"Świat chce być oszukiwany..."
Maryla, pon., 20/07/2009 - 17:12
Jest coś niewytłumaczalnie trafnego w starołacińskiej maksymie: "Mundus vult decipi, ergo decipiatur" - Świat chce być oszukiwany, więc niech będzie oszukiwany. Na początku czasów nowożytnych słowo "świat" zamieniono na "lud" (populus). Znaczy to w gruncie rzeczy, że człowiek lubi oszukiwać twardą rzeczywistość, licząc na to, że przez to ją zmieni. Lud woli też kolorowe mity niż twardą prawdę, a w konsekwencji i przywódcy ludu bardzo lubią go oszukiwać, choć przy tym oszukują także samych siebie. U nas sprawdziło się to doskonale w referendum akcesyjnym do UE w roku 2004, a chyba jeszcze lepiej w wyborach w roku 2007.
Lud oszukiwany Unią Europejską
Oszukiwanie i samooszukiwanie się może być świadome i umyślne, ale też oszukańczy może być jakiś sam proces społeczno-polityczny i ekonomiczny, a to z racji wewnętrznych błędów, nieprawdy, braków poznawczych, jak np. w utopiach. Są to rzeczy skomplikowane. Oto najwspanialsza idea Wspólnoty Europejskiej - wspólnoty państw, narodów, kultur, gospodarek, została nagle w roku 1991 przemieniona w Unię Europejską, która miała doprowadzić do utworzenia jednego ścisłego organizmu państwowego bez autonomii państw i narodów. Społeczeństwa europejskie nawet nie zorientowały się, co zaszło, a tymczasem eurokraci pod kierunkiem masonerii francuskiej zaczęli przygotowywać Projekt Konstytucji dla Europy, oczywiście z myślą, że utworzą jedno superpaństwo pod hegemonią Francji i Niemiec.
Rządy, oczywiście, nie poinformowały dokładnie swoich społeczeństw, o co chodzi, mamiły je tylko jakąś frazeologią utopijną, ale ponieważ miała to być konstytucja Europy, zwierzchnia nad konstytucjami państw członkowskich, dlatego musiała zostać poddana pod referenda. Dwa światlejsze społeczeństwa, holenderskie i francuskie, odrzuciły konstytucję w swoich referendach, a wymagana jest jednomyślność państw członkowskich. Wtedy eurokraci, głównie socjaliści, postkomuniści i masoni, postanowili inną drogą nabrać społeczeństwa. A mianowicie projekt konstytucji przemianowano na traktat reformujący i z inicjatywy Angeli Merkel traktat ten, zmieniający tylko w 5 proc. nieistotne zapisy konstytucji, przedłożono do ratyfikacji tylko przez parlamenty i rządy, na które było łatwo wywrzeć nacisk gospodarczo-polityczny. I tak doszło do ratyfikacji we wszystkich krajach z wyjątkiem Irlandii, gdzie konstytucja wymagała referendum. Referendum to wypadło negatywnie dla traktatu. Ponadto ratyfikacja nie została dokończona w Polsce i w Czechach, gdzie nie podpisali jej prezydenci, a także w Niemczech, gdzie traktat został zaskarżony do Federalnego Trybunału Konstytucyjnego jako zagrażający suwerenności państwowej. Rządy wszakże w międzyczasie podpisały ów traktat reformujący 13 grudnia 2007 r. w Lizbonie, nazywany odtąd traktatem lizbońskim. Były one zatem owładnięte ideą utworzenia jednego państwa z Europy, tyle że znowu nie wyjaśniały tego społeczeństwom. I właściwie rządzą swymi krajami tak, jakby ów traktat był już ostatecznie ratyfikowany przez wszystkich.
Ludzie krytyczni patrzą z przerażeniem, jak to się rządom udało, i to w sytuacji, gdy na pewno niektóre referenda wypadłyby negatywnie. W niektórych krajach dała się zmanipulować niemal cała inteligencja, jak kiedyś w Rosji i w Niemczech uwierzono w utopię totalitarną. I do mnie niektórzy koledzy, profesorowie uniwersyteccy, piszą, że UE po ratyfikacji traktatu lizbońskiego "to coś fantastycznego... Tworzy się organizm wielonarodowy, wielojęzykowy, wielokulturowy, z części o różnej religii, o różnej gospodarce, tradycji, obyczajowości. Unię Europejską poparł przecież Jan Paweł II". Jakie to bolesne, że nawet tacy ludzie nie znają treści traktatu lizbońskiego i jego całej brukselskiej niszy interpretacyjnej. Nie rozumieją, że nie będzie już narodów suwerennych, a tylko jeden organizm z hegemonią Niemiec (gospodarka) i Francji (ideologia masońska), będzie jeden wspólny język - angielski, zamiast religii - jeden wspólny ateizm publiczny, jedna kultura - materialistyczna i hedonistyczna, jedna gospodarka ściśle sterowana do najdrobniejszego szczegółu przez biurokrację, jedna polityka wewnętrzna i zewnętrzna - prowadzona przez polityków bez wyboru demokratycznego, jedna tradycja - rewolucji francuskiej i rosyjskiej, i jedna obyczajowość - utylitarna, hedonistyczna, antychrześcijańska, niszcząca stopniowo wszystkie wyższe wartości. Co może zrobić ze społeczeństwa propaganda medialna, tak jakby ludziom dokonała przeszczepu obcej świadomości.
Co do Polski?
Polska, tak bardzo doświadczona i wrażliwa na suwerenność, dała się też w dużej mierze oszukać. Nasze wejście do UE przygotowała chytrze już nowa Konstytucja, która uchwaliła "możliwość przekazania niektórych uprawnień władzy państwowej na rzecz organizacji międzynarodowej" (art. 90 ust. 1). Nie zostało określone, jakie "uprawnienia" mogą wchodzić w grę, i ogółowi nie przychodziło nawet na myśl, że może chodzić o zrzeczenie się suwerenności państwowej, jak tłumaczą to dzisiejsi zwolennicy UE jako państwa.
Następnie w referendum w roku 2003 przedłożono również podstępne pytanie: "Czy chcesz i wyrażasz zgodę na przystąpienie Polski do UE?". Otóż chodziło tu o przystąpienie do Unii, opartej na konstytucji, której jeszcze nie było, i "przystąpienie" oznaczało wejście do wspólnoty równych państw i narodów, a nie "ustąpienie" z suwerenności (K. Barłowski). W czasie referendum istniała tylko Wspólnota Europejska i o takiej myślał Jan Paweł II.
I ta manipulacja jest kontynuowana u nas do dziś. Najpierw żąda się ratyfikowania traktatu lizbońskiego, którego treść nie została podana ogółowi, a przeczytała go w Polsce tylko niewielka grupa osób. Następnie, kiedy Angela Merkel zakazała przyjmowania traktatu przez referendum, powierzając to mało reprezentatywnym rządom i parlamentom, to nasi eurokraci uznali, że Naród "ratyfikował" ten traktat przez referendum w sprawie akcesji w roku 2003 (K. Barłowski). I wreszcie, gdy co światlejsi Polacy zaczęli podnosić, że ratyfikacja traktatu lizbońskiego bez zabezpieczeń zagraża suwerenności Polski, to czynnik polityczny i państwowy, a także różni przeciwnicy zachowania polskości zaczęli to niebezpieczeństwo ukrywać.
Podobna zresztą manipulacja dokonała się w całej UE. Otóż w Projekcie Konstytucji dla Europy napisano, że "Konstytucja i prawo przyjęte przez instytucje Unii w wykonywaniu powierzonych jej kompetencji mają pierwszeństwo przed prawem Państw Członkowskich" (art. I 5a cz. I). Pierwszeństwo Unii odnosiło się i do konstytucji krajowych. Wprawdzie traktat reformujący, przyjęty jako lizboński, usunął ten punkt, ale w innych miejscach, zwłaszcza mówiących o Trybunale Sprawiedliwości, pierwszeństwo prawa unijnego przed ogólnymi prawami krajowymi jest wyraźnie zachowane (por. U. Krupa, W. Tomczak, Eurokonstytucja, czyli Traktat reformujący Unię Europejską, Warszawa 2007, s. 35-37).
Wolta niemiecka w UE
W Niemczech przez całe lata nie było obaw co do utraty suwerenności, ponieważ Niemcy stanowiły jądro gospodarcze Unii, decydowały o jej fundamentalnych prawach i obywatele niemieccy ufali całkowicie swojemu rządowi. Jednak kiedy Bruksela rozdęła biurokrację do chorobliwych rozmiarów, co inteligentniejsi Niemcy zaczęli się reflektować, aż oddali sprawę ratyfikacji do Federalnego Trybunału Konstytucyjnego, niepokojąc się, dlaczego rząd nie dopuścił do referendum. Jakoż Trybunał na posiedzeniu 30 czerwca 2009 r. w Karlsruhe orzekł, że w zasadzie traktat lizboński może być ratyfikowany, ale pod warunkiem zachowania suwerenności państwa w procesie integrującym Europy (Peter Gauweiler), czyli Bundestag i Bundesrat muszą uchwalić ustawy wokółtraktatowe, według których prawo unijne w ważniejszych dziedzinach może obowiązywać tylko wtedy, kiedy zostanie przyjęte nie tylko przez rząd niemiecki, ale i parlament, a najważniejsze przez cały naród w referendum. Krótko mówiąc, prawo niemieckie będzie miało pierwszeństwo przed prawem unijnym. Antoni Macierewicz domniemywa nawet, że Niemcy zechcą w ogóle sterować podstawowym ustawodawstwem unijnym. W każdym razie trybunał podkopał bardzo pozycję Merkel.
A w Polsce rząd, PO i SLD, i wszyscy euroentuzjaści nadal oszukują Polaków, że Federalny Trybunał Konstytucyjny w Niemczech opowiedział się za ratyfikacją traktatu lizbońskiego bez jakichkolwiek zastrzeżeń. Wywiera się w ten sposób nacisk na naszego prezydenta, no i oszukuje się nadal nasze społeczeństwo, żeby i ono nie domagało się ustaw zabezpieczających naszą suwerenność.
Samooszukiwanie się ideologii unijnej
Znakomita większość ideologów UE oraz niemal wszyscy jej obywatele za niewzruszoną podstawę Unii uważają jej rozwój gospodarczy, czyli strukturę "państwa rynkowego" (Ph. Bobbitt), co zresztą jest pochodną marksizmu, według którego baza gospodarcza tworzy wszystkie nadbudowy życia. Tymczasem i w teorii, i w praktyce państwo rynkowe i absolutnie wolny rynek przyniosły potężny kryzys i gospodarczy, i umysłowy, i moralny (Benedykt XVI, J. Żyżyński, A. Śliwiński). Francuski socjolog i filozof Marcel Gauchet stwierdził bez ogródek: "komunizm jest dla szaleńców, neoliberalizm dla idiotów" ("Europa - Dziennik", 27-28.06.2009). Ja bym dodał, że jeden i drugi jest antyludzki, bo odrzuca wszelkie zasady moralne.
Życie społeczno-polityczne i gospodarcze ma swoją logikę wewnętrzną, ale przy założeniu mądrości i prawości człowieka oraz systemu. W oparciu o rozum i naukę oraz moralność można w dużym stopniu niwelować zło, fałsze i błędy. Ale błędna ideologia może rozbijać naturalną logikę nie tylko społeczno-polityczną, ale i gospodarczą. I tak życie w UE ma dwie warstwy: materialno-powierzchniową i duchowo-głębinową. Powierzchniowa dotyczy rzeczy drugorzędnych, jak podróż bez paszportu, zarobki i w ogóle zaspokajanie swoich bieżących interesów. Warstwa głębinowa zaś obejmuje same podstawy życia, losy państw i narodów, kultur, idei, wyższych wartości. O ile więc zafascynowanie Unią o charakterze powierzchniowym wydaje się słuszne i jakby bezdyskusyjne, o tyle wspieranie Unii w jej warstwie głębinowej bez odpowiednich zabezpieczeń może zagrażać życiu państw i narodów. I moim zdaniem, fanatyczni czy prości zwolennicy Unii widzą w niej tylko jakiś jarmark, barwny odpust czy bogaty bazar, a nie dostrzegają jej struktur głębinowych, fundamentalnych i przyszłościowych, o których krzykacze jarmarczni przecież milczą.
Weźmy choćby tylko przykład złej koncepcji prawa. Otóż Unia odrzuca prawo naturalne, ogólnoludzkie i Boskie, a przyjmuje tylko prawo stanowione przez siebie jako państwo. I oto jeśli tak rozumieć prawo, to za legalne trzeba by uznać holokaust, Katyń, morzenie głodem milionów Ukraińców itd., a z kolei proces norymberski za nielegalny. Jeśli bowiem źródłem prawa jest tylko państwo, to Niemcy oraz bolszewicy działali zgodnie ze swoim prawem państwowym, a z kolei zespół sędziowski nie stanowił jakiegoś superpaństwa. I rzeczywiście, doszło do takiej perfidii, że delegat Stalina, gen. I.T. Nikiticzenko, który wymordował osobiście setki niewinnych ludzi z polecenia obłąkanego Stalina, miał rzekomo prawo wydawać wyroki śmierci na zbrodniarzy niemieckich, takich samych jak on (por. L.Z. Niekrasz, Dwaj jeźdźcy Apokalipsy. Stalin i Hitler, Warszawa 2000, s. 293). Stąd i UE nie może stanowić żadnych praw fundamentalnych, jeśli odrzuca prawo natury ludzkiej i prawa Boskie.
Z nowszych infiltracji liberalizmu do Polski
Nasi liberałowie głoszą często, że przejmują liberalizm jedynie w dziedzinie gospodarczej. Ale nawet gdyby i tak było, to dziedzina gospodarcza niesie ze sobą także błędy ideowe. Senator Jarosław Gowin streszcza liberalizm polski w dwóch punktach: liberalny, wolny rynek oraz stopniowe osłabianie państwa (Magazyn, 4-5.07.2009). Znacznie szerzej liberalny program Donalda Tuska i PO ujmuje Jacek Żakowski, według którego na ten program składają się: płatne studia, współpłacenie i prywatyzacja, komercjalizacja i komunalizacja służby zdrowia, ograniczenie związków zawodowych i ochrony socjalnej, komercjalizacja mediów publicznych lub ich likwidacja, obniżenie podatków dla osłabienia państwa, szybkie wprowadzenie euro, ograniczenie liczby posłów do 100 i zniesienie Senatu, jednomandatowe okręgi wyborcze i podatek liniowy ("Gazeta Wyborcza", 6.07.2009).
Program ten pomija całkowicie życie społeczne, duchowe, kulturowe i "ludzkie", a przez to degraduje to życie z góry i otwiera drogi dla infiltracji materialistycznego i ateistycznego liberalizmu zachodniego, prowadzącego ostatecznie do moralnej i duchowej degeneracji wielkiej części społeczeństwa polskiego (L.Z. Niekrasz, K. Rytwiński). Przykłady tego ciągle rosną.
Oto 1.07.2009 r. odbyły się w Lublinie uroczystości 440-lecia Unii Lubelskiej, polsko-litewskiej, z planowaną obecnością prezydentów: Litwy, Łotwy, Estonii, Ukrainy, b. prezydenta Białorusi oraz prezydenta Polski. W programie było też nadanie tym ludziom doktoratów honoris causa na KUL, gdyż reprezentowali oni ziemie I Rzeczypospolitej Polskiej, a KUL jest najstarszą uczelnią w Lublinie. Doktoratu nie otrzymał José Manuel Barroso, przewodniczący Komisji Europejskiej, bo odmówił wykładu, gdy dowiedział się, że jest to uniwersytet katolicki. Ale co istotne. Oto KUL zaprosił premiera Donalda Tuska i całą Radę Ministrów. Nie przybył nikt. Przyjechała tylko delegatka niskiego szczebla, żeby wręczyć prezydentom listy gratulacyjne. Dlaczego tak się stało? Należy domniemywać, że dlatego, iż uroczystościom rocznicowym patronował prezydent Lech Kaczyński, z uroczystości państwowych nie został wyłączony Kościół (nabożeństwo ekumeniczne), uroczystość podnosiła chwałę polityki polskiej i doktoraty nadawała uczelnia katolicka. Ponadto nie było żadnej transmisji ani z KUL, ani z miasta, w TV było tylko kilka późnych migawek, znacznie krótszych niż z rzucania rondlami lub kozłowania 170 tysiącami piłek do kosza. Wszystko to obrazuje doskonale poziom duchowy liberalizmu.
Podobnie ktoś w TVP 1 (28.06.2009) wyraził zdziwienie, że ani władze państwowe, ani samorządowe Warszawy nie zainteresowały się rocznicą podpisania traktatu wersalskiego, który stanowił Polskę niepodległą. Dlaczego ten ktoś się zdziwił? Przecież liberałowie nie cenią ani polskości, ani niepodległości, lecz na pierwszym miejscu stawiają europejskość.
W tym duchu Ministerstwo Edukacji Narodowej we współpracy z Ministerstwem Spraw Zagranicznych i w podarunku dla Ministerstwa Finansów znosi, i to w czasie "cudu gospodarczego Polski", 76 szkół polskich za granicą. Dlaczego? Żeby Polaków leczyć z nacjonalizmu i wpajać im socjalistyczny internacjonalizm. W gimnazjach mają uczyć historii tylko do roku 1918, żeby nie uczyć o Polsce niepodległej, co rozbudzałoby patriotyzm. Z kolei Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego żąda mechanicznego parytetu ilościowego kobiet i mężczyzn, zarówno wśród nauczycieli, jak i studentów. Ma to zapewne dotyczyć także uniwersyteckich seminariów duchownych. Uczelnie mają się wiązać ściśle z gospodarką, a więc profesorowie i studenci np. filologii starosumeryjskiej będą musieli jeździć do Iraku, żeby wykopywać tabliczki gliniane z pismem klinowym i handlować nimi dla zdobycia funduszów. Ma się też stosować brzytwy egzaminacyjne, bez uwzględniania talentów wąskich i faktu, że egzaminy bywają w znacznej części nieobiektywne. Na przykład genialny filozof niemiecki Hegel po studiach filozofii na Uniwersytecie w Tybindze otrzymał adnotację, że "in philosophia magnam ignorantiam habuit" - w filozofii wykazał wielką ignorancję. Mamy więc bardzo "postępowy i dobroczynny" wpływ liberalizmu.
W mediach ktoś się ucieszył ogromnie, że mamy już w Polsce 3 tysiące wielkich kompleksów po upadłych jednostkach przemysłowych, bo będzie można je teraz wykorzystać na oryginalne mieszkania dla oligarchów lub dla byłych więźniów lub bezdomnych, na sierocińce, na restauracje, na obiekty sportowe itp. To dobre. To tak, jakby urządzać wesołe pikniki na grobach polskiej gospodarki.
Wielką też rzeczą będzie dla nas Euro 2012. Otóż jak się wylicza, UEFA zarobi na tym ok. 1,5 mld euro, a my 1,6 mln euro, czyli w rezultacie dużo dopłacimy (TVP 1, 25.06.2009). A finanse unijne będą odjęte od ogólnych sum przyznanych Polsce na inne cele. Podobno zyskamy najwięcej na sławie. Jakie to wspaniałe w klimacie UE!
Wielka inwazja ideologii liberalnej ma miejsce w przesadnym feminizmie. Na Kongresie Kobiet Polskich w Warszawie 20-21.06.2009 r., pod patronatem pierwszych dam, wiele osób uskarżało się, że to kobiety muszą rodzić dzieci i wychowywać je od urodzenia, i padały też zdania, że kobieta nie może podlegać "sprawom narodu", "wyższym wartościom", "formom religijnym" i kategorycznemu kodeksowi etycznemu, zwłaszcza katolickiemu. To prognostyk polskiej przyszłości w UE.
Po zmowie PO z SLD w ustawie medialnej Sejm wyrzucił poprzedni zapis o "wspieraniu chrześcijańskiego systemu wartości i umacnianiu rodziny". Dopiero Senat go przywrócił, uwzględniając głos Episkopatu. Ale w praktyce to na całą Polskę tylko medium toruńskie buduje życie na chrześcijańskim systemie wartości i wspiera życie rodzinne. Inne media, niekościelne, "starają się", jak mogą, niszczyć życie rodzinne i społeczne. I tą drogą budują raj unijny.
Z kolei Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego w okresie zbierania pieniędzy na dożywianie dzieci i na powodzian dotuje milionami co najmniej kilka filmów satanistycznych, pornograficznych i antychrześcijańskich, jak np. "Antychryst" i inne (por. List senatorów PiS, "Nasz Dziennik", 1.07.2009).
I tak rząd PO wybrany przez oszukanych chrześcijan włącza się w liberalną walkę z chrześcijaństwem dla jego "dobra". Zresztą w ogóle coraz więcej liberałów, także katolickich, chce "Kościoła inaczej": żeby się wyrzekł "niemodnych prawd", poczucia pewności wiary, obecności w życiu publicznym, katolickiej etyki seksualnej i nauki o rodzinie, żeby nie było nauki religii w szkole, no i żeby bardziej zgodził się z liberalizmem. Słowem, żąda się od Kościoła postawy sekciarskiej, która rezygnuje z całości prawd.
Niepokoją fakty, że wspierana jest budowa całego szeregu cerkwi prawosławnych na ziemiach, jak mówią niektórzy, "kanonicznie prawosławnych", tzn. na wschód od Wisły. Na przykład na terenie Lubelszczyzny w pewnej miejscowości wznoszona jest duża murowana cerkiew dla... pięciu osób prawosławnych. Chodzi o osłabienie Kościoła katolickiego w Polsce.
Jeśli jakiś polityk wierzący broni życia, np. dzieci poczętych, to naraża się na idiotyczny zarzut, że czyni to dla korzyści politycznych. Jeśli ma to być korzystne politycznie, to niech też PO i SLD czynią to samo w społeczeństwie katolickim.
W ogóle w świecie euroatlantyckim odradza się pogaństwo. W Rosji inteligent powiada, że "Lenin to nasz bóg". A internet podaje, że w USA po śmierci Michaela Jacksona, "króla popu", 12 osób popełniło samobójstwo z żalu. Pogaństwu towarzyszą pustka duchowa i uwiąd intelektualny. Oto 5 czerwca 2009 r. dwie młode dziewczyny z Drezna zapytane o ich ocenę prezydenta Obamy, który był w ich mieście, odpowiedziały, że go akceptują i poważają, "bo ma pięknego psa". Niezwykła głębia myśli politycznej typu liberalnego.
W sytuacji liberalizmu młodzież
- można powiedzieć - polaryzuje się. Z jednej strony ożywia się intelektualnie i religijnie, ale z drugiej strony, może nawet większość, chłonie zło ideologii liberalnej, sekularyzuje się, brutalnieje i materializuje. Toteż szybko maleje z roku na rok liczba kleryków diecezjalnych i zakonnych, sióstr i świeckich studentów teologii i filozofii chrześcijańskiej. W ogóle przychodzi do nas to, co zapowiadali mi duchowni niemieccy jeszcze w latach 70. i 80. ubiegłego wieku. W każdym razie media liberalne i sekciarze liberalizmu stwarzają szczególnie dla młodzieży niszę życia i atmosferę wprost ohydną. Trzeba wielkiej roztropności i siły charakteru, żeby się z niej wyrwać. I to też jest wielkie oszustwo liberalizmu.
Oczywiście, nie wszystko jest złe na Zachodzie i u nas. Trzeba jednak obnażać zło, bo w organizmie, jeśli nawet tylko jeden organ jest chory czy ułomny, to trzeba mu poświęcić wszystkie siły uzdrowieńcze. Ból w organizmie jest zwykle wołaniem o pomoc. Najgorzej, gdy społeczeństwo i jego władze polubią wzajemnie się oszukiwać, sądząc, że oszukiwanie jest najskuteczniejszym środkiem do życia. Tymczasem nie ma właściwego życia indywidualnego i społecznego bez prawdy i miłości, czyli nawet życie gospodarcze uwarunkowane jest ostatecznie moralnością człowieka (por. Benedykt XVI, Caritas in veritate, Watykan 2009). Trzeba więc rozwijać nowoczesny personalizm, indywidualny i społeczny, czyli tak organizować świat i życie, żeby służyły integralnej i całej osobie ludzkiej, bez oszukiwania w sferze materialnej, ale i bez oszukiwania w sferze duchowej. Choć bowiem lud nierozbudzony lubi niekiedy być oszukiwany, to przecież jednak w pewnym momencie budzi się, i oszustów, choćby tylko utopijnych, wyrzuca precz.
Ks. prof. Czesław S. Bartnik
Lud oszukiwany Unią Europejską
Oszukiwanie i samooszukiwanie się może być świadome i umyślne, ale też oszukańczy może być jakiś sam proces społeczno-polityczny i ekonomiczny, a to z racji wewnętrznych błędów, nieprawdy, braków poznawczych, jak np. w utopiach. Są to rzeczy skomplikowane. Oto najwspanialsza idea Wspólnoty Europejskiej - wspólnoty państw, narodów, kultur, gospodarek, została nagle w roku 1991 przemieniona w Unię Europejską, która miała doprowadzić do utworzenia jednego ścisłego organizmu państwowego bez autonomii państw i narodów. Społeczeństwa europejskie nawet nie zorientowały się, co zaszło, a tymczasem eurokraci pod kierunkiem masonerii francuskiej zaczęli przygotowywać Projekt Konstytucji dla Europy, oczywiście z myślą, że utworzą jedno superpaństwo pod hegemonią Francji i Niemiec.
Rządy, oczywiście, nie poinformowały dokładnie swoich społeczeństw, o co chodzi, mamiły je tylko jakąś frazeologią utopijną, ale ponieważ miała to być konstytucja Europy, zwierzchnia nad konstytucjami państw członkowskich, dlatego musiała zostać poddana pod referenda. Dwa światlejsze społeczeństwa, holenderskie i francuskie, odrzuciły konstytucję w swoich referendach, a wymagana jest jednomyślność państw członkowskich. Wtedy eurokraci, głównie socjaliści, postkomuniści i masoni, postanowili inną drogą nabrać społeczeństwa. A mianowicie projekt konstytucji przemianowano na traktat reformujący i z inicjatywy Angeli Merkel traktat ten, zmieniający tylko w 5 proc. nieistotne zapisy konstytucji, przedłożono do ratyfikacji tylko przez parlamenty i rządy, na które było łatwo wywrzeć nacisk gospodarczo-polityczny. I tak doszło do ratyfikacji we wszystkich krajach z wyjątkiem Irlandii, gdzie konstytucja wymagała referendum. Referendum to wypadło negatywnie dla traktatu. Ponadto ratyfikacja nie została dokończona w Polsce i w Czechach, gdzie nie podpisali jej prezydenci, a także w Niemczech, gdzie traktat został zaskarżony do Federalnego Trybunału Konstytucyjnego jako zagrażający suwerenności państwowej. Rządy wszakże w międzyczasie podpisały ów traktat reformujący 13 grudnia 2007 r. w Lizbonie, nazywany odtąd traktatem lizbońskim. Były one zatem owładnięte ideą utworzenia jednego państwa z Europy, tyle że znowu nie wyjaśniały tego społeczeństwom. I właściwie rządzą swymi krajami tak, jakby ów traktat był już ostatecznie ratyfikowany przez wszystkich.
Ludzie krytyczni patrzą z przerażeniem, jak to się rządom udało, i to w sytuacji, gdy na pewno niektóre referenda wypadłyby negatywnie. W niektórych krajach dała się zmanipulować niemal cała inteligencja, jak kiedyś w Rosji i w Niemczech uwierzono w utopię totalitarną. I do mnie niektórzy koledzy, profesorowie uniwersyteccy, piszą, że UE po ratyfikacji traktatu lizbońskiego "to coś fantastycznego... Tworzy się organizm wielonarodowy, wielojęzykowy, wielokulturowy, z części o różnej religii, o różnej gospodarce, tradycji, obyczajowości. Unię Europejską poparł przecież Jan Paweł II". Jakie to bolesne, że nawet tacy ludzie nie znają treści traktatu lizbońskiego i jego całej brukselskiej niszy interpretacyjnej. Nie rozumieją, że nie będzie już narodów suwerennych, a tylko jeden organizm z hegemonią Niemiec (gospodarka) i Francji (ideologia masońska), będzie jeden wspólny język - angielski, zamiast religii - jeden wspólny ateizm publiczny, jedna kultura - materialistyczna i hedonistyczna, jedna gospodarka ściśle sterowana do najdrobniejszego szczegółu przez biurokrację, jedna polityka wewnętrzna i zewnętrzna - prowadzona przez polityków bez wyboru demokratycznego, jedna tradycja - rewolucji francuskiej i rosyjskiej, i jedna obyczajowość - utylitarna, hedonistyczna, antychrześcijańska, niszcząca stopniowo wszystkie wyższe wartości. Co może zrobić ze społeczeństwa propaganda medialna, tak jakby ludziom dokonała przeszczepu obcej świadomości.
Co do Polski?
Polska, tak bardzo doświadczona i wrażliwa na suwerenność, dała się też w dużej mierze oszukać. Nasze wejście do UE przygotowała chytrze już nowa Konstytucja, która uchwaliła "możliwość przekazania niektórych uprawnień władzy państwowej na rzecz organizacji międzynarodowej" (art. 90 ust. 1). Nie zostało określone, jakie "uprawnienia" mogą wchodzić w grę, i ogółowi nie przychodziło nawet na myśl, że może chodzić o zrzeczenie się suwerenności państwowej, jak tłumaczą to dzisiejsi zwolennicy UE jako państwa.
Następnie w referendum w roku 2003 przedłożono również podstępne pytanie: "Czy chcesz i wyrażasz zgodę na przystąpienie Polski do UE?". Otóż chodziło tu o przystąpienie do Unii, opartej na konstytucji, której jeszcze nie było, i "przystąpienie" oznaczało wejście do wspólnoty równych państw i narodów, a nie "ustąpienie" z suwerenności (K. Barłowski). W czasie referendum istniała tylko Wspólnota Europejska i o takiej myślał Jan Paweł II.
I ta manipulacja jest kontynuowana u nas do dziś. Najpierw żąda się ratyfikowania traktatu lizbońskiego, którego treść nie została podana ogółowi, a przeczytała go w Polsce tylko niewielka grupa osób. Następnie, kiedy Angela Merkel zakazała przyjmowania traktatu przez referendum, powierzając to mało reprezentatywnym rządom i parlamentom, to nasi eurokraci uznali, że Naród "ratyfikował" ten traktat przez referendum w sprawie akcesji w roku 2003 (K. Barłowski). I wreszcie, gdy co światlejsi Polacy zaczęli podnosić, że ratyfikacja traktatu lizbońskiego bez zabezpieczeń zagraża suwerenności Polski, to czynnik polityczny i państwowy, a także różni przeciwnicy zachowania polskości zaczęli to niebezpieczeństwo ukrywać.
Podobna zresztą manipulacja dokonała się w całej UE. Otóż w Projekcie Konstytucji dla Europy napisano, że "Konstytucja i prawo przyjęte przez instytucje Unii w wykonywaniu powierzonych jej kompetencji mają pierwszeństwo przed prawem Państw Członkowskich" (art. I 5a cz. I). Pierwszeństwo Unii odnosiło się i do konstytucji krajowych. Wprawdzie traktat reformujący, przyjęty jako lizboński, usunął ten punkt, ale w innych miejscach, zwłaszcza mówiących o Trybunale Sprawiedliwości, pierwszeństwo prawa unijnego przed ogólnymi prawami krajowymi jest wyraźnie zachowane (por. U. Krupa, W. Tomczak, Eurokonstytucja, czyli Traktat reformujący Unię Europejską, Warszawa 2007, s. 35-37).
Wolta niemiecka w UE
W Niemczech przez całe lata nie było obaw co do utraty suwerenności, ponieważ Niemcy stanowiły jądro gospodarcze Unii, decydowały o jej fundamentalnych prawach i obywatele niemieccy ufali całkowicie swojemu rządowi. Jednak kiedy Bruksela rozdęła biurokrację do chorobliwych rozmiarów, co inteligentniejsi Niemcy zaczęli się reflektować, aż oddali sprawę ratyfikacji do Federalnego Trybunału Konstytucyjnego, niepokojąc się, dlaczego rząd nie dopuścił do referendum. Jakoż Trybunał na posiedzeniu 30 czerwca 2009 r. w Karlsruhe orzekł, że w zasadzie traktat lizboński może być ratyfikowany, ale pod warunkiem zachowania suwerenności państwa w procesie integrującym Europy (Peter Gauweiler), czyli Bundestag i Bundesrat muszą uchwalić ustawy wokółtraktatowe, według których prawo unijne w ważniejszych dziedzinach może obowiązywać tylko wtedy, kiedy zostanie przyjęte nie tylko przez rząd niemiecki, ale i parlament, a najważniejsze przez cały naród w referendum. Krótko mówiąc, prawo niemieckie będzie miało pierwszeństwo przed prawem unijnym. Antoni Macierewicz domniemywa nawet, że Niemcy zechcą w ogóle sterować podstawowym ustawodawstwem unijnym. W każdym razie trybunał podkopał bardzo pozycję Merkel.
A w Polsce rząd, PO i SLD, i wszyscy euroentuzjaści nadal oszukują Polaków, że Federalny Trybunał Konstytucyjny w Niemczech opowiedział się za ratyfikacją traktatu lizbońskiego bez jakichkolwiek zastrzeżeń. Wywiera się w ten sposób nacisk na naszego prezydenta, no i oszukuje się nadal nasze społeczeństwo, żeby i ono nie domagało się ustaw zabezpieczających naszą suwerenność.
Samooszukiwanie się ideologii unijnej
Znakomita większość ideologów UE oraz niemal wszyscy jej obywatele za niewzruszoną podstawę Unii uważają jej rozwój gospodarczy, czyli strukturę "państwa rynkowego" (Ph. Bobbitt), co zresztą jest pochodną marksizmu, według którego baza gospodarcza tworzy wszystkie nadbudowy życia. Tymczasem i w teorii, i w praktyce państwo rynkowe i absolutnie wolny rynek przyniosły potężny kryzys i gospodarczy, i umysłowy, i moralny (Benedykt XVI, J. Żyżyński, A. Śliwiński). Francuski socjolog i filozof Marcel Gauchet stwierdził bez ogródek: "komunizm jest dla szaleńców, neoliberalizm dla idiotów" ("Europa - Dziennik", 27-28.06.2009). Ja bym dodał, że jeden i drugi jest antyludzki, bo odrzuca wszelkie zasady moralne.
Życie społeczno-polityczne i gospodarcze ma swoją logikę wewnętrzną, ale przy założeniu mądrości i prawości człowieka oraz systemu. W oparciu o rozum i naukę oraz moralność można w dużym stopniu niwelować zło, fałsze i błędy. Ale błędna ideologia może rozbijać naturalną logikę nie tylko społeczno-polityczną, ale i gospodarczą. I tak życie w UE ma dwie warstwy: materialno-powierzchniową i duchowo-głębinową. Powierzchniowa dotyczy rzeczy drugorzędnych, jak podróż bez paszportu, zarobki i w ogóle zaspokajanie swoich bieżących interesów. Warstwa głębinowa zaś obejmuje same podstawy życia, losy państw i narodów, kultur, idei, wyższych wartości. O ile więc zafascynowanie Unią o charakterze powierzchniowym wydaje się słuszne i jakby bezdyskusyjne, o tyle wspieranie Unii w jej warstwie głębinowej bez odpowiednich zabezpieczeń może zagrażać życiu państw i narodów. I moim zdaniem, fanatyczni czy prości zwolennicy Unii widzą w niej tylko jakiś jarmark, barwny odpust czy bogaty bazar, a nie dostrzegają jej struktur głębinowych, fundamentalnych i przyszłościowych, o których krzykacze jarmarczni przecież milczą.
Weźmy choćby tylko przykład złej koncepcji prawa. Otóż Unia odrzuca prawo naturalne, ogólnoludzkie i Boskie, a przyjmuje tylko prawo stanowione przez siebie jako państwo. I oto jeśli tak rozumieć prawo, to za legalne trzeba by uznać holokaust, Katyń, morzenie głodem milionów Ukraińców itd., a z kolei proces norymberski za nielegalny. Jeśli bowiem źródłem prawa jest tylko państwo, to Niemcy oraz bolszewicy działali zgodnie ze swoim prawem państwowym, a z kolei zespół sędziowski nie stanowił jakiegoś superpaństwa. I rzeczywiście, doszło do takiej perfidii, że delegat Stalina, gen. I.T. Nikiticzenko, który wymordował osobiście setki niewinnych ludzi z polecenia obłąkanego Stalina, miał rzekomo prawo wydawać wyroki śmierci na zbrodniarzy niemieckich, takich samych jak on (por. L.Z. Niekrasz, Dwaj jeźdźcy Apokalipsy. Stalin i Hitler, Warszawa 2000, s. 293). Stąd i UE nie może stanowić żadnych praw fundamentalnych, jeśli odrzuca prawo natury ludzkiej i prawa Boskie.
Z nowszych infiltracji liberalizmu do Polski
Nasi liberałowie głoszą często, że przejmują liberalizm jedynie w dziedzinie gospodarczej. Ale nawet gdyby i tak było, to dziedzina gospodarcza niesie ze sobą także błędy ideowe. Senator Jarosław Gowin streszcza liberalizm polski w dwóch punktach: liberalny, wolny rynek oraz stopniowe osłabianie państwa (Magazyn, 4-5.07.2009). Znacznie szerzej liberalny program Donalda Tuska i PO ujmuje Jacek Żakowski, według którego na ten program składają się: płatne studia, współpłacenie i prywatyzacja, komercjalizacja i komunalizacja służby zdrowia, ograniczenie związków zawodowych i ochrony socjalnej, komercjalizacja mediów publicznych lub ich likwidacja, obniżenie podatków dla osłabienia państwa, szybkie wprowadzenie euro, ograniczenie liczby posłów do 100 i zniesienie Senatu, jednomandatowe okręgi wyborcze i podatek liniowy ("Gazeta Wyborcza", 6.07.2009).
Program ten pomija całkowicie życie społeczne, duchowe, kulturowe i "ludzkie", a przez to degraduje to życie z góry i otwiera drogi dla infiltracji materialistycznego i ateistycznego liberalizmu zachodniego, prowadzącego ostatecznie do moralnej i duchowej degeneracji wielkiej części społeczeństwa polskiego (L.Z. Niekrasz, K. Rytwiński). Przykłady tego ciągle rosną.
Oto 1.07.2009 r. odbyły się w Lublinie uroczystości 440-lecia Unii Lubelskiej, polsko-litewskiej, z planowaną obecnością prezydentów: Litwy, Łotwy, Estonii, Ukrainy, b. prezydenta Białorusi oraz prezydenta Polski. W programie było też nadanie tym ludziom doktoratów honoris causa na KUL, gdyż reprezentowali oni ziemie I Rzeczypospolitej Polskiej, a KUL jest najstarszą uczelnią w Lublinie. Doktoratu nie otrzymał José Manuel Barroso, przewodniczący Komisji Europejskiej, bo odmówił wykładu, gdy dowiedział się, że jest to uniwersytet katolicki. Ale co istotne. Oto KUL zaprosił premiera Donalda Tuska i całą Radę Ministrów. Nie przybył nikt. Przyjechała tylko delegatka niskiego szczebla, żeby wręczyć prezydentom listy gratulacyjne. Dlaczego tak się stało? Należy domniemywać, że dlatego, iż uroczystościom rocznicowym patronował prezydent Lech Kaczyński, z uroczystości państwowych nie został wyłączony Kościół (nabożeństwo ekumeniczne), uroczystość podnosiła chwałę polityki polskiej i doktoraty nadawała uczelnia katolicka. Ponadto nie było żadnej transmisji ani z KUL, ani z miasta, w TV było tylko kilka późnych migawek, znacznie krótszych niż z rzucania rondlami lub kozłowania 170 tysiącami piłek do kosza. Wszystko to obrazuje doskonale poziom duchowy liberalizmu.
Podobnie ktoś w TVP 1 (28.06.2009) wyraził zdziwienie, że ani władze państwowe, ani samorządowe Warszawy nie zainteresowały się rocznicą podpisania traktatu wersalskiego, który stanowił Polskę niepodległą. Dlaczego ten ktoś się zdziwił? Przecież liberałowie nie cenią ani polskości, ani niepodległości, lecz na pierwszym miejscu stawiają europejskość.
W tym duchu Ministerstwo Edukacji Narodowej we współpracy z Ministerstwem Spraw Zagranicznych i w podarunku dla Ministerstwa Finansów znosi, i to w czasie "cudu gospodarczego Polski", 76 szkół polskich za granicą. Dlaczego? Żeby Polaków leczyć z nacjonalizmu i wpajać im socjalistyczny internacjonalizm. W gimnazjach mają uczyć historii tylko do roku 1918, żeby nie uczyć o Polsce niepodległej, co rozbudzałoby patriotyzm. Z kolei Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego żąda mechanicznego parytetu ilościowego kobiet i mężczyzn, zarówno wśród nauczycieli, jak i studentów. Ma to zapewne dotyczyć także uniwersyteckich seminariów duchownych. Uczelnie mają się wiązać ściśle z gospodarką, a więc profesorowie i studenci np. filologii starosumeryjskiej będą musieli jeździć do Iraku, żeby wykopywać tabliczki gliniane z pismem klinowym i handlować nimi dla zdobycia funduszów. Ma się też stosować brzytwy egzaminacyjne, bez uwzględniania talentów wąskich i faktu, że egzaminy bywają w znacznej części nieobiektywne. Na przykład genialny filozof niemiecki Hegel po studiach filozofii na Uniwersytecie w Tybindze otrzymał adnotację, że "in philosophia magnam ignorantiam habuit" - w filozofii wykazał wielką ignorancję. Mamy więc bardzo "postępowy i dobroczynny" wpływ liberalizmu.
W mediach ktoś się ucieszył ogromnie, że mamy już w Polsce 3 tysiące wielkich kompleksów po upadłych jednostkach przemysłowych, bo będzie można je teraz wykorzystać na oryginalne mieszkania dla oligarchów lub dla byłych więźniów lub bezdomnych, na sierocińce, na restauracje, na obiekty sportowe itp. To dobre. To tak, jakby urządzać wesołe pikniki na grobach polskiej gospodarki.
Wielką też rzeczą będzie dla nas Euro 2012. Otóż jak się wylicza, UEFA zarobi na tym ok. 1,5 mld euro, a my 1,6 mln euro, czyli w rezultacie dużo dopłacimy (TVP 1, 25.06.2009). A finanse unijne będą odjęte od ogólnych sum przyznanych Polsce na inne cele. Podobno zyskamy najwięcej na sławie. Jakie to wspaniałe w klimacie UE!
Wielka inwazja ideologii liberalnej ma miejsce w przesadnym feminizmie. Na Kongresie Kobiet Polskich w Warszawie 20-21.06.2009 r., pod patronatem pierwszych dam, wiele osób uskarżało się, że to kobiety muszą rodzić dzieci i wychowywać je od urodzenia, i padały też zdania, że kobieta nie może podlegać "sprawom narodu", "wyższym wartościom", "formom religijnym" i kategorycznemu kodeksowi etycznemu, zwłaszcza katolickiemu. To prognostyk polskiej przyszłości w UE.
Po zmowie PO z SLD w ustawie medialnej Sejm wyrzucił poprzedni zapis o "wspieraniu chrześcijańskiego systemu wartości i umacnianiu rodziny". Dopiero Senat go przywrócił, uwzględniając głos Episkopatu. Ale w praktyce to na całą Polskę tylko medium toruńskie buduje życie na chrześcijańskim systemie wartości i wspiera życie rodzinne. Inne media, niekościelne, "starają się", jak mogą, niszczyć życie rodzinne i społeczne. I tą drogą budują raj unijny.
Z kolei Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego w okresie zbierania pieniędzy na dożywianie dzieci i na powodzian dotuje milionami co najmniej kilka filmów satanistycznych, pornograficznych i antychrześcijańskich, jak np. "Antychryst" i inne (por. List senatorów PiS, "Nasz Dziennik", 1.07.2009).
I tak rząd PO wybrany przez oszukanych chrześcijan włącza się w liberalną walkę z chrześcijaństwem dla jego "dobra". Zresztą w ogóle coraz więcej liberałów, także katolickich, chce "Kościoła inaczej": żeby się wyrzekł "niemodnych prawd", poczucia pewności wiary, obecności w życiu publicznym, katolickiej etyki seksualnej i nauki o rodzinie, żeby nie było nauki religii w szkole, no i żeby bardziej zgodził się z liberalizmem. Słowem, żąda się od Kościoła postawy sekciarskiej, która rezygnuje z całości prawd.
Niepokoją fakty, że wspierana jest budowa całego szeregu cerkwi prawosławnych na ziemiach, jak mówią niektórzy, "kanonicznie prawosławnych", tzn. na wschód od Wisły. Na przykład na terenie Lubelszczyzny w pewnej miejscowości wznoszona jest duża murowana cerkiew dla... pięciu osób prawosławnych. Chodzi o osłabienie Kościoła katolickiego w Polsce.
Jeśli jakiś polityk wierzący broni życia, np. dzieci poczętych, to naraża się na idiotyczny zarzut, że czyni to dla korzyści politycznych. Jeśli ma to być korzystne politycznie, to niech też PO i SLD czynią to samo w społeczeństwie katolickim.
W ogóle w świecie euroatlantyckim odradza się pogaństwo. W Rosji inteligent powiada, że "Lenin to nasz bóg". A internet podaje, że w USA po śmierci Michaela Jacksona, "króla popu", 12 osób popełniło samobójstwo z żalu. Pogaństwu towarzyszą pustka duchowa i uwiąd intelektualny. Oto 5 czerwca 2009 r. dwie młode dziewczyny z Drezna zapytane o ich ocenę prezydenta Obamy, który był w ich mieście, odpowiedziały, że go akceptują i poważają, "bo ma pięknego psa". Niezwykła głębia myśli politycznej typu liberalnego.
W sytuacji liberalizmu młodzież
- można powiedzieć - polaryzuje się. Z jednej strony ożywia się intelektualnie i religijnie, ale z drugiej strony, może nawet większość, chłonie zło ideologii liberalnej, sekularyzuje się, brutalnieje i materializuje. Toteż szybko maleje z roku na rok liczba kleryków diecezjalnych i zakonnych, sióstr i świeckich studentów teologii i filozofii chrześcijańskiej. W ogóle przychodzi do nas to, co zapowiadali mi duchowni niemieccy jeszcze w latach 70. i 80. ubiegłego wieku. W każdym razie media liberalne i sekciarze liberalizmu stwarzają szczególnie dla młodzieży niszę życia i atmosferę wprost ohydną. Trzeba wielkiej roztropności i siły charakteru, żeby się z niej wyrwać. I to też jest wielkie oszustwo liberalizmu.
Oczywiście, nie wszystko jest złe na Zachodzie i u nas. Trzeba jednak obnażać zło, bo w organizmie, jeśli nawet tylko jeden organ jest chory czy ułomny, to trzeba mu poświęcić wszystkie siły uzdrowieńcze. Ból w organizmie jest zwykle wołaniem o pomoc. Najgorzej, gdy społeczeństwo i jego władze polubią wzajemnie się oszukiwać, sądząc, że oszukiwanie jest najskuteczniejszym środkiem do życia. Tymczasem nie ma właściwego życia indywidualnego i społecznego bez prawdy i miłości, czyli nawet życie gospodarcze uwarunkowane jest ostatecznie moralnością człowieka (por. Benedykt XVI, Caritas in veritate, Watykan 2009). Trzeba więc rozwijać nowoczesny personalizm, indywidualny i społeczny, czyli tak organizować świat i życie, żeby służyły integralnej i całej osobie ludzkiej, bez oszukiwania w sferze materialnej, ale i bez oszukiwania w sferze duchowej. Choć bowiem lud nierozbudzony lubi niekiedy być oszukiwany, to przecież jednak w pewnym momencie budzi się, i oszustów, choćby tylko utopijnych, wyrzuca precz.
Ks. prof. Czesław S. Bartnik
http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=17493
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
1 komentarz
1. Bardzo dobry i mądry