Mówiłem przecież!! (dlaczego należy zdymisjonować Sikorskiego) (rosemann)
Maryla, wt., 29/09/2009 - 12:39
Przeszło rok temu, jeszcze w początkach mej salonowej aktywności, napisałem tekst pod tytułem „Casus belli ( dlaczego należy zdymisjonować Sikorskiego)”. W późniejszych zawieruchach z samym sobą wyrzuciłem go ale dziś udostępniłem w tym miejscu.
Komu się nie zechce czytać, w skrócie wyjaśnię, że dotyczył on negocjacji w sprawie tarczy antyrakietowej, konfliktu Pałac Prezydencki- MSZ oraz zakulisowych kontaktów Sikorskiego z politykami opozycyjnej wówczas jeszcze partii Demokratycznej w rzeczonej sprawie. Tekst zebrał wówczas niespodziewaną dla mnie wtedy ilość komentarzy (wkleiłem wraz z tekstem) wśród których były i takie, co, w opozycji do mnie i moich twierdzeń, wskazywały Sikorskiego nawet jako kandydata na przyszłego prezydenta (co Ty na to teraz Lubiczu drogi?).
Wielokrotnie i ja i inni, w tym miejscu odwoływaliśmy się do marksowskiego schematu powtarzającej się historii. Tyle, że w przypadku Sikorskiego zdecydowała się ona pominąć fazę tragiczna i wrócić od razu jako farsa. I to najbardziej rasowa z rasowych. No chyba że za tragedię uznany tragiczny styl, w jakim nasz Minister owa farsę odegrał.
W zalewie informacji, stanowisk i głosów polemicznych, dotyczących sprawy Polańskiego niemal bez echa przemknęła informacja zamieszczona w Gazecie Wyborczej* wskazująca możliwe przyczyny dyplomatycznego zgrzytu związanego z ogłoszeniem przez Obamę oficjalnej rezygnacji z rozmieszczenia w Polsce i Czechach elementów systemu obronnego zwanego „tarczą antyrakietową”. Pozwolę tu sobie na parafrazę cytatu z poprzedniego tekstu i zacząć tak: O ile prawdą jest to, co pisze Gazeta Wyborcza, główną przyczyną owego niefortunnego telefonu Obamy do Tuska (wcześniej do premiera Czech) oraz jeszcze bardziej niefortunnej daty ogłoszenia decyzji przez Obamę była dość nerwowa i bardzo irracjonalna reakcja Ministra Sikorskiego na wieść o wysłaniu z Waszyngtonu do Warszawy przedstawicieli administracji amerykańskiej w sprawie owej instalacji. Sikorski miał wykonać jakąś liczbę telefonów do wpływowych przedstawicieli… środowisk konserwatywnych. Trudno nie zauważyć tu nonsensownej analogii do rozmów z demokratą Asmusem gdy jeszcze rządził republikanin Bush. O ile wtedy dało to się wytłumaczyć sensownie jako działania wyprzedzające mającą nastąpić zmianę w Waszyngtonie to teraz trudno znaleźć jakieś racjonalne przesłanki. Chyba tylko określenie działań Sikorskiego jako próby sprowokowania nacisku na administrację Obamy przez jego konserwatywnych przeciwników daje się jakoś sensownie wytłumaczyć ale przy obecnym poziomie poparcia dla Prezydenta USA taki sposób załatwiania naszych interesów w Ameryce to ocierająca się o głupotę naiwność.
Autor artykułu w Wyborczej, Marcin Bosacki, sceptycznie podchodzi do, będących źródłem owych dywagacji, informacji, które w tej sprawie udało sie zebrać. W istocie nikt do końca nie przyznał, że rzeczywiście Minister Sikorski tak właśnie zadziałał. Wszystko opiera się o sugestie i niedopowiedzenia ludzi obecnej administracji prezydenckiej. Bosacki jest skłonny wierzyć, że przecieki w tej sprawie wskazujące na Sikorskiego, wynikają z nadwrażliwości Obamy i jego sztabu na krytykę, której im nie szczędzi obecnie żona naszego Ministra, Anne Applebaum. Sam zaznacza przy tym, że autorka owa jest zbyt niezależna w sądach by pisać cokolwiek na zamówienie lub choćby pod wpływem sugestii małżonka. Ma to właściwie odsunąć od Ministra podejrzenia i zdjąć z niego ciężar odpowiedzialności. Drugim argumentem na obronę ministra ma być, zdaniem autora, to że w czasie, gdy Sikorski miał się jakoby kontaktować z ustosunkowanymi przyjaciółmi zza oceanu, nic jeszcze o fiasku projektu nie wiedział.
Tyle, że w dniu, w którym rewelacje Wyborczej upubliczniono, gościem Moniki Olejnik w Radiu Zet był jeden z zastępców Sikorskiego, Jacek Najder**. W rozmowie z dziennikarką, broniąc szefa, stwierdził on jednak, że w resorcie wiedziano o fakcie wycofania się przez Amerykanów z rozmieszczenia w Polsce instalacji. Zaś Minister Sikorski, z racji pełnionego urzędu, wręcz wiedzieć musiał. Nie znał oczywiście daty ale… cóż, data to przecież jego osobisty wkład w sprawę. Nie mógł też mieć najmniejszych wątpliwości przy takiej wiedzy w jakim celu podążają do Warszawy emisariusze z Waszyngtonu. Druga przesłanka pozwalającą przyjąć amerykańska wersję źródeł całego zamieszania jest i ta, która odwołuje się do przedziwnego i mało zrozumiałego powierzenia sprawy lobbowania w sprawie naszych interesów w Waszyngtonie firmie powszechnie kojarzonej ze środowiskami republikańskimi.
Jak by nie było konkluzja jest taka, że w Waszyngtonie i, ponoć w samym Owalnym Gabniecie Radosława Sikorskiego się nie trawi. A to już powód wystarczający by z jego usług zrezygnować. Wszak wybór między przychylnością największego mocarstwa a elegancko wyglądającym dyletantem powinien być oczywisty. To jednak, akurat u nas, nie jest oczywiste zważywszy na to, że nasza polityka zagraniczna to wyłącznie fasada mająca tylko tę funkcję by ładnie wyglądać. A Radosław Sikorski ładnie wygląda. I tyle. Gdyby przeanalizować jego osiągnięcia na obecnym stanowisku to mamy do czynienia z pasmem porażek przetykanych ewidentnymi kompromitacjami.
Inną rzeczą, którą owa sprawa ujawniła jest nieomal równy temu prezentowanemu przez naszą dyplomację poziom dyletanctwa prezentowany na starcie przez obecna waszyngtońska administrację i, chyba, samego Prezydenta Obamę. Jeśli istotnie nocne telefony wywołało zachowanie Ministra Spraw zagranicznych podrzędnego i dalekiego kraju o prawie żadnym znaczeniu dla USA (i dla sporej liczby innych krajów mimi usilnych starań o „poprawę wizerunku”) to można to skomentować krótkim „trafił swój na swego”. Mamy więc do czynienia z człowiekiem porywczym i mściwym. Takim, który, jeśli faktycznie kojarzy Radosława Sikorskiego i coś mu pamięta, pamiętać będzie długo.
Sytuacja, która wytworzyła się po 17 września wymaga od naszej dyplomacji przedefiniowania naszej doktryny dotyczącej i międzynarodowych relacji i systemu zapewnienia nam rzeczywistego bezpieczeństwa. To zadanie, które powinno zdecydować o naszej przyszłości na wiele lat. Szczerze wątpię, by takiemu zadaniu podołał ktoś, kto z wątpliwym wdziękiem porusza się na najważniejszych salonach świata. Mam nadzieję, że może już teraz zda sobie z tego sprawę obecny szef Ministra. Gdyż, jakby nie lubił polityki zagraniczną i jej nie ignorował, to jednak za nią odpowiada nie mniej niż jego sprawny inaczej podwładny.
http://rosemann.salon24.pl/127836,mowilem-przeciez-dlaczego-nalezy-zdymisjonowac-sikorskiego
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
1 komentarz
1. No i oberwało się chłoptasiowi po łapkach
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
A .K "Andruch"
http://andruch.blogspot.com