Od rycia w kamieniu do blogosfery

avatar użytkownika kokos26
Archeolog podobnie jak strażak to zawód, o którym marzył niejeden człowiek w swoim dzieciństwie. Dzisiaj wydaje się, że szanse na spektakularne, epokowe odkrycia są o wiele mniejsze niż jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Przekopano i prześwietlono różnymi urządzeniami już prawie wszystko. Wbrew pozorom jednak, sporo ciekawych rzeczy możemy się jeszcze dowiedzieć przyglądając się temu, co dawno juz zostało poznane i wielokrotnie opisane. Mam tu na myśli widniejące na murach znanych zabytków, różnego rodzaju rysunki, napisy czy obraźliwe hasła wykonane przez im współczesnych i niekoniecznie dla ich ozdoby. Takie graffiti znaleźć można na monumentalnych blokach piramid i we wszystkich zachowanych rzymskich amfiteatrach z Koloseum włącznie. Jak wiemy nie było wówczas farb w sprayu ani blogosfery. Trzeba było dużo odwagi i samozaparcia, aby ryć w twardym kamieniu obraźliwe często epitety wobec elit władzy, obnażając w ten sposób jej nieprawości, zakłamanie czy nadużycia. Nie brakowało też twórczości odpowiadające dzisiejszym hasłom w stylu „Legia Pany”, czy „Kocham Kryskę”. Aż roi się wprost od napisów wykonanych przez zakochanych na śmierć młodzieńców czy fanów tego czy innego gladiatora. Rządzący nauczyli się jakoś z tym żyć, zwłaszcza, że skala rażenia nie była wielka i groźna dla elit. Jak więc widzimy nie dzieje się dzisiaj nic nowego i dobrze pamiętamy, jak jeszcze w PRL-u, oprócz standardowych od tysięcy lat tematów pojawiały się na murach drażniące władzę treści w stylu „PZPR precz” lub „Telewizja kłamie”. Okazuje się, że dzisiejsze, niezależne blogi to nie jest wymysł naszych czasów, lecz znany od wieków sposób odreagowania na różnego rodzaju zakazy, krępowanie swobodnej krytyki, wolności słowa i poprawność polityczną. Zmieniła się tylko siła rażenia z racji tego, że nie trzeba już ryć w twardym kamieniu czy pospiesznie wymachiwać pędzlem czy puszką z farbą. Powstało nowe, potężne narzędzie-internet. I właśnie ta siła rażenie przestraszyła wszystkich tych, którzy sądzili, że posiedli monopol na pranie mózgów miejscowej gawiedzi, Dzisiejsza nagonka na niezależnych blogerów, odbywająca się tuż przed wyborami świadczy właśnie o tym, że odkryto ogromny wpływ internetowej, niezależnej publicystyki na świadomość i poglądy Polaków. Oczywiście nie można wprost wyartykułować, o co idzie ten bój i właśnie, dlatego posłużono się hasłem walki z chamstwem i słownym rynsztokiem w internecie. Odparcie tego pierwszego ataku zaowocuje, jak uczy historia nagonki na Radio Maryja, zastosowaniem ostrzału z użyciem amunicji większego kalibru, zaopatrzonej w zapalniki z ksenofobii i materiał rażący w postaci niezawodnego antysemityzmu. Co wnikliwsi obserwatorzy zauważyli zapewne, że w czołówce peletonu tych wszystkich wrażliwców wyczulonych na chamstwo pedałują najmocniej ci, którym do tej pory nie przeszkadzało wtykanie polskich flag w psie gówno, ozdabianie studiów telewizyjnych świńskimi ryjami czy, tak jak w „Szkle kontaktowym”, nazywanie przez dzwoniących telewidzów, braci Kaczyńskich „parchami”. Wczoraj mogliśmy usłyszeć i zobaczyć na własne oczy wybitnego dziennikarza Tomasza Lisa, który stanął w awangardzie walki z prymitywnym chamstwem i rynsztokowym językiem blogerów, a jeszcze nie tak dawno rżał do radiowego mikrofonu parodiując sposób śmiechu nielubianej koleżanki po fachu. A wszystko to przez te cholerne sondaże mówiące, że niesforne owieczki rozłażą się bezczelnie z wydzielonego i ogrodzonego pastwiska wbrew ujadającym owczarkom, wnerwionym juhasom i obgryzającemu nerwowo paznokcie bacy, który obserwuje to niepokojące zjawisko z ukrycia.

napisz pierwszy komentarz