Grupa Trzymająca Stocznie (Anna Kalembkiewicz)
„Wprost” dotarł do informacji CBA, przesłanej najważniejszym osobom w państwie 5 i 9 października 2009 w sprawie nieprawidłowości przy sprzedaży majątku stoczni gdyńskiej i szczecińskiej. Urzędnicy Agencji Rozwoju Przemysłu S.A., podległego ministerstwu Aleksandra Grada „czynili wszystko co w ich mocy, aby zapewnić zwycięstwo w przetargach (na odkupienie majątku stoczni gdyńskiej i szczecińskiej – rzyp. red.) wybranemu przez siebie inwestorowi Stiching Particulier Fonds Greenrights (znanemu potocznie Katarczykami – przyp red.)”, wynika z dokumentów, jakie na ręce Donalda Tuska złożył Mariusz Kamiński.
Działania te prowadzone były nie tylko wbrew interesom ekonomicznym państwa, ale również wbrew zdrowemu rozsądkowi, co zostanie dalej wykazane" – pisze w raporcie do szefa rządu Kamiński. Raport zawiera między innymi zapisy rozmów telefonicznych Wojciecha Dąbrowskiego, szefa ARP z jego zastępcą Jackiem Goszczyńskim (zaufanym człowiekiem Aleksandra Grada, który kiedyś był dyrektorem Departamentu Nadzoru Właścicielskiego i Prywatyzacji I w resorcie skarbu).
„Uprzywilejowane traktowanie jednego z oferentów uwidoczniło się już na etapie czynności wstępnych, obejmujących rejestrację podmiotów zamierzających wziąć udział w przetargu" – mówi raport CBA. Przetarg na majątek stoczni ogłoszono 16 marca 2009 roku. Podmioty zainteresowane przystąpieniem do niego, miały do 30 kwietnia złożyć oświadczenie rejestracyjne i wpłacić wadium. Katarczycy nie wpłacili pieniędzy w terminie. Czas przelewu i przewalutowanie trwały do 8 maja. Katarczycy nie zostali jednak wykluczeni z przetargu. 7 maja ogłoszono przedłużenie terminu wpłaty wadium właśnie do 8 maja.
30 kwietnia, w dniu w którym wadium miało znaleźć się na koncie zarządcy kompensacji, Wojciech Dąbrowski, szef ARP rozmawiał z jednym ze swych pracowników (prawdopodobnie Piotrem S., dyrektorem oddziału warszawskiego ARP). S. informował swojego przełożonego:
- „Jest oświadczenie od przyjaciół, ale nie ma kasy i może nie być – niech oni prześlą potwierdzenie przelewu, niech prześlą faks z dowodem nadania kasy", oraz:
- Jest drugi problem też taki no kurwa niech oni by przesłali potwierdzenie przelewu, by potem bank był w stanie zaksięgować to z dzisiejszą datą, ja się po prostu boję, że będą nieprzyjaciele, rozumiesz… Niech oni by dzisiaj faks nadali z dowodem wysłania tych środków, to dla nas jest jakimś argumentem później, nie, nawet jak to wadium, my próbowaliśmy dzwonić do tego Japa, prokurenta, ale on twierdzi, ze biuro zamknięte itd., ja nie wiem, czy tego wyżej nie trzeba, ja nie wiem, czy Jacek (Goszczyński – przyp. red.), czy ty zadzwonić, ja nie chcę wiesz… ale tu po prostu chodzi informacja, kurwa u nas służby finansowe donoszą, za przeproszeniem, że co z tego, że jest oświadczenie, jak nie ma i się boję przyjaciół z innym kapitałem i innych inwestorów."
W pierwszym dniu przetargu 13 maja 2009 okazało się, że katarski inwestor potrzebuje więcej czasu na „uzgodnienia". Chciał wycofać się z przetargu. Przystąpił do niego po tym jak – według raportu CBA – „w toku konsultacji pomiędzy Ministrem Skarbu Państwa Aleksandrem Gradem, wiceministrem Skarbu Państwa Zdzisławem Gawlikiem oraz obydwoma prezesami Agencji Rozwoju Przemysłu S.A. ustalono strategię, zgodnie z którą czyniący problemy inwestor uzyska zapewnienie, że jeśli przystąpi natychmiast do przetargu i zwycięży w nim, to w razie zaistnienia takiej potrzeby, przetarg zostanie unieważniony ze względów formalnych pod koniec maja”.
13 maja 2009 przedstawiciel Katarczyków ostatecznie zalogował się do prowadzonego w Internecie przetargu. Zanim to się stało tak prowadzący przetarg raportował Wojciechowi Dąbrowskiemu:
- „ Na razie mamy 2 osoby, ale nie te, które chcemy", niecałą godzinę później:
- „Siedmiu, ale brakuje"
Po tej informacji, Wojciech Dąbrowski dzwoni do Jacka Goszczyńskiego, swojego zastępy, i mówi:
- „Cześć, siedem sztuk jest, ale oczekiwanego jeszcze nie ma… natomiast wyobraź sobie, że wszystkie komputery padły w całej stoczni, zawirusowane oprócz jednego, wiesz wczoraj z Nojszewskim rozmawiałem, żeby jeden tempest, wiesz ustawić niezależnie poza siecią, zupełnie zasilany inaczej i Internet ciągniety inaczej".
Goszczyński odpowiada:
- „Nie wykluczam, że chodziło o to, żeby dojść do…, nie tylko zablokować, tylko, żeby jeszcze dodatkowe jakiejś… informacje wyciągane".
Wojciech Dąrbowski dzwoni więc do wiceministra skarbu Zdzisława Gawlika i informuje:
- „To znaczy jest 7 sztuk, na razie na ma jeszcze tego"
Gawlik odpowiada:
- „Tego naszego…?"
Dąbrowski mówi też Gawlikowi, że od Jacka Goszczyńskiego dowiedział się, iż:
- „… szef szefów, że tak powiem ma rozmawiać z Katarem".
Z dalszej części raportu wynika między innymi, że przez cały czas trwania przetargu, urzędnicy państwowi informowali przedstawiciela katarskiego inwestora o tym, jakie oferty składają pozostałe podmioty.
Katarzyna Kozłowska, OL
http://www.wprost.pl/ar/174743/Dokumenty-CBA-potwierdzaja-istnienie-Grupy-Trzymajacej-Stocznie/
Komentarz od autorki: Tusku, odejdź.
http://annakalembkiewicz.salon24.pl/130804,grupa-trzymajaca-stocznie- Zaloguj się, by odpowiadać
2 komentarze
1. Kto tu możemieć jeszcze
2. Największa afera III RP K Największa afera III RP (Anna Kalembki
Najwyżsi urzędnicy Ministerstwa Skarbu Państwa (MSP) oraz Agencji Rozwoju Przemysłu (ARP) przeprowadzili fikcyjny przetarg na sprzedaż majątku stoczni w Gdyni i Szczecinie. Z dokumentów przesłanych przez Mariusza Kamińskiego, szefa CBA, do najważniejszych osób w państwie wyłania się obraz totalnego bezprawia, degrengolady i łamania zasad.
Operacja CBA o kryptonimie „Hornet" ujawniła, że przetarg na sprzedaż majątku stoczni od początku do końca był ustawiony. Uczestniczyli w tym bezpośrednio wiceminister skarbu Zdzisław Gawlik oraz prezes ARP Wojciech Dąbrowski i jego zastępca Jacek Goszczyński. Z dokumentów CBA wynika, że o sprawie wiedział minister skarbu Aleksander Grad.
Przetarg był ustawiony tak, żeby wygrał go tylko jeden podmiot – Stiching Particulier Fonds Greenrights. Na początku przesunięto termin rejestracji uczestników przetargu, żeby Greenrights wpłacił na czas wadium. Potem kombinowano, jak uniemożliwić rozpoczęcie licytacji, bo ten właściwy podmiot potrzebuje czasu na konsultacje. A już podczas licytacji szefowie ARP i urzędnicy ministerstwa skarbu złamali wszelkie reguły. Cały czas byli w kontakcie ze „swoim" oferentem, pomagając mu w licytacji (nawet wtedy, gdy zawodziło go internetowe połączenie), co stawiało „wybrańca” w uprzywilejowanej sytuacji. Próbowano nawet manipulować zegarem odmierzającym czas podczas licytacji: zastanawiano się, czy nie można go spowolnić dla innych niż „swój” uczestników licytacji, żeby ten „właściwy” wiedział wszystko przed innymi.
Z dokumentów CBA wynika, że Greenrights miał określoną kwotę do wylicytowania, o czym wiedzieli urzędnicy MSP i ARP i ich zadaniem było niedopuszczenie, by wygrał ktoś inny. Pomagali więc „swojemu" przekazując korzystne informacje (cały czas byli z nim w kontakcie), ale także naciskając na innych uczestników przetargu. Jednym perswadowali, że opłaci im się przegrać, innych naciskali, by się wycofali, bo stracą na swoim uporze. Wynika z tego, że urzędnicy polskiego państwa świadomie i celowo nie dopuścili do sprzedaży majątku stoczni innym podmiotom i po wyższej cenie niż ta wylicytowana przez Greenrights. Otwarte jest pytanie, dlaczego urzędnicy MSP i ARP byli za wszelką cenę (także łamiąc prawo) gotowi pomagać tylko jednemu podmiotowi. Co takiego im zaoferowano, że z wielką gorliwością naginali bądź łamali prawo oraz kompromitowali swoje urzędy i przełożonych?
Dokumenty CBA dowodzą, że operacja z ustawieniem przetargu służyła przede wszystkim libańskiemu handlarzowi bronią Abdulowi Rahmanowi El-Assirowi. To on wpłacił wadium w imieniu Greenrights. El-Assir domagał się, by urzędnicy MSP oraz ARP zapewnili mu zwrot wadium, gdyby nie dopełnił warunków umowy. I urzędnicy robili wszystko, żeby El-Assirowi wadium zwrócono. Sam Libańczyk zainteresowany był wyłącznie odzyskaniem od Bumaru SA kwot należnych mu prowizji za handel bronią polskiej spółki. Urzędnicy MSP i ARD gotowi byli zabezpieczyć go udziałami Bumaru, byle tylko doszło do transakcji.
I tu pojawia się problem, czy tzw. katarski inwestor w ogóle istniał. Bo z dokumentów CBA wynika, że wtedy, gdy po wygraniu aukcji Greenrights zaczął kręcić, to polska strona na siłę szukała jakiegoś „katarskiego łącznika", żeby się nie skompromitować (co groteskowe, nie wiedziano nawet, jak przedstawić zwycięzcę przetargu, bo ten nie chciał nic o sobie ujawnić). Z podsłuchanej rozmowy między ministrem Gradem a prezesem ARP Dąbrowskim wynika, że na siłę szukano jakiegoś katarskiego inwestora, który by się podłączył pod ofertę El-Assira. Oznaczałoby to, że minister Grad wiedział, iż katarska oferta to fikcja.
Teraz powstaje pytanie, czy całe to przedsięwzięcie było spiskiem z udziałem El-Assira, który coś wymiernego polskim urzędnikom obiecał, dlatego znalazł tak gorliwych pomocników. A może zostali oni przez Libańczyka zwyczajnie wykorzystani i oszukani? Późniejsze szukanie ratunku za wszelką cenę mogło być tylko grą przed premierem Tuskiem. A może operacja od początku była trefna, czyli ustawiana jako przyszłe wspólne przedsięwzięcie urzędników MSP i ARP oraz „Katarczyków", którzy zarobiliby na sprzedaży wylicytowanych terenów pod inwestycje nie mające nic wspólnego z przemysłem stoczniowym? „Katarczycy” wiedząc, że wszystko jest ustawione mogli się wystraszyć odpowiedzialności karnej i finansowej, bo przecież cały przetarg (i jego konsekwencje) mógł zostać unieważniony.
Z podsłuchanych rozmów, w tym z udziałem ministra Aleksandra Grada, wynika, że nie jest on mimowolną ofiarą tej afery, lecz jej pierwszoplanowym uczestnikiem. Jeśli w dodatku oszukiwał premiera Tuska nie mówiąc mu prawdy, sprawa jest jeszcze poważniejsza. W każdym razie pozostawanie ministra Grada na stanowisku w tej sytuacji wydaje się wykluczone.
Oprócz niebywałej kompromitacji polskiego państwa, afera z ustawieniem przetargu na majątek stoczni może spowodować daleko idące konsekwencje finansowe dla budżetu. Bo oszukani uczestnicy przetargu mogą skarżyć państwo polskie o wysokie odszkodowania. Nie warto już nawet przypominać, że ta oszukańcza operacja zaszkodziła samym stoczniom – teraz już nikt nie kupi ich za taką cenę, za jaką mogły być sprzedane. A ile firm kooperujących ze stoczniami zbankrutowało bądź zbankrutuje? A ilu ludzi straciło pracę?
Stanisław Janecki
redaktor naczelny
Komentarz autorki: Bez słów.
http://annakalembkiewicz.salon24.pl/130834,najwieksza-afera-iii-rp-k-najwieksza-afera-iii-rp
O ARP pisałem w notce poświęconej sprzedaży nieruchomości warszawskiej giełdy:
Lodziarnia w centrum Warszawy
Ministerstwo Skarbu (min. Aleksander Grad PO) postanowiło zbyć gmach byłego Komitetu Centralnego PZPR wraz nowym budynkiem giełdy położonym obok. Sprzedane ma być 47 tys. m. kwadratowych nieruchomości położonych na prawie dwóch hektarach ziemi w centrum Warszawy.
Według Gazety Wyborczej cenę jednego metra kwadratowego powierzchni nieruchomości ustalono na 4 – 6 tys. zł. Za tyle nie da się kupić nawet jednego 1 m2 niewykończonego mieszkania na obrzeżach Warszawy.
Wyceny dokonała firma BAA Polska. Podobno wycenę tę ma zweryfikować, jako zbyt niską, Agencja Rozwoju Przemysłu, ale to chyba tylko tak pro forma, bowiem wspomniana Agencja jest jednym z klientów BAA Polska.
W notatce umieszczonej na stronie onetu brak informacji o trybie zbycia gmachu KC i gruntu, na którym się znajduje. Podano tylko, że akcje spółki zarządzającej giełdą warszawską przejmie Agencja Rozwoju Przemysłu, czyli ta sama, która ma sprawdzić prawidłowość wyceny. Trochę to dziwne zważywszy, że przeszło rok temu nowo powołany na prezesa ARP Wojciech Dąbrowski zapewniał, że ARP w najbliższym czasie pozbędzie się udziałów w co najmniej stu spółkach, bowiem UE zakazuje wspierania przez budżet państwa państwowych firm. Rozumiem, że ARP po przejęciu giełdy dokona sprzedaży. Ciekawe, jaka będzie procedura?
Warto pamiętać, że to ARP nadzorowała polskie stocznie (Szczecin) i doprowadziła do ich likwidacji, a następnie podpisała umowę z firmą Work Service senatora PO Misiaka.
Od przeszło roku prezesem ARP jest Wojciech Dąbrowski, który wcześniej był związany z przemysłem wojskowym (BUMAR).
http://wiadomosci.onet.pl/1953087,11,item.html
http://www.baa.com.pl/wszyscy_klienci.html
http://www.rp.pl/artykul/90445.html
http://www.wnp.pl/wiadomosci/eryk-pyra-tymczasowo-prezesem-arp,39324.html
http://www.wprost.pl/ar/156416/Work-Service-gotowa-rozwiazac-umowe-z-ARP/
http://new-arch.rp.pl/artykul/749851_Wojciech_Dabrowski_w_ARP.html
2009-10-11 14:53 Kisiel 356 3484 Imiona rzeczy.blog Kisiela kisiel.salon24.pl
@Redaktor S24.III
Redaktorze, dlaczego pierwszy na Salonie24 tekst z materiałami CBA o aferze stoczniowej schowałeś gdzieś głęboko? Bo wrzuciła go osoba, która dopiero tu debiutuje? Smutne, że Olejniczak jest dla ciebie ważniejszy ze swoimi wypocinami.
2009-10-11 16:27 Anna Kalembkiewicz 2 19 Anna Kalembkiewicz annakalembkiewicz.salon24.pl
@Anna Kalembkiewicz
Pani notka to przeklejka z WPROST a nie tekst własny... pozdrawiam serdecznie.
2009-10-11 16:34 Redaktor S24.III 0 22 Redaktor Salon24.pl redaktor.s24.III.salon24.pl
zakladka - dobry pomysl, ale jej tytul „Afera hazardowa” ...
chyba nieco "zawęża" temat. Czy "afera stoczniowa" to tez "afera hazardowa" ? A co bedzie z "afera PZPN" bo sadze ze predzej czy pozniej taka tez sie pojawi; moze wiec nazwac ta zakladke nieco inaczej, identyfikujac ja jako cos spelniajace role takiego "obywatelskiego quasi- CBA"? Pomysl na nazwe zostawiam bystrym umyslom w tym Salonie.
2009-10-11 15:27PJUK 3 363 pawel2007.salon24.pl
@Igor Janke
o druga zakłądke aż się prosi
2009-10-11 16:43- Afera stoczniowa
i trochę wolnego miejsca na następne ...
;-)
@Autor
Wczoraj była "Afera hazardowa", dzisiaj jest "Afera stoczniowa", nie wiadomo co będzie jutro.
Może lepiej zakładkę nazwać "Afera rządów PO"?
2009-10-11 16:07 Edmund Dantes 17 1095 CMC edmunddantes.salon24.pl
@Edmund Dantes
popieram postulat,
bo z tymi tematycznymi zakładkami możemy nie nadążyć ;-)
2009-10-11 16:37 giz 3miasto 16 5988 bzdury, bzdurki i bzdureczki giz3.salon24.pl
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl