Demokracja z obciążoną hipoteką (o cenie wolności) (rosemann)

avatar użytkownika Maryla
Myślę, że wielu jeszcze pamięta scenę ze znakomitej „Sauny” Filipa Bajona, w której Polak Janek (odtwarzany przez B. Lindę)  opowiada kolegom z demoludów (i jednemu Amerykaninowi) historię z początku stanu wojennego. O zjeździe klasowym po latach, na którym spotkał byłego kolegę z klasy a wtedy aktualnego esbeka. Gdy towarzystwo popiło Janek powiedział esbekowi (odtwarzam z pamięci)
-Założysz się, że sprawię by zaśpiewali teraz protest song?
- Nie zaśpiewają- odpowiedział tamten spokojnie i z uśmiechem.
Nie zaśpiewali.
Przypomina mi się owa scena teraz, gdy czytam i słucham nawoływać, by zrobić coś z tym co władza obecna wyprawia bezwstydnie obnosząc się ze swym poczuciem bezkarności i manifestując jawnie brak przyzwoitości. I w duchu, jak ten esbek, z którym, broń Boże, żadnego emocjonalnego związku nie odczuwam, mówię sobie „Nic nie zrobią’. Tyle, że nie uśmiecham się.
Zestrachanie tamtych, zamkniętych w szkolnej klasie w roku 1982 rozumiem. Każdy z nich miał wówczas wiele do stracenia. Rodziny, źródło ich utrzymania i inne rzeczy i sprawy bez których ciężko byłoby żyć. Czasem nawet i życie. A przeciw sobie mieli machinę, która udowodniła, że potrafi nawet zabijać a skatować kogoś czy zamknąć to dla niej tyle co splunąć. Za wielka była by szarpać się z nią tylko po to by zaśpiewać jakąś piosenkę.
Ale paradoksalnie wtedy, gdy tyle się ryzykowało, było bardzo wielu, którzy ryzykowali. Dłubali po nocy w konspirze albo w dzień szli bardziej czy mniej tłumnie, z odkrytymi twarzami by tej zabójczej machinie pokazać środkowy palec w postaci dwóch rozcapierzonych w literę V. Czemu wtedy szli? Bo co mieli do stracenia? Niewiele! A do zyskania wszystko. Choć i dziś są tacy, którzy PRL uważają zgoła za III RP bo „przecież wielu ludzi starało się wtedy żyć normalnie”. Starali się… Tylko, przy wybitnej pomocy owej nie całkiem III RP i takich gości jak choćby Jaskiernia i Szmajdziński, nie bardzo im to wychodziło. Dlatego mieli więcej do zyskania niż stracenia. I w tym tkwiła ich siła. Ponoć Napoleon Bonaparte miał kiedyś wyjaśnić fenomen waleczności swych żołnierzy mówiąc, że „armia musi być głodna”.
Teraz ze smutkiem i, momentami, z irytacją znajduję głosy pełne nadziei, że „społeczeństwo się pozna” i ‘społeczeństwo nie pozwoli”. Bo ani się nie pozna ani nie kiwnie palcem by „nie pozwolić”. Ma ważniejsze rzeczy na głowie i za dużo do stracenia. Pracę, która absorbuje więcej niż by się chciało ale za to przyzwoicie wynagradza. Wzięte kredyty na apartament w modnej dzielnicy i przyzwoity samochód. Zaplanowany urlop w Egipcie. Jedynym, co budzi złość i emocje jest to, że koledzy mają więcej metrów kwadratowych, koni mechanicznych i stać ich na Bahamy. Czy możliwe jest, by oni wyszli na ulice i głośno powiedzieli „nie”. Oczywiście! Ale nie dlatego, że jakakolwiek (i ta i te poprzednie) władza kpi z ich inteligencji i zwyczajnie „ciągnie z nich łacha”. Bo im to wisi. Kochać to ich ma nie władza a ich kobieta a uczciwości oczekują od partnerów w biznesie a nie od dygnitarzy. Oczywiście wyjdą, krzykną „nie” i pogrożą pięścią, ale tylko w bardzo konkretnych warunkach. Wyjdą gdy im władza wejdzie z butami do ich apartamentu na kredyt, gdy zacznie wyciągać coś z szuflad i garnków, gdy wytoczy ich ukochany samochód z garażu. Wtedy krzykną na pewno. Bo też już nie będą mieli nic więcej do stracenia. A teraz proszę zapomnieć. I nie prosić. Bo odwrócą się tylko i na palcach policzą, że im się ta cała „wolność” i „demokracja” nie kalkuluje.
Bawią mnie wszelkie dywagacje na temat tego, czy mamy już dziś „społeczeństwo obywatelskie” i wszystkie te inicjatywy oraz kampanie, by to społeczeństwo kształtować albo i tworzyć od podstaw. Jesteśmy na tym etapie rozwoju demokracji, w którym już czujemy jej smak ale ciągle też mamy świadomość, że ktoś przyjdzie i nam ją zabierze. Może to świadomość błędna, urojona, ale ma w sobie moc samospełniającej się przepowiedni. Kiedy zaczyna się dziać coś, co sprowadza naszą oseskowa tą jeszcze „władzę ludu” na zła drogę pierwsze, co robią to boja się o zawartość garnka i wola się odwrócić. Ja nie twierdze, że grozi nam recydywa PRL-u. T nie ma już powrotu. Ale coś pomiędzy mecziaryzmem a łukaszenkizmem jest możliwe. Możliwe, że właśnie się dzieje. A jedynym lekarstwem na to jest silny opór. Zaś na niego liczyć nie można bo ludzie wzięli kredyt, obciążyli hipotekę… Choć mogą obudzić się z ręką w nocniku to mocno ich to nie zaboli. Albo i wcale. Bardziej zabolałoby jakby im się system bankowy posypał. Co tam jakaś „demokracja”.
A „społeczeństwo obywatelskie” to dziś ta starsza pani co zwraca uparcie uwagę właścicielom samochodów by nie parkowali na trawniku i ten pan, który pijącym piwo w parku młodzieńcom sugeruje aby nie rzucali śmieci na ziemię. I jeszcze trochę im podobnych, powszechnie nielubianych i nazywanych wariatami.
Proszę wiec nie liczyć na to, że ktoś spróbuje ograniczyć jakąkolwiek naszą „demokratycznie wybraną” władzę w jej skłonności do robienia z obywateli idiotów i jawnym „olewaniu” przyzwoitości.
Cała nasza demokracja, ta władza ludu, czy też obywateli, wzięta została w zastaw hipoteczny.
http://rosemann.salon24.pl/132033,demokracja-z-obciazona-hipoteka-o-cenie-wolnosci
Etykietowanie:

1 komentarz

avatar użytkownika Lancelot

1. Oto dlaczego

Jesteśmy zdani na trzepanie klawiszami i jakieś tam pikietki w wykonaniu weteranów, ONI to doskonale o tym wiedzą i żadna walka oprócz zbrojnego powstania nie ma szans. Ale póki co trzepmy po klawiszach póki nie dojrzejemy do rewolucji. Dokładnie jak w tym wierszu M. Krupińskiego "...Lewica budzić się zaczyna... Uśśś... po wczorajszym głowa boli... Najwyższy czas by wypić klina, aby wytrzymać w Zbawcy roli. Od razu oko zalśni blaskiem... Wszak aby wygrać szansę taką w oczęta trzeba sypać piaskiem – i premierowi i Polakom. Trzeba mieć siły zęby szczerzyć, raz jak pies wściekły, raz w uśmiechach i jeszcze więcej - by uwierzyć że ma się szczęście a nie pecha... A potem można skończyć pracę, rozluźnić łydki i golenie i do swej klatki wrócić z kacem. I popaść w tępe odrętwienie... A kiedy już odpłynie jutro sen oszukańczy, sen zwycięski - trzeba mieć siłę spojrzeć w lustro, aby zrozumieć rozmiar klęski... Nad Polską słychać żałość wilczą, wycie że ciągle nie ich stołki... A cóż wyborcy? Oni milczą... I osinowe ostrzą kołki... I nie chcą płoszyć wilków stada, nim flar czerwienią je opaszą. Od lat ich męczy wilków zdrada i chcą by Polska była naszą. Wreszcie ostrożność wilków prysła. Wilki wychodzą z lasu mroku... Czerwoną pianę tocząc z pyska i podszczuwane skrycie z boku zwartą gromadą prą do przodu. Wódz i wataha ten sam grymas! I już im pachnie krew Narodu... Wierzą że nic ich nie powstrzyma... Lecz powstrzymało. Leżą w śniegu. Lud krwawe skory z wilków zdziera i osinowe wbija kolki. Nagonka, w filcach i w moherach, zmęczona ale tryumfalna, padlinę wilków z dumą liczy. A Polska? - Polska znów normalna i wolna znów od wilków dziczy. I jeszcze jedno w tym posłaniu – aby nie było niespodzianek: - myśliwym też, po polowaniu, strzelby zostaną odebrane. By nie zdarzyło się po łowach, że kły myśliwym rosną wilcze i wilk się w ich ubiorach chowa... A podszczuwacze? – Cóż... przemilczę... ® © Mirosław Krupiński Pzdr

 RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ  /Józef Piłsudski/