Cisza przed Odą

avatar użytkownika dzierzba

Nie wiem, czy przyczyną mojego ogólnego zniechęcenia do polityki jest wyłączenie telewizora, ale stało się ono faktem. Od kilkunastu dni mało obchodzi mnie, który Palikot ma jaki przekaz dla swojej publiki, w jak bardzo zrównoważony sposób rozwija się Polska i jak niesamowicie przyjaznym mogłoby być nasz państwo, gdyby Kaczory przestały wreszcie mieszać zielono-różowym cudotwórcom szyki.

Nic już z tych rzeczy nie wywołuje mojego przyspieszonego bicia serca.
 
Sądzę, że gdyby nawet Donald ogłosił się Nowym Królem Elekcyjnym, a Sebastiana i Sławka mianowałby kolejno swym giermkiem i paziem, miałbym to gdzieś i nie śledziłbym tej farsy. Nawet gdyby zaczęto stawiać im pomniki. Wszystko to przez wrażenie, że coś się skończyło, zbliża się nowe i wszyscy czekają, jakie będą tych zmian wyniki.
 
Oczywiście trudno nie łączyć tego nastroju z wchodzącym w życie Traktatem Lizbońskim. Dokumentem, który ma kształtować przyszłość tego kawałeczka Eurazji przez najbliższe x lat i z którego treścią zapoznali się tylko nieliczni. Rzecz jasna mówienie o strachu byłoby przesadą, ale jednak niepokój, czy może jeszcze bardziej neutralne „oczekiwanie” wydaje się być dość powszechnym nastrojem. Nawet, a może zwłaszcza wśród polityków, którzy jak gdyby trochę mniej starają się ostatnio mamić elektorat feromonami swoich bon motów i półprawd oraz „mądrości” życiowych. Wydaje się, że oni również oczekują na rozwój wydarzeń i role, które przypadną im w nowej Europie.
 
Teraz, zależnie od punktu widzenia, można twierdzić, że stoimy przed wielką szansą i możliwościami albo odwrotnie – trudno oczekiwać, że będzie lepiej a nie gorzej. Truizm, ale warty odnotowania chociażby z tego powodu, że uświadamia nieuchronność pewnej zmiany. W końcu nie dla żartów we wchodzącym w życie już za niecały tydzień dokumencie napisano, że Niniejszym Traktatem WYSOKIE UMAWIAJĄCE SIĘ STRONY ustanawiają między sobą UNIĘ EUROPEJSKĄ, zwaną dalej „Unią”, której Państwa Członkowskie przyznają kompetencje do osiągnięcia ich wspólnych celów.
 
Tak więc oczywiście nadal możemy emocjonować się naszym lokalnym podwórkiem, ale mimo wszystko uważam, że szkoda na to czasu. Lepiej poczekać i zobaczyć, jak w praktyce wyglądać będą te wspólne cele dla których realizacji przekazaliśmy Unii nasze kompetencje.
Posted in dywagacje, media, polityka, polityka zagraniczna, Polska, społeczeństwo, UE, ustroje

napisz pierwszy komentarz