550 lat polskiego parlamentaryzmu – czyli wszystko, co chcielibyście wiedzieć a prezydent Duda Wam nie powiedział
Z okazji 550 lat polskiego parlamentaryzmu prezydent Duda wygłosił orędzie. Wypowiedziało się na ten temat wielu komentatorów, również historyków. Padały wielkie słowa, że Polska była prekursorem demokracji (red. Sakiewicz), że może nie była prekursorem ale równolegle z Wlk. Brytanią (której wtedy nie było) była jednym z pierwszych krajów z ustojem parlamentarnym (bodajże Jachowicz). Jeden profesor z KULu wypowiedział się, że poseł I RP w wyniku degradacji ustroju stał się posłem nie całej Polski a swojej ziemi reprezentując partykularny interes. Prezydent również skrytykował wzniosłą ideę jednomyślności I RP. Stwierdził ex cathedra, że ludzie różnią się w poglądach i nikt nie ma monopolu na słuszność. Dlatego też obywatele dzielą się na stronnictwa, wybierają większość ze względu na przekonania, etc... etc... Słowem wytłumaczył i dał alibi partiokracji. Jeszcze paru innych komentatorów skrytykowało Libervm veto...
Chciałbym dobitnie zaprotestować przeciwko spłaszczaniu polskiej historii i to takim spłaszczaniu, że wręcz wykrzywianiu. Za nim jednak powiemy sobie na czym to nieporozumienie polega, trochę historii. Jak do tego doszło, że w Polsce zaczął w Średniowieczu obradować co roku sejm?
Przegrana pod Chojnicami – złe miłego początki
Bertrand de Jouvenel w Traktacie o władzy w rozdziale Wojna, akkuszerka monarchii absolutnej pisze: "Rozwój monarchii absolutnej zarówno w Anglii jak i we Francji wiąże się z wysiłkami ich dynasti, żeby odeprzeć zagrożenie hiszpańskie. Jakub I zawdzięczał swoje szerokie kompetencje Armadzie. Richelieu i Mazarin zwiększyli prerogatywy państwa, ponieważ mogli się bezustannie powoływać na zagrożenie z zewnątrz. Dalej Jouvenel pisze, że takie podatki na wojne nigdy by nie były klepnięte przez francuskie Stany Generalne czy brytyjski Parlament.
To trochę później... i faktycznie np. francuski krół musiał się nagimnastkować by stworzyć noblesse de robe kosztem szlachty ziemi jako nóworyszy żyrujących zmiany.
Tymczasem w Polsce podatki wojenne przyczyniły się partycypacji stanów... no dobra jednego stanu – szlachty w rządzeniu... jak to się stało?... Polacy, jak to się stało?!
Ano, stany pruskie (takie enigmatyczne coś, czego historycy nie tłumaczą, co to jest) chciały dołączyć się do Polski, bo dość miały Krzyżaków. Zrobili powszechne powstanie i opanowali część twierdz. Polakom pozostało tylko wejść na Pomorze i potwierdzić statvs qvo. Wojna miała być spacerkiem jednak w bitwie pod Chojnicami Krzyżący wyskoczyli z twiedzy i zaatakowali od tyłu bitwa została przegrana. Prusacy spękali opuścili część twierdz, Krzyżacy dostali pieredyszke, ponadto dostawali pożyczki z zagranicy na wojsko. Jagielończyk wymyślił flotę piracką by blokowała przepływ dóbr do Krzyżaków i jakoś to pomogło. Tak, że Sun Tzu się nie udał (wojna bez wojny), choć Jagielończyk się nie poddawał i zastosował Sun Tzu w wersji mini (odcięcie dostaw).
Mimo to Jagielończyk musiał się zadłużyc, wypłacić zaległy żółd, etc... Wszystko to bo nie wyszła jedna bitwa...
Prof. Andrzej Nowak w Dziejach Polski cytuje Marcina Bielskiego (ur.1495) – "Potem król jechał do Wiślice na sejm, gdzie prosił szlachty Małej Polski o pobór na zapłatę żołnierzom w Prusiech, ale mu się Wielką Polską wymawiali. Przetoż król jechał do Koła, gdzie także Wielcy Polacy wymówili się mu Małymi Polakami. A tak król położył sejm walny w Piortkowie, na który chciał, a by tak z Małej jako Wielkiej Polski ze wszystkich województw przyjechali posłowie, któryby mieli moc od drógiej braciej zezwolić na pobór, aby mu się na potem jeden drugiemu nie wymawiał. Także to przyszło to od tego czasu w obyczaj, iż żaden sejm walny nie może być bez posłów, ani prawa żadne bez nich kowane; [...]".
Co się stało? Król zamiast pertraktować w sprawie podatków z sejmem szlachty Małopolski a potem Wielkopolski jako zgomadzaniami całej szlachty (demokracja bezpośrednia... z dokładnością , do tego kto mógł dojechać) z sejmem złożonym z wysłanników-posłów szlachty całej Polski (demokracja pośrednia, przedstawicielska). Co prawda możnaby się upatrywać w tym regresu od demokracji bezpośredniej do przedstawicielskiej, ale jak pisze prof. Uruszak (notabene na kgtórego powołuje sie prof. Nowak): "Mandat, jaki sejmiki udzielały swym posłom, przypominał w istocie prokurację,czyli pełnomocnictwo znane prawu prywatnemu."
Poseł więc jak sama nazwa wskazuje był posyłany by reprezentować interesa ziemi czyli szlachty tej ziemi. Nazwa poseł była też używana dla ludzi reprezentujących kraj czy króla za granicą. Jak obecnie międzynarodowe prawo jest prawem umów, tak prawo Rzeczypospolitej było prawem umowy między ziemiami. Nie umowy społecznej, która rożni się od zwykłej umowy czym krzesło od krzesła elektrycznego. Prawdziwej umowy jako zgody między ziemiami. Ponadto po sejmie walnym były sejmiki sprawozdawcze, kiedy to posłowie zdawali relacje z sejmu walnego. Nic lepszego jeśli chodzi o demokratyczną kontrolę. Poseł musi zdać sprawozdanie z tego co uczynił na sejmie.
Res czyli Rzecz...
Jakoś ci wszyscy komentatorzy nie zauważają tej różnicy między wprowadzaniem prawa jako umowy między ziemiami, a obecną dykraturą parlamentu jako zwykła zgodą większości. Zgodą dokonywaną przez posłów, którzy nie mają obowiązku zdawać sprawozdań swoim wyborcom ze swojej działalności. Wszyscy mówią, że niezgoda jednego posła była warcholstwem. Ale dlaczego ziemia miała się zgadzać na dane prawo? Przecież dziś jest promowana samorządność czyli niezależność samo-rządów lokalnych. Poseł mógł wrócić i powiedzieć do szlachty, że nie zgodził się na nowe prawo, ale tylko on się nie zgodził, więc może ziemia powinna jeszcze raz się zastanowić, by prawo w Rzeczyposploitej było jednolite. I tak często się stawało – szlachta mimo własnych interesów zgadzała się na na kompromis i poseł wracał do króla ze zgodą na prawo. Czasem robiono wyjątki dla danej ziemi – tzn. można było wprowadzić prawo wykluczając ziemię, która się nie zgodziła. Komu to przeszkadzało? Komu jest potrzebna prawna urawniłowka?
Sęk w tym, że wszyscy ci komentatorzy z prezydentem na czele myślą nie po polsku, a po oświeceniowemu. Tzn. wszystko przez oświeceniam było złe, a jeśli dobre to antycypowało Oświecenie. Prezydent powiedział, że ludzie różnią się w poglądach i tworzą stronnictwa. Problem w tym, że średniowieczni Polacy pewnych rzeczy by nie głosowali, na pewne rzeczy mieli te sam poglądy, bo wynikały z Etyki Katolickiej. Postooświecniewe stronnictawa mogą mieć poglądy firmujące mordy na społeczeństwie. I moim zdaniem prezydent to firmuje. Co prawda prezydent wspomniał, że miłość dla Ojczyzny usprawiedliwa różne poglądy i w tym siła. Ale w takim wypadku nie mówimy, że parlament czy stronnictwa może decydować o prycypiach, ale tylko o implementacji tych pryncypiów.
Jeżeli red. Sakiewicz mówi, że byliśmy prekursorami demokracji – kompletnie nie ma racji. Żeby być prekrusorem, to nie wystarczy być pierwszym. Trzeba mieć naśladowców. Ale polskie doświadczenie demokratyczne, albo zostało zupełnie zignorowanie na Zachodzie, albo wypaczone. Rousseau'owsko-Locke'owksa umowa społeczna niczym się ma do prawdziwej umowy Rzeczypospolitej. Krzysztopa powiedział, że woli demokrację bez przymiotników. Uważa, że demokracja liberalna to wypaczenie demokracji. Demokracja ludowa różniła się od demokracji tym czym krzesło... no właśnie... Zachodnia demokracja jest z definicji lewacka i nie jest to jakieś novvm czasu, jak się wydaje Krzysztopie. (On jest - i słusznie - za demokracją bezprzymiotniową.) Bo demokracja zach. jest oparta na umowie społecznej a nie umowie. Dramat Polski polega na tym, że II RP odrodziła się jak demokracja zachodnia, a nie prawdziwa demokracja w stylu polskim. Nie jako rzymska respvblika, polska Reczpospolita, ale XIXw., nacjonalistyczna Republika. II RP to de facto oksymoron – bo to XIX republika a nie Reczpospolita.
Jeśli chodzi o porównanie z Anglią, to uosobieniem ich parlementu był dyktator lord-protektor Orwell Cromwell, stryj Tomasza Cromwella, który rozkradał majątek Kościoła za zgodą Henryka VIII. Protestancki parlament walczył z katolickim królem. Sekularyzacja dóbr kościelnych jako próba generalna przed bolszewicką nacjonalizacją majątków ziemskich.
Wszystkie te dywagacje na temat ustroju I RP są ahistoryczne, bo brana jest miara Oświecania. Oświecenie było intelektualnym sabotażem i nie powinniśmy się nim przejmować. Jak piszę umowa społeczna była parodią umowy stosowanej w I RP, oczywiście jeśli nie powstała niezależnie.
No i tem zarzut, że zasada jednomyślności zdegenerowła się w Libervm veto rozumiane jako warcholstwo. To tak, jakby stawiać zarzut, że współczesna demokracja (ta w wersji nieposkiej, lewackiej) się zdegenerowała, bo prezes Gersdorf powiedziała: "wolne nie pozwalam".
Jako obywatel Najjaśniejszej i Najukochańszej (bo RP jest jedna – bezliczebnikowa) prostestuję przeciwko trywalizacji polskiej tradycji sjącania, czyli zbierania się (bo od sjąć wziął nazwę sejm).
Rozdzieram szaty i krzyczę libervm veto – wolne nie pozwalam!
- hrponimirski - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
1 komentarz
1. Parlamentaryzm bez odpowiedzialnego posłannictwa
michael