Powstanie Listopadowe- moje refleksje
witas, pon., 30/11/2009 - 13:17
Z okazji rocznicy Ubiegłej Nocy Listopadowej pojawiło się w blogosferze kilka rzetelnych tekstów o genezie, przyczynach, szansach zmarnowanych i przebiegu Powstania 1830-31 roku. Polecam szczególnie : Leszek.sopot.salon24.pl, Godziemby i Mariusza A. Romana (wszędzie) . Jako, że moja opinia historyczna kilku czytającym (i komentującym) nie jest obojętna, chciałbym ją króciutko przedstawić.
Przede wszystkim nie zgodzę się ze zdaniem napisanym przez mojego kolegę Mariusza A. Romana:
"Wybuch akcji zbrojnej został przyśpieszony, zatem nie wystarczająco przygotowany. To przyśpieszenie nastąpiło, gdyż car planował użycie armii Królestwa Polskiego przeciw rewolucjonistom we Francji i Belgii."
Otóż plany Cara Mikołaja I były jesienią 1830 roku jeszcze bardzo niezdecydowane co do podjęcia decyzji o i czasie interwencji w Belgii wobec sprzeciwu Anglii i Francji. Ale tym sprzeciwem narażały się te państwa na interwencję reakcji Świętego Przymierza, którego dyplomatycznym motorem była z definicji nieprzyjazna tym państwom Austria ( jej kanclerz Metternich ), a jego mocarnym ramieniem niezwyciężona armia rosyjska.Jednako sprytne działania francuskiej dyplomacji ( zwłaszcza posła w Petersburgu Charles Paul Bourgoing [: szarl pol błarge'] oraz ministra spraw zagranicznych [ministre des affaires etrangeres] korsykańczyka Sebastiani-Porta (który był nie tylko ziemliakiem Napoleona Bonaparte, ale i ambasadora rosyjskiego w Paryżu Karla Osipowicza Pozzo di Borgo.
Oba te kraje są mistrzami w odsuwaniu od siebie zagrożenia (niemieckiego bądź rosyjskiego).
Tak jak w 1794 ( Insurekcja Kościuszkowska zachęcona i przyśpieszona przez gwarancje francuskie, tak naprawdę uchroniła republikę przez zagładą od przygotownej świetnie do tego armii pruskiej ),
w marcu i sierpniu 1939 (przyjęcie gwarancji angielskich w marcu'39, skierowało / naprowadziło jak Stingera ciepło na cel atak Hitlera na Polskę, chociaż jego celem do tego momentu była Francja, do wojny skrajnie nie przygotowana (zwłaszcza psychologicznie), mimo, że testament Największego Polaka wyraźnie mówił, "aby Polska nie weszła do wojny jako pierwsza !" )
i jesienią 1830 roku sprowokowano wypadki w Warszawie (pisze o tym m.in., gen. Marian Kukiel, wybitny historyk wojskowości), aby nie mieć problemów z "bistro, bistro" nad Mozą [ =Maas ] i Sekwaną [ =Seine]. Przykład lat 1814-15 wystarczająco pokazał, że to niezwyczajni, ale jednak kłopotliwy liberatorzy [ = wyzwoliciele ].
Do czasu kiedy Polacy nie zdadzą sobie z tego sprawy, zostaną pionkami w grze europejskich decydentów.
I ofiarami własnej głupoty i źle pojętego patriotyzmu.
I będą sławić swoje piękne, mniej lub bardziej bohaterskie klęski.
Mój imiennik Witold Repetowicz napisał:
"W 1831 r. Polska straciła państwowośc i szanse na niepodległośc przez garstkę narwańców."
Nie sposób się z nim nie zgodzić.
Do powodzenia powstania narodowowyzwoleńczego lub wojny obronnej należy mieć: sprzyjającą sytuację geopolityczną, dobrze przygotowaną armię, patriotyczne społeczeństwo i fachowe, przekonane o możliwości zwycięstwa dowództwo.
Ani pierwszego, ani co gorsza tego czwartego nieodzownego elementu w 1830 roku Polska nie miała.
Teraz co napiszę będzie ostro obrazoburcze, bo
„Społeczeństwo polskie nie lubi odbrązowień. Właściwie jest ono bardzo konserwatywnie przywiązane do pojęć utartych",
( Stanisław Cat Mackiewicz "Herezje i prawdy" najrozsądniejszy polski pisarz historyczny )
Nie należało zaczynać rewolucji nie mając jej wodza (jak by potoczyły się rewolucje bez Fidela, Lenina, Kiereńskiego, Dantona, Jeffersona ? Na pewno nie tak „uspiesznie” [ = zakończone sukcesem] jak znamy to z historii).
Nie mając takiego wśród Polaków, można /należało -by spróbować nakłonić twórcę potęgi armii Królestwa Polskiego i wielkiego militarystę Wielkiego Xięcia Konstantego Pawłowicza Romanowa do nielojalności wobec młodszego brata – wszak władza jest największą kusicielką (druga największa była już w postaci pięknej pani Joanny Grudzińskiej połknięta – dla niej rozwiódł się był z księżniczką saksońską i dlatego nie objął przypadającego mu tronu rosyjskiego, bo „wsio mogut koroli, no żenitsia po liubwi nie możet ni odin korol’ – jak śpiewała po 145 latach Ałła P.) i spróbować osadzić go na króla Polski jako władcę oświeconego.
Czy na władcę oświeconego nadawał się tego nie wiem, przypuszczam jednak, że byłby bardziej stanowczym, fachowym dowódcą niż każdy z wodzów armii polskiej podczas wojny 1830-31.
Wobec reakcyjnych sił Austrii i Prus można było by przedstawić wydarzenia nad Wisłą jako kłótnie w rodzinie Romanowów, oczywiście najistotniejszym argumentem byłby wynik militarnej konfrontacji i dalszych możliwości obronnych armii polskiej w myśl zasady mojego autorstwa:
wojnę wygrywa czyli dyktuje warunki rozejmu /pokoju nie ta strona, która najmniej poniosła strat, ani ta, która ich najwięcej zadała, lecz która na koniec działań wojennych jest najsilniejsza i co za tym idzie - jest gotowa na kolejne ewentualne straty.
Podsumowując: polski patriotyzm jest niczym ogrom, potęga wody. Gdy jest w nadmiarze i niewłaściwie ukierunkowany, potrafi czynić szkody całkowicie odmienne od zamierzonych celów niczym woda powodziowa, która miast użyźniać i dostarczać życiodajnych substancji niszczy wszystko co uda jej się ogarnąć. Tak też się stało w 1830 i 31 roku.
Nie dziwię się zatem doświadczonym generałom, których dopadli tego wieczoru 179 lat temu młodzi, sprowokowani narwańcy i dawali tylko jeden wybór: dołączenie do rewolty lub śmierć. Oni śmierci się nie bali. Większość podchorążych dożyła późnej starości…
- witas - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
napisz pierwszy komentarz