Czego nam nie chce powiedzieć szef BORu? (Alpha-Alpha)
Kiedy minęło 48 godzin od katastrofy pytałem na tej stronie, jak się okazuje – retorycznie- gdzie jest DYMISJA MINISTRA SPRAW WEWNĘTRZNYCH?
Jak każdy świadomy obywatel demokratycznego państwa, gdzie zajmowanie publicznych stanowisk nie jest dożywotnią synekurą tylko służbą i istnieje obowiązek rozliczania się z niej, oczekiwałem natychmiastowej dymisji zarówno szefa BOR, gen. bryg. Mariana Janickiego jak i ministra spraw wewnętrznych, Jerzego Millera. Jeden i drugi bowiem nie dopełnił obowiązków służbowych. Ich zadaniem jest ochrona Prezydenta i rządu. Co się stało - przypominać nie trzeba. Niedopełnienie obowiązków służbowych najwyższego stopnia stoi poza wszelka dyskusją i zupełnie niezależnie od wyników „międzynarodowej” komisji . Jeżeli premier, jako koordynator wszelkich służb nie wyciąga konsekwencji dyscyplinarnych wobec tych dwóch osób, to tym samym przejmuje na siebie – zarówno administracyjnie, jak i moralnie - ich bezsporną winę, tym bardziej, ze to prezes rady ministrów powołuje i odwołuje szefa BOR.
Ustawa o BORze określa w sposób jednoznaczny obowiązki tej służby, choćby w Art.11, który mówi:
W celu zapewnienia ochrony, o której mowa w art. 2 ust. 1, BOR w
szczególności:
1) planuje zabezpieczenie osób, obiektów i urządzeń;
2) rozpoznaje i analizuje potencjalne zagrożenia;
3) zapobiega powstawaniu zagrożeń;
W sytuacji kiedy nie wykonano obowiązku ustawowego nałożonego przez art. 11
pkt 1,2 i 3 ustawy i dopuszczono do takiej koncentracji osób z najwyższego
kierownictwa Państwa i sil zbrojnych na pokładzie jednego samolotu z
pogwałceniem podstawowych zasad bezpieczeństwa i zdrowego rozsądku to dyscyplinarne konsekwencje, włącznie z natychmiastową reakcją prokuratora powinny być nieuniknione. Dlaczego tak się nie dzieje? Co na to prokurator generalny A. Seremeta z chwilową siedzibą w Moskwie?
Oczekuje, ze pytania te zabrzmią głośno w Sejmie. Oczekuje, ze posłowie opozycji – koledzy ofiar – zgłoszą przestępstwo do prokuratury, bo sam prokurator generalny z pewnością ie jest w stanie myśleć o wszystkim. (Inna rzecz, ze to dla mnie niepojęte, aby świeżo mianowanego prokuratora stawiać na czele tej komisji i tym samym całkowicie wyłączyć z zarządzania prokuraturą na czas nieokreślony).
Na stronie internetowej BOR znalazły się kondolencje dla rodzin dziewięciorga funkcjonariuszy, którzy zginęli z Prezydentem na posterunku. Jednak niezależnie od wyrazów zadumy i ubolewania chciałoby się tam ujrzeć raport z oszacowania bezpieczeństwa lotniska w Smoleńsku. Chciałbym wierzyć, ze raport taki, zgodnie z procedurami został przed planowana wizytą Lecha Kaczyńskiego sporządzony. Chciałbym wierzyć, ze w wieży kontrolnej lotniska w Smoleńsku znajdowali się także funkcjonariusze BOR, tak, jak by to miało miejsce w przypadku wizyty najwyższych głów z USA, Wlk.Brytanii, Francji czy Niemiec . Chciałbym wierzyć, ale przede wszystkim chciałbym się przekonać, czy wszystkie przewidziane regulaminem procedury bezpieczeństwa zostały dochowane.
Konflikt pomiędzy s.p. Prezydentem a Premierem Tuskiem eskalował bowiem w sferze najbardziej wrażliwej – i – jak się okazało – wrażliwej tak tragicznie, ze 10 kwietnia br. przerosło to ramy antycznej tragedii - mianowicie w obszarze bezpieczeństwa.
Już sam wybór nowego szefa BOR przez Donalda Tuska zapowiadał trudności. Może znajdzie się jakieś epickie pióro, które nie wyparowało nad smoleńską ziemią i które mogłoby opisać tę regularną wojnę podjazdowa, na jaka skazano Lecha Kaczyńskiego i jego współpracowników.
Do opinii publicznej wydostała się jedynie sprawa pozbawienia Prezydenta jego osobistego ochroniarza, Krzysztofa Olszowca, jedynego, do którego – jak sam publicznie powtarzał, Lech Kaczyński miał pełne zaufanie. Intryga została brutalnie sprokurowana, a uzasadnione sprzeciwy Prezydenta zostały wyśmiane. Az dwa „śledcze” duety , Kublik/Czuchnowski z GW oraz Reszka/Majewski z "Dziennika" zostały ZADANIOWANE do bezprzykładnej akcji wydrwiwania prezydenta i – co jeszcze ważniejsze – ujawniania detali jego ochrony osobistej. Faktem, który obie dziennikarskie pary uznały za szczególnie śmieszny był fakt, ze Krzysztof Olszowiec był kierowca Lecha Kaczanowskiego w czasach, gdy stal on na czele Najwyższej Izby Kontroli na pocz. lat 90-tych. "Z kierowcy na pułkownika BOR - taka kariera tylko w IV RP" - donosił jakis pismak.
Tymczasem nikomu nie przeszkadzała inna kariera w kontynuowanej III RP:z kierowcy na generała i szefa
taka kariera tylko w III RP.Mowa jest generale brygady Marianie Janickim którego sylwetką i korzeniami prawie nikt się nie interesował.
Warto dzisiajwydobyć tę(urzędującą) postać z cienia. Choćby dlatego, ze i on zaczynał swoja strzelistą karierę w III RP od etatu osobistego kierowcy ...Lecha Walesy, wydobyty z niebytu na to odpowiedzialne stanowisko przez samego... Mieczysława Wachowskiego.
Nota bene- w Wikipedii znaleźć można postać podobnejproweniencji , również generała brygady Mariana Janickiego, przedwojennego członka KPP Belgii, który w latach 1973-78 pełnił funkcję komendanta głównego Milicji Obywatelskiej, a na czas zmienił resort zostając w najtrudniejszym dla Polaków czasie ambasadorem PRL (1981-85) w słonecznej Tunezji. Może to tylko zbieżność nazwisk, a może rodzina? W takim razie mielibyśmy do czynienia z prawdziwym fachowcem z rodzinnym zapleczem.Trop rodzinny jest w tych kręgach decydujący.
Warto przypomnieć tutaj dośćwyczerpujący artykuł, jaki o świeżo, bo tuz po wygranych wyborach mianowanym przez Donalda Tuska szefie BOR ukazał sie w Gazecie Polskiej.
29.01.2008 14:28/Gazeta Polska, Leszek Misiak
Szef BOR pod lupą śledczych
Nowy szef BOR generał Marian Janicki to zaufany Mieczysława Wachowskiego i gen. Grzegorza Mozgawy, byłego szefa BOR z protekcji Zbigniewa Sobotki
Premier Tusk awansował Janickiego, mimo że prokuratura prowadzi postępowanie dotyczące nieprawidłowości w przetargach, za które był odpowiedzialny.
W latach 2001–2005 gen. Marian Janicki był zastępcą ds. logistyki gen. Grzegorza Mozgawy, protegowanego Zbigniewa Sobotki i Krzysztofa Janika. Sobotka nawet wówczas, gdy postawiono mu zarzuty prokuratorskie w słynnej aferze starachowickiej, wciąż miał przyznaną ochronę BOR, która woziła go na rozprawy do Kielc. Jeden z jej członków, major BOR, który, pracując przy Sobotce, niejedno widział i słyszał, byłby zapewne wartościowym świadkiem w sprawie dotyczącej afery starachowickiej, ale niestety znaleziono go w grudniu 2004 r. w motelu pod Kozienicami z raną postrzałową głowy. Z kolei syna Sobotki Mozgawa przydzielił do osobistej ochrony ówczesnego prezydenta Kwaśniewskiego, choć był od niego niższy, co było niezgodne z przepisami, które wyraźnie mówią, że ochroniarz nie może być niższy od osoby ochranianej.
Człowiek od dużych pieniędzy
Gen. Janicki jako zastępca Mozgawy zarządzał dużymi pieniędzmi – podlegały mu sprawy związane z przetargami, remontami itp. Właśnie m.in. w związku z przetargami dowództwo BOR za czasów rządów PiS złożyło zawiadomienie do prokuratury.
"W 2006 roku urzędujący Szef Biura Ochrony Rządu płk Damian Jakubowski zawiadomił organy ścigania o ewentualnym popełnieniu przeze mnie czynów określonych w dyspozycji norm prawnych art. 231 § 1 i 266 § 2 kk. Wzmiankowane czyny dotyczyły okresu sprawowania przeze mnie stanowiska Zastępcy Szefa Biura Ochrony Rządu" – napisał w odpowiedzi na pytania "GP" gen. Marian Janicki. Konkretnie postępowanie dotyczyło nieprzestrzegania w latach 2002–2004 przepisów o zamówieniach publicznych i ochronie informacji niejawnych.
Zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez gen. Janickiego płk Jakubowski złożył 11 stycznia 2006 r. w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie. Prokuratura wszczęła postępowanie w sprawie niedopełnienia obowiązków "w zakresie przestrzegania przepisów ustawy prawo zamówień publicznych i ustawy o ochronie informacji niejawnych w związku z realizowanymi przez BOR zamówieniami publicznymi na środki transportu i uzbrojenie oraz działania w ten sposób na szkodę interesu publicznego".
Płk Jakubowski zaraz po objęciu funkcji szefa BOR, 3 listopada 2005 r. powiedział w wywiadzie dla prasy, że w BOR za czasów gen. Mozgawy nie działo się najlepiej. Wymienił m.in. nieprawidłowości przy przetargach, przepych w gabinetach, rozdzielanie stanowisk dla rodziny i znajomych, awanse po telefonach VIP-ów z SLD. Gdy płk Jakubowski wszedł do gabinetu zwolnionego przez Mozgawę, miał powiedzieć, że "nawet premier urzęduje w skromniejszych warunkach".
Nieprawidłowości w BOR stwierdziła też Najwyższa Izba Kontroli. Jak czytamy w informacji NIK o wynikach kontroli, w latach 2002–2004 ośmiu zamówień o łącznej wartości 15 107,9 tys. zł udzielono z naruszeniem ustaw o zamówieniach publicznych, prawo zamówień publicznych i o ochronie informacji niejawnych. Chodziło m.in. o zamówienie na sprzedaż i dostawę samochodów specjalnych typu reprezentacyjnego i ochronnego – BMW.
Nasi informatorzy z BOR twierdzą, że warto przyjrzeć się dokładnie procedurze wyłonienia wykonawcy remontu ich siedziby. Mówią, że wykonywała go firma z Krakowa, i dodają, że warto też sprawdzić przetargi na zakup butów goreteksowych.
Wtyki z lewicy
Za czasów Mozgawy i Janickiego, gdy było wiadomo, że lewica odda władzę, do BOR przyjęto wielu funkcjonariuszy, protegowanych polityków SLD. Przyznał to po objęciu urzędu płk Jakubowski. Do Wydziału Specjalnego dostawali się ludzie z namaszczenia gen. Mozgawy.
– 80 procent to byli "uchole" z polecenia Mozgawy, który kierował ich tam na polecenie znanych polityków lewicy. Np. syn płk. Bijaty, byłego szefa ochrony Leszka Millera, był za rządów PiS ochroniarzem jednego z VIP-ów. A Wydział Specjalny to kuźnia, gdzie się szkoli ludzi do ochrony osobistej. Taki człowiek jest niemal 24 godziny na dobę z osobą ochranianą, wie o niej niemal wszystko: czy ma kochankę, czy pije, czy ma skłonności do hazardu itp. Zdarzało się, że człowieka jeszcze nie sprawdziła ABW, czy był karany, a już miał podpisaną zgodę na przyjęcie. Takie polecenie dostawał od Mozgawy szef kadr płk Wieczorek. Lewica chciała mieć wtyki przy najważniejszych ludziach nowej władzy i zdobywać na nich haki – mówi jeden z funkcjonariuszy.
SLD wciskało swoich ludzi nie tylko do ochrony osobistej. – Syna swojej sekretarki Mozgawa mianował specem od kontaktów międzynarodowych BOR, a na stewardesę przyjęto dziewczynę z polecenia Zbigniewa Siemiątkowskiego. "Borowiki" twierdzą, że gen. Janicki wiedział o tych nominacjach z protekcji.
Rodzinna tradycja
Dziś generał Janicki jest zaufanym szefem formacji w rządzie PO. Tak jak był zaufanym człowiekiem Mozgawy.
Gen. Mozgawa także miał mocne poparcie, gdy starał się o przyjęcie do BOR. Jego stryj, płk Marian Mozgawa, był w latach 1980–1981 komendantem wojewódzkim MO w Radomiu – były to czasy słynnych "ścieżek zdrowia". – Komendantowi Mozgawie zarzucano, że budował domek myśliwski z funduszy KWMO i z tych samych funduszy miał kupować bażanty, które potem odstrzeliwali myśliwi z Komitetu Centralnego PZPR. "Za karę" awansowano go na dyrektora generalnego w MSW – opowiadają byli milicjanci z byłych niezależnych związków.
Jeszcze 16 lat temu Marian Janicki był kierowcą jednego z dyrektorów AGH w Krakowie.
– Dostał się do BOR dzięki ojcu, który też był kierowcą i jeździł w Krakowie z rektorem AGH Romanem Neyem, prof. Hieronimem Kubiakiem – członkiem Biura Politycznego PZPR, a w stanie wojennym sekretarzem KC – mówią "borowiki".
Z czasem obecny szef BOR został kierowcą Lecha Wałęsy. Raz na dwa tygodnie dojeżdżał z Krakowa do Gdańska. Potem odsunięto go od Wałęsy, ale gdy ten został prezydentem, podobno Wachowski upomniał się o Janickiego, by znów woził Wałęsę.
– Moi kierowcy mają szczęście, niech każdy następny szykuje się na generała – żartował po tej nominacji były prezydent, dodając: – Do asów nie należał. Ale można z nim było współpracować.
Natomiast Mieczysław Wachowski, który też zaczynał jako kierowca Wałęsy, chwalił go: – Sprawny facet.
Zanim Janicki został zastępcą Mozgawy, był półtora roku zastępcą szefa garaży BOR. Zaufaniem obdarzył go minister SWiA w rządzie AWS-UW, Marek Biernacki (obecnie PO), który w marcu 2001 r. powołał płk. Janickiego na zastępcę gen. Mozgawy. W 2005 r. ówczesny szef MSWiA, Ryszard Kalisz, awansował go na generała brygady. I wreszcie 26 listopada 2007 premier Donald Tusk powołał go na stanowisko szefa BOR.
Tajemnicza sprawa
31 października 2006 r. prokuratura umorzyła postępowanie w sprawie gen. Janickiego po tym, jak płk. Jakubowskiego na stanowisku szefa BOR zastąpił płk Jan Teleon – "wobec braku znamion czynu zabronionego". Jednak 26 czerwca 2007 r. (Teleona zastąpił płk Andrzej Pawlikowski), jeszcze za czasów rządów PiS, ponownie je podjęła. O konkrety trudno dowiedzieć się w prokuraturze. Na nasze pytania otrzymaliśmy lakoniczną odpowiedź: "Na obecnym etapie śledztwa prokuratura nie upublicznia szczegółów dotyczących przeprowadzonych czynności procesowych oraz wynikających z nich ustaleń, z uwagi na fakt, iż mogłoby to zburzyć prawidłowy tok postępowania" – napisała prokurator Katarzyna Szeska.
Tyle artykuł w GP. Czy wszystko to już tylko przeszłość? Jak sie okazało 10 kwietnia, generał Janicki nie jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Chyba, ze jego szef kadr miałby w tym względzie dziwnieodwrotną optykę.
http://trzyskowronki.salon24.pl/172588,czego-nam-nie-chce-powiedziec-szef-boru
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz