I ujawnimy wszystkich obrzydliwców
kataryna, ndz., 24/05/2009 - 17:55
Robert Krasowski: Mówicie, że nie mieliśmy prawa ujawniać Kataryny. Otóż mamy, nie zrobiliśmy tego tylko dlatego, że nie chcieliśmy wystąpić w roli sojuszników władzy. Ale jeśli zechcemy, każdego możemy ujawnić. (...) Dlaczego nie możemy pogrzebać w Waszych życiorysach i sprawdzić kto z kolei wam płaci. Budzi to w was przerażenie? Że jutro taki sms jak do Kataryny przyjdzie do was?
Po tym jak Dziennik mnie zdemaskował mój kolega gej opowiadał w jaką panikę wpadł jego przyjaciel, też gej, który prowadzi bloga gejowskiego a w realu się ze swoją orientacją nie obnosi - nie czuje takiej potrzeby i nie chce, żeby jego orientacja kogokolwiek zajmowała. Ma prawo? Chyba tak ale może już niedługo. Nie wiem o czym pisze, może o swoim chłopaku, może o dyskotekach, a może jest gejowskim aktywistą lobbującym w sieci za prawem do adopcji dzieci przez homoseksualistów. Czy jeśli jego blog stanie się za bardzo znany, jego wypowiedzi zbyt wkurzające, a jego propaganda irytująco skuteczna każda gazeta będzie mogła ujawnić tożsamość znanego gejowskiego blogera?
Swego czasu było dużo szumu wokół blogera Michała Pretma, który prowadzi świetnego bloga HGW Watch i nadepnął na odcisk warszawskim urzędnikom tak bardzo, że w prasie pojawiły się nawet wypowiedzi urzędników Ratusza zapowiadających sprawdzenie, czy aby nie jest on urzędnikiem samorządowym. Nie wiem kim jest Michał Pretm, o ile wiem nikim kto miałby tu jakiś konflikt interesów albo nadużywał stanowiska jakie pełni w realu do swojej blogowej działalności, to po prostu inteligentny i pracowity człowiek dobrze obeznany z ustawą o dostępie do informacji publicznej. Znany i skuteczny, liczą się z nim. Czy to wystarcza aby go wytropić i ujawnić, wytykając mu podwójne życie bo będąc właścicielem firmy kateringowej dostarcza kanapki do Ratusza, którego działania krytykuje na blogu.
No i wreszcie, czy ktoś kto natknął się na bloga słynnej "Agaty" i wie jak ma na imię i nazwisko, powinien radośnie podzielić się odkryciem? Wywalić na pierwszej stronie do której klasy chodzi i ile ma liter w nazwisku, upewniając się czy takie informacje wystarczą do jednoznacznego rozszyfrowania jej tożsamości przez najbardziej nawet nierozgarniętego czytelnika? W czasach gdy sprawa "Agaty" była głośna znałam adres jej bloga ale nie przyszło mi do głowy opublikować go, choć niewątpliwie liczba odwiedzin na moim blogu poszybowałaby w górę, a i dyskutować o samej sprawie "Agaty" byłoby łatwiej mogąc konfrontować każdego z tym co ona wtedy pisała. Jak widać nie nadaję się na dziennikarza.
Jest jednak kategoria anonimów, których anonimowość nikomu nie przeszkadza, a już najmniej samym dziennikarzom. To oczywiście tzw. "anonimowi informatorzy", na których powołuje się każdy dziennikarz. Niezrozumiała dla mnie walka dziennikarzy o odarcie wszystkich opinii z anonimowości każe sobie zadać pytanie o sens instytucji "anonimowego informatora". Jeśli tak bardzo szkodliwe jest to, że ludzie sobie wyrabiają opinie na podstawie anonimowych komentarzy internautów, to tym bardziej szkodliwe jest jeśli tę opinię sobie wyrabiają na podstawie jakichś przywołanych przez dziennikarza "anonimowych informatorów", którzy być może istnieli tylko w dziennikarskim palcu z którego zostali wyssani. Może zatem w ramach walki o pełną jawność debaty publicznej zakazać powoływania się w artykułach na anonimowe źródła, gdzie i możliwość manipulacji, i siła rażenia są nieporównywalne z nawet najbardziej popularnym blogiem. Krytykowanie czyjejś blogowej anonimowości gdy się samemu buduje każdy swój artykuł z anonimowych wypowiedzi informatorów o których czytelnik nic nie wie i nawet nie ma pewności czy istnieją jest trochę niekonsekwentne. Ale może i to się zmieni bo skoro ujawnić można każdego to może cudzych informatorów też. W imię jawności. Tyle, że nie o pryncypia i wiarygodność przekazu chodzi w tej całej awanturze ale o ochronę przed krytyką, co celnie ujął Piotr Śmiłowicz z Newsweeka.
Piotr Śmiłowicz: [Kataryna] nie powinna się dziwić, że skoro ciągnęła tygrysa za wąsy, tygrys w końcu ugryzł. (...) Mam też nadzieję, że wnioski z tego przypadku wyciągną wszyscy Anonimowi Blogerzy. Kochani, pamiętajcie. Możecie drażnić tygrysa, ale z ciągnięciem za wąsy już bym uważał.
Wracając do listu otwartego Roberta Krasowskiego, jest w nim jeszcze jeden fragment, który mnie zaintrygował, choć myślę, że jest raczej efektem emocji, które poniosły redaktora niż prawdą o dziennikarskiej kuchni.
Robert Krasowski: Macie pretensje, że szantażowaliśmy Katarynę, ale prawda jest taka, że wysłaliśmy jej informację o tym, że wiemy kim jest i chcemy pogadać. (...) Tak właśnie wygląda prawdziwe dziennikarstwo. Tak się namawia ludzi do przekazywania informacji.
Nie wierzę, że prawdziwe dziennikarstwo to łapanie potencjalnych informatorów na propozycje pracy, straszenie kolegami z innej gazety i składanie propozycji nie do odrzucenia. Myślałam, że ten sms to rozpaczliwiec niedoświadczonej dziennikarki i jestem w lekkim szoku, że takie metody popiera redaktor naczelny poważnej gazety.
- kataryna - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz