Szwedzi idą pod prąd i biorą koronowirusa „na klatę”!!!
Działać masową prewencją, podobną do chemioterapii, wymiatającej z zaatakowanego organizmu wszelkie oznaki życia, czy też pozwolić koronawirusowi dość swobodnie przejść przez państwo i naród, jedynie zajmując się najcięższymi przypadkami?
Cała Szwecja poznała w miniony weekend, za sprawą wywiadu udzielonego tutejszej „PAP” przez emerytowanego głównego epidemiologa kraju, nowe pojęcie – „flock immunitet”, czyli „odporność stada”, które dzisiaj jest odmieniane w mediach przez wszystkie przypadki. Chodzi zapewne o „zbiorową odporność populacji”…
Otóż władze szwedzkie wybrały całkiem inne podejście do nadchodzącej pandemii – zamiast wariantu chińskiego – czyli prób zduszenia jej w zarodku drogą drakońskiej kwarantanny chorych i zdrowych oraz brutalnej izolacji wszelkich ognisk choroby – zamierzają pozwolić chorobie w miarę swobodnie przejść przez kraj, tak by pod jesień osiągnąć poziom co najmniej 60 procent populacji już uodpornionej na tego koronawirusa,
Zwykle taki poziom osiągniętej odporności zbiorowej (albo drogą szczepień – ale szczepionki teraz brak, albo naturalnej pochorobowej) prowadzi do naturalnego i w miarę automatycznego wygaśnięcia epidemii, chociaż żadna z nich nie znika w stu procentach (nadal tląc się w wyizolowanych, małych ogniskach), ale mamy wtedy nad nią w miarę skuteczną kontrolę…
Podobny wariant walki z koronawirusem wybrali też Brytyjczycy...
Wygląda na to, że Brytyjczycy postanowili pójść zupełnie inną drogą niż większość państw.
Podczas gdy Polska robi, co może, by ograniczyć rozsiew koronawirusa SARS-CoV-2 w populacji, Brytyjczycy przyjęli zupełnie inną strategię - pozwalają zakazić się jak największej liczbie ludzi, by uzyskać tzw. odporność populacyjną.
A przy tym spodziewają się, że zachoruje ok. 50 milionów mieszkańców Zjednoczonego Królestwa... (a umrze 3% z nich).
A biorąc pod uwagą stosunkowo niską zjadliwość tego wirusa oraz stosunkowo niską jego śmiertelność (w porównaniu z innymi, wcześniejszymi pandemiami) - rozkłada to w czasie szczyt i tak nieuchronnych zachorowań, nie nadwyrężając ani gospodarki kraju, ani możliwości służby zdrowia.
Pamiętajmy, że np. kanclerz Merkel niedawno powtarzała publicznie szacunki swych epidemiologów, mówiących o 60-70 procentach populacji, która będzie na koronowirusa chorowała.
Co zatem dziś wybrać – wariant chiński czy szwedzko-brytyjski?
Pamiętajmy jednak o różnicach kulturowych i cywilizacyjnych – władze chińskie, po początkowej ospałości, zachowały się w końcu tak skutecznie, tak nieludzko, i tak brutalnie, że niemożliwością jest powtórzenie ich recepty w cywilizacji zachodniej, gdzie prawa jednostki i wartość jej życia mają całkiem inny priorytet.
- = > Koronawirus, a prawa człowieka
Bo czyż możliwe jest u nas zaspawanie drzwi wejściowych do wieżowca, tak by nikt z mieszkańców nie mógł go opuścić podczas przymusowej kwarantanny? A takich filmików z Chin pojawiło się w internecie całkiem sporo…
Albo demonstracyjne bicie przez policję pałkami na ulicach tych, którzy „niepotrzebnie i bez zezwolenia” się na nich pojawiali…? Czy też ostentacyjne demolowanie przez policję salonów gier i kawiarni otwartych wbrew zaleceniom władz?
Być może kiedyś poznamy dokładną liczbę Chińczyków poświęconych przez ich władze podczas walki z koronawirusem, ale raczej w to wątpię, bo niewątpliwie dane te będą objęte klauzulą „najwyższej tajemnicy państwowej”.
Ale mimo tych wszystkich drakońskich posunięć – koronawirus i tak się z Chin wydostał…
A u nas w Europie śmierć każdej ofiary koronawirusa nabiera rangi niepowodzenia, obciążającego konto rządzących.
A już szczególnie w Polsce, gdzie opozycja to najchętniej podzieliłaby każdego kolejnego zmarłego na tysiące antypisowskich amuletów.
I dlatego „musimy dziś aktywnie walczyć” z koronawirusem, bo „brak aktywności” nie zostałby rządzącym wybaczony.
Tyle tylko, że zastosowane lekarstwo - przymusowa izolacja kraju, firm i obywateli oraz masowa kwarantanna - może okazać się gorsze od samej choroby ... - bo zachorować, to może i teraz nie zachorujemy, ale czy będziemy mieli do czego wrócić, gdy gospodarka po prostu „padnie nam na pysk” (i zostanie tak zdemolowana, jak - na razie - światowe giełdy) - bo dziś to jeszcze w ogóle nie wiadomo, jak długo będziemy musieli kolektywnie „wstrzymywać oddech”...???
Bo chociaż"towary to nadal mają przekraczać granice", to wiozący je kierowcy chyba automatycznie będą trafiać na kwarantannę i w końcu ich też zabraknie...?
A ponadto to nowe epidemie grypy to "lubią" sobie wracać po kilku miesiącach (tak było m.in. z "hiszpanką" przed stu laty), gdy już zdążymy sobie należycie pogratulować sukcesu w jej zwalczaniu...
Ale jak uzasadnić całkiem niepotrzebną śmierć, być może tysięcy ludzi, gdy pozwoli się koronawirusowi po prostu „przejść przez kraj”? Bo na warunki szwedzkie to może to być grubo ponad sto tysięcy dodatkowych zgonów… (przy 10 mln ludności, 60% chorych i 3% śmiertelności).
Technokratyczne, zimne wyliczenia ekspertów, którymi – jak na razie – kieruje się rząd szwedzki – po prostu na dłuższą metę mogą nie wytrzymać konfrontacji z rzeczywistością.
Bo jak na razie – to szkoły ani granice nie będą tu prewencyjnie zamknięte (zamyka się jedynie te placówki, gdzie już stwierdzono obecność koronowirusa), część imprez sportowych nadal się odbywa, choć podróże zagraniczne praktycznie zamarły, konferencje, szkolenia, koncerty, targi oraz „eventy” zostały poodwoływane, a wszelkie wyjazdy służbowe ograniczane są do minimum. Ale galerie handlowe to nadal funkcjonują normalnie. Ale powracający do kraju z „państw i regionów zarażonych” są jednak poddawani kwarantannie.
Przed wybuchem tej epidemii tutejsza służba zdrowia szacowała swój potencjał antyinfekcyjny na 1440 osobodni. A liczba zarażonych - choć nie wszyscy od razu trafiają do szpitala - już przekroczyła tysiąc osób. A przecież cały czas nie brakuje i pacjentów z innymi, "normalnymi" chorobami zakaźnymi, wymagającymi nie mniej wyspecjalizowanej opieki.
A przed kilkoma dniami zarządzono w Szwecji by już nie przeprowadzać masowych testów przesiewowych na koronawirusa (celem wyłowienie i odizolowania osób zarażonych)– teraz mają nim być poddawane tylko osoby z wyraźnymi symptomami.
Być może, że po przekroczeniu pewnego pułapu zachorowań, do takich kroków będą też zmuszone i pozostałe kraje unijne.
Nie wiem, czy wariant chiński jest możliwy do równie skutecznego i równie brutalnego przeprowadzenia w Europie, ale i wariant szwedzko-brytyjski nie wydaje mi się możliwy do konsekwentnej realizacji.
Czas pokaże które podejście w Europie było słuszne...
Chyba po prostu musimy kolektywnie przejść przez tę pandemię (80% zarażonych przechodzi ją b. łagodnie), a władze muszą teraz podejmować kroki zapobiegawcze, które z góry skazane są na niepowodzenie… ale bezczynności to nikt by im chyba nie wybaczył.
A jeżeli jest to po prostu nowy rodzaj grypy, tyle, że nieco bardziej śmiertelnej, to ilość chorych co sezon może iść w miliony – bo tylko w lutym np. w Polsce zachorowało na „zwykłą grypę” ponad 800 tysięcy ludzi, z których 30 zmarło.
Ale rozpętana teraz histeria medialna stwarza wrażenie, jakby już jutro miało dojść do Apokalipsy i Armageddonu w jednym….
Nie dajmy się zwariować, Szanowni, bo KTOS, być może, po prostu odwraca naszą uwagę...
P.S. Bo poza tym, że my tu sobie spokojnie gadu-gadu o koronawirusie, to klucze do uzdrowienia naszego świata i do całej naszej dalszej egzystencji trzymaKTOS ZUPEŁNIE O TO DZIS NIE PODEJRZEWANY - i nie jest to ani rząd, ani personel medyczny, ani naukowcy, ani straż graniczna, ani koncerny farmaceutyczne, ani nawet epidemiolodzy...
Bo właśnie mogliśmy sobie teraz uświadomić, że cały czas wisi nad nami „miecz Damoklesa” całkiem innej – dużo groźniejszej i dużo bardziej śmiertelnej choroby… która kiedyś - ot, tak, jednym pstryknięciem palców ...może zabić swojego żywiciela.
Zapraszam - = > Co też banksterzy teraz z nami zrobią?
- Docent zza morza - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
3 komentarze
1. O co innego chodzi.
Kluczem jest ilość dostępnych respiratorów. Jeżeli epidemia rozprzestrzenia się gwałtownie, to szybko osiaga swoje apogeum. Krzywa wzrostu zachorowań jest analogiczna do sinusoidy.
Jeżeli zrobimy sobie najprostszy wykres i na osi y skalą będzie ilość osób chorych wymagających intensywnej terapii i ilość dostępnych respiratorów. Narysujmy teraz linie poziomą (równoległą do osi X) zaczynająca sie w punkcie "ilość respiratorów".
Oś x to czas.
Na takim wykresie ilość chorych wymagających intensywnej terapii danego dnia stworzy krzywą jakoś tam podobną do krzywej Gaussa. Działania prewencyjne mają na celu takie wypłaszczenie krzywej zachorowań, by nigdy nie przekroczyła linii wyznaczającej ilość dostępnych respiratorów. Chodzi o to by lekarze nie musieli selekcjonować chorych na tych, którym jest udzielana pomoc i na tych, którym tej pomocy z braku respiratorów nie udzieli się.
Jeżeli wyliczenia służb medycznych wskazują, ze w danym kraju nie zabraknie respiratorów, to rzeczywiście nie ma sensu wprowadzać tak silnych restrykcji, przy założeniu że i tak zachoruje określony procent populacji.
Tyle, że założenie iż co by się nie robiło to i tak zachoruje określony procent populacji jest całkowicie błędne i zależy od definicji populacji. Bo np zawsze zajdą się rejony wolne od zarazy. Jeżeli zdefiniujemy populacje jako mieszkańców poszczególnych rejonów, czy regionów, to wtedy wyjdzie nam, że średnio w statystycznym regionie chorych jest jakaś ilość, ale wtedy powstaje pytanie dlaczego tak mało jest regionów bez danej choroby. Odpowiedzią na to jest z reguły stwierdzenie, że epidemie tak mają.
Prawda zaś jest taka, że jeszcze nigdy żadna prognoza epidemiczna nie sprawdziła się nawet w przybliżeniu. Najlepszym przykładem jest to co wydarzyło się w 1963 roku w Polsce. Otóż pojawił się we Wrocławiu przypadek czarnej ospy. WHO prognozowało, że epidemia będzie trwała 2 lata i zabije olbrzymią ilość ludzi. W rzeczywistości epidemia trwała bodajże 6 tygodni, zakażeniu uległo ok 100 osób a zmarło chyba mniej niż 10 lub około dziesięciu. Epidemia wygasła mimo, że nie można było określić żadnej populacji uodpornionej na ospę.
Zadziwiające jest jednak to, że mimo tego przypadku nie zmodyfikowano ( przynajmniej oficjalnie) modeli rozprzestrzeniania się żadnej choroby, w tym czarnej ospy też, w zależności od zastosowanych środków zapobiegawczych, czyli skuteczności.
Dlaczego - nie wiem, ale tak jest.
Nie jest więc wcale powiedziane, że rzeczywiście w końcu zachoruje na tego wirusa ok. 60% ludzi, bo może to być albo mniej albo więcej. Pierwsze szacunki w USA dawały wynik między 20 a 60 % populacji. To jest szacunek pt "a kto to może wiedzieć". Dla tego też to co robią Szwedzi jest moim zdaniem błędne, ale jeśłi mają dużo respiratorów, to ekonomicznie może być uzasadnione.
uparty
2. @ uparty
Te wywody brzmią b. sensownie.
Pzdr.
3. Jak nie można?
Po wojnie i w czasie np. na zesłaniu w Rosji była masowo szczepiona ospa. W 1963 r. to duża część populacji