Zaczyna się!

avatar użytkownika rewident
Po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej, wielu naszych obywateli poczuło się bardzo bezpiecznie. Panuje przekonanie, podtrzymywane zresztą przez media, że zarówno w wymiarze ekonomicznym, jak i podstawowych swobód obywatelskich, nic nie może nam zagrozić. Już na pierwszy rzut oka widać, że jest to iluzja, która może szybko obrócić się przeciwko nam. W podobny sposób zapewne myśleli Węgrzy, kiedy pod wodzą socjalistów i premiera Gyurcsaniego wchodzili do Unii w 2004 roku. Rzeczywistość potraktowała ich jednak dużo bardziej brutalnie. Już dziś możemy zauważyć podobieństwa między sytuacją Węgrów w 2002 roku i Polaków w 2007 roku. Po okresie względnej prosperity, do władzy dochodzą politycy popierani przez tzw establishment i większość mediów. Składają obietnice bez pokrycia, oskarżają przeciwników o „łamanie zasad demokracji” i zamordyzm. Przedstawiają się jako ludzie kompetentni („zrobimy to lepiej”), aby potem, już po wyborach, pogrążyć się w słodkim nieróbstwie. Wskaźniki ekonomiczne ulegają gwałtownemu pogorszeniu, w mediach pojawia się cenzura, a niewygodne kwestie, jeśli już trafią do gazet, są natychmiast „przykrywane” tematami zastępczymi, bądź niby-aferami czy skandalami. Zgodnie z informacjami ujawnionymi opinii publicznej deficyt finansów publicznych w Polsce wyniósł w 2008 roku 3,9% PKB. Stoi to w sprzeczności z danymi, które rząd Tuska przekazywał Brukseli jeszcze pod koniec zeszłego roku. Wtedy sygnalizowano deficyt na poziomie 2,7% PKB. Osobom, którym te procenty niewiele mówią, należy się wyjaśnienie, że ta drobna różnica to około 15 miliardów złotych. O tyle właśnie Minister Rostowski przeszacował dochody budżetu, samorządów i funduszu ubezpieczeń społecznych w 2008 roku. Okazało się, że deficyt budżetu był o 7,6 miliarda złotych wyższy od wartości oficjalnie publikowanych. Jak rozbrajająco tłumaczy wiceminister finansów Ludwik Kotecki: „5 mld zł z tej kwoty to skutek o wiele gorszego wykorzystania środków unijnych (zamiast 35,3 mld zł wydano 14,4 mld zł)”. W tym momencie każdy myślący Polak przypomina sobie awanturę jaka rozpętała się, kiedy Grażyna Gęsicka oskarżyła rząd PO o zbyt wolne wykorzystanie pomocy unijnej. Pamiętamy obelgi Palikota, Tuska, Schetyny, Niesiołowskiego, pamiętamy TVN i Wyborczą i ich „analizy” mające podważyć wiarogodność posłanki PiS. A tu proszę, pan minister, tak bez ogródek, przyznaje rację opozycji. Dowiadujemy się ponadto, że: „W najnowszej notyfikacji rząd poinformował Brukselę, iż deficyt sektora finansów w 2009 r. wyniesie 4,6 proc., a nie 2,5 proc., jak zapisano w ostatnim programie konwergencji.” Jeden ze sprzyjających PO ekonomistów, Jankowiak twierdzi, że, „także deficyt budżetu drastycznie się podniesie. Jego zdaniem w świetle przewidywanej przez MFW dla Polski recesji trzeba się liczyć z deficytem na poziomie 38 – 43 mld zł.” Co więcej, deficyt na poziomie wyższym niż 3% PKB ostatecznie zamyka Polsce możliwość wejścia do stery euro i sprawia, że Komisja Europejska wznawia „procedurę podwyższonego deficytu”. Dodajmy, że efektem rządów PiS było właśnie zakończenie tego postępowania przez KE. Powyższa informacja znalazła się na ekonomicznych stronach Rzeczpospolitej i kilku specjalistycznych gazet. W tym samym czasie media zajmowały się sprawą „małpek” i rzekomego alkoholizmu Prezydenta. Dużym tematem jest również rzekomy heroizm Hanny Lis, którą usunięto z telewizji za manipulowanie informacją. Trudno powiedzieć, kiedy społeczeństwo Polski na własnej skórze odczuje dobrodziejstwa rządów Platformy. Wydaje się, że czeka nas duży wzrost podatków i mocne uderzenie w grupę słabo i średnio-zarabiających obywateli. Oczywiście tego typu działanie nie powstrzymają rozwoju kryzysu, bo spadek popytu krajowego zmniejszy wpływy podatkowe i jeszcze bardziej pogorszy sytuację finansów publicznych. Scenariusz węgierski jest jedyną logiczną opcją. Na Węgrzech, prawda o rzeczywistym stanie gospodarki przedostała się do opinii publicznej, jako tak zwane taśmy Gyurcsaniego, nadane przez państwowe radio jesienią 2006 roku. Wtedy też opozycyjny Fidesz zorganizował olbrzymie demonstracji uliczne, na które władza odpowiedziała przemocą. Zdjęcia rannych od postrzału gumowymi kulami zostały ocenzurowane przez sprzyjającą socjalistom telewizję, a cyniczni socjologowie publicznie kwestionowali sensowność protestów Fideszu. Od momentu przejęcia władzy przez socjalistów gospodarka Węgier osuwa się w przepaść. Wdrożony przez nich plan oszczędnościowy, tylko napędza diabelską spiralę i ogranicza działalność gospodarczą. Jest jasne przecież, że od bełkotu Gyurcsaniego i wpierających go mediów nie powstanie ani jeden dodatkowy forint węgierskiego PKB. Podobnie, jak od chamskich happeningów Palikota, bluzgów Niesiołowskiego, kłamstw PR-owców Tuska czy klakierów władzy z TVN i Wyborczej - nie wzrośnie bogactwo Polski. Pozostanie odpowiedź na pytanie, kiedy nastąpi ograniczenie demokracji w Polsce. Establishment, jeśli osiągnie pełnie władzy po wyborach prezydenckich, będzie próbował zmarginalizować opozycję. Na razie dobrym wykrętem, który trafia do świadomości naiwnych jest „kryzys”. Można zrzucić na niego pogarszający się stan gospodarki i ukryć w strumieniu kłamstw i manipulacji zaniechanie reform i oczywiste niszczenie państwa. Co jednak stanie się kiedy za dwa lata Polska będzie maruderem w regionie, a opozycja zacznie wierzgać? Wtedy trzeba będzie wdrożyć „nadzwyczajne procedury”, które przetestowano już na węgierskich demonstrantach. Przedsmak takich działań już mamy. Przedstawiciele władzy atakują uniwersytety i środowiska naukowe za negowanie kultu Lecha Wałęsy. Pojawiają się próby ograniczenia finansowania nauki, czego dowodem jest wnioskowane przez premiera obcięcie 300 milionów złotych na kampus Uniwersytetu Jagiellońskiego. Z mediów znikają niepokorni dziennikarze, a partia opozycyjna traci znaczną część dotacji budżetowych. Do walki wyborczej angażuje się sądy, które kneblują opozycję i legalizują lżenie, niekontrolowanych przez establishment, organów władzy. Nie łudźmy się - to, że teraz nikt nie strzela, nie oznacza, że za kilka, bądź kilkanaście miesięcy, strzelać nie będzie. Niestety, wszyscy musimy przeżyć to katharsis. Wyborcy w dużej mierze kierują się intuicją i emocjami, a nie racjonalnymi argumentami. Poddani medialnemu praniu mózgów, ustępują i głosują tak, jak reszta stada. Dopiero poważny wstrząs, może wyrwać ich z tej hipnozy. Na Węgrzech to już się udało, na Fidesz może zagłosować nawet 70% wyborców - wynik niespotykany w stabilnych demokracjach. W Polsce, niestety czeka nas jeszcze długi marsz. Bądźmy jednak dobrej myśli. Jak mawiał mój nieoceniony nauczyciel historii w liceum – historia, drogie dzieci, lubi się powtarzać. http://www.rp.pl/artykul/2,295705_Minister_zaklinal_rzeczywistosc.html http://biznes.onet.pl/0,1959902,wiadomosci.html http://www.angus-reid.com/polls/view/33322/opposition_fidesz_hits_70_mark_in_hungary
Etykietowanie:

4 komentarze

avatar użytkownika michael

1. Kombinacja operacyjna "Dziennika" 11.07.2008

http://michael.salon24.pl/50895,kombinacja-operacyjna-dziennika
avatar użytkownika michael

2. Czasem odczuwam intensywne wrażenie déjà vu

Czytam i widzę coś, co niewątpliwie jest trafnym odzwierciedleniem powszechnie dostępnej rzeczywistości. Co ciekawsze, podświadomie można zakładać, że w naszym towarzystwie, ta wiedza jest oczywista, powszechna i można wierzyć, że wiedząc co jest grane, możemy inicjować ruch do przodu. Tymczasem, widać z jakim trudem prawda przedziera się do ludzkiej świadomości. Déjà vu jest wrażeniem przykrym, bo niesie ze sobą sugestię bezskuteczności naszego działania. Stanisław Michalkiewicz od dwudziestu lat widzi co jest, pisze i ma zapewnione zajęcie na następne dwadzieścia lat. Jest tak, bo bezpośrednio widząc codzienne draństwo, umyka nam jedna bardzo ważna właściwość tej konkretnej rzeczywistości. W tym szaleństwie jest metoda. Jest to niestety sposób praktycznie wykorzystany, a jego skuteczność była sprawdzona już wielokrotnie. Tak zdemoralizowano Hadleyburg w znanej opowieści Marka Twaina, tak demoralizowano Niemcy po 30 stycznia 1933 roku, tak oddziaływała komunistyczna propaganda w Rosji po 1918 roku, tak postępowała demoralizacja całych społeczeństw po 1945 roku w wielu podbitych przez komunistów krajach Europy Wschodniej. Jest to metoda kroczącego przyzwyczajania ludzi do powolnego rozszerzania zasięgu zła. Stała eskalacja zła i ciągłe jego usprawiedliwianie, jest jak iniekcja szczepionki tłumiącej wrażliwość na zło. Jesteśmy codziennie poddawani iniekcji. Codziennie jesteśmy szczepieni przeciwko wrażliwości etycznej. To co dzisiaj jest w powszechnej opinii częścią normalności, pół roku temu spotkałoby się z powszechnym oburzeniem, byłoby uznane za skrajne łajdactwo. Dzisiaj nawet nie budzi zainteresowania. A postpolityczni propagandyści mogą pójść pół kroku dalej. Tak Goebbels zdemoralizował Niemcy. Tak Stalin zaprowadził Rosjan na pozycje strzelców Katyńskich. Stopień zdemoralizowania tych pokoleń stał się tak wielki, że nawet tak wielka zbrodnia jak przemysłowy ubój całych narodów nie budzi dzisiaj żadnych istotnych wyrzutów sumienia. Jedyne co w tamtych czasach było złe, to Holocaust. Takie jest zadęcie współczesnej poprawnej politycznie propagandy. Nie tylko Holocaust był złem, ginął wtedy nie jeden naród, ginęły i były tragicznie prześladowane narody. Wiele narodów. Holocaust był wielkim złem, to prawda. Ale nie był złem samym w sobie. Ale nie był źródłem zła. Był skutkiem zła, był jego objawem. Prawdziwym źródłem zła była selektywna moralność Kalego, nieustannie eskalująca odporność na stale powiększające się królestwo zła. Źródłem zła było usprawiedliwianie jego wykorzystywania do celów politycznych. Źródłem zła było polityczne usprawiedliwianie łajdactwa. Przykrość z wrażenia déjà vu bierze się z... ...niechęci do powrotu strzelców katyńskich.
avatar użytkownika Barres

3. Czy czarnowidztwo?

Gdy przyglądam się temu, co nas otacza, to nie mam wątpliwości, że działania w odniesieniu do Polski i Polaków to kumulacja wszelkich doświadczeń dekompozycyjnych począwszy od czasów saskich. Przede wszystkim generowane są głębokie podziały w społeczeństwie z intensywnym wykorzystaniem mniejszości narodowych i innych, często sztucznie kreowanych. Tu należy zwrócić uwagę nad usilnym pogłębianiu różnic międzypokoleniowych. Na bazie powyższego niszczona jest komunikacja pozioma, a racje do stosowania podaje biurokracja. Ważną role odgrywa sparszywiały system edukacyjny. Totalitarne opanowanie Narodu staje się możliwe, gdy podziały są odpowiednio głębokie a biurokracja odpowiednio skorumpowana. Jeśli inicjatywy opisanych działań są zewnętrzne, koniec Państwa i Narodu jest tylko kwestią czasu... Pozdrawiam!
avatar użytkownika michael

4. @ Barres, nie czarnowidztwo, ale diagnoza, by ruszyć naprzód.

Intensywnie pracuję nad rozwiązaniem pozytywnym, mam już niezłe zapiski do konspektu poświęconemu "Zmartwychwstaniu Rzeczypospolitej". Jest to w notce 204 SAISONSTAAT. Treść polskiej polityki (IGP) http://www.blogmedia24.pl/node/12251 Trafna diagnoza jest warunkiem sukcesu prawie każdgo zamiaru. Niestety, olśniewająca prywata i zdumiewający cynizm Platformy jest po prostu faktem. To jest jedynie poprawna diagnoza. Widać to ze straszną jasnością w relacjach senatora Zaręby. "Zimny cynizm Platformy" http://www.rp.pl/artykul/296922.html Jak ruszyć do przodu? To inne pytanie, na które istnieje poprawna odpowiedź. I to jest optymistyczne. Nie musimy więc upiększać rzeczywistości, by mieć lepszy humor. PS. Ile czasem trzeba się namęczyć, aby upakować w limicie znaków, sensowną treść tytułu komentarza.