszowane medialnie) niż program dla państwa według kandydata PiS. Można się o niego sprzeczać i go postponować, ale nie można zaprzeczyć, że takowy istnieje lub, że jest słabo artykułowany. Dodatkowo wiarygodność oryginalnego programu JK wzmacnia fakt, ze słuszność jego diagnoz politycznych potwierdzali w swoim czasie nawet wrogowie, krytykując tylko metody i – to jest zresztą ciekawy przyczynek do metod walki politycznej w Polsce.
Jest też bardzo pocieszna strona tego medalu, gdyż Tusk, Schetyna oraz ich medialni sojusznicy notorycznie powtarzają frazę, że każdy Polak pamięta rządy PiS-u oraz zna prawdziwą twarz JK i jego poglądy, ale jednocześnie domagają się większej aktywności w kampanii wyborczej oraz głoszenia wszem i wobec wizji prezydentury , żeby demokracji stało się zadość. Żeby dopełnić obraz paranoi - neguje się każdą(dosłownie każdą) wypowiedź oraz wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego jako nieprawdziwe i obliczone na kampanię wyborczą – tu się poddaję i przyznaję, że trzeba pióra na miarę Marka Twaina, żeby tę schizofrenię objawową opisać. Domaganie się aktywności od kandydata strony przeciwnej(zamiast wykorzystać wytykaną mu niemrawość) stanowi w ogóle jakiś epokowy wynalazek w politologii stosowanej: nowy atrybut demokracji ma polegać na tym, że kandydat prowadzi kampanię według wskazówek przeciwnika.
Jeśli chodzi o wizję Bronisława Komorowskiego, to sprawa ma się dokładnie odwrotnie: polega przede wszystkim na tym, że nikt nie jest w stanie powiedzieć o niej nic spójnego, włącznie z samym Komorowskim oraz całym zapleczem politycznym. Jedynym wytłumaczeniem jest brak wizji. Ostatnio jakąś wersję próbował sklecić partyjny towarzysz Jarosław Gowin, twierdząc, że Komorowski to siła spokoju, co spotkało się z chłodnym przyjęciem zwolenników, gdyż natychmiast nawiedziło ich wspomnienie wyborczej klęski innego kandydata do prezydentury, który w ten sposób się przedstawiał. Skończyło się na podejrzeniach, że senator Gowin próbował wręcz zaszkodzić swojemu kandydatowi.
Jeśli chodzi o przywództwo, czyli leadership kandydata, to w przypadku Komorowskiego nic nie świadczy dobitniej o tej właściwości charakteru niż – o paradoksie! - osławione prawybory w Platformie. Ich znaczenie i wiarygodność określa fakt, że pofatygowała się do głosowania tak zwana mniejsza połowa, z której większa połowa wybrała Komorowskiego i rezultat jest taki, że jest on kandydatem 1/3 członków Platformy Obywatelskiej, czyli mocno mniejszej połowy. Marszałek Sejmu został bowiem wyznaczony przez premiera do startu w prawyborach na kandydata partii na prezydenta, a dodatkowo szef partii bez ogródek określił, że potrzebuje na tym stanowisku posłusznego wykonawcę woli rządu.
Na domiar złego premier Tusk wypowiedział się też o marności tej funkcji w systemie politycznym – „ustawiony” na tę modłę Komorowski ma na samym starcie wizerunek marionetki. Dokładnie odwrotnie niż w przypadku JK przedstawiają się również żądania mediów wobec Komorowskiego, co też jest wymowne: nikt nie domaga się od niego wizji państwa czy prezydentury, ale jedynie, by pokazał się na zdjęciu ze swoją rodziną – i to też pokazuje kaliber osobowości politycznej tego kandydata, a raczej fakt, że śladowa samodzielność polityczna uniemożliwia określenie kalibru.
Pytanie o zdolności lub cechy przywódcze Jarosława Kaczyńskiego jest ze wszech miar retoryczne. Powiem tylko jedno – jego przywództwo oraz jego umiejętności polityczne określa skala prowadzonej wobec niego potężnej kampanii fałszu i nienawiści od dwudziestu lat z górą. W tym kontekście Jarosławowi Kaczyńskiemu gratuluję zarówno potężnych wrogów jak i przyjaciół.
- seaman - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz