Na naszych oczach powoli wali się gmach politycznej poprawności zbudowany wokół „wołyńskiej tragedii”. Gmach, dodajmy, wyjątkowo trwały, bo stojący już 20 lat pomimo bardzo wątpliwych fundamentów.
Oto w tym tygodniu Sejm RP wreszcie zdobył się na uczczenie ofiar używając przy tym słów „zbliżonych do prawdy” (by zacytować klasyka). Kresowian ucieszyło wskazanie winnych (OUN i UPA), użycie przymiotnika „ludobójczy” dla opisania zbrodni (choć można było to powiedzieć mniej ezopowym językiem), wspomnienie o Ukraińcach ratujących Polaków a także wezwanie do przywrócenia pamięci o tej tragedii.
Cały tekst uchwały można przeczytać na portalu kresy.pl: http://www.kresy.pl/wydarzenia?zobacz/sejm-przyjal-uchwale-o-zbrodniach-...
Przy okazji wali się inny mit – jakoby czczenie ofiar i nazywanie tej zbrodni po imieniu miało zaszkodzić naszym stosunkom z Ukrainą. Dziś przekonujemy się, że był to zaledwie bluff neobanderowców i ich polskich sympatyków, mający na celu podtrzymanie ich dobrego samopoczucia. Oto mija piąty dzień od podjęcia sejmowej uchwały i co widzimy po drugiej stronie Bugu? Czy władze Ukrainy składają noty protestacyjne, czy ukraińskie media i społeczeństwo trzęsą się z oburzenia? Nic z tych rzeczy! Tą uchwałą, przed uchwaleniem której naszym – pożal się Boże – mężom stanu trzęsły się łydki… na Ukrainie nie zainteresował się pies z kulawą nogą! Od kilku dni śledzę ukraińskie portale, googluję – i nie znalazłem nawet suchej notatki o tym wydarzeniu… Ukraińców tak naprawdę mało obchodzi, czym zajmuje się polski Sejm.
To dowód na istnienie jeszcze jednego mitu: polskie elity a za nimi część społeczeństwa, wmówiły sobie, że Ukrainę łączy z Polską jakaś szczególna więź, a każde zmarszczenie brwi byle znaczniejszego polskiego oficjela jest szczegółowo odnotowywane w Kijowie i może tej szczególnej więzi zaszkodzić. Tymczasem jest zupełnie odwrotnie. To polskie elity, odurzone chyba zapachem stepowych burzanów i szumem porohów, wpatrują się w Ukrainę jak w święty obrazek, podczas gdy dla Ukraińców Polska jest po prostu jednym z wielu sąsiadów, wcale nie najważniejszym. Niech potwierdzą to słowa Wołodymyra Pawliwa, byłego korespondenta prasy ukraińskiej w Polsce:
Między Ukrainą i Polską jest ogromna nierównowaga w świadomości obywateli na temat głównych etapów polsko-ukraińskiej historii, która jest głównym problemem w polsko-ukraińskich stosunkach. Na Ukrainie znają ją tylko mieszkańcy zachodnich regionów, w których miały miejsce najbardziej dramatyczne wydarzenia naszej wspólnej historii. Ale jako że w radzieckiej szkole tego nie uczono, a opowiadanie o tym okresie w czasach radzieckich mogło skończyć się „pogadanką” z KGB – także młodsze pokolenia „zachodniaków” nie orientują się za bardzo w ukraińsko-polskiej problematyce. Mieszkańcom wschodnio-centralnych regionów nawet to nie „dzwoni w żadnym kościele”.
Zupełnie odmienna sytuacja jest w Polsce. Jeżeli w «świadomości historycznej» Ukraińca Polska istnieje tylko sporadycznie, w świadomości Polaków Ukraina zajmuje znaczące i ważne miejsce w historii ich kraju. Na przykład czasy Chmielnickiego dla nas są tylko zamierzchłą przeszłością, którą interesują się głównie koneserzy lektur historycznych. Dla Polski jest to dramatyczny okres historii, kiedy praktycznie została zniszczona pierwsza Rzeczpospolita – państwo szlacheckiej pychy i chwały. Powieść “Ogniem i mieczem” noblisty Henryka Sienkiewicza, która opisuje te czasy, stała się podręcznikiem dla wielu pokoleń. (...)http://www.dt.ua/1000/1600/33286/ (tłumaczenie moje)
Tak więc nie ma powodu, dla którego mielibyśmy we własnym kraju nie oddawać hołdu ofiarom Wołynia i Galicji, nie budować im pomników, nie kręcić o tym filmów, nie pisać książek… A także nie nauczać dzieci i młodzieży. Sejm we wspomnianej uchwale stwierdził, że „tragedia Polaków na Kresach Wschodnich ll Rzeczypospolitej winna być przywrócona pamięci historycznej współczesnych pokoleń. Jest to zadanie dla wszystkich władz publicznych…”. W tym duchu powinno się np. dokonać przeglądu podręczników do historii. Wielu historyków polskich uparło się bowiem, by pisać „historię konfliktu”, co moim zdaniem jest ukłonem w stronę banderowskiej propagandy, usprawiedliwiającej ludobójstwo istnieniem napięć między Polakami a Ukraińcami. Oto czego dowiaduje się młodzież z podręcznika tak poważanego historyka jak Wojciech Roszkowski (poniżej moje komentarze):
Walki polsko-ukraińskie[1]. Wojna i okupacja zaostrzyły międzywojenne konflikty między Polakami i Ukraińcami2 w Galicji Wschodniej i na Wołyniu. Na czoło OUN wysunęły się najbardziej skrajne grupy OUN. Ponieważ Niemcy nie zrealizowali ukraińskich marzeń o niepodległości, w OUN doszło do rozłamu na frakcię Andrija Melnyka, idącą na współpracę w Adolfem Hitlerem, oraz frakcję Stepana Bandery, która uznała, że wrogiem Ukrainy są także Niemcy. Pod koniec 1942 r.[3] powstały w Galicji Wschodniej4 pierwsze oddziały Ukraińskiej Powstańczej Armii (ukraiński skrót UPA) dowodzone przez Banderę[5]. Na przełomie 1942 i 1943 r. nasiliły się starcia między podziemiem polskim i ukraińskim6. Na Zamojszczyźnie ich ofiarą padali głównie Ukraińcy7 natomiast na Wołyniu i w Galicji Wschodniej – ukrywający się Żydzi i Polacy, gdyż UPA podjęła akcję „depolonizacji” przez mordy na ludności polskiej8. Polacy organizowali tam samoobronę lub nawet czasem wstępowali wbrew zakazom AK do oddziałów obrony (tzw. Schutzmannschaftów), które w odwecie mordowały Ukraińców9. Rzezie te tolerowali Niemcy, w dużej mierze prowokowali je partyzanci radzieccy kierowani przez oficerów NKWD10. („Historia Polski 1914-2000”. Warszawa 2001, str. 126-127, książka zalecana przez MEN do użytku szkolnego).[11]
[1] wyjątkowo niefortunny tytuł – najwłaściwszym określeniem jest „ludobójstwo”.
[2] forsowanie „historii konfliktu”
[3] właściwa data to początek 1943r.
[4] oddziały w Galicji Wschodniej powstały dopiero w drugiej połowie 1943r. Roszkowskiemu prawdopodobnie chodzi o Wołyń.
[5] Bandera nie był dowódcą UPA
[6] Nie słyszano o żadnych starciach na przełomie 1942/43. Starcia nasiliły się pół roku później, w wyniku kulminacji rzezi.
[7] Twierdzenie wątpliwe. W najlepszym wypadku bilans strat na Zamojszczyźnie był równy.
[8] Notoryczne używanie terminologii stosowanej przez sprawców („depolonizacja”, „konflikt” itd.).
[9] Kolejne mylące sformułowanie – sugerowanie symetrii między działaniami schutzmannschaftów i ponad 10-krotnie liczniejszej UPA.
[10] Wszechobecne, zupełnie bezpodstawne, zrzucanie winy na Sowiety (kolejna kalka z banderowskiej propagandy).
[11] Obecnie obowiązuje zapewne nowsze wydanie podręcznika, jednak przeglądałem je w ub. roku w księgarni i była w nim mniej więcej ta sama treść.
Jak widać, tragedii ponad 100 tys. ludzi Roszkowski poświęca jeden zaledwie akapit, w którym popełnia mnóstwo błędów i przeinaczeń. Fragment o powstaniu w getcie warszawskim jest w tej książce dwa razy dłuższy…
Przyznam, że po czymś takim można stracić wiarę w polskich zawodowych historyków. Historię Powstania Warszawskiego musiał przybliżyć Zachodowi Walijczyk, historię ludobójstwa OUN i UPA musieli napisać historycy-amatorzy. Jakby tego było mało, wygląda na to, że prawdziwą historię międzywojennych relacji Polaków i Ukraińców postanowił za nich napisać... Rosjanin. Gdy twierdziłem, że określenie „konflikt polsko-ukraiński” dla opisu 20-lecia międzywojennego nie jest adekwatne, zostałem zlekceważony. I oto dzisiaj dowiaduję się, że niejaki Klementij Fiediewicz z Moskwy napisał książkę «Галицийские украинцы в Польше. 1920-1939. (Интеграция галицийских украинцев в Польшу в 1920-1930-е гг.)». [„Galicyjscy Ukraińcy w Polsce. 1920-1939. (Integracja galicyjskich Ukraińców w Polsce w l. 1920-1930)”]. Pisze Fiediewicz dla portalu zaxid.net:
Jednym z najbardziej powszechnych mitów w historii Zachodniej Ukrainy, w szczególności Galicji Wschodniej jest prezentacja polsko-ukraińskich stosunków w XX wieku jako historii konfliktu. W oparciu o ten mit współcześni ukraińscy i polscy historycy i politycy stale wzywają do „zamknięcia ciemnych stron wspólnej historii”, „osiągnięcia pojednania historycznej pamięci” i „zbudowania stosunków z Ukrainą na nowej podstawie dobrosąsiedztwa, partnerstwa, wspólnoty interesów” itp. Szczegółowe badanie historii Galicji Wschodniej w l. 1919-1939 prowadzi do wniosku, że historia stosunków polsko-ukraińskich w XX wieku. – jest to nie tylko historia polsko-ukraińskich konfliktów, lecz także historia pokojowego polsko-ukraińskiego sąsiedztwa i państwowej integracji galicyjskich Ukraińców w Polsce międzywojennej.
I na koniec dodaje: Fakt ten może być użyty do dalszego polepszenia współczesnych stosunków polsko-ukraińskich i odejścia od widzenia wspólnej przeszłości wyłącznie przez pryzmat konfliktu.
Koniec świata! Rosjanin pisze nam na nowo historię i godzi z Ukraińcami!
1 komentarz
1. Rodziny zaginionych wciąż jednak nie wiedzą, w jaki sposób zginę
Obława Augustowska - uroczystości
Niedziela, 19 lipca 2009Rodziny osób zaginionych podczas Obławy Augustowskiej powołują do życia związek mający pomóc IPN w rozwiązaniu zagadki śmierci ich bliskich. W Gibach koło Sejn, gdzie znajduje się symboliczny grób około 600 mieszkańców tych ziem uprowadzonych przez Sowietów w lipcu 1945 roku, odbyła się uroczysta msza święta. Celebrował ją ksiądz biskup Jerzy Mazur.
Zebrani na nabożeństwie zaapelowali do obecnych na uroczystościach przedstawicieli rządu, by zajęli bardziej stanowcze stanowisko w rozmowach z Rosjanami, którzy dysponują materiałami na ten tej zbrodni.
Od czasu uprowadzenia przez żołnierzy Armii Czerwonej i NKWD około 600 mieszkańców powiatów: augustowskiego, suwalskiego i północnej części sokólskiego, minęły już 64 lata. Rodziny zaginionych wciąż jednak nie wiedzą, w jaki sposób zginęli i gdzie są pochowani ich najbliżsi.
Intensywne dochodzenia IPN nie przynoszą odpowiedzi na te pytania, ponieważ kryją się one w archiwach rosyjskich. A te są wciąż dla Polaków nieosiągalne. Dlatego rodziny ofiar, pod wodzą księdza Stanisława Wysokiego, postanowiły założyć Związek Pamięci Ofiar Obławy Augustowskiej.
"Chcemy być gruntem do działania prokuratorskiego dla białostockiego IPN"- mówi wiceprezes związku Bogdan Nowacki. Związek chce gromadzić wszystkie nazwiska, rodziny, by mieć pełne spektrum informacji na temat tych, którzy zostali dotknięci ta tragedią.
Dyrektor białostockiego oddziału IPN Cezary Kuklo, ubolewa nad tym, że szczegóły tej potwornej zbrodni wciąż nie ujrzały światła dziennego. Podobnie jak rodziny zaginionych oczekuje od rządu większego zaangażowania w rozmowy z Federacją Rosyjską, która wciąż nie chce współpracować.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl