Wszystkiego bym się spodziewał, ale nie tego, że Wyborczą sponiewiera ktoś, kto idzie z linią pisma ręka w rękę, drukuje tam artykuły za niezłą kasę i w ogóle jest jednym z patronów liberalnego, postępowego aż do przepaści światka. A tu proszę, jakie niespodzianki człowieka spotykają na tym, wydawałoby się całkowicie pozbawionym poczucia humoru i uczciwości intelektualnej ziemskim łez padole.

Pod redakcją naukową profesora Ireneusza Krzemińskiego ukazała się praca socjologów UW "Czego nas uczy Radio Maryja". Z publikacji dowiadujemy się, że NIE uczy nas antysemityzmu, nie szerzy ideologii endeckiej, a pobożność, jaką lansuje /brr, okropne słowo/, jest autentyczna i głęboka.

Sam prof. Krzemiński wyznaje, że zakładał hipotezę, iż model religijności radiomaryjnej ma znacznie bardziej powierzchowną, rytualistyczną i tradycjonalistyczną formę. Można tylko domniemywać, na jakiej podstawie Krzemiński zakładał taką hipotezę - jak się widzi świata koło, jakie tępymi zakreśla oczy Gazeta Wyborcza.

Hipoteza się rypła - mało to zresztą podejście naukowe, skoro zakłada się z góry jakąś hipotezę. Żeby nie było za słodko, badacze zwracają uwagę na sekciarstwo w Radiu Maryja, które powinno być przedmiotem troski władz kościelnych.

Osobne rozdziały poświęcone są obrazowi rozgłośni w GW i Życiu /była kiedyś taka gazeta/. Autorzy tych rozdziałów nie zostawiają na GW suchej nitki, udowadniając fałszowanie obrazu radia w szmatławcu ludzi tzw. mądrych. Słowem, stajnia Michnika została wypunktowana przez ludzi, których pracę firmuje swym nazwiskiem socjolog, o którym można było powiedzieć wszystko, ale nie to, że pozwoli na skopanie koni Adasia.

Muszę przyznać, że prof. Krzemiński znacznie zyskał w moich oczach, czego z ubolewaniem nie mogę powiedzieć np. o Marii Janion, która od wielu już lat stacza się intelektualnie po równi pochyłej w objęcia lewicowej pustki. No, ale zawsze może przyjechać na Uniwersytet Gdański, znany z obrony tajniaków i zakochany po uszy w pani profesor. Na miłość nie ma rady.