Oświadczenie Instytutu Pamięci Narodowej ws Holokaustu
W ostatnich dniach media zwracają się do Instytutu Pamięci Narodowej z zapytaniami dotyczącymi postaw Polaków wobec Zagłady Żydów. W związku z tym IPN zaprasza 24 kwietnia (wtorek) 2018 r., o godz. 16.00, do Centrum Edukacyjnego IPN w Warszawie, przy ul. Marszałkowskiej 21/25, na panel dyskusyjny zatytułowany „Postawy ludności II RP pod okupacją”. Wezmą w nim udział: dr hab. prof. UG Grzegorz Berendt (wicedyrektor Muzeum II Wojny Światowej), dr hab. Sławomir Kalbarczyk (Biuro Badań Historycznych IPN), dr Maciej Korkuć (Oddziałowe Biuro Upamiętniania Walk i Męczeństwa IPN w Krakowie), dr Marcin Przegiętka (Biuro Badań Historycznych IPN), dr Mateusz Szpytma (zastępca Prezesa Instytutu Pamięci Narodowej). Spotkanie poprowadzi dr Tomasz Domański (Oddziałowe Biuro Badań Historycznych – Delegatura IPN w Kielcach).
Instytut Pamięci Narodowej przypomina, że Holokaust był przede wszystkim przedsięwzięciem państwowym – ludobójstwem zaplanowanym i zrealizowanym przez Rzeszę Niemiecką. Państwo to do realizacji programu wyniszczenia ludności żydowskiej wykorzystało swoje siły zbrojne oraz aparat administracyjny, formacje policyjne oraz służby, tworzone w czasie wojny pod władzą niemiecką także z ludności państw podbitych. Punktem wyjścia do Holokaustu były drakońskie przepisy niemieckiego prawa, narzucanego przez Rzeszę także okupowanym społecznościom.
Rzeczpospolita Polska od pierwszego do ostatniego dnia wojny walczyła przeciw Rzeszy Niemieckiej jako integralna część obozu alianckiego. W odróżnieniu od wielu innych państw europejskich nie wzięła udziału w żadnej z form współpracy z ludobójczym reżimem Adolfa Hitlera.
Rzesza Niemiecka nagradzała i chroniła tych obywateli państw podbitych, którzy, korzystając ze stworzonych przez Niemców okoliczności, nie tylko podporządkowali się okupacyjnym zarządzeniom, lecz także wzięli udział w zbrodniach. W warunkach stworzonych przez Niemców na okupowanych ziemiach polskich znalazły się jednostki, grupy i środowiska gotowe do wykorzystania patologicznych zasad funkcjonowania władz okupacyjnych dla własnych korzyści. Negatywne zjawiska tego rodzaju znalazły swoje odbicie wśród postaw części mieszkańców, nie była od nich wolna też żadna grupa narodowa. Silna chęć przetrwania wojny i strach o najbliższych sąsiadowały zarówno z postawami bohaterstwa i poświęcenia, jak też z postawami haniebnej kolaboracji, a także zabiegania o dobra materialne kosztem życia innych.
Instytut Pamięci Narodowej od początku swojej działalności bada historię Zagłady, wzajemne relacje różnych grup ludności oraz różnorodność postaw – także w obrębie społeczności polskich i żydowskich w latach niemieckiego terroru. Instytut konsekwentnie podkreśla obowiązek przestrzegania przez naukowców reguł stanowiących podstawę warsztatu historyka, potrzebę rzetelnego wykorzystania źródeł i ich weryfikacji, solidnej podbudowy faktograficznej dla publikowanych tez i wniosków.
Instytut Pamięci Narodowej wskazuje, iż podobnie jak dotychczas, uczestniczy w dyskusjach naukowych poświęconych historii Polski w XX stuleciu. W wolność badań naukowych wpisuje się także swoboda debaty publicznej nad publikowanymi opracowaniami. Każda publikacja naukowa jest przedmiotem krytycznych analiz wskazujących mocne i słabe strony udostępnionych na rynku czytelniczym opracowań.
https://ipn.gov.pl/pl/aktualnosci/51244,Oswiadczenie-Instytutu-Pamieci-Narodowej.html
- Zaloguj się, by odpowiadać
2 komentarze
1. O publikacjach oskarżających
O publikacjach oskarżających Polaków o współudział w Holokauście mówi Mateusz Szpytma, wiceprezes IPN
PIOTR LEGUTKO: „Z każdych trzech Żydów, którzy w czasie
wojny uciekli Niemcom, dwóch zamordowali Polacy”. Jak Pan przyjmuje taką
informację?
MATEUSZ SZPYTMA: A czy to jest prawda?
Ponoć naukowo udowodniona. Tak twierdzą autorzy książki „Dalej jest noc” – Barbara Engelking i Jan Grabowski.
Jeszcze przed ukazaniem się publikacji pojawiały się wypowiedzi tych
autorów. Wynika z nich, że w rzeczywistości było inaczej, że wliczają w
ten szacunek także tych Żydów, którzy zostali zamordowani przez Niemców w
wyniku donosów lub rozstrzelani przez aparat okupacyjny po obławach,
realizowanych przecież zwykle na rozkaz Niemców. Prezentowanie takich
sformułowań to wielka odpowiedzialność i powinno być czynione po
skrupulatnym zbadaniu każdego przypadku negatywnego zachowania sąsiadów,
ale i roli okupantów. Dodatkowo zwracam uwagę, że podawane są dane z
dziewięciu powiatów, a w samym Generalnym Gubernatorstwie było ich
kilkadziesiąt.
To znamienne, że IPN nie znał przed publikacją takiej
książki. Przecież nie jest to przedsięwzięcie prywatne, ale efekt grantu
badawczego, jaki Centrum Badań nad Zagładą Żydów otrzymało od
Narodowego Centrum Nauki w 2013 r.
Autorzy nie mają obowiązku dzielić się swoimi badaniami przed ich
publikacją. Naturalna jest sytuacja, że książka się ukazuje i otwiera
dyskusję wśród historyków. Tu jest tak, że dyskusja już się toczy,
autorzy wypowiadają się w mediach od co najmniej kilku tygodni, stawiają
niezwykle mocne tezy, ale nie sposób ich zweryfikować, bo książki
jeszcze nie ma. A gdy około dwóch tygodni temu pojawiły się egzemplarze
okazowe, otrzymały je tylko wybrane redakcje i na tej podstawie powstały
obszerne teksty. Czy to jest uczciwie prowadzona dyskusja?
Raczej celowy zabieg. Internet obiegają teraz rewelacje w
rodzaju: „Skala udziału Polaków w wyniszczeniu żydowskich współobywateli
była większa, niż przypuszczaliśmy”. I podawane są jako ustalenia
naukowców.
Tylko jak poważnie dyskutować z takimi fantomami? Jak odnosić się do
omówień i streszczeń? Doświadczenie uczy, że powinniśmy sięgać do tekstu
podstawowego. Walką z PR-owską akcją, jaka poprzedza takie publikacje,
winni raczej zajmować się nie historycy, lecz specjaliści od
przeciwdziałania akcjom propagandowym.
A co zrobić z nieszczęsną liczbą 200 tys. Żydów,
zamordowanych ponoć przez Polaków? Pada ona na przykład w niedawnym
komentarzu dziennika „The Guardian” jako argument naszej
współodpowiedzialności za Holokaust. Tu mamy źródło: prof. Jan
Grabowski.
Bardzo nieuczciwe jest kolportowanie danych niepopartych żadnymi dowodami. W „Biuletynie IPN” z czerwca 2017 r.
opublikowaliśmy tekst prof. Grzegorza Berendta, z którego jasno wynika,
że ta liczba jest niemożliwa choćby dlatego, że tylu Żydów nie podjęło
nawet prób ucieczki. Wykazaliśmy też, że powoływanie się w tym względzie
na badacza Holokaustu Szymona Datnera (a na jego hipotezach oparta jest
ta liczba) jest całkowicie chybione. Zachęcam do lektury tekstów na ten
temat na stronie internetowej IPN.
A zagraniczne media swoje…
Niestety, mamy do czynienia z grą medialną, której skutki są bardzo
poważne, bo ta liczba utrwaliła się już w zachodniej prasie mimo
wielokrotnego dementowania przez IPN lub polskie placówki dyplomatyczne.
Wysyłaliśmy także nasze komunikaty do agencji prasowych AP, JTA czy
Reutersa, ale nie skorzystano z żadnego z nich.
„Najlepszą strategią ratowania się był obóz koncentracyjny, a
nie zdanie się wyłącznie na pomoc Polaków. Takich uratowanych było dużo
mniej, niż nam się wydawało” – twierdzi prof. Andrzej Żbikowski z
Żydowskiego Instytutu Historycznego. I co Pan na to?
Prezes IPN Jarosław Szarek skomentował niedawno tę wypowiedź
stwierdzeniem, że nie jest znany przypadek, by ktokolwiek z Żydów
ukrywających się po wsiach uciekał do niemieckiego obozu
koncentracyjnego, aby tam szukać bezpiecznego schronienia przed
Polakami. No bo jak inaczej skomentować tego typu tezę?
Dlaczego ludzie mający tytuły naukowe i reprezentujący poważne instytucje w ogóle takie tezy stawiają?
Zwykle jest to oparte na jakichś dziwnych wyliczeniach, porównywaniu
liczby osób w różnych okresach wojny i wyciąganiu z takiego żonglowania
statystykami nieuprawnionych wniosków, które jednak niekiedy trudno
kontrować dokładnymi wyliczeniami, bo brak jest podstawowych badań.
Często jest stosowana prowokacja medialna i stawia się tezę, której ktoś
nie potrafiłby udowodnić, ale by jej naukowo zaprzeczyć, potrzeba
olbrzymich historyczno-matematycznych sprawdzeń. Na przykład, że Polacy
zabili więcej Żydów niż Niemców. Takie stwierdzenia padają specjalnie,
bo też łatwo wywołać dzięki nim szum medialny. I co z tym można zrobić?
Wolność wypowiedzi dotyczy także tych niemądrych i szkodliwych.
A jeśli jeszcze ubierze się ją w pseudonaukowy kostium,
autorów nie dotknie nawet nowelizacja ustawy o IPN, która wywołała
międzynarodowy kryzys.
Jeśli autor upiera się, że stawia taką tezę na podstawie badań naukowych, nie podpada pod żadne tego typu ustawodawstwo.
Wróćmy do wspomnianej na początku książki. Jej autorzy w
rozmowach z dziennikarzami powielają tezę, że polscy chłopi czynnie
współpracowali z okupantem w łapaniu ukrywających się Żydów.
To są sformułowania nieuwzględniające realiów okupacyjnej
rzeczywistości. Warto zadać pytanie o proporcje, o skalę tego zjawiska?
Są to kwestie fundamentalne. Jaki odsetek ludzi na danym terenie
postępował niegodziwie wobec Żydów? Jaki po wojnie został ukarany? W
wywiadach przywoływane są na przykład tzw. warty chłopskie jako
przykładowe formy współpracy z okupantem. Wypowiedzi sugerują, że chłopi
robili to z własnej woli i chęci zysku. Tymczasem Niemcy wymagali, by
takie warty zostały powołane dla pilnowania porządku. To był obowiązek,
od którego nie wolno się było uchylać. Za to groziły surowe kary. Wiem, o
czym mówię, bo badałem taką sytuację, a wnioski zawarłem w publikacji
dotyczącej zbrodni na ludności żydowskiej w Markowej w 1942 r. Obławy
były prowadzone na rozkaz, w bardzo wielu wsiach z udziałem policji
granatowej, czasem Niemców. W Markowej w ten sposób m.in. wartownicy i
zakładnicy wyszukali niemal połowę ukrywających się w 1942 r. Żydów. To
oczywiście nie jest nic chwalebnego, ale czy można takie poszukiwania,
prowadzone pod rygorem nawet kary śmierci, uznać za współpracę z własnej
woli?
Autorka używa określenia „ochoczo”.
Zdarzali się i tacy, ale jeśli przeczytamy powojenne zeznania,
dowiemy się, że była ich zdecydowana mniejszość, pozostali nie zrobiliby
tego, gdyby nie pojawił się rozkaz. Czy jest to więc cała wioska albo
choćby jej reprezentatywna część? Nie, to są ludzie, których po wojnie
bardzo często wytykano palcami. Były warty chłopskie, byli też
zakładnicy wybierani spośród mieszkańców wsi, były poszukiwania
ukrywających się Żydów, ale ważne jest pytanie zasadnicze: czy taka
sytuacja byłaby możliwa, gdyby wciąż istniało państwo polskie? Wówczas
Żydzi byliby traktowani jako pełnoprawni obywatele, a każdy, kto by im
chciał uczynić krzywdę, poniósłby karę. Przypominam, że na podstawie
ustawy haskiej z 1907 r. to okupant odpowiadał za zapewnienie
bezpieczeństwa ludności cywilnej i za wszelkie zbrodnie. Nie wyklucza to
oczywiście indywidualnej odpowiedzialności tych osób, które brały w
nich udział.
Być może problem polega na tym, że o wartach chłopskich i
angażowaniu Polaków w poszukiwanie ukrywających się Żydów wcześniej się
nie mówiło i nie pisało.
Sam jeszcze kilkanaście lat temu nie słyszałem o wartach wiejskich
czy zakładnikach. Dokładne zbadanie realiów okupacyjnych wymaga czasu,
systematycznych badań i dopóki nie będzie ich wyników, stosunkowo łatwo
obudować te półprawdy odpowiednią interpretacją, swoistą terapią
szokową.
Prof. Grabowski w ten sposób serwuje nam opowieść o
niemieckich sądach okupacyjnych zajmujących się Polakami „żerującymi na
nieszczęściu Żydów”.
I znów mamy tu jakiś element prawdy. Niemcy faktycznie prowadzili
postępowania przeciw Polakom, ale przecież nie chcieli w ten sposób
chronić Żydów. Uruchamiali sądy, gdy zabierano im to, co oni sami
chcieli ukraść. Polacy mogli grabić Żydów wyłącznie w porozumieniu z
Niemcami. Byli szmalcownicy i byli szantażyści, czyli ludzie wyłudzający
pieniądze za to, że nie doniosą o osobach ukrywających się. I to oni
podlegali karze. Bo dla Niemców do przyjęcia był tylko taki szmalcownik,
który nie szantażował Żydów, lecz informował o nich Niemców i mógł być
za to przez nich wynagrodzony np. kilogramami cukru. Ale rzeczywiście,
opisując te historie w publicystycznym skrócie, można łatwo przekonać
niektórych, że byliśmy „tymi najgorszymi”.
Nie stać było nas nawet na protesty przeciw zakładaniu na polskich ziemiach obozów koncentracyjnych.
Takie absurdalne pretensje usłyszeli od uczestników jednej z
wycieczek mieszkańcy okolic Oświęcimia. Z czego to się bierze? Z
gigantycznej niewiedzy mieszkańców świata zachodniego na temat tego, jak
wyglądała okupacja w Polsce i na Wschodzie. Okupacja okupacji nierówna.
Inaczej wyglądała w Polsce, inaczej we Francji, Belgii czy Holandii. Tu
był olbrzymi terror, tam – niemal w żadnym aspekcie nieporównywalny.
Czy gdy dwutomowe wydawnictwo, o którym rozmawialiśmy, będzie dostępne, IPN zweryfikuje jego zawartość?
Oczywiście. Przypomnę, że siedem lat temu ukazała się już podobna
praca Jana Grabowskiego, napisana na podstawie badania jednego powiatu.
Została poddana druzgocącej merytorycznej i metodologicznej krytyce w
recenzjach opublikowanych przez osoby związane z IPN: Krystynę
Samsonowską i Bogdana Musiała. Prowadzimy też swoje badania na podobne
tematy, będziemy porównywać wyniki. Myślę, że autorzy powinni być z tego
zadowoleni, bo na tym przecież również polega nauka, że ktoś weryfikuje
nasze ustalenia.
Wywiad ukazał się w tygodniku „Gość Niedzielny” nr 16/2018
https://ipn.gov.pl/pl/aktualnosci/51241,Terapia-szokowa.html
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. ciekawa jestem,ile im Niemcy za
te oszczerstwa płacą ?
gość z drogi