J. Kuroń, K. Modzelewski, autorzy "Listu otwartego do partii"
Michał St. de Z..., pt., 20/03/2009 - 15:15
Czterdzieści cztery lata temu, w dniu 20 marca 1964 roku, zostali aresztowani na polecenie I sekretarza Komitetu Centralnego, Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, Władysława Gomułki, młodzi działacze Związku Młodzieży Polskiej, Związku Młodzieży Socjalistycznej, przybudówek Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Członkowie Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej:
Jacek Kuroń i Karol Modzelewski.
Powodem był dzień wcześniej opublikowany "List do partii" Autorzy listu, w czasie rozprawy sądowej, zeznali, że tylko oni byli autorami listu.
Z listem otwartym występujemy wyłącznie z własnej inicjatywy, jako autorzy tekstu, i wyłącznie we własnym imieniu, a nie w imieniu pozostałych towarzyszy, usuniętych z Partii i ZMS w związku z naszą sprawą.
Dla ciekawości podaję, że Jacek Kuroń i Karol Modzelewski byli absolwentami wydziału historii Uniwersytetu Warszawskiego.
Podaje suchą treść listu. Być może tak szybko jak to będzie możliwe, postaram sie o commentari do listu i wydarzeń związanych z aresztowaniem.
Panie Boże, Ty widzisz i nie grzmisz! /Jan Onufry Zagłoba h.Wczele/
Jacek Kuroń i Karol Modzelewski komunizm obalali.
Jacek Kuroń, Karol Modzelewski
List otwarty do partii
I. Władza biurokracji
Według oficjalnej doktryny, żyjemy w kraju socjalistycznym. Teza ta opiera się na utożsamieniu państwowej własności środków produkcji z własnością społeczną. Akt nacjonalizacji przekazał przemysł, transport, banki na własność społeczeństwu, a stosunki produkcji oparte na własności społecznej są ex definitione socjalistyczne.
Rozumowanie to jest pozornie marksistowskie. W rzeczywistości do marksowskiej teorii wprowadzono tu element z gruntu jej obcy — formalne, prawne rozumienie własności. Własność państwowa może kryć rozmaite treści klasowe w zależności od klasowego charakteru państwa. Państwowy sektor w gospodarce współczesnych krajów kapitalistycznych nie ma nic wspólnego z własnością społeczną. Nie tylko dlatego, że poza nimi istnieją prywatne korporacje kapitalistyczne, ale dlatego, że robotnik fabryki kapitalistycznej państwowej jest najzupełniej pozbawiony własności, gdyż nie ma realnego wpływu w państwie, a więc żadnej kontroli nad swoją pracą i jej produktem. Historia zna przykłady społeczeństw klasowych i antagonistycznych, w których dominowała państwowa własność środków produkcji (tzw. azjatycki sposób produkcji).
Państwowa własność środków produkcji — to tylko forma własności. Należy ona do tych grup społecznych, do których należy państwo. W systemie gospodarki znacjonalizowanej wpływ na całokształt decyzji ekonomicznych (a więc władanie środkami produkcji, podział i wykorzystanie produktu) może mieć tylko ten, kto ma udział lub możliwość wpływania na decyzje władzy państwowej. Władza polityczna łączy się z władzą nad procesem produkcji i podziału.
Do kogo należy władza w naszym państwie? Do jednej, monopolistycznej partii — PZPR. Wszystkie istotniejsze decyzje podejmowane są najpierw w partii, a potem dopiero w organach oficjalnej władzy państwowej; żadna istotna decyzja nie może być podjęta i realizowana bez sankcji władz partyjnych. Nazywa się to kierowniczą rola partii, a ponieważ monopolistyczna partia uznaje się za reprezentantkę interesów klasy robotniczej, jej władza ma gwarantować władzę klasy robotniczej.
Jeśli jednak nie chcemy oceniać systemu wg. tego, co myślą i mówią o sobie jego przywódcy, musimy zobaczyć, jakie możliwości wpływu na decyzje władzy państwowej ma klasa robotnicza.
Poza partią — żadnych. Rządząca partia jest bowiem monopolistyczna. Klasa robotnicza nie ma możliwości organizowania się w inne partie, a tym samym formułowania, propagowania i walki o realizację innych programów, innych wariantów podziału dochodu narodowego, innych koncepcji politycznych niż programy i koncepcje PZPR. Monopolu partii rządzącej na organizowanie robotników strzeże cały państwowy aparat władzy i przemocy: administracja, policja polityczna, prokuratura, sądy, a także kierowane przez partię organizacje polityczne, demaskujące w zarodku próby podważenia kierowniczej roli PZPR.
Ale z górą milion członków Partii — to zwykli obywatele, wśród nich kilkaset tysięcy — to robotnicy. Jakie są ich możliwości wpływu na decyzje władz partyjnych, a tym samym władz państwowych? Partia jest nie tylko monopolistyczna, ale zorganizowana na zasadach monolitycznych. Wszelkie frakcje, grupy o odrębnych platformach, zorganizowane prądy polityczne są w niej zakazane. Każdy szeregowy członek ma prawo do własnego zdania, nie ma natomiast prawa do organizowania innych podobnie myślących wokół swego programu i do zorganizowanej - propagandowej, wyborczej walki o jego realizację. Wybory do instancji partyjnych, na konferencje i zjazdy stają się w tych warunkach fikcją, gdyż nie odbywają się na bazie różnych platform i programów (czyli rozeznania alternatyw politycznych), a realizacja inicjatywy politycznej w masowym środowisku wymaga organizacji. W ewentualnych próbach kształtowania decyzji ,,góry" masa szeregowych członków Partii jest pozbawiona organizacji, zatomizowana, a więc bezsilna. Jedynym źródłem inicjatywy politycznej mogą być z natury rzeczy zorganizowane instancje, a więc aparat. Jak każdy aparat, jest on zorganizowany hierarchicznie: z dołu w górę płyną informacje, z góry na dół — decyzje i polecenia. Tak w każdym zhierarchizowanym aparacie, źródłem poleceń jest elita, zespół ludzi zajmujących w hierarchii eksponowane stanowisko i zbiorowo kształtujących podstawowe decyzje. W naszym systemie elita partyjna jest zarazem elitą władzy; wszystkie decyzje władzy państwowej są podejmowane przez nią, na górnych szczeblach hierarchii partyjnej i państwowej występuje zresztą z reguły kumulacja stanowisk. Sprawując władzę w państwie, dysponuje ona tym samym całokształtem upaństwowionych środków produkcji, decyduje o rozmiarach akumulacji i spożycia, o kierunkach inwestycji, o udziale poszczególnych grup społecznych w konsumpcji i dochodu narodowego, słowem o podziale i wykorzystaniu całego produktu społecznego. Decyzje elity są samodzielne, wolne od wszelkiej kontroli ze strony klasy robotniczej i pozostałych klas i warstw społecznych. Robotnicy nie mogę na nie wpływać, ogół członków Partii też nie. Wybory do Sejmu i Rad Narodowych w warunkach istnienia jednej i odgórnie ustalonej listy i przy braku rzeczywistych różnic programowych między PZPR a partiami satelitarnymi (ZSL, SD) staja się fikcję. Tę partyjno-państwowę elitę władzy, wolną od kontroli społecznej i samodzielnie podejmującą całokształt węzłowych decyzji gospodarczych o znaczeniu ogólnokrajowym (oraz całokształt decyzji politycznych) nazywać będziemy centralną polityczną biurokracją.
Przynależność do centralnej politycznej biurokracji wyznacza realny współudział w kształtowaniu podstawowych decyzji politycznych i gospodarczych o znaczeniu ogólnokrajowym, podejmowanych centralnie. Dokładne ustalenie zakresu elity jest prawdopodobnie niemożliwe, przybliżone ustalenie wymagałoby prowadzenia badań socjologicznych na temat, który jest zupełnym tabu. Dla nas jednak sprawę najważniejszą nie jest liczebność i organizacja wewnętrzna biurokracji, lecz jej rola w społeczeństwie i w społecznym procesie produkcji.
Jeśli szeregowi członkowie partii są zdezorganizowani w ewentualnych próbach wpływania na decyzje biurokracji, są oni jednocześnie zorganizowani do wykonywania jej poleceń na zasadach dyscypliny partyjnej. Kto się sprzeciwia, jest usuwany, a poza partią nie ma prawa zorganizować się, a więc działać. W ten sposób partia, która na szczytach swej hierarchii jest po prostu zorganizowaną biurokrację, ,,na dole" staje się narzędziem dezorganizacji prób oporu i wywierania wpływu na władze ze strony klasy robotniczej, a zarazem organizuje klasę robotniczą i inne środowiska społeczne w posłuszeństwie wobec biurokracji. Taka samą funkcję pełnią pozostałe organizacje społeczne kierowane przez Partię, łącznie ze Związkami Zawodowymi. Tradycyjna organizacja robotniczej samoobrony ekonomicznej, poddana kierownictwu jedynej zorganizowanej siły politycznej, tj. partii, stała się posłusznym organem biurokracji, czyli władzy państwowej: politycznej i ekonomicznej. Klasa robotnicza jest pozbawiona organizacji, programu, środków samoobrony.
Biurokracja sprawuje zatem całokształt władzy politycznej i ekonomicznej, pozbawiając klasę robotniczą środków nie tylko władzy i kontroli, ale nawet samoobrony. Wodzowie biurokracji uważają się przy tym za wyrazicieli interesów klasy robotniczej. Jeśli nie mamy oceniać systemu według deklaracji przywódców, musimy zanalizować klasową istotę biurokracji. Fakt, że sprawuje ona władzę, sprawy w ostateczny sposób nie przesądza. Decydują stosunki produkcji: musimy się więc przyjrzeć procesowi produkcji i stosunkom w jakie w tym procesie wchodzą ze sobą klasa robotnicza, jako podstawowy twórca dochodu narodowego i centralna polityczna biurokracja, jako zbiorowy dysponent środków produkcji.
II. Płaca, produkt dodatkowy, własność
Kto wytwarza dochód narodowy i jak przedstawia się jego podział? Według teorii marksowskiej, dochód narodowy powstaje w sferze produkcji materialnej, tj. w przemyśle, budownictwie, częściowo w transporcie, w rolnictwie i rzemiośle. W przemyśle twórcą dochodu narodowego jest tzw. robotnik łączny czyli ogół pracowników przygotowujących, wykonujących i zabezpieczających techniczny proces produkcji. A więc poza robotnikami bezpośrednio i pośrednio produkcyjnymi, również technologowie, konstruktorzy, projektanci, inteligencja techniczna. Nie są natomiast pracownikami produkcyjnymi ludzie, których funkcja nie polega na zabezpieczeniu technicznego procesu wytwarzania, lecz na nadzorowaniu określonego układu stosunków między ludźmi zaangażowanymi w tym procesie, czyli nadzorcy pracy najemnej, technokracja. Wprawdzie oni również zabezpieczają produkcję w tym sensie, w jakim zabezpieczał je antyczny dozorca niewolników, feudalny rządca folwarku pańszczyźnianego, czy współczesny dyrektor kapitalistycznej fabryki. Ich zadaniem jest jednak zabezpieczenie istniejących stosunków a nie samego materialnego procesu wytwarzania. (Jest to oczywiście podział abstrakcyjny, gdyż na ogół nadzór ten pełni funkcje zarówno techniczne jak i społeczne, ale w działalności zawodowej majstra czy przeciętnego inżyniera dominuje funkcja technicznego zabezpieczenia produkcji, zaś w działalności inżyniera — funkcja organizacyjna, tj. nadzorowanie ludzi i określonego układu stosunków produkcji w fabryce.)
W rolnictwie pracownikami produkcyjnymi, czyli twórcami dochodu narodowego są chłopi indywidualni, robotnicy PGR i nieliczni u nas chłopi zrzeszeni w Spółdzielniach Produkcyjnych, w miejskim sektorze drobnotowarowym — rzemieślnicy.
Ostatnio lansuje się tezę, że marksowska koncepcja, ograniczająca wytwarzanie dochodu narodowego do sfery produkcji materialnej, jest przestarzała — dziś dochód narodowy wytwarzają wszyscy pracujący. W szeroko pojętym sektorze usług (tj. poza sferą produkcji materialnej) zaspokaja się bowiem pośrednio potrzeby produkcji, spożycia i organizuje życie całego społeczeństwa, czyli zaspokaja określonym nakładem pracy istotne potrzeby społeczne.
Takie rozumowanie byłoby uprawnione tylko w takim społeczeństwie, w którym odbywa się ekwiwalentna wymiana produkcji i usług. A więc pod warunkiem, że producent dóbr materialnych otrzymuje z powrotem w postaci świadczonych jemu, a nie komu innemu usług, równowartość tej części produktu swej pracy, którą oddaje on na utrzymanie szeroko pojętego sektora usług, a jednocześnie akumulacja podporządkowana jest jego interesom. Jeśli warunki te nie są spełnione, to traktowanie wszelkiej pracy (a więc również pracy policjanta, prokuratora, oficera, hotelarza) jako pracy produkcyjnej skutecznie maskuje wyzysk. Cały dochód narodowy, poza częścią przeznaczoną na akumulację, można by wówczas sprowadzić do płac różnego rodzaju pracowników, czyli do wynagrodzenia za pracę „produkcyjną". W ten sam sposób można by zamaskować fakt wyzysku we współczesnym społeczeństwie kapitalistycznym; poza indywidualnym spożyciem dóbr materialnych przez klasę kapitalistów, które stanowi niewielki ułamek produktu społecznego, a nawet niewielką część dochodów tej klasy, cala reszta dochodu narodowego sprowadziłaby się do płac i dochodów producentów dóbr materialnych, płac innych pracowników, zatrudnionych bezpośrednio przez kapitalistów lub przez państwo, oraz funduszu akumulacji. Takie rozumowanie nie miałoby nic wspólnego z obiektywną analizą naukową, a wszystko — z apologetyką.
Przyjmujemy takie kategorie rozumowania, które służą analizie rzeczywistych sprzeczności, a nie ich ukrywaniu. Dlatego przyjmujemy za Marksem, że dochód narodowy jest uprzedmiotowioną pracą pracowników produkcyjnych sektora produkcji materialnej, podstawą akumulacji, oraz szeroko pojętych „usług" jest materialny produkt wytworzony w tym sektorze: zatem tworzenie funduszu akumulacji, oraz wydatki na policję, wojsko, kulturę, lecznictwo itp. — to wykorzystanie wytworzonego dochodu narodowego poza tymi usługami, za które robotnik płaci z własnej kieszeni, cała reszta utrzymywana jest z nieopłaconej części pracy robotnika i chłopa, czyli z produktu dodatkowego. Musimy zatem przyjrzeć się podziałowi tego produktu, aby stwierdzić, w czym interesie wykorzystywane są jego poszczególne części.
Podstawowe grupy wytwórców dochodu narodowego w naszym kraju to robotnicy i chłopi indywidualni. Jaki jest ich udział w podziale produktu ich pracy?
Chłopi indywidualni lokują produkty swej pracy na rynku. Ale 75% produkcji gospodarstw chłopskich jest zbywane za pośrednictwem państwa, które nabywa te produkty po cenach przeciętnie o 40% niższych od rynkowych. Ponadto państwo jako faktyczny monopolista na rynku kształtuje rynkowe ceny produktów rolnych w niekorzystnej dla chłopa relacji do produktów przemysłowych. Sprawę tę na razie pomijamy. Wrócimy do niej przy analizie sytuacji w rolnictwie.
Robotnicy uczestniczą w podziale dochodu narodowego w zakresie, który wyznacza przede wszystkim ich płaca robocza. Czym jest w naszym kraju płaca robocza i od czego zależę jej rozmiary? Według szacunków profesora Kaleckiego, przeciętny realny dochód na robotnika zatrudnionego, wykonującego podobny, jak przed wojną rodzaj pracy był w 1960 roku o około 45% wyższy niż w roku 1937 (płaca realna za tę samą pracę wzrosła w mniejszym stopniu, ze względu na szybszy od wzrostu płacy wzrost konsumpcji zbiorowej, oraz wzrost dochodów z tytułu zajęć zarobkowych poza pracą podstawową). Powojenna statystyka kosztów utrzymania nie uwzględnia ukrytego wzrostu cen, a więc zaniża wzrost kosztów utrzymania. Przyjmujemy jednak, że szacunek prof. Kaleckiego jest w zasadzie trafny. Wzrost wynagrodzenia za pracę w okresie 1949-1960 przypada głównie na lata 1956-59. Był to okres dla systemu nienormalny (kryzys polityczny, naruszenie monolityzmu Partii, strajki i powszechne kolektywne żądania podwyżek płacy, krótki okres świetności Rad Robotniczych, wybieranych przez załogi i do połowy 1958 roku niezależnych od aparatu partyjnego: aparat władzy był stosunkowo słaby, społeczeństwo stosunkowo silne). W takich warunkach, w ciągu niespełna 4 lat klasa robotnicza wywalczyła podwyżkę płac realnych o 30% i uzyskała co najmniej 3/4 z owego przyrostu dochodu realnego na zatrudnionego robotnika w porównaniu z rokiem 1937. W okresie 1949-1955 o istotnym wzroście płacy realnej trudno mówić. Podobnie w okresie po roku 1959. Jak wynika z analizy budżetów rodzinnych GUS w ciągu ostatnich 4 lat (1960-63) realny dochód na głowę w rodzinie robotników przemysłowych wzrósł o 2,5%. Biorąc pod uwagę ukryty wzrost cen, nie uwzględniony w statystyce oficjalnej, należy przypuszczać, że stopa życiowa większości rodzin robotniczych przez ostatnie 4 lata nie tylko nie wzrosła, ale nawet nieco się obniżyła.
Tymczasem, wartość globalnej produkcji przemysłowej w roku 1963 była prawie dziewięciokrotnie wyższa, niż w roku 1938 (i 1948), zaś dochód narodowy wzrósł w latach 1949-1963 przeszło dwu i pół krotnie. Wzrost spożycia na głowę był oczywiście w latach 1949-60 wyższy niż skromny wzrost płacy realnej, a to wskutek wzrostu zatrudnienia. Jest to jednak konsekwencją uprzemysłowienia w każdym systemie. Tzw. stopa wyzysku nie zależy od rozmiarów zatrudnienia tylko od stosunku wytworzonego produktu do rozmiarów płacy roboczej, czyli opłaty za pracę, tworzącą ten produkt. Wzrost wytworzonego przez robotnika dochodu narodowego był niewspółmiernie szybszy od skromnego wzrostu jego płacy realnej (po większej części wywalczonej w ciągu paru lat w warunkach dla systemu wyjątkowych). W latach 1960-62 produkcja czysta przemysłu wzrosła o 20%, a płaca robocza o niespełna 5%, jednocześnie ceny artykułów żywnościowych wg. oficjalnych statystyk wzrosły o 3,4% w handlu uspołecznionym, o 7% w lokalach gastronomicznych i o 12% na targowiskach. Stopa życiowa rodzin robotniczych, jak już widzieliśmy, nie wzrosła wcale.
Polscy fizjologowie żywienia ustalili 4 normy spożycia. Norma A — ledwo wystarczająca, nie wskazana na dłuższy okres, przewiduje na osobę dorosła, lekko pracującą fizycznie w okresie miesiąca 3000 g. mięsa. Wg. budżetów rodzinnych GUS w 20% rodzin robotniczych spożycie mięsa nie osiąga normy ledwie wystarczającej, w granicach tej normy utrzymuje się 34% rodzin, a powyżej normy A, lecz wciąż jeszcze poniżej normy B (dostatecznej) spożywa 16% robotników. Spożycie warzyw, ryb, owoców, masła, jaj w rodzinach robotniczych kształtuje się na poziomie o wiele mniej korzystnym niż spożycie mięsa.
Jak wynika z przeprowadzonych w 1957 badań nad położeniem robotników w Warszawskiej Fabryce Motocykli, 23% rodzin badanych robotników jadało mięso na obiad l raz w tygodniu lub rzadziej, zaś dalsze 25% rodzin spożywało obiad z mięsem dwa razy w tygodniu. Można by przypuszczać, że dane sprzed 7 lat są już nieaktualne, ale spożycie mięsa i przetworów na mieszkańca naszego kraju wynosiło w 1957 roku średnio 43,9 kg, a więc było wyższe niż w 1960 (42,5 kg) i niewiele niższe niż w roku 1962 (45,8 kg).
Podstawa minimum egzystencji jest nie tylko jedzenie, ale również ubranie, mieszkanie, elementarne wygody i sprzęty domowe. W 1957 roku przypadało średnio na jednego badanego robotnika WFM 0,51 garnituru wełnianego, 1,05 garnituru z materiałów niskoprocentowych, 0,8 oddzielnych spodni i 0,6 oddzielnej marynarki. W grupie osób o najniższych dochodach (1.8% Kulanych) l garnitur wełniany przypadał na 5-ciu robotników. Z odzieży zimowej przypadało średnio na osobę 0,15 płaszcza zimowego z wełny, i 0,12 płaszcza zimowego z materiałów niskoprocentowych, 0,2 jesionki wełnianej i 0,5 jesionki z materiałów niskoprocentowych. Można by przypuszczać, że od tego czasu sytuacja znacznie się poprawiła. Ale średnia płaca realna wzrosła w latach 1958-63 o około 12% wg. danych oficjalnych, a realna płaca robotnicza wzrosła z pewnością mniej od przeciętnej ogólnej (w latach 1960-63 średni dochód realny ogółu rodzin pracowników przemysłowych wzrósł o 4,5"ó , a rodzin robotniczych o 2,5%).
W 10% badanych rodzin pracowników WFM przypadło poniżej 3 m2 powierzchni mieszkalnej na osobę, w dalszych 19% rodzin od 3-4 m2, a w 10% rodzin od 4-5 m2 i w 13% rodzin 5-6 m2. Łącznie 52% rodzin posiadało poniżej 6 m2 powierzchni mieszkalnej na osobę. Ciepłą wodę bieżącą posiadało w mieszkaniu 1% badanych rodzin, zimna wodę bieżącą — 46% rodzin. Ubikacje posiadało w domu mieszkalnym 25% rodzin, łazienki — 7% rodzin. Na jednego członka badanych rodzin robotniczych przypadało średnio 0,3 łóżka. 65% robotników WFM chorowało na przewlekłe choroby.
Z danych GUS o budżetach rodzin robotniczych wynika, że aż do trzeciej grupy zamożności (600-800 złotych miesięcznie) wzrost zarobków jest przeznaczony przecie wszystkim na zwiększenie spożycia mięsa i przetworów, mleka i jego przetworów, jaj, cukru, itp. artykułów żywnościowych. Dopiero od trzeciej grupy dochodów wzwyż wydatki na te artykuły rosną wolniej, niż dochód rodziny, a wydatki na odzież, kulturę, oświatę i sport szybciej. Oznacza to, że w trzeciej grupie dochodów osiągnięty zostaje ten poziom zaspokojenia najbardziej elementarnych potrzeb, który w rodzinach robotniczych uważany jest za minimum egzystencji. Poniżej tak określonego poziomu minimum egzystencji żyje około 16-18% rodzin robotniczych, co w przybliżeniu odpowiada Liczbie rodzin, w których spożycie mięsa nie osiąga normy ledwie wystarczającej.
Minimum egzystencji dotyczy ludzi żyjących w społeczeństwie, a więc nie jest niezmienne. Jest społecznie i historycznie uwarunkowane i na ogół rośnie wraz z rozwojem przemysłu, techniki i ogólnego poziomu kultury danego społeczeństwa. Rozwijający się nowoczesny przemysł potrzebuje robotnika o rosnących kwalifikacjach i przygotowaniu ogólnym, o coraz wyższym poziomie kultury, a co za tym idzie o rosnących potrzebach osobistych — zarówno duchowych jak materialnych. Dziś minimum egzystencji robotnika w Polsce jest niewątpliwie znacznie wyższe, niż było w 1937 roku. Podobnie dzieje się zresztą w społeczeństwach kapitalistycznych: i w większości krajów zachodnio-europejskich realny dochód na zatrudnionego robotnika wzrósł w ciągu ostatnich 25-30 lat na pewno nie mniej niż o 45%, ale płaca robocza nie przestała w skutek tego być tym czym była ćwierć wieku temu: odpowiednikiem historycznie ukształtowanego minimum egzystencji czyli ceną siły roboczej.
Jak wynika z analizy budżetów rodzinnych GUS, różnice w wysokości spożycia w rodzinach robotniczych wynikają nie z rozpiętości płacy roboczej, ale przecie wszystkim z różnic w liczebności rodziny i ilości pracujących zarobkowo. Oznacza to, że obecnie przeciętna wysokość płacy roboczej w naszym kraju nie pozwala 26% rodzin robotniczych osiągnąć minimum egzystencji z powodu liczebności tych rodzin, a dalszym 42% rodzin pozwala utrzymać się na poziomie nie przekraczającym minimum egzystencji. Powyżej minimum egzystencji żyją głównie małżeństwa bezdzietne, oraz rodziny posiadające jedno, najwyżej dwoje dzieci na utrzymaniu (jeśli oboje rodzice pracują). Znaczy to, że płaca robocza w naszym kraju odpowiada historycznie ukształtowanemu minimum egzystencji. Inaczej mówiąc, płaca robocza pozwala robotnikowi uczestniczyć w podziale dochodu narodowego tylko o tyle, o ile jest to niezbędne aby żył i wychowywał dzieci, czyli odtwarzał własną siłę roboczą i przygotowywał nowych robotników przemysłu.
Płaca robocza jest więc tylko składnikiem kosztów produkcji, tak samo niezbędnym jak nakłady na surowce i maszyny.
Robotnik korzysta na ogół z mieszkania państwowego, za które płaci bardzo niewiele, a więc w znacznej części użytkuje go bezpłatnie, ale musi mieszkać, aby mógł żyć i produkować, a mieszkanie jego nie ma nic wspólnego z luksusem, a przeważnie także nic wspólnego z elementarnymi wygodami. Jest składnikiem jego minimum egzystencji, dostarczanym mu poza jego płacą.
Robotnik korzysta z bezpłatnego lecznictwa i z ulgi w zakupie leków, ale musi być leczony, aby mógł utrzymać swoją zdolność do pracy. Obsługa lekarska za darmo, lekarstwa za zniżką są składnikami jego minimum egzystencji. Gdyby zlikwidowano bezpłatne lecznictwo, podwyższono komorne i świadczenia do poziomu zapewniającego rentowność budownictwa i konserwacji budynków mieszkalnych, płaca robocza musiałaby wzrosnąć o tyle co wydatki robotnika. Nieodpłatne świadczenia i usługi dla robotników są niezbędnym składnikiem jego minimum egzystencji, dodatkiem do płacy roboczej niezbędnym jak sama płaca, a więc składnikiem kosztów produkcji.
W stosunku do rozmiarów płacy roboczej, usługi te i świadczenia są dodatkiem drugorzędnym. Cała konsumpcja zbiorowa na głowę ludności w Polsce wynosi bowiem około 1200 złotych rocznie.
Jaką część wytwarzanego przez robotnika produktu stanowi jego płaca robocza? Oficjalna statystyka daje obraz wypaczony z dwóch powodów: l) ceny, w których oblicza się produkcję działu A (produkcja środków produkcji) nie są cenami rzeczywistymi, lecz agregatami 5 są skalkulowane bardzo nisko w relacji z produkcją działu B (produkcja przedmiotów spożycia), co fałszywie powiększa udział pracy roboczej w wytworzonym produkcie. 2) Sztucznie zaniżanie cen produktów rolniczych fałszywie pomniejsza udział rolnictwa w wytwarzaniu dochodu narodowego, a powiększa udział przemysłu.
Z konieczności jednak posłużyliśmy się w naszym tekście oficjalną statystyką, traktując osiągnięte wyniki tylko jako przybliżoną ilustrację rzeczywistości.
W roku 1952 produkcyjny pracownik przemysłu wytworzył przeciętnie produkt czysty wartości 51 tys. zł., z czego w formie płacy roboczej otrzymał przeciętnie 22932 zł. Inaczej mówiąc, jedną trzecią dnia roboczego robotnik wytwarza minimum egzystencji dla siebie, przez pozostałe dwie trzecie — produkt dodatkowy.
Klasa robotnicza nie ma żadnego wpływu na rozmiary produktu dodatkowego, jego podział i wykorzystanie, gdyż jak już widzieliśmy, jest pozbawiona wpływu na decyzje władzy dysponującej środkami produkcji i samym produktem. Nie ona wyznacza rozmiary płacy roboczej — zostają jej one narzucone, podobnie jak normy (najczęściej wraz z normami). Robotnicy nie mają prawa i możliwości samoobrony ekonomicznej, gdyż jak widzieliśmy są pozbawieni organizacji, zaś skuteczna akcja strajkowa musi być zorganizowana. Wszelka organizacja (porozumienie robotników) mająca na celu walkę o płace jest nielegalna i jako taka ścigana przez aparat przemocy — policję, prokuraturę, sądy. Produkt dodatkowy jest zatem odbierany klasie robotniczej przemocą, w rozmiarach nie przez nią wyznaczonych i wykorzystywany poza zasięgiem jej wpływów i możliwości kontroli.
Na jakie cele jest przeznaczany produkt dodatkowy? Po pierwsze — na akumulację, czyli na rozszerzanie produkcji. Ponieważ jednak robotnik produkuje dla siebie tylko minimum egzystencji, cel produkcji nie jest jego klasowym celem. W istniejącym systemie wydatki na akumulację służą celowi, który jest dla robotnika obcy. Po drugie — na utrzymanie aparatu przemocy — wojska, policji politycznej, prokuratury, sądów, więzień. Aparat ten służy utrzymaniu istniejących stosunków ekonomiczno-społecznych, w których robotnik otrzymuje minimum egzystencji i oddaje dwie trzecie swego produktu, jest pozbawiony wpływu na władzę i kontroli nad swoją pracą i jej produktem, jest pozbawiony własnych organizacji i możliwości samoobrony. Temu samemu celowi służą wydatki na Partię i kierowane przez nią organizacje, które dezorganizują wszelkie próby oporu i opozycji ze strony klasy robotniczej i organizują ją do posłuszeństwa wobec władzy; na dyrekcje, które pilnują robotników, aby wytworzył jak największy produkt dodatkowy i nie uszczknął dla siebie ani złotówki ponad wyznaczone mu rozmiary płacy roboczej; na aparat propagandy, który głosi chwałę istniejącego systemu i wyjaśnia robotnikom, że, tak jak jest, to jest najlepiej; na administracje, która jest narzędziem biurokracji w sprawowaniu rządów. Są to wszystko cele wrogie klasie robotniczej, zaś przeznaczona na nie część produktu dodatkowego obraca się bezpośrednio przeciw robotnikowi jako policja, dyrekcja, partia.
Po trzecie — z produktu dodatkowego pokrywa się wydatki w sektorach, których funkcja na pozór nie jest związana z klasową istotą systemu (nauka, oświata, szkolnictwo wyższe, kultura, służba zdrowia, usługi). Sektory te pełnią niewątpliwie funkcję ogólnospołeczną, ale funkcję taką pełni kultura, oświata, nauka, a także sama produkcja dóbr materialnych w każdym społeczeństwie antagonistycznym nie tracąc przez to bynajmniej charakteru klasowego. W omawianej grupie wydatków można wyodrębnić następujące cele:
1) wydatki, służące pośrednio produkcji (część nakładów na naukę, np. wiedza techniczna, matematyczna itp., część nakładów na szkolnictwo wszystkich szczebli — kształcenie siły roboczej i td.). Ponieważ w istniejącym układzie stosunków ekonomicznych cel produkcji nie jest klasowym celem robotnika, więc służące pośrednio temu celowi wydatki są tak samo obojętne, obce z punktu widzenia klasowego interesu robotnika, jak akumulacja.
2) Wydatki, służące pośrednio apologii istniejących stosunków społecznych, i zakorzenieniu w świadomości ludzi i ukształtowaniu odpowiednich norm życia zbiorowego. Należy tu po pierwsze część wydatków na naukę, literaturę, film, sztukę. Podporządkowanie interesom biurokracji tej części inteligencji twórczej, której zawód wiąże się z kształtowaniem świadomości społecznej, jest ułatwiony przez fakt materialnej zależności twórców od władz naukowych, ministerialnych, wydawniczych, przez czynnik polityczny (kierownicza rola partii w nauce i kulturze) i przez czynnik przymusu — istnienie cenzury. Pisarz, naukowiec, filmowiec może przejawić samodzielność w swej pracy zawodowej, związanej przecież z publikacjami, tylko o tyle, o ile cenzura mu na to pozwoli. Wyznaczając za pośrednictwem cenzury, polityki kadrowej, wydawniczej, kulturalnej ramy zawodowej działalności środowisk twórczych, biurokracja narzuca im funkcje apologetyczną lub milczenie. Podobnemu celowi służą częściowo nakłady na oświatę, nie tyle ze względu na propagandowe części programu szkolnego, ile ze względu na strukturę i tradycyjny system pedagogiczny dzisiejszej szkoły, która wychowuje młodzież zgodnie z normami życia zbiorowego, ściśle odpowiadającymi charakterowi panujących stosunków społecznych. Ta grupa wydatków służy zatem umocnieniu stosunków społecznych, w których robotnik nie ma kontroli nad swoją pracą i jej produktem, oraz pozbawiony jest praw politycznych, a zatem obracana jest na cele wrogie robotnikowi.
3) Wydatki na różnego rodzaju nieodpłatne usługi i świadczenia dla klasy robotniczej i masy pracowników najemnych (przeważająca część nakładów na służbę zdrowia, część nakładów na gospodarkę komunalną — żłobki, przedszkola, część wydatków na organizację wypoczynku itp.). Jak już widzieliśmy, świadczenia te w nieodpłatnej postaci są przy obecnym poziomie płacy roboczej niezbędnym składnikiem robotniczego minimum egzystencji, a zatem z punktu widzenia organizatorów produkcji są częścią składową kosztów produkcji, czyli należą w istocie do produktu niezbędnego, a nie do produktu dodatkowego.
Jest rzeczą zrozumiałą, że robotnik nie może otrzymywać równowartości wytworzonego przez siebie produktu w formie płacy roboczej. Aby produkcja rozszerzała się, musi być wydzielony fundusz akumulacji, aby utrzymać niezbędne z punktu widzenia potrzeb robotnika i całego społeczeństwa sektory nieprodukcyjne (nauka, oświata, służba zdrowia i inne), część wytworzonego produktu materialnego musi być przekazana do tych sektorów. Ale w istniejącym systemie robotnik otrzymuje w formie płacy, usług i świadczeń tylko minimum egzystencji; produkt dodatkowy jest mu odbierany przemocą (robotnik pozbawiony jest wpływu na jego rozmiary i podział, oraz wykorzystywany na cele obce lub wrogie robotnikowi). Znaczy to, że robotnik jest wyzyskiwany: produkuje on minimum egzystencji dla siebie i całą potęgę państwa przeciw sobie. Produkt jego własnej pracy przeciwstawia mu się jako siła obca i wroga, a więc nie należy do niego.
Jeśli produkt wytworzony przez robotnika nie należy do niego, to znaczy że jego praca, tworząca ten produkt, do niego nie należy. Dlaczego tak jest?
Aby żyć, robotnik musi produkować. Aby produkcja mogła się odbywać musi nastąpić połączenie siły roboczej i środków produkcji. Robotnik dysponuje tylko swoją siłą roboczą, nie dysponuje natomiast środkami produkcji. Połączenie jego siły roboczej z cudzymi środkami produkcji może więc nastąpić tylko przez zetknięcie się robotnika, jako posiadacza siły roboczej, z właścicielami środków produkcji na rynku pracy. Robotnik jest zatem wyzyskiwany dlatego, że jest pozbawiony własności środków produkcji: aby żyć musi sprzedawać swoją siłę roboczą. Od momentu, gdy dokona tego niezbędnego dla siebie aktu, tj. sprzeda zdolność do wykonania określonej pracy w określonym czasie, praca ta i jej produkt nie należą już do niego, lecz do tego kto nabył siłę roboczą, tj. do właściciela środków produkcji i wyzyskiwacza.
Komu w naszym kraju sprzedaje robotnik siłę roboczą? Tym, którzy dysponują środkami produkcji, czyli centralnej politycznej biurokracji. Z tego tytułu centralna polityczna biurokracja jest klasą panującą: włada w sposób wyłączny podstawowymi środkami produkcji, nabywa siłę roboczą klasy robotniczej, odbiera jej w drodze przymusu ekonomicznego i przemocy produkt dodatkowy i wykorzystuje go w celach robotnikowi obcych i wrogich, tj. w celach umocnienia i rozszerzenia swojego panowania nad produkcją i społeczeństwem. To jest w naszym systemie dominujący typ stosunków własności, podstawa stosunków produkcji i stosunków społecznych.
Mówi się, że biurokracja nie może być klasą, skoro indywidualne dochody poszczególnych jej członków nie umywają się do indywidualnych dochodów kapitalistów, skoro żaden biurokrata z osobna wzięty nie włada niczym prócz swojej willi, samochodu i sekretarki, skoro wejście w szeregi biurokracji odbywa się na drodze kariery politycznej, a nie dziedziczenia rodzinnego i można być względnie łatwo wyeliminowanym z biurokracji w skutek politycznych rozgrywek. To nieporozumienie. Wszystkie argumenty dowodzą tylko rzeczy oczywistej: własność biurokracji nie ma charakteru indywidualnego, lecz jest zbiorową własnością elity utożsamiającej się z państwem. Akt ten określa zasadę wewnętrznej organizacji biurokracji, ale jej klasowy charakter nie zależy od jej wewnętrznej organizacji i obyczajów, tylko od jej stosunku — jako grupy — do środków produkcji i do innych klas społecznych (przede wszystkim do klasy robotniczej). Indywidualne dochody kapitalistów są bez porównania wyższe, niż biurokratów. Ale kapitaliści ze swych indywidualnych dochodów czerpią fundusz akumulacji, opłacają nadzorców pracy najemnej, oraz pracowników obsługujących ich osobiście oraz służących umocnieniu ich znaczenia i władzy; prestiż, znaczenie, wpływy, władzę polityczną zdobywają dzięki swym indywidualnym dochodom. Biurokracja ze swych dochodów indywidualnych pokrywa tylko część swojej bezpośredniej konsumpcji osobistej, natomiast wszystko pozostałe — a więc fundusz akumulacji, fundusz na opłacanie niezliczonej czeredy ludzi, zabezpieczającej jej panowanie, propagującej system, nadzorującej pracę i robotników itp. czerpie z dochodu państwowego, którym dysponuje w sposób wyłączny. Ze względu na małą liczebność klasy biurokracji, jej luksusowa konsumpcja pochłania znikomą część produktu społecznego, ale również w kapitalizmie osobista konsumpcja kapitalistów pochłania nieznaczny ułamek tego produktu. Nie na tym polega wyzysk: bezpośrednia konsumpcja osobista nie jest bowiem w żadnym systemie samodzielnym celem klasy panującej. Zarówno przywilej wysokiej konsumpcji, jak prestiż władzy, w ogóle wszystkie istniejące w społeczeństwie przywileje są wynikiem panowania nad produkcją. Stąd każda klasa panująca zmierza do utrzymania, utrwalenia i rozszerzenia swego panowania nad produkcją i społeczeństwem; na ten cel wykorzystuje produkt dodatkowy i temu celowi podporządkowuje sam proces produkcji.
III. Klasowy cel produkcji
Każda klasa panująca wyznacza cele produkcji społecznej. Czyni to oczywiście we własnym klasowym interesie, czyli w interesie umocnienia i rozszerzenia swego panowania nad produkcją i społeczeństwem.
Pozycja kapitalisty indywidualnego (spółki akcyjnej, monopolu itp.) w społeczeństwie zależy od rozmiarów jego kapitału, podobnie jak pozycja, międzynarodowa całej klasy kapitalistów danego kraju zależy od rozmiarów kapitału narodowego. Kapitał jest bowiem współczesną formą panowania nad pracą i jej produktem. Dążeniem kapitalisty jest więc przede wszystkim rozszerzanie czyli akumulacja posiadanego kapitału. Jest on w istocie rzeczy wyrazicielem swego kapitału i jego tendencji do formowania się.
Kapitalista nabywa na rynku wszystkie niezbędne do produkcji elementy: maszyny, surowce, siłę robocza. Musi więc zrealizować na rynku cały wytworzony produkt. Dlatego celem produkcji nie jest dla niego sam produkt dodatkowy w postaci fizycznej, ale maksymalny zysk, czyli maksymalna różnica pomiędzy całością nakładów produkcyjnych (na maszyny, surowce i siłę roboczą) a ceną, uzyskaną na rynku przy realizacji całego produktu.
Pomiędzy dążeniem do rozszerzania kapitału, tj. aparatu wytwórczego i samej produkcji, a niskim poziomem spożycia klasy robotniczej, określonym przez minimum egzystencji, zachodzi sprzeczność. Rodzi się ona w samym procesie wytwarzania (jak najmniej zapłacić robotnikowi i zyskać od niego jak największą produkcję), a przejawia się na rynku jako dysproporcja między rosnącymi rozmiarami kapitału i produktu społecznego, a niską zdolnością nabywczą mas. W kapitalizmie wolnokonkurencyjnym sprzeczność ta regulowana była przez cykliczne kryzysy realizacji; w kapitalizmie współczesnym przez wahania koniunktury, w niektórych wypadkach przez zwolnienie tempa wzrostu, niski stopień wykorzystania mocy wytwórczych, zbrojenie i wydatki państwowe, które do pewnego stopnia uniezależniają produkcję od rynku, wreszcie przez wzrost spożycia tzw. klasy średniej i klasy robotniczej, zorganizowanej w partie i Związki Zawodowe walczące o podwyższenie płac i świadczeń socjalnych. Jeśli jednak statystyki wykazują, że w długich okresach czasu udział pracy i kapitału w podziale dochodu narodowego jest mniej więcej stały, nie znaczy to, że cel produkcji uległ zmianie. Maksymalny zysk pozostaje celem, zaś wzrost spożycia mas pracujących — złem koniecznym ze względów politycznych lub ekonomicznych.
W naszym systemie nie ma kapitałów indywidualnych. Fabryki, huty, kopalnie, wraz z całą ich produkcją stanowią własność państwa. Ponieważ jednak państwo znajduje się w rękach centralnej politycznej biurokracji — zbiorowego dysponenta środków produkcji i wyzyskiwacza klasy robotniczej, więc ogół środków produkcji i utrzymania przekształcił się w jeden scentralizowany „kapitał" narodowy. Materialna potęga biurokracji, zakres jej panowania nad produkcją jej pozycja międzynarodowa (bardzo istotna dla klasy, zorganizowanej jako grupa utożsamiająca się z państwem) zależy od rozmiarów kapitału narodowego. Biurokracja dąży więc do rozszerzenia kapitału, do rozbudowy aparatu produkcyjnego, akumulacji. Jest ona wyrazicielem kapitału narodowego i jego tendencji do pomnażania się, podobnie jak indywidualny kapitalista jest wyrazicielem swojego kapitału.
Jaki jest klasowy cel biurokracji, realizowany w samym procesie produkcji, czyli klasowy cel produkcji? Nie jest nim zysk przedsiębiorstwa, tylko produkt dodatkowy w skali całej gospodarki narodowej. Dostarcza ona zarówno środków na akumulację, jak i na wszelkie nakłady związane z utrzymaniem i umocnieniem klasowego panowania biurokracji. W odróżnieniu od kapitalisty, biurokracja nie potrzebuje realizować na rynku produktu dodatkowego, ani tej części produktu globalnego, która odpowiada zużyciu kapitału stałego. Jest ona właścicielem wszystkich zakładów przemysłowych i ich produkcji, nie potrzebuje zatem sama od siebie nic kupować. Jeśli przekazanie stali z huty do fabryki metalowej, lub węgla z kopalni do huty rejestruje się jako zakup środków produkcji, to w rzeczywistości jest to zwykła forma ewidencji przesunięcia produktu w obrębie tej samej własności, a nie prawdziwy akt kupna sprzedaży. Dowodem — umowny charakter cen wewnątrz sektora państwowego: ceny są tylko narzędziem liczenia produktów, a więc relacje ich nie muszą odpowiadać relacjom wartości.
Jedynym elementem produkcji, którego biurokracja nie posiada, jest siła robocza. Biurokracja kupuje ją blokiem na warunkach monopolistycznych (za wszystkimi zakładami kryje się ten sam właściciel, więc robotnik stale „wybiera" tego samego nabywcę, który nie pozwala mu zorganizować się dla obrony jego ekonomicznych interesów), ale mimo wszystko kupuje ją na rynku. Jest to prawdziwy akt kupna — sprzedaży i robotnikowi trzeba zapłacić. Czym? Oczywiście pieniędzmi, widzieliśmy jednak, że banknoty nie mają dla niego tego znaczenia, co dla kapitalisty — są po prostu środkiem kontroli nad podziałem produktu, którym ona dysponuje. Rozmiary płacy roboczej wyznaczają po prostu ilość środków utrzymania, znajdujących się w dyspozycji biurokracji i przekazywanych robotnikowi jako ekwiwalent jego siły roboczej.
W istocie biurokracja płaci za siłę robocza określoną ilością środków utrzymania, czyli produkcją przemysłu przedmiotów spożycia, budownictwem mieszkań, szpitali, żłobków na potrzeby robotników i pracowników najemnych, oraz artykułami żywnościowymi. W warunkach indywidualnej własności ziemi produkty rolne nie są własnością biurokracji i musi ona nabyć je od producentów chłopskich na rynku. I w tym wypadku mamy do czynienia z rynkiem monopolistycznym, na którym biurokracja kształtuje ceny zbytu produkcji chłopskiej w niekorzystnej relacji do cen artykułów przemysłowych. Jest to jednak prawdziwy akt kupna — sprzedaży i chłopu trzeba zapłacić. Czym? Znowu — produkcją środków spożycia oraz przemysłowymi środkami, roli dla gospodarstwa chłopskiego. Żywność kupowana od chłopa, jest składnikiem robotniczego minimum egzystencji a zatem cena, płacona chłopom, jest częścią składowa wydatków na zakup siły roboczej do przemysłu, budownictwa, transportu i miejskich sektorów nieprodukcyjnych. A zatem cena siły roboczej sprowadza się do produkcji przedmiotów spożycia, budownictwa mieszkań, żłobków, szpitali itp., oraz produkcji przemysłowych środków uprawy roli. Z grubsza biorąc, jest to tzw. „dział B" (produkcja przedmiotów spożycia). Jak już widzieliśmy, siła robocza jest jedynym elementem procesu produkcji, którego biurokracja bezpośrednio nie posiada. Zakup siły roboczej, czyli produkcja „działu B" jest więc z punktu widzenia biurokracji jedynym wydatkiem, który trzeba ponieść, aby produkcja się odbywała i rodził się produkt dodatkowy. Dążąc do osiągnięcia możliwie największego produktu dodatkowego, biurokracja utrzymuje ten wydatek na możliwie najniższym poziomie. Produkcja dla celów spożycia jest z jej klasowego punktu widzenia złem koniecznym, produkcja dla produkcji — celem.
Rozpatrywana jako proces zachodzący między człowiekiem a przyrodą, czyli jako proces naturalno-techniczny istniejący w każdym społeczeństwie, produkcja nie może być celem sama dla siebie. Jest zawsze produkcją dla spożycia. Jest ona bowiem świadomą działalnością wywołaną przez potrzebę, zaś spożycie dóbr materialnych odradza potrzebę.
Subiektywny, prywatny cel klasy panującej (klasowy cel produkcji) może być sprzeczny z tym ogólnospołecznym sensem produkcji. Jest tak zarówno w kapitalizmie, jak w systemie biurokratycznym, wskutek właściwego klasom panującym dążenia do rozszerzenia produkcji przy jednoczesnym klasowym ograniczeniu podziału, a co za tym idzie — ograniczeniu spożycia. W obu systemach sprzeczność ta ogranicza w ostatecznym rachunku samą produkcję, ale nie odbywa się to w ten sam sposób.
Aby zrealizować swoje cele, tj. maksymalny zysk i jego akumulację, kapitalista musi zrealizować na rynku wytworzoną wartość. Jest mu obojętne, co produkuje, ale rynek musi wchłonąć jego produkcję. Jest ona adresowana do odbiorcy rynkowego, a więc w ostatecznym rachunku do konsumenta. Dlatego efektywny popyt określony przez poziom społecznej konsumpcji, wyznacza możliwość realizacji rynkowej, a tym samym ogranicza kapitalistyczną produkcję i akumulację przez periodyczne kryzysy lub inne formy trudności realizacji.
O tym, w jaki sposób niski poziom konsumpcji społecznej ogranicza produkcję w systemie biurokratycznym pisaliśmy w rozdziale o ekonomicznym kryzysie systemu, który zreferujemy dalej. W każdym razie nie odbywa się to poprzez mechanizm rynkowy. Celem klasowym biurokracji nie jest bowiem zysk i jego akumulacja, lecz produkt dodatkowy w postaci fizycznej i rozszerzanie produkcji, czyli bezpośrednio produkcja dla produkcji. Na rynek wchodzi w zasadzie tylko siła robocza i środki jej utrzymania, nie wchodzi natomiast produkt dodatkowy ani ta część produktu, która służy odtworzeniu i rozszerzeniu kapitału stałego (maszyny, surowce, paliwa itp.). Rynek nie reguluje produkcji, a więc niemożliwe są cykliczne kryzysy koniunktury ani w ogóle ograniczanie produkcji przez trudności realizacji rynkowej. Możliwe jest zatem przez stosunkowo długi okres utrzymywanie niezwykle wysokiej akumulacji i niezwykle wysokiego tempa wzrostu produkcji przemysłowej przy niskim spożyciu. Sprzeczność pomiędzy klasowym celem produkcji a spożyciem występuje w tym systemie już przed rozpoczęciem cyklu produkcyjnego, przy układaniu planu. Zwykle w planach gospodarczych zakłada się możliwie wysoki poziom akumulacji, a więc możliwie niski poziom spożycia w dochodzie narodowym, a w związku z tym znacznie szybszy przyrost produkcji „działu A", niż „działu B". Dysproporcja pogłębia się i w toku realizacji planu: z reguły wykonanie planu inwestycyjnego bywa zagrożone i z reguły występuje tendencja do wykonania tego programu kosztem spożycia. W rezultacie udział akumulacji bywa zwykle wyższy od planowanego, zaś udział spożycia — niższy. Odpowiednio do tego wzrost produkcji działu „A" jest z reguły wyższy, niż zakładano zaś przyrost produkcji działu „B" — niższy.
Jest rzeczą zrozumiałą, że mimo to wzrostowi dochodu narodowego towarzyszy na ogół wzrost spożycia. Wynika on ze wzrostu zatrudnienia, oraz (w daleko mniejszym stopniu) z podwyższenia minimum egzystencji. W pewnych okresach udział spożycia w dochodzie narodowym może być stały, lub nawet wzrastać (zwłaszcza pod wpływem bezpośredniego zagrożenia politycznego ze strony klasy robotniczej). Nie znaczy to bynajmniej, że klasowy cel produkcji ulega zmianie: biurokracja traktuje wzrost spożycia jako zło konieczne, produkt dodatkowy pozostaje celem. Jak każde prawo ekonomiczne, produkcja dla produkcji i rozdymanie akumulacji istnieje jako tendencja, a nie jako reguła absolutna. Tendencja ta jest zresztą w długich okresach wyraźnie uchwytna statystycznie. W roku 1949, który z uzasadnieniem można przyjąć za punkt wyjścia (zakończenie okresu odbudowy i ostateczne ukształtowanie się stosunków ekonomicznych, społecznych i politycznych, jako systemu dyktatury biurokracji (udział spożycia w dochodzie narodowym wynosił 85%, a udział akumulacji — 15%. W roku 1963 udział spożycia wynosił 74,6% zaś akumulacji 25,4%. Realizacja tej tendencji nie przebiegała oczywiście równomiernie. W r. 1950 miał miejsce raptowny skok akumulacji — z 15 do 20%,po czym aż do roku 1954 występował w zasadzie jej powolny wzrost (w 1954 — 22,4%), a wyjątkowo tylko w 1953 roku akumulacja osiągnęła nienotowany dotychczas poziom 27,1% dochodu narodowego. W latach 1956-1957 udział akumulacji obniżył się (w 1956 — 19,7%, w 1957 — 21,5%), po czym do roku 1959 proporcje spożycia i akumulacji były mniej więcej stale.
- Michał St. de Zieleśkiewicz - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
1 komentarz
1. Z pewnością nie obalali,
michael