Zwolennicy Traktatu Lizbońskiego lubią nadużywać argumentu o groźbie utworzenia Europy dwóch prędkości. Uważają, że niewątpliwie do tego dojdzie jeżeli TL zostanie w jakiś sposób odrzucony. Tymczasem warto sobie zadać kilka fundamentalnych pytań w odniesieniu do tego osobliwego twierdzenia-wytrychu. Po pierwsze, czy rzeczywiście Europie grozi podział na strefy dwóch prędkości? Po drugie, czy przyjęcie lub odrzucenie Traktatu przygotowanego przez biurokratyczne elity jest w stanie cokolwiek zmienić?

Zaczynając od odpowiedzi na pierwsze pytanie należy zauważyć, że podział na strefy jest nie tyle nieuchronny co istniejący. Politycy, analitycy, publicyści, etc. bardzo często posługują się terminami "starej" i "nowej" Europy mimowolnie podkreślając rozbieżności, które są tak oczywiste jak różnica pomiędzy bogactwem i ubóstwem.Czy istnieje jakakolwiek szansa na zmianę takiego stanu? To raczej mało prawdopodobne. Z pewnością nie da się tego zmienić przy pomocy 450 stron legislacyego gniota jakim jest szeroko wymieniany i niedyskutowany Traktat Lizboński. Dokument, którego większość euroentuzjastów nie przeczytała nawet we fragmentach.

Ktoś kto nie dostrzega prostego faktu obecnych podziałów i łudzi się, że Polska będzie kiedyś, dzięki szczodrobliwości wielkich graczy pokroju Francji, Niemiec czy Wielkiej Brytanii, równie zasobnym i bogatym państwem popełnia błąd naiwności. W historii jeszcze nigdy nie zdarzyło się aby państwa dominujące świadomie budowały prestiż innych krajów za darmo.Nawet jeżeli były to byty teoretycznie sprzymierzone. I tak jest również tym razem. Traktat Lizboński wbrew pozorom nie odsuwa ale tworzy rzeczywistość Europy dwóch prędkości. Europy, w której to silniejsi będą decydować a słabsi będą musieli słuchać. Europy, która jest i będzie podzielona na atrakcyjne centrum i mniej atrakcyjną prowincję. Jeżeli któś ma co do tego wątpliwości proponuje proste ćwiczenie. Proszę zsumować liczbę mieszkańców Europy Centralnej i porównać ją z ludnością dzisiejszych Niemiec, po czym odpowiedzieć na pytanie: kto w rzeczywistości będzie prowadził tzw. politykę wschodnią? Dla każdego trzeźwo myślącego człowieka wnioski będą tak oczywiste, że nie trzeba nawet wspominać o losie polskich stoczni.

W wielu europejskich społeczeństwach dominuje nieuzasadnione przeświadczenie o nadrzędności biurokracji europejskiej nad lokalną. Po części wynika to z nieudolności własnych elit, po części z benefitów jakie w mijającym okresie Unia Europejska przeznaczyła na promocję swojego istnienia. Tymczasem warto zauważyć, że ów miodowy okres ma się ku końcowi, a Polska już nie długo z płatnika netto stanie się płatnikiem brutto, co będzie oznaczać konieczność finansowania nie tylko rodzimej biurokracji, ale także tej europejskiej. Bez porównania droższej i bardziej ekspansywnej.

Stare porzekadło mówi, że jeżeli jesteś obdażony umiejętnością liczenia to w pierwszej kolejności powinieneś liczyć na siebie. Patrząc na europejskie i co za tym idzie polskie elity, pełniące jednoczesną rolę moderatora i strony sporu mam daleko idące wątpliwości co do ich podstawowych umiejętności matematycznych.

Pozdrawiam

 

http://emigracja.salon24.pl/104484,europa-dwoch-predkosci