Alergie polskie
Tegoroczną Wielkanoc przyszło mi spędzić w kilku miejscowościach, w których uczestnictwo w mszach św. pozwoliło na zaobserwowanie ciekawego zjawiska. Otóż zdawałoby się, że kościoły są raczej pustawe, patrząc na przestrzeń przed ołtarzem, a także na puste miejsca w pierwszych ławkach. Dopiero dokładna obserwacja tonących w półmroku miejsc „pod chórem” nieco uspokaja, bowiem tam gromadzi się najliczniejsza część wspólnot parafialnych.W niektórych kościołach było tam nawet tłoczno. I jeszcze jedno: w tych ukrytych w półmroku zakamarkach świątyń gromadzi się przede wszystkim młodzież…
Dlaczego tak się dzieje? Jeszcze dwadzieścia lat temu większość parafian tłoczyła się - z braku miejsc w ławkach - jak najbliżej ołtarza. Tył kościoła zajmowali maruderzy, a jeszcze dawniej zarezerwowany był dla wojska i drużyn harcerskich. Dzisiaj… czyżby jakiś dziwaczny wstyd? Przed czym? Alergia jakaś, czy co?
NSZZ „Solidarność” to niegdyś związek zawodowy i ruch społeczny zrzeszający blisko dziesięć milionów Polaków, od zwykłych zapracowanych i niewykształconych robotników, rolników, rzemieślników, po literatów, naukowców, prawników, lekarzy, wśród których noszenie znaczka „Solidarność” było normą, należało nawet do dobrego tonu. Zebrania związkowe, wiece, czy akcje protestacyjne gromadziły tłumy bez względu na pogodę. Prasa sygnowana przez „Solidarność” rozchodziła się w gigantycznych nakładach. W aktywności brylowała młodzież. I ta pracująca i ta akademicka, a nawet ucząca się w szkołach średnich. Dziś „Solidarność” może pokazać raptem 700 tys. chowających się „pod chórem”, patrzących tęsknym wzrokiem za jakąkolwiek emeryturą…
Co się stało przez jedno dwudziestolecie, że nawet działacze związkowi nie noszą znaczka „Solidarność”? Że związkowe samochody wyglądają jak prywatne? Że działalność w wielu regionach i branżach zeszła do katakumb? Że informacja sygnowana przez NSZZ „Solidarność” jest bez czytania odrzucana, nie tylko przez członków związku, ale nawet przez działaczy?
Co się stało przez jedno dwudziestolecie, że ponad 80 proc. pracujących „jedzie na gapę” - jak to określił przewodniczący Janusz Śniadek - czyli korzysta z tego, co osiągnie Związek Zawodowy, nie wspierając tych działań? Mało tego - psiocząc i drwiąc z tych, którzy jeszcze do NSZZ „Solidarność” należą? Alergia jakaś, czy co?
Co się stało przez jedno dwudziestolecie, że każdy Polak wlazł do swojej własnej lodówki i stamtąd przez większą część dnia, wpatrzony w swój własny telewizorek czeka na program, w którym jakiś przygłup rżnący oryginała wyleje kubeł pomyj na „czarnych” i na „solidaruchów”...
A w niedzielę poczłapie do kościoła, żeby zaszyć się pod chórem, a przy obiedzie klnąc na proboszcza, że znów na „coś” zbiera dołoży Rydzykowi, że znów „coś” wymyślił, a w poniedziałek powlecze się do roboty, żeby popsioczyć na „Solidarność”, że i tym razem żadnej podwyżki „nie dała”…
Alergia jakaś zbiorowa, czy co?
Wcześniejsze artykuły umieściłam pod adrsami:
http://morsik.salon24.pl
http://morsik60.salon24.pl
napisz pierwszy komentarz