Cnota dyscypliny (Grudeq)
Maryla, czw., 25/02/2010 - 23:15
Nie wiem dlaczego w naszych czasach pojęcie dyscyplina kojarzy się wszystkim jak najgorzej. Jak mowa o dyscyplinie w szkole, to zaraz pod Ministerstwem Edukacji mamy manifestacje chcących za propozycje większej dyscypliny wrzucić ministra do wora, a wór do jeziora. Jak mowa o dyscyplinie finansów publicznych to polega to po sięganiu po sztuczki księgowe aby ukryć, że tej dyscypliny absolutnie nie ma. A jak mowa o dyscyplinie partyjnej, to zaraz sięga się po przyrównanie do komunistów albo nazistów. Wiek XXI dyscypliny nie lubi.
A dyscyplina to jednak ważna rzecz. Niektórym może się kojarzyć tylko z piosenką śpiewaną przez Emiliana Kamińskiego w „Panu Kleksie w kosmosie” http://www.youtube.com/watch?v=4GB_e4MEED4&feature=related Nam się dyscyplina kojarzy ze zdyscyplinowanymi narodami odnoszącymi sukcesy cywilizacyjne. Ze zdyscyplinowanymi oddziałami wojskowymi odnoszącymi zwycięstwa na bitewnych polach. Ze zdyscyplinowanymi taktycznie drużynami grającymi o niebo lepiej od naszych orłów. Jeżeli miałbym szukać jakiegoś składnika „sukcesu” i to nieważne w jakim rodzaju aktywności człowieka czy społeczeństwa, to oprócz tej odrobinki fortuny zawsze wskażę dyscypliny. A jednak Polacy dyscypliny nie lubią.
Może to przez to, że nie jesteśmy narodem morskim? Tacy Anglicy cały swój sukces, swoje Imperium zawdzięczają temu, że potrafili wsiąść na drewniany okręcik i ruszyć w Nowy Świat. Jeden kapitan. Zgrana załoga, której w pracy pomagały zespołowe szanty. I nie tylko Nowy Świat Anglicy podbili. Wyobraźmy sobie teraz Polskich kolonistów ruszających na podbój Nowego Świata. Przecież ledwo przed minięciem Helu, należałoby utworzyć dwa dodatkowe etaty kapitańskie – bo jeden kapitan to za mało, i może się pomylić, więc wskazane jest aby to konsultować w ramach dobrze pojętej polskiej demokracji i demokratycznego okrętu prawnego. Na wysokości Bornholmu jeden z kapitanów mógłby już wszcząć bunt, wszak on ma trochę inną koncepcję płynięcia, i inny pomysł na podział pracy, a poza tym drugi kapitan to jest pijak, a każdy pijak to idiota. Załoga zapewne nie pracowałaby w rytmie szanty, ale każdy coś innego śpiewał sobie pod nosem. Bo jeden z kapitanów to wolałby dumki, a drugi polski HH a trzeci marsze wiedeńskie. Więc gdy okręt wszedłby w cieśniny Duńskie to nie zdziwiłbym się jakby jeden z kapitanów wraz ze swoimi członkami załogi zaczął demontować statek, bo skoro nie przekonał dwóch pozostałych kapitanów do swojego konceptu, to on teraz z części okrętu zrobi swój okręt i zdobędzie dla Polski te kawałki lądu co to przecież po prawej i lewej stronie widać. Dlatego może nie ma nigdzie na świecie Nowego Mazowsza czy Nowych Kujaw, ani Wysp Króla Batorego.
Może to przez to, że nie jesteśmy narodem górsko – miejskim, tylko nizinnym. Gdy przychodziło nam toczyć wojny, to nie walczyliśmy jak Szwajcarzy w skalistych Alpach gdzie w trudnych warunkach terenowych i pogodowych dyscyplina była podstawą. Ani też nie oblegaliśmy miast w Rzeszy, gdzie trzeba dyscypliny aby wytrzymać trudy i przede wszystkim długi czas albo oblegania albo bycia oblężonym. My walczyliśmy na stepach i nizinach, gdzie obowiązywało hasło: kupą, mości panowie! I gdzie tu mowa o dyscyplinie taktycznej, jakiś pułkach, kolumnach, tyralierach, szeregach, dwuszeregach. Wali taka Polska husaria na przeciwnika, a to jakiś kozaczynów a to tatarzynów, no i jak przejdzie to nie ma ani kozaczynów ani tatarzynów, tylko są kupki tatarzynów i kozaczynów które uciekają w step, a za nimi kupki husarzy. I tu cechą przydatną nie jest dyscyplina tak potrzebna w Rzymskim żółwiu czy greckiej falandze, tak aby żaden z żołnierzy nie opuścił tarczy niżej i nie wyłamał się z szereg. Tutaj cechą przydatną jest brawura. Kto szybciej dogoni przeciwnika, kto szybciej go dojdzie.
Z tego obrazu wyłania się nam nawet idealny polski typ dowódcy. Wariat, co to nie boi się niczego, co robi najbardziej ryzykowne akcje. Taki wariat, który nie troszczy się o zaopatrzenie, bo przecież zdobędzie się na przeciwniku. Nie martwi się o ubezpieczenie tyłów, skrzydeł, linii zaopatrzeniowych. Tylko huzia, huzia na przeciwnika. No indywidualista znaczy się. A jeszcze jakby mu ktoś zasugerował potrzebę współpracy z innymi dowódcami. A gdzie tam? To ja tylu tatarzynów i kozaczynów w polu zostawiłem, i mam słuchać tego głupka? Nigdy! Przenigdy!
Póty nasi przeciwnicy byli podobnego podejścia do dyscypliny – Kozacy, Tatarzy, Turcy, to laliśmy ich równo (Szwedów na szczęście oddzielał Bałtyk, i czasem płatał figle Szwedzkiej flocie). Ale jak na zachodzie wyrosły nam zdyscyplinowane Prusy. Na Południu Austrię zdyscyplinowała Maria Teresa. A na wschodzie za naukę dyscypliny wziął się Piotr Wielki, i nauką dyscypliny nie ominął nawet własnego syna, to nie można się dziwić, że Polska w ciągu stulecia została zlikwidowana. Ale czy wyciągaliśmy jakieś wnioski, że oto Polacy potrzebują większej dyscypliny? Ależ nie, bo przyszedł Mickiewicz i napisał, że jesteśmy Mesjaszem i zabory to jest kara za grzechy innych. Ani słowa o dyscyplinie. Więc dyscypliny jak nie lubiliśmy tak nadal nie polubiliśmy.
Pokochaliśmy zaś Mesjaszy. Szczególnie na prawicy. Oto co chwila objawia się jakiś Mesjasz i mówi: oto ja jestem Mesjasz, który zna jedyną i prawdziwie słuszną drogę, której na pewno nie zna ten którego wcześniej uważałem za Mesjasza ale w porę się zorientowałem. Gdyby taki Mesjasz objawił się w angielskiej kolonii, gdzie był już jeden gubernator, to bardzo szybko dostałby zamaszystego kopa i został człowiekiem z traperską czapką, o ile nie zostałby zjedzony przez Indian czy Niedźwiedzie (bo je nie tylko lecący Adam Małysz budził). W Polsce nad Mesjaszami się pochylamy. A może on faktycznie ma rację. Może ten poprzedni to jednak nie ten. A on widać, że taki ideowy i uczciwy, i nie idzie na żadne zgniłe kompromisy. Mamy w naszym państwie największy odsetek przestępstw na zasadzie: do domu przyszła uczciwa cyganka i chciała powróżyć. No i najpopularniejszy Premier Rzeczypospolitej zwany jest w niektórych kręgach Obiecankiem I. Słowiańska naiwność w całej swej okazałości.
Zobaczymy jaką Polacy mają dyscyplinę wobec swoich przekonań i swojego zdania na przykładzie sondażowym. Wychodzi z nich, że pewne grupy Polaków swoje preferencje wyborcze zmieniają co miesiąc. Ni z gruszki, ni z pietruszki ot tak sobie, bo coś tam się stało. Miesiąc temu PO – 9%, teraz + 11%. Szaleństwo. Jeden błąd i już wyborcy odwracają się od partii, ale niech partia przeprosi, postawi kwiatek już wyborca z powrotem wraca, chociaż był już gotów głosować na wrogów zaprzysięgłych swej partii. A przecież to są ciągle ci sami Polacy. Prezydent Kwaśniewski powiedział kiedyś: „Tylko krowa nie zmienia swoich poglądów” I tym stwierdzeniem podżyrował taką postawę Polaków. I nikt Polaków dyscypliny uczyć nie chcę.
A ja przy sztandarze dyscypliny stać będę. I jeśli Polska chce osiągnąć jakikolwiek sukces to ten sztandar powinien być podniesiony przez nas wszystkich. Dyscypliny która mówi: brudy we własnym gronie, istnieje pewna hierarchia, bo z góry zdecydowanie więcej widać, niż to się z dołu może wydawać. Dyscypliny która mówi – szacunek dla starszych, i wreszcie dyscypliny która mówi: żadnych podziałów na prawicy, bo to będzie katastrofa. Sztandar trzymam, i jak coś to mogę nim kilku zdzielić. Tak dla refleksji.
http://grudqowy.salon24.pl/159659,cnota-dyscypliny
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
napisz pierwszy komentarz