Kryzys, który poprzedził kryzys

avatar użytkownika hrabia Pim de Pim
Słowo KRYZYS robi ostatnio wielką karierę w światowych mediach. Oczywiście były wcześniej inne kryzysy gospodarcze, jak choćby Wielki Kryzys na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych, czy kryzys naftowy w latach siedemdziesiątych XX w. Jednak potencjalny - a może już urzeczywistniony - zasięg i złożoność zjawisk kryzysowych, z którymi mamy do czynienia obecnie w światowej ekonomii przekracza dotychczasowe doświadczenia. Zacznę od kontrowersyjnej z pozoru tezy, że nie byłoby obecnego kryzysu ekonomicznego, gdyby nie inny głęboki kryzys o charakterze cywilizacyjnym, który jak pożar lasu rozprzestrzenił się w niektórych najbardziej rozwiniętych krajach świata. Stworzenie w wyniku globalizacji i informatyzacji jednego, chociaż niejednorodnego rynku światowego otworzyło drogę do globalnych operacji związanych z ustalaniem cen surowców i paliw, operacji walutowych, kredytowych, inwestycyjnych i ubezpieczeniowych, ratingów podmiotów biorących udział w życiu gospodarczym i wielorakim wykorzystaniem mediów do kreacji wizerunku i walki konkurencyjnej o ograniczone zasoby, kontrakty i klientów. Trzeba w tym miejscu podkreślić, że hasło "wolnego rynku" stało się wytrychem otwierającym na oścież przed amerykańskimi firmami i instytucjami rynki lokalne, które były następnie drenowane w bezwzględny sposób. Nie wszyscy jednak popełnili ten błąd. Dostatecznie mocni gospodarczo, hermetyczni kulturowo i dbający o własne interesy Japończycy ochronili w dużym stopniu własny rynek motoryzacyjny i finansowy nie wpuszczając Amerykanów do siebie. Pomogło im w tym własne doświadczenie boomu lat 80 i następującego po nim kryzysu lat 90. W przypadku motoryzacji japońskie firmy otworzyły filie w USA, dając tam miejsca pracy, i rozpoczęły import produkowanych tam japońskich samochodów, liczonych jednak jako samochody amerykańskie i bilansowanych w ten sposób z eksportem japońskim. Amerykańskie banki wielokrotnie zabiegały o otworzenie im dostępu do gigantycznego rynku japońskiego, ale rząd i japońskie instytucje finansowe jak tylko mogły chroniły poprzez regulacje prawne i politykę lojalności wobec własnego państwa własny kapitał przed wyssaniem na rynki globalne, gdzie stałby się igraszką w rękach spekulantów. Japończycy wiele nauczyli się podpatrując inne narody. Powiedzenie "Tam gdzie przejdzie Holender tam trawa nie chce rosnąć" jest swoistym "hołdem" złożonym kupcom z dalekiej Holandii, z którą Japonia utrzymuje nieprzerwane kontakty gospodarcze od XVII wieku. Pomimo, iż tak wiele mówi się o etyce biznesu, konieczności budowy zaufania, długofalowych strategiach budowy marki i wizerunku, lojalności itp., wielu - zbyt wielu - światowych "rozgrywających" uważało, jak widać, lansowane zasady za dobre dla innych, naiwnych, a tak naprawdę za ograniczenie, które można w jednej chwili odrzucić, jeśli wymyśli się nowy mechanizm przekrętu i zechce wypróbować jego działanie zanim ktoś inny na niego wpadnie. Liczą się : możliwości ( brak mechanizmów zabezpieczających, regulacji prawnych albo istniejące w nich luki), dostęp do informacji, pomysł i całkowity brak skrupułów. Przykładami takich różnorodnych mechanizmów ujawnionych opinii publicznej (większość przekrętów wychodzi jednak z czasem na jaw) jest pasożytnictwo na normalnych firmach takie jak racketeering , kreatywna księgowość, spekulacje giełdowe (w pewnych granicach usankcjonowane nowo stworzonym prawem), "złe kredyty" (w dużej części od razu spisane na straty), kredyty subprime oprocentowane wyżej niż normalne z powodu braku dostatecznych zabezpieczeń, asymetryczne opcje walutowe itp. Do tego dochodzą ataki na upatrzone waluty i firmy, międzynarodowe transfery zysków i kosztów, unikanie opodatkowania w miejscu prowadzenia działalności i wiele, wiele innych. Żądza niegodziwego ponadstandardowego zysku, tak potępiana niegdyś w przypadku lichwy (zakaz trudnienia się lichwą wprowadzony przez Kościół Katolicki), wybuchła z niespotykaną dotąd siłą. Jej narzędziem stały się nowoczesne instrumenty spekulacji i wyzysku, bez porównania bardziej wyrafinowane niż pożyczanie na procent będące domeną "kupców weneckich", czy spekulacje dziewiętnastowiecznych grynderów. Pieniądze pożyczano pogardzając jednocześnie znanym z nazwiska i imienia lichwiarzem. Berlińska ulica nienawidziła żydowskich grynderów zbijających z dnia na dzień fortuny. Współczesny finansista, skryty w gąszczu instytucji, jest prawie z reguły anonimowy - nawet, gdy możemy o nim przeczytać w gazetach. Nimb hermetycznej wiedzy finansistów, niedostępnej laikom, niepohamowany "apetyt" połączony z łatwością i szybkością wykonywanych operacji, rozmyta odpowiedzialność i związane z nimi poczucie bezkarności uruchomiło mechanizmy obecnego kryzysu. W chciwe ręce finansjery wpadły pieniądze pochodzące z funduszy powierniczych i inwestycyjnych, funduszy emerytalnych itp, a zasilający je swoimi oszczędnościami drobni ciułacze (też powodowani żadzą spodziewanych zysków, czy wysokich emerytur) padli łatwą ofiarą finansowych hochsztaplerów. O ile grynderstwo lat 1830-1900 w Niemczech, opisane tak barwnie przez Guentera Oggera w książce "Geniusze i spekulanci" (PIW 1993) doprowadziło do powstania niemieckiego przemysłu i niebywałego rozwoju technologii, to obecny ferment w gospodarce światowej wydaje się mieć charakter całkowicie kontrproduktywny. Skala finansowych piramid i pasożytniczych przekrętów niszczy istniejące obecnie gospodarki, destabilizuje całe kraje i społeczeństwa, podważa zaufanie do międzynarodowej współpracy. Stajemy jako narody i państwa wobec gołej przemocy światowej finansjery, która ostentacyjnie zrzuca z siebie odpowiedzialność za wywołanie kryzysu, i pewna swej bezkarności bezczelnie wymusza na rządach decyzje przerzucenia wszelkich kosztów na okradzione już raz społeczeństwa. Jawną grandą jest dalsze wypłacanie sobie w dobie kryzysu astronomicznych wynagrodzeń za pozorowaną pracę. Akumulacja pozyskanego w ten sposób kapitału, w rozmiarach uniemożliwiających najbardziej rozpasaną konsumpcję, może mieć tylko jeden skutek - koncentrację pieniądza i władzy w rękach stosunkowo wąskiej grupy międzynarodowej finansjery. Jest to niewątpliwie krok ułatwiający zdobycie na razie nieformalnej władzy ponadpaństwowej, krok w kierunku rządu światowego. Utopia ta przyświeca kilku ważnym organizacjom działającym ponad istniejącymi narodami i państwami. Dotychczasowe utopie, takie jak komunizm pociągnęły za sobą miliony ofiar. Próba realizacji kolejnej może kosztować tyle samo. Kryzys etyki w biznesie zaczął się grubo wcześniej PRZED obecnym kryzysem finansowym. Nałożył się on na kulturowy kryzys całej naszej cywilizacji białego człowieka. Wielka szkoda, że pisane na gorąco analizy i doniesienia "z frontu" rzadko sięgają pod powierzchnię zjawisk i nie szukają pierwotnych przyczyn kryzysu. Ostatnie wydarzenia w Polsce (atak na złotówkę i sprawa asymetrycznych opcji walutowych) zawdzięczamy takim rekinom jak JP Morgan, City Bank, Goldman Sachs czy Unicredit i to nie ich filiom w Polsce ale bezpośrednio centralom, gdzie trafi zastrzyk finansowy z naszego kraju. Powie ktoś : "za późno, mleko się rozlało". To nie prawda - mleko dopiero się rozlewa, może się wylać znacznie więcej, jeżeli rządy nie podejmą współpracy i nie ochronią swoich obywateli wykorzystując dostępne instrumenty finansowe i przede wszystkim prawne. Również z myślą o przyszłości. Czy polski rząd ma tego świadomość? I jeszcze jedno, elity rządzące danego kraju muszą być bezwzględnie lojalne. Nie powinna się zdarzyć sytuacja, gdy kolejni premierzy (Krzysztof Bielecki, Kazimierz Marcinkiewicz) po zakończeniu "misji publicznej" idą ze swoją wiedzą na temat polskiej gospodarki na garnuszek międzynarodowej finansjery. To jest oczywisty konflikt lojalności i interesów.

8 komentarzy

avatar użytkownika Jazzek

1. Brak etyki biznesu

O tym mówię od lat... I to jak nic skończy się rewolucją.
avatar użytkownika hrabia Pim de Pim

2. >> Jazzek

Także kryzys religijny i kryzys rodziny, bo postawy etyczne wynosi się z domu. No i jeszcze konflikt cywilizacji chrześcijańskiej i żydowskiej, pomimo wspólnych dziesięciu przykazań.

hrabia Pim de Pim

avatar użytkownika Jazzek

3. Hrabia

Kryzys religijny, kryzys rodziny raczej nie wygenerują rewolucji - one tylko (i aż) osłabiają cywilizację europejską. Natomiast nikt na dłuższą metę nie pogodzi się z tym, że jest okradany. I to w taki bezczelny sposób jak obecnie :/
avatar użytkownika hrabia Pim de Pim

4. >> Jazzek

Moim zdaniem osłabienie norm danej cywilizacji to świetna pożywka dla rewolucji. Polecam też krótki tekst związany z tematem, na który pisali też inni obserwatorzy: http://www.pospoliteruszenie.org/Skok%20stulecia.htm Pozdrawiam -

hrabia Pim de Pim

avatar użytkownika Jazzek

5. Hrabia

Dobry tekst. To "banie się" to tak jak dzisiaj - cały dzień skompromitowany Kaczyński wisi na onecie, a pytanie Pawlaka gdzie się podziały miliardy tak tylko mignęło :)
avatar użytkownika hrabia Pim de Pim

6. Wywiad prof. Staniszkis

na ten sam temat - gorąco polecam: http://fakt-opinie.salon24.pl/387835.html

hrabia Pim de Pim

avatar użytkownika stan35

7. hrabia Pim de Pim

Taki wspaniały globalny "biznes" nie może być pozbawiony ochrony i tu mamy z tym do czynienia.Skuteczną ochronę nad przekrętami sprawuje światowe supermocarstwo - USA, które jest w zamian sponsorowane przez grandziarzy hojnymi "pożyczkami". Rolę narzędzia eksploatacji świata "demokracji" wypełnia dolar kreowany przez prywatny bank FED "z powietrza" i rozsyłany po całym świecie. Polityka "kreatorów " tej waluty jest taka, że wartość jej w chwili "eksportu"(np zapłata za import ropy)jest dużo wyższa niż w chwili powrotu, a po drodze duża jej część ląduje w skarpetkach całego świata.Próby naruszenia pozycji tej waluty odbierane są jako zamach lenników na prawa suwerena(próby rezygnacji Iranu z rozliczeń transakcji eksportowych ropy naftowej w dolarach i groźby USA pod adresem Iranu)
avatar użytkownika hrabia Pim de Pim

8. >> stan35 (o $)

To prawda, dolar nie jest normalną walutą, wojny USA finansują m.in. kraje tworzące rezerwy w tej walucie - n.p Chiny. Nikt nie wie jaką wartość ma dolar. W ogóle ucieczka do "silnych" walut i względne osłabienie tych "słabych" ma głównie podłoże psychologiczne. Takie samo jak przywiązanie do dolara. Pozdrawiam -

hrabia Pim de Pim