Amerykanie mogliby potraktowac nas lepiej

avatar użytkownika Tymczasowy

Co  jakis czas polskie media przebiega jak krolik na baterie wiadomosc o wielkim sukcesie polskich wladz polegajacym na zwabieniu wszechpoteznej US Army (pewnie we wsparciu z USAF) do naszego, niewatpliwie tylez pieknego, co waznego, kraju. W wersji"max" mialaby to byc jedna dywizja pancerna. Nie da sie uktyc, ze to bardzo powazna sila uzbrojona w prawdziwe czolgi, bojowe wozy piechoty, transportery opancerzone oraz jednostki wsparcia, np. artylerii.

No i dobrze, jakkolwiek  wobec czolgow jak mrowek rosyjskiej armii to w sumie male piwo. Dokonalyby sobie z przyjemnoscia masakry po jakies 8 kacapskich czolgow na lufe. Do tego, strategicznie, wykluczona bylaby mozliwosc uzycia broni jadrowej. I to byloby bardzo, bardzo duzo. Caly, potworny arsenal atomowy FR bylby wyrzucony na out, w bloto.

I na tym konczy sie cala radosc. Czas przyjrzec sie szczegolom, ktore jak zwykle, sa najwazniejsze. Otoz, nasze wladze, kierowane slusznym przekonaniem, oferuja prawdziwe 2 miliardy dolarow za utrzymanie amerykanskiej bazy wojskowej, gdzie stacjnowalaby  wlasnie jedna  dywizja pancerna. Duzo, to czy malo? Jasne, ze zalezy to do od punktu odniesienia. Nie da sie go nie przedstawic dla dobra Polski, Ojczyzny Naszej.

Pierwsza strona elementarza wyglada tak - Stany Zjednoczone utrzymuja obecnie 800 baz (nawet w Bulgarii) w 160 krajach. A dokladniej, 174 w Niemczech, 113 w Japonii,  i 83 w Korei Pld.. I juz w tym momencie widac, ze cala sprawa/afera zle sie zapowiada. Tam tyle, a u nas co? Gips?

A teraz wezmy na tapete tytul jakiegos tam "przypadkowo" znalezionego tekstu: "USA placi $150 mld. rocznie na bazy poza granicami kraju". No to jak, The Great United States of America placi za utrzymanie swoich baz czy  wdzieczni gospodarze za to placa? Sprawdzmy kilka przypadkow.

Baza lotnicza w Incirlik (Turcja) kosztuje $1.7 mld. I juz!. Troche lwpiej jest na japonskiej wyspie Okinawa. W bazie lotniczej Kaden Air Base stacjonuje 47 000 zolnierzy amerykanskich i kosztuje to $6.4 mld. rocznie. Wladze japonskie przynosza ulge w postaci $2 mld. rocznie.

W Korei Pld. stacjonuje 28 500 GI's. Rzad amerykanski placi za to $7 mld. rocznie.

Dobrze dla oka byloby przedstawic ktoregos z sasiadow. Calkiem dobrze nadaja sie do tego Niemcy trzymajace nas od wiekow z zachodu w przyjaznym uscisku. Na terenie dawnej III Rzeszy dziala 21-43-174 baz amerykanskich. Prawdziwe bazy, to 21, liczne posterunki radarowe itp. robia liczbe i mioze wyjsc nawet 174. Tak czy inaczej, wszystko to kosztuje. Ktos musi za to zaplacic. Jedna baza kosztuje srednio $240 mln. rocznie.

Najwieksza baza w Niemczech jest Ramsstein Air Force Base w Kaiserlautern. Pomieszkuje tam sobie 34 000 GI's wraz z rodzinami. Troche to musi kosztowac, co nie? Taki wyzszy ranga oficer dostaje te glupie $200 000 zasilku, by kupic sobie domek o powierzchni 2 490 stop kwadratowych.

W bliskim mojemu sercu Heidelbergu pozostaly dwie bazy: Patrick Village Army Base oraz Campbell Barracks Army Base. Lacznie, wraz z rodzinami zaludniaja to niezwykle niemieckie miasteczko uniwersyteckie w liczbie 16 000.

A za to cale balowanie ile placa czcigodni gospodarze?  Dokladnie $1 mld., czyli tyle co koszty utrzymania bazy w Ramstein. Jeszcze inaczej, jezeli za  1 miliard dolarow wkladu Amerykanie zgadzaja sie na trzymanie 43 baz wojskowych, to po prostym przeliczeniu, za polskie 2  mld. $ zgodziliby sie Amerykanie stacjonowac w 86 bazach w Polsce? Polskie pieniadze smierdza, czy jak?

 

Etykietowanie:

4 komentarze

avatar użytkownika UPARTY

1. Rzeczy są z reguły tym , czym były od początku.

Otóż bazy wojskowe USA są w Niemczech bazami wojsk okupacyjnych! To samo dotyczy baz we Włoszech i Japonii i podobnie jak Polacy do niedawna tak i Niemcy, Japończycy i Włosi muszą płacić jak by nie było okupantowi!
Nieco inaczej jest z Turcją ale wstąpienie tego kraju do NATO i zgodą na stacjonowanie tam wojsk Amerykańskich, o ile pamiętam historię, była nieco wymuszona. Co prawda w latach 20-tych XX w Amerykanie chyba nie okupowali Stambułu , ale weszli oni później na miejsce Brytyjczyków, którzy Turcję a przynajmniej okolice Bosforu okupowali.
Najciekawiej wyglądał historia baz amerykańskich w Hiszpanii, łącznie ze zgubieniem przez samolot USA bomby atomowej. Po prostu, bombka była podczepiona pod samolot, zapewne na bardzo mocnym sznurku następnie się urwała i spadła na terytorium Hiszpanii.

uparty

avatar użytkownika En passant

2. Comme le temps passe vite!

Edek, piszesz o bazach amerykanskich w Heidelbergu: Patrick Henry Village i Campbell Barrack w czasie terazniejszym. A tu czas szybko leci i ten stan stal sie juz przeszloscia, nalezy wiec do historii. Od polowy 2013 nie stacjonuje tam US-Army. W pierwszym obiekcie znajduja sie azylanci a drugi jest przeksztalcany na obiekty gospodarczo-mieszkaniowe. Znam dobrze obydwa miejsca, czesto tam bywalem. Szkoda, ze Amis juz tam nie stacjonuja...Opiekuncze dla Europy skrzydla odlecialy...

Pozdrawiam serdecznie

En passant

avatar użytkownika Tymczasowy

3. En passant

W tym przypadku musisz miec racje. Nie ma innego wyjscia. Chcialbym sie wytlumaczyc i poszukac, gdzie co znalazlem. Jedno jest pewne, ze hulalem po amerykanskich wojskowych stronach internetowych wlacznie z Pentagonem. Akurat wczoraj mialem "taki dzien" w miesiacu i nie notowalem skad co bralem. Dzis juz mysle i pracuje nad klkoma nastepnymi tekstami i nie chcialbym poswiecac wiecej czasu na te sprawe, tym bardziej, ze klarownie ja wyluszczyles.

avatar użytkownika Maryla

4. Dwa opisy rzeczywistości

Dzięki przeprowadzonemu szczytowi NATO, a także umowie bilateralnej ze Stanami Zjednoczonymi, dysponujemy dzisiaj – mamy na teranie Polski, ale także państw bałtyckich, Rumunii – obecność, zarówno wojsk natowskich, jak i wojsk amerykańskich – powiedział w środę w programie „Rozmowy niedokończone” w TV Trwam były minister obrony narodowej Antoni Macierewicz.

Kilka dni temu poinformowano o odkryciu przy polskiej granicy w obwodzie kaliningradzkim rosyjskiego schronu atomowego dla broni atomowej.

– Ta sprawa magazynu broni nuklearnej ma olbrzymie znaczenie, dlatego że od dłuższego czasu istnieją obawy i one były podnoszone zarówno w Polsce, jak i wśród naszych sojuszników natowskich, że rakiety Iskander, które są bardzo groźną bronią, mogą być wyposażone właśnie w głowice atomowe. Ta sprawa była odrzucana wielokrotnie przez stronę rosyjską. Z chwilą, kiedy schron został zidentyfikowany, to sprawa nabiera rzeczywiście trochę innego znaczenia. Musimy bardzo uważnie i ostrożnie się tą wiedzą posługiwać, dlatego że wiadomo, iż w swoich działaniach dezinformacyjnych, w swojej wojnie informacyjne, jaką Rosja prowadzi – i z Polską, ze Stanami Zjednoczonymi, z Europą – element zastraszania ma olbrzymie znaczenie – akcentował Antoni Macierewicz.

– Nie ma wątpliwości, że NATO i Stany Zjednoczone są nieporównanie potężniejsze, niż Rosja, z tego trzeba sobie zdawać sprawę. Cały problem polegał na tym, żeby ten sojusz polsko-amerykański i obecność NATO w Polsce zrealizować, żeby przekształcić nasz sojusz z NATO, z sojuszu czysto politycznego, w sojusz praktyczny. Taki, który sprawi, że jak będziemy się czuli zagrożeni, to mamy prosić ich o pomoc wojskową – dodał.

Były minister obrony narodowej zwrócił uwagę, że nastąpił wielki przełom w dziedzinie obronności naszego państwa. Teraz możemy całą naszą energię skupić na reformach społeczno-gospodarczych, bo „zaczynamy być bezpieczni z punktu widzenia militarnego”.

– Dzięki szczytowi NATO w Warszawie, a także umowie bilateralnej ze Stanami Zjednoczonymi dysponujemy dzisiaj – mamy na teranie Polski, ale także państw bałtyckich, Rumunii – obecnością, zarówno wojsk natowskich, jak i wojsk amerykańskich. Tyle, że to jest choć stała, trwała, długotrwała obecność, to realizowana w trybie rotacyjnym. To znaczy, te jednostki o dziewięć miesięcy jeśli chodzi o amerykańskie ulegają personalnej zmianie. To wynika z wielu rzeczy. Sami wojskowi amerykańscy często podkreślają, że z punktu widzenia zdolności do bezpośredniego natychmiastowego użycia to jest formuła skuteczniejsza, dlatego że nie ma takiego zakorzenienia się tych żołnierzy na danym obszarze. Oni są nieustannie pod bronią, więc gdyby istniało niebezpieczeństwo, a taka jest formuła, która towarzyszyła tej decyzji, że oni mają mieć zdolność, reagowanie, nawet na najmniejsze zagrożenie terytorium państw, na których stacjonują – podkreślił gość TV Trwam.

Rozmówca programu „Rozmowy niedokończone” zaznaczył, że aspekt militarny różni się od aspektu politycznego, który zwiększa gwarancję bezpieczeństwa danego państwa.

– Polityczny aspekt wygląda inaczej, dlatego, bo to stałe bazy. Mamy do czynienia ze szkołami, szpitalami itd., gdzie ci ludzie mieszkają wraz z rodzinami na stałe. W wypadku armii amerykańskiej oznacza, że Stany Zjednoczone traktuj każdy potencjalny atak na takie państwo, jako atak na siebie. To niepomiernie zwiększa gwarancję bezpieczeństwa danego kraju – podkreślił.

– Sprawa stałych baz amerykańskich to jest dla nas sprawa absolutnie kluczowa. I rozumiejąc różne uwarunkowania – one są często bardzo skomplikowane – my musimy wybrać: czy chcemy być bezpieczni, czy chcemy wspierać politykę niemiecką? – podsumował były szef MON.

https://www.youtube.com/watch?v=iGnx6vmmNgs

red. Stanisław Michalkiewicz

Po wizycie Rewizora

Szanowni Państwo!

Jeszcze nie ochłonęliśmy z wrażenia po historycznym spotkaniu prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa z dyktatorem Korei Północnej, złowrogim Kim Dzong Unem, a tu do Warszawy zjechał Rewizor, ale bynajmniej nie z Petersburga, co to, to nie – tylko z Brukseli. Mówię oczywiście o niemieckim owczarku Franciszku Timmermansie, który, przynajmniej w oczach Naszej Złotej Pani, wyrósł politycznie na tarmoszeniu Polski za nogawki, jak nie pod pretekstem „demokracji”, to pod pretekstem „praworządności” – a gdyby i tego zabrakło, to przecież brukselscy krętacze znajdą jakiś inny. Kariera Franciszka Timmermansa może jednak opierać się na glinianych nogach, bo pruski król Fryderyk II, zwany „Wielkim” mawiał, że wprawdzie można posługiwać się szubrawcami, ale nie wolno się z nimi spoufalać. Czy Nasza Złota Pani pamięta te zbawienne pouczenia „starego Fryca” – zobaczymy.

Wracając do singapurskiego spotkania amerykańskiego prezydenta z północnokoreańskim dyktatorem, to nie wydaje się, by pociągnęło ono za sobą następstwa, o których pisał Janusz Szpotański w nieśmiertelnym poemacie „Caryca i zwierciadło”. Dotyczyło ono małżeństwa z rozsądku, jakie Henry Kissinger próbował zaaranżować między „sprytnym Rysiem”, czyli amerykańskim prezydentem Ryszardem Nixonem, a „carycą Leonidą”, czyli Leonidem Breżniewem. „Gdy obie zejdą się półkule, będziemy mieć już całą pulę, będziemy mieć już całą włast` i każdy będzie musiał paść przed taką parą na kolana. Czy to Moskwa, czy to Fłorida, czy Łondon to, czy Mozambik – wszędzie carstwujet Leonida, wszędzie władajet Tricky Dick! (…) Patrz, jak korzystnie świat się zmienia: Negry bieleją z przerażenia, a Żydki zamykają domy, bo przeczuwają już pogromy. Butne dotychczas kongriesmeny pokornie pójdą tiepier w plieny…” – marzyła Caryca Leonida.

Dzisiaj już nie ma podstaw do aż takiego optymizmu, bo wszystko wskazuje na to, że złowrogi Kim Dzong Un zwyczajnie wykiwał amerykańskiego prezydenta, być może zresztą na jego prośbę, bo Donald Trump jest przecież w USA pod śledztwem i jakiś sukces, niechby nawet pozorny, był mu potrzebny, jak powietrze. Ale tam, gdzie decydują się sprawy poważne, tam jest inna rozmowa. Oto 8 czerwca w Finlandii spotkał się szef amerykańskiego sztabu generalnego, generał Józef Dunford z szefem rosyjskiego sztabu generalnego, generałem Walerym Gierasimowem. W komunikacie końcowym czytamy między innymi, że „obaj liderzy dostrzegają znaczenie (…) promowania transparentności oraz harmonizacji w obszarach, na których wojska USA i Rosji działają w bliskim sąsiedztwie”. Pozornie chodziło tylko o Syrię, gdzie trwa wojna o pokój, ale przecież obszarem, gdzie „wojska USA i Rosji działają w bliskim sąsiedztwie” jest również Polska. Zatem pewnie i u nas mamy do czynienia z „promowaniem harmonizacji”, tyle, że tubylczy rząd nie jest o tym informowany, bo i po co? Jak to śpiewał Wojciech Młynarski – „po co babcię denerwować, niech się babcia cieszy!” – no a my, wiadomo – razem z babcią.

Zanim tedy padnie salwa, humory nam dopisują, co widać zwłaszcza w rządowej telewizji, bo stacje nierządne, czyli – powiedzmy entre nous – ubeckie, dmuchają w pruską dudkę. Jest dobrze, a będzie jeszcze dobrzej, bo Rewizorowi w osobie Franciszka Timmermansa, pan premier Mateusz Morawiecki w kwestii praworządności nie ustąpił nawet na krok. Jak wiadomo, nie pozwala nam na to nie tylko racja stanu, ale również, a może przede wszystkim – godność narodowa. Polska ustąpiła tyle, ile mogła, albo – ile musiała, chociaż – powiedzmy sobie szczerze – o tym, co jeszcze będzie musiała zrobić, to dopiero się przekonamy.

Oto Nasz Najważniejszy Sojusznik zza oceanu żąda uchylenia nowelizacji ustawy o IPN, więc cóż innego przystoi nam czynić, zwłaszcza w sytuacji, gdy żąda tego również wiadoma diaspora? A przecież na tym nie koniec, bo na 26 czerwca wyznaczone zostało w Brukseli „wysłuchanie” Polski przez Radę Europejską, czyli tak naprawdę – przesłuchanie przedstawicieli Polski na okoliczność oskarżeń przedstawionych przez niemieckiego owczarka. Na szczęście Stalin już nie żyje, bo gdyby takie „wysłuchanie” odbywało się 70 lat temu w Moskwie, to mało kto przeżyłby taki eksperyment. W Brukseli oczywiście jest inaczej, toteż przedstawiciele naszego nieszczęśliwego kraju prawdopodobnie wrócą stamtąd żywi i zdrowi, dzięki czemu nadal będą mogli opowiadać nam rozmaite bajki na dobranoc.

red. Stanisław Michalkiewicz
https://www.youtube.com/watch?v=-amD2CCG0p8

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl