„Jeżeliwyłoni się partia, w której nie będę się rozpoznawał, to zaangażuję się w powołanie nowej. Dziś jednak nad takim planem nie pracuję.(…) Jeżeli będę mógł znów z czystym sumieniem głosować na Platformę, ponownie zapadnę w miłą bezczynność.Jeżeli jednak okaże się, że nie mam już swojej partii, będę musiał temu zaradzić.”-warto przypomnieć te słowa Andrzeja Olechowskiegoz wywiadu dla „Życia Warszawy” z 12 lutego 2007r, by spojrzeć na obecne rozgrywki w łonie partii rządzącej z zupełnie innej perspektywy, niż chce tego oficjalna propaganda.
O roli Andrzeja Olechowskiego w budowaniu „partii interesu” pisałem obszernie w cyklu „POLITYCZNA AGENTURA WPŁYWU”, w szczególności w części 6 zatytułowanej - WRÓG WEWNĘTRZNY
Jak starałem się wówczas wykazać, z punktu widzenia zadań politycznej agentury wpływu, reprezentującej wielorakie grupy interesów, powołanie nowej partii jest korzystniejsze, niż użytkowanie już istniejących ugrupowań. Zasadnicza korzyść, polega oczywiście na możliwości umieszczenia w nowej strukturze swoich agentów wpływu, w charakterze założycieli nowej formacji. Nie ma również potrzeby „przewerbowania” starych członków partii, skoro można budować jej skład, w oparciu o ludzi sprawdzonych i świadomych celów działania. Klasycznym wprost przykładem tego rodzaju „sterowanej demokracji”, było powoływanie partii, z której wywodzą się politycy obecnego rządu.
Ryszard Świętek w doskonałym opracowaniu – „Agentura wpływu. Najniebezpieczniejsza broń mocarstw” – pisał m.in.:
„Przy budowie agentury wybiera się na początku ugrupowanie, reprezentujące określoną opcję polityczną, które może być nośnikiem wspólnego programu, a w dłuższej perspektywie zabezpieczyć własne interesy polityczne. Przez polityczne i materialne wsparcie doprowadza się następnie do rozbudowy obserwowanego ugrupowania i jego bazy, osłabiając jednocześnie konkurencyjne grupy polityczne i wprowadza się "swoich" ludzi w elity rządzące.”
Proces opisany przez autora można obserwować, śledząc drogę, jaką niektórzy politycy rządzącego establishmentu przeszli od Kongresu Liberalno – Demokratycznego, poprzez Unię Wolności, do Platformy Obywatelskiej.
Precyzyjną dyspozycję zadań dla policji politycznej PRL i jej agentury w tym zakresie, wyraził Czesław Kiszczak na posiedzeniu kierownictwa MSW w lutym 1989 roku, mówiąc:
„Służba Bezpieczeństwa może i powinna kreować rożne stowarzyszenia, kluby czy nawet partie polityczne. Ma za zadanie głęboko infiltrować istniejące gremia kierownicze tych organizacji na szczeblu centralnym i wojewódzkim, a także na szczeblach podstawowych, musza być one przez nas operacyjnie opanowane. Musimy zapewnić operacyjne możliwości oddziaływania na te organizacje, kreowania ich działalności i kierowania ich polityka."
W procesie tworzenia KLD mieliśmy do czynienia z obecnością Witolda Kubiaka i Jacka Merkla – obu, związanych z komunistycznym wywiadem PRL. Podobnego przypadku, próżno szukać w dziejach innych partii, powstałych w początkowym okresie lat 90-tych. Warto też zauważyć, że tylko Kongres Liberalno Demokratyczny dysponował od początku dostatecznymi środkami, by zorganizować struktury partii i przeprowadzić w roku 1991 udaną kampanię wyborczą do Sejmu. Po wyborach politycy tej partii współtworzyli rząd, na którego czele stanął Jan K.Bielecki. Wśród członków tego rządu znajdowało się aż ośmiu TW, z tak charakterystycznymi postaciami na czele, jak Andrzej Olechowski (TW MUST) i Michał Boni (TW ZNAK).
Wymienione powyżej osoby, choć same nie zajmowały pierwszych miejsc w polityce i nie angażowały się w bezpośrednie działania „na pierwszej linii”, potrafiły inspirować, stymulować lub wspierać finansowo powstanie partii politycznej. Ich działanie „w cieniu” polityki, na styku służb, biznesu, kontaktów środowiskowych było więc niezwykle skuteczne. O „przypadku” KLD i szczególnej roli Kubiaka oraz Merkla pisałem w 4 i 5 części cyklu o politycznej agenturze wpływu, zatytułowanych PARTIA INTERESU i W SŁUŻBIE III RP.
To właśnie w rządzie J.K. Bieleckiego, jako sekretarz stanu w Ministerstwie Współpracy Gospodarczej z Zagranicą zaczynał swoją polityczną karierę Andrzej Olechowski – agent Departamentu I MSW.
W 1972 r. Andrzej Olechowski podjął współpracę z wywiadem PRL (rejestracja 4 listopada 1972). Wywiad załatwił mu w 1973 roku pracę w sekretariacie Konferencji Narodów Zjednoczonych ds. Handlu i Rozwoju - UNCTAD w Genewie, gdzie był zatrudniony do 1978 roku. Po powrocie do Polski podjął pracę jako adiunkt w Instytucie Koniunktur i Cen, a po uzyskaniu stopnia doktora (1979) został kierownikiem Zakładu Analiz i Prognoz, gdzie zapisał się do „Solidarności”. W roku 1982 roku Olechowski znów wyjechał pracować do UNCTAD. W tym czasie jego oficer prowadzący – Gromosław Czempiński został oficjalnie sekretarzem ambasady PRL w Szwajcarii. Współpraca tych dwóch trwała również w III RP. Olechowski był kontaktem Operacyjnym V Wydziału I Departamentu, który zajmował się obszarem RFN. W czasie spełniania swoich zadań zagranicznych TW „MUST” został „wypożyczony” II Departamentowi, czyli kontrwywiadowi. W latach 1985-87 prowadził działalność agenturalną w Banku Światowym w Waszyngtonie. Po powrocie do Polski, od 1987 r. został doradcą prezesa NBP, następnie w 1988 dyrektorem Biura ds. Współpracy z Bankiem Światowym. W latach 1989-91 był pierwszym wiceprezesem NBP, w latach 1991-92 - sekretarzem stanu w Ministerstwie Współpracy Gospodarczej z Zagranicą. Następnie, jak wielu innych PRL - owskich agentów, znajdujemy go w otoczeniu prezydenta Lecha Wałęsy. To dzięki jego rekomendacji, Olechowski został w roku 1992 ministrem finansów, a w latach 1993-95 był ministrem spraw zagranicznych. Ten „polityk do wynajęcia” – jak sam siebie nazywa, wykazywał niezwykłą wprost aktywność w różnych okresach III RP, tylko po to, by po zainicjowaniu sprawy, usunąć się wkrótce w cień.
Pierwszą, „samodzielną” próbą polityczną Olechowskiego był „Ruch Stu”, powołany wspólnie z Krzysztofem Bieleckim, powstały na bazie tzw. Komitetu Stu, nieformalnej organizacji wspierającej w 1995 kandydaturę Lecha Wałęsy. Prawdopodobnie celem Olechowskiego, była reaktywacja mocno już zużytego KLD, gdyż od początku nalegał na połączenie obu partii i stworzenie koalicji z Unią Wolności. Gdy to się nie powiodło, Olechowski natychmiast porzucił Ruch Stu i wycofał się „w biznes”. To z „Ruchu Stu” wywodzą się późniejsi politycy PO – Aleksander Grad czy Paweł Graś.
Pod koniec lat 90- tych, słusznie zauważono, że „zgrani” do końca politycy Unii Wolności nie są w stanie zapewnić trwałości układu III RP, co zresztą potwierdziły wybory parlamentarne 2001r. ,gdy UW uzyskała 3,1% głosów i nie weszła do Sejmu. Należało zatem w porę „ewakuować” ludzi KLD z „tonącego okrętu” i po przegrupowaniu, przystąpić do realizacji kolejnego projektu, służącego ochronie interesów agentury. Niewykluczone, że taktyczne wyjście Unii Wolności z koalicji z AWS było pierwszym elementem koncepcji budowania „nowej siły” politycznej. Klęska AWS, skutecznie rozbijanej przez ulokowaną wewnątrz agenturę, była łatwa do przewidzenia już w roku 2000.
Kolejnym elementem tej koncepcji był udział w wyborach prezydenckich Andrzeja Olechowskiego. W wyborach 2000r Olechowski uzyskał 17,3% głosów, co nie było wynikiem rewelacyjnym. Wśród osób wspierających jego kandydaturę znajdujemy całą plejadę PRL-owskiej agentury : Lecha Falandysza – (TW Wiktor), ministra w kancelarii Wałęsy, Roberta Mroziewicza - byłego podsekretarza stanu w MSZ i MON, Janusza Kaczurbę- podsekretarza stanu w Ministerstwie Gospodarki, Dariusza Ledworowskiego (KO/DI – „LEDWOR) – byłego ministra współpracy gospodarczej z zagranicą w rządzie Jana K. Bieleckiego. Wśród „współpracowników merytorycznych” znajdziemy Wojciecha Raduchowskiego-Brochwicza.
Udział Olechowskiego w wyborach prezydenckich miał na celu wykreowanie go, jako człowieka politycznie niezależnego, odpowiedzialnego „męża stanu”, popieranego przez elektorat „elit” III RP. Należy przyznać, że był to udany zabieg socjotechniczny, który utwierdził wielu Polaków w przekonaniu, iż w osobie Olechowskiego mają do czynienia z samodzielnym politykiem, a Gazeta Wyborcza posunęła się nawet do nazwania go ... „wolnym strzelcem” i „kandydatem romantycznym”.
Powołanie w 2001 roku nowej partii, sam Olechowski wyjaśniał bardzo pragmatycznie: „Ludzie tworzący PO nie mogli sobie znaleźć ugrupowania, do którego mogliby należeć. Dlatego utworzyli własne”. Co prawda oficjalna geneza powstania Platformy, wskazuje na wspólny wysiłek „trzech ojców”, lecz późniejsze sytuacje i zachowanie Olechowskiego zdają się świadczyć, że to on właśnie był „siłą sprawczą” tej formacji i wywarł na jej powstanie szczególnie mocny wpływ. Nie bez powodu też, w otoczeniu Tuska w roku 2001 pojawia się ponownie Jacek Merkel. Wspólnie z Olechowskim i Płażyńskim budują struktury nowej formacji, a Merkel zostaje jej pełnomocnikiem okręgowym. Nie wolno również zapominać, że pewien dobrze poinformowany funkcjonariusz tygodnika,( którego nazwy nie wymienia się w towarzystwie ludzi kulturalnych) – Marek Barański, twierdził jednoznacznie, że w roku 2001 doszło w warszawskim gmachu Intraco do spotkania kilku oficerów wywiadu z gen. Gromosławem Czempiński – oficerem prowadzącym TW „Musta”. Generał miał tam nieskromnie powiedzieć: - „To nie jest Platforma trzech, tylko czterech. Tym czwartym jestem ja.” W zebraniu uczestniczyć mieli wówczas pułkownicy: Krzysztof Smoliński, Roman Deryło, Marek Szewczyk, Wojciech Czerniak i Zygmunt Cebula. Prawie wszyscy wywodzili się z byłego wydziału amerykańskiego Departamentu I (wywiadu) MSW. Czempiński miał poinformować zaufanych kolegów, że Platforma Obywatelska buduje grupę doradców specjalistów od służb specjalnych i oddziałów specjalnych w wojsku. W niedalekiej przyszłości spośród nich ukształtuje się przyszłe kierownictwo specsłużb. Czempiński namawiał kolegów do wsparcia tej inicjatywy, zachęcał do aktywnego włączenia się do działań na rzecz Platformy.
Przypomnienie genezy rządzącej dziś formacji, wydaje się konieczne, jeśli chcemy w sposób trafny dokonywać ocen zachowania i wypowiedzi Andrzeja Olechowskiego oraz towarzyszących im reakcji ludzi Platformy. Byłoby poważnym błędem, przykładanie do tych zdarzeń publicznych miary, jaką przykłada się do działań partii i polityków w państwach o dojrzałej demokracji. Teatr, który rozgrywa się na naszych oczach, nie został napisany według scenariusza gry politycznej, o której wyniku decydują programy, skuteczność, taktyka.
Choć w swojej warstwie formalnej przypomina spór polityczny, jego główni ( a zwykle ukryci) twórcy działają metodami i posługują się środkami, właściwymi dla gier operacyjnych.
W ostatniej części „POLITYCZNEJ AGENTURY WPŁYWU” wskazywałem szereg cytatów z wystąpień Olechowskiego, które w moim przeświadczeniu świadczyły, że wpływy tego człowieka na Platformę nie skończyły się z rokiem 2002, lecz trwają do dnia dzisiejszego i determinują wszystkie działania tego ugrupowania.
Niejednokrotnie w ostatnich dwóch latach, Olechowski wysyłał do swojej partii czytelne sygnały, że jeśli nie sprostają jego oczekiwaniom „„trzeba będzie stworzyć inną parti”.
Wielu obserwatorów sceny politycznej uważa obecny „flirt” Olechowskiego z Pawłem Piskorskim i jego Stronnictwem Demokratycznym za zapowiedź budowy nowego ugrupowania – nośnika interesów środowiska, które reprezentuje pan Olechowski. Przed kilkoma dniami sam Olechowski zapowiedział, że nie wyklucza swojego startu w wyborach prezydenckich i zabiegał będzie o poparcie SD. Niedawno też pojawił się sondaż, w którym na przyszłego lidera PO typowano właśnie Olechowskiego.
W mojej ocenie - wszelkie tego rodzaju medialne „operacje” mają wyłącznie za zadanie zdyscyplinowanie polityków Platformy oraz oczyszczenie przedpola do prezydentury dla Donalda Tuska. W nikim innym, jak tylko w tym polityku układ IIIRP pokłada nadzieję na kolejne lata prosperity. Medialne „wystawianie” rzekomych kontrkandydatów Tuska, ma za zadanie uprzedzenie ich ewentualnych ambicji i sondażowe skontrolowanie skuteczności.
Jakkolwiek Olechowski grzmi na błędy Platformy i zapowiada odwrót w stronę innego ugrupowania – nie działa przecież pod wpływem emocji, a tym bardziej rzekomych „różnic programowych” i doskonale zdaje sobie sprawę, iż jednym, realnym nośnikiem interesów nomenklatury III RP jest dotychczasowy twór polityczny.
Dowodem tego stanu rzeczy są przede wszystkim sondaże, wskazujące na stałe poparcie udzielane przez społeczeństwo Platformie, oraz marginalizacja i zwalczanie wszystkich osób, mogących zagrozić Tuskowi w drodze do Pałacu Prezydenckiego. Dowodem, jest nieustanne roztaczanie nad obecnym układem rządowym medialnego „parasola ochronnego” i wykorzystywanie mediów do eliminacji przeciwników politycznych – nawet z grona własnej partii. Budowa nowego ugrupowania – na rok przed wyborami prezydenckimi i dwa lata przed parlamentarnymi –wymagałaby przede wszystkim „przeorientowania” mediów i odstąpienia od wsparcia propagandowego. Na to zaś, się nie zanosi.
Niewątpliwie natomiast, intencją Olechowskiego i środowiska które za nim stoi, jest „oczyszczenie” Platformy i jej ukierunkowanie na najbliższe dwa lata. Wszak również w PO, jak w każdej strukturze działającej z dużym marginesem swobody, zdarzają się przypadki niezdyscyplinowanych, ambicjonalnych działaczy. Jeśli nawet są tak zasłużeni dla tego ugrupowania jak Janusz P. , a wykazują zbyt daleko idącą samodzielność, z pomocą spieszą sprawdzone metody medialnych akcji odwetowych. Niedawne publikacje gazety na „D” , która zdaje się wykonywać swoją ostatnią misję, potwierdzają ten kierunek działania. Do wzmocnienia efektu – również jako „straszaka” wobec innych „niepokornych” przyczynia się zainteresowanie, jakie towarzyszy tym rozgrywkom ze strony odbiorców, w tym również blogerów.
Przed dwoma miesiącami, w wywiadzie dla „Trybuny”, Olechowski stwierdził wprost:
„Nie zamieniłbym pod żadnym pozorem, tak jak pewnie i pan, a także wielu Polaków, obecnych rządów, jakkolwiek ułomnych, na poprzednie. Ale ponieważ zwłaszcza wobec swoich ma się wymagania bardzo wysokie, chciałbym, aby wiele rzeczy było robionych bardziej energicznie.Trudno mi jeszcze przewidzieć, jakie będą losy Stronnictwa Demokratycznego. Z jednej strony mam wielkie uznanie dla Pawła Piskorskiego i jego umiejętności organizowania inicjatyw politycznych, ale z drugiej strony zdaję sobie sprawę z trudności i barier, jakie przed nim zostały postawione i jakie się jeszcze pojawią. Wiem natomiast, że coraz mocniej ja i podobni mi ludzie odczuwamy brak platformy politycznej, na której moglibyśmy swobodnie i skutecznie wyrażać nasze centrowe i liberalne poglądy i propozycje”.
Na pytanie dziennikarza – „Ale przecież to Platforma Obywatelska miała być taką platformą”– Olechowski odpowiada - „Miała być, ale tego nurtu w jej działaniach w tej chwili nie widać” .
Kierunek, jaki „ojciec – założyciel” PO wyznacza swojemu „dziecku” wydaje się czytelny.
W celu zawłaszczenia polskiej sceny politycznej i skutecznego forsowania interesów establishmentu III RP konieczne jest jeszcze ściślejsze zbliżenie z ugrupowaniami komunistycznymi i „zaliczenie” ich elektoratu. Efektywność tej drogi została potwierdzona podczas „skoku na media” i zawartej w tym celu koalicji. Walka ze wspólnym wrogiem musi stać się priorytetem i ustąpić innym ambicjom. Tylko poprzez radykalną polaryzację sceny politycznej, z podziałem na dwa, podstawowe bloki Platforma i otaczający ją układ może zapewnić sobie długoletnie panowanie. Wspólnota interesów obu tych formacji wydaje się oczywista, a postulat Olechowskiego trafny.
Co ważne – prowadząc pozorną grę przeciwko własnej partii, – Olechowski kreuje się na „wolnego strzelca” i niezależnego arbitra, co przy kolejnym rozdaniu pozwoli mu raz jeszcze objawić się społeczeństwu jako polityk autonomiczny i wciąż poszukujący formy dla „wyrażania swoich poglądów”. To zaś, może okazać się przydatne, gdy Platforma stanie się ugrupowaniem bezużytecznym.
Jeśli pod pojęciem „kombinacji operacyjnej”, rozumiemy zespół takich przedsięwzięć i działań, które mają na celu doprowadzenie figuranta do określonych zachowań, zgodnie z założeniami i intencjami prowadzącego operację – to w postępowaniu Andrzeja Olechowskiego i grach medialnych wokół niektórych polityków Platformy, możemy dostrzec niemal klasyczny przykład tego rodzaju kombinacji.
Czy wiedząc – kto i dlaczego stworzył „partię interesu” - można być zaskoczonym?
Źródła:
http://www.olechowski.pl/home/2007/02/12/przestalem-rozumiec-platfrome/
http://cogito.salon24.pl/77725,polityczna-agentura-wplywu-5-w-sluzbie-iii-rp
http://cogito.salon24.pl/77734,ludzie-politycznego-departamentu
http://www.tvn24.pl/0,1605313,0,1,olechowski-na-prezydenta-podejscie-drugie,wiadomosc.html
http://www.olechowski.pl/home/2009/04/15/prezydentura-czemu-nie/
13 komentarzy
1. Witam...Olechowski)
Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)
2. "Budowa nowego ugrupowania – na rok przed wyborami
prezydenckimi i dwa lata przed parlamentarnymi – wymagałaby przede wszystkim „przeorientowania” mediów i odstąpienia od wsparcia propagandowego".
Szanowny Panie Aleksandrze. Nikt zdrowo myślący w Polsce nie przypuszcza, że operacja wspomnianego „przeorientowania” mediów będzie trwała dłużej niż jedna krótka rozmowa przez telefon. 15 sekund.
Absolutnie stuprocentowa sterowność systemu medialnego jest przecież weryfikowana codziennie!!! . Kto nie wierzy, może sam sprawdzić. Znakomitym kryterium jest czas reakcji na "przekazy dzienne", które jak godzina policyjna, ustalają treść narracji na bieżącą dobę dla wszystkich mediów bez wyjątku.
To się dzieje w czasie krótszym niż jedna nanosekunda. Zupełnie nie widać momentu przełączania narracji. Włączamy radio albo telewizor i słychać jeden chór. Wszyscy śpiewają dokładnie to samo. Identyczność partytury we wszystkich mediach jest niewątpliwa. We wszystkich mediach bez wyjątku.
Mogę sobie wyobrazić taki scenariusz fragmentu komentarza w TVN24: "Premier Donald Tusk z wielką wyobraźnią prezentując wizjonerski obraz przyszłości Polski, nakreślony w raporcie "Polska 2030", okazał się być niesłychanie prymitywnym komentatorem niesłychanego badziewia, co zdaniem Mateusza Piskorskiego jest typową erupcją jego ograniczonej wyobraźni.
To Maciej Knapik przełączył się w chwili zaznaczonej czerwonym przecinkiem: ",".
Krótki czas przełączenia stał się przyczyną kiksu z imieniem. Jasne jest, że nie chodzi o tego tam Mateusza.
michael
3. może to wariacki pomysł!, Michael!
4. Brawo Panie Michael'u,
właśnie infantylna naiwność rodzimej prawicy jest tak porażająca, że aż zwala z nóg. Owe przeorientowanie, to dwa telefony. Jeden do "Zegarka" a drugi do "Milana", względnie jedna dobra kolacja z nimi dwoma1, i mamy nową dobrze zapowiadającą się formację polityczną. Jeszcze "rozprowadzający" poustawiają dobrze klocki w takich lub innych redakcjach i ośrodkach socjometrycznych, i mamy promissing political power. Oczywiście, że z punktu widzenia infantylnie naiwnej polskiej prawicy jakikolwiek pomysł na jakiekolwiek przeorientowanie, to faktycznie kwestia rozbujania się w rozmachu liczonym na pół do jednej kadencji, lub powiedzmy dekady, jak czas pomiędzy powstaniem Porozumienia Centrum a Prawem i Sprawiedliwością. I faktycznie, jak się myśli takim horyzontem czasowym, to nie dostrzec, że rzekomi wrogowie potrafią się błyskawicznie przeorientować, to jest mieć kurzą ślepotę. Halo, to jest zwykła taktyka operacyjna - ćwiczona w warunkach poligonowych - a nie rozmamłane safandulskie gadulstwo u dewotki na imieninach.
1Ba, nawet taka drobnostka jak mój Integrator, to po upływie ponad miesiąca od jej przedstawienia, nie została praktycznie rzecz biorąc dostrzeżona. Mam zwyczajnie podejrzenia, że ta infantylnie naiwna polska prawica bez prozacu byłaby niezdolna do istnienia.
5. Identyczność partytury we wszystkich mediach jest niewątpliwa.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
6. Pani Marylo,
również kosmiczne dla Pani brawa. Kto by się połapał, że stacja telewizyjna dla "młodych, wykształconych z dużych miast" błyskawicznie rozkwitnie wraz z rozwojem nowej nadziei rodzimego establiszmentu? Nasza rodzima rozmamłana safandulska prawica nie skorzystała nawet z okazji dobrego "zagospodarowania" Telewizji Familijnej. Mimo że gdzieś tam w tle były kiedyś "paprotki" rządzące telewizją publiczną. I nawet, gdy rozmamłana safandulska rodzima prawica miała "swoich" w KRRT, zaś nie "nasze" Zenki i Cześki miały dostać koncesje i częstotliwości, to dla, tzw. "świętego spokoju", nikt inny poza nimi nie mógł ich dostać również.
7. Szanowny MF!
8. Szanowny Barresie!
Super, że po ponad miesiącu dowiaduję się o fundamentalnej różnicy pomiędzy moim pomysłem, a tym zrealizowanym w 2007 r., by kaczystan zduchnąć. No, to już coś, na czym można się oprzeć i o czym można dyskutować, więc jest to, tak praktycznie rzecz biorąc, pierwsza porządna uwaga merytoryczna. Ja mogę się bronić trzema argumentami. Pierwszym, jak słusznie zauważyłeś, nie jestem inżynierem-automatykiem i specjalistą z zakresu teorii systemów lecz ekonomistą. Drugim, że jakaś jednak moja koncepcja była. I trzecim, że to, co zaproponowałem (nawet w bardzo ogólnym kształcie) jest chyba mimo wszystko lepsze od tego, co jest obecnie, gdyż w jakiś sposób rozrzedza to rozmemłane safandulskie gadulstwo. A co jest obecnie? Otóż, jakakolwiek integracja inicjatyw prawicowych jest w stadium in statu nascendi, tj. po "naszemu" w powijakach.
W związku z Twoimi - dziękuję, rzeczowymi - uwagami nt. mojej koncepcji, może należałoby postarać się odwrócić nieco pewien porządek. Mówisz np. o wolontariuszach WOŚP. To moje pytanie jest, gdzie są młodzieżówki PiS lub jakichkolwiek innych formacji prawicowych? Aha, zapomniałem, że jeśliby np. młodzieżówka PiS i np. Wszechpolacy (lub młodzieżówka UPR) mieliby coś wspólnego zrobić, to najprędzej sami między sobą zaczęliby się łomotać ile wlezie - ku uciesze lewactwa i leberalstwa. A studentów z Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej, to nie ma? A no rozumiem, jak trza poewangelizować w internecie, to faktycznie tylko tyle i aż tyle. Idźmy dalej. Jakiegoś np. ośrodka koncepcyjnego (trendotwórczego) lub czegoś podobnego, który mógłby rozkręcać merytorycznie kampanię polityczną, to po tej stronie nie ma? Wolne żarty. A np. krakowski Ośrodek Myśli Politycznej, a warszawski Instytut Misesa, a coś z okolić Niezależnego Zrzeszenia Studentów...? No myślę, że jeszcze ktoś mógłby się tutaj znaleźć, ino że, jak sądzę, na integracji prawicy ciąży syndrom Not-Invented-Here. Ciągnąć dalej? Np. prasa tygodniki. Fenomenalny dostęp do informacji, np tutaj. Dobre, nie? "Przerwa konserwacyjna" po długim okresie wywalania strony lub coraz większego zawężania dostępności do materiałów źródłowych (najlepsze były z lat 2002-06). Kolejny fenomenalny dostęp, np. tutaj. Dlaczego, cholera, nie ma dostępu choćby do archiwalnych rzeczy? Wiele cennych artykułów poszło na makulaturę, a niewielu robi sobie skany. Dlaczego "Głos" i "Myśl Polska" przestały się ukazywać, zaś internetowe archiwa są ubożuchne? Dlaczego "Nowe Państwo" jest pismem dla koneserów i nie daje pełnych artykułów z wydań archiwalnych lub nawet, jeśliby mogły one być do kupienia przez sms, to nie ma takiej możliwości? Przecież to jest znakomita wręcz forma "wtórnego" zarabiania na opublikowanych już wcześniej materiałach. Jak kogos nie stać, by kupić dany numer bądź nie ma jak kupić, to mógłby choćby esemesowo mieć dostęp do tego, co go interesuje. Podobnie z "Opcją na prawo", która choc daje dostęp do artykułów archiwalnych, to są one niepełne. Takich lub tym podobnych rzeczy możnaby nakopać znacznie więcej.
Aha, i jeszcze witryna PiS, gdzie jakiekolwiek forum uruchomiono - bodajże - po porażce wyborczej w 2007 r. Forum, na którym jest - ma się rozumieć - cały zalew "urzędowego optymizmu" oraz "ochów" i "achów", zaś rzeczowej krytyki jak na lekarstwo.
9. Szanowny MF!
10. Będzie reprymenda...
11. Barres & Mohairowy Fighter - nie jest to dyskusja poza tematem.
michael
12. I inna uwaga, którą zamieściłem pod oryginalnym tekstem
michael
13. Olechowski należą i zawsze należeli