Dwa porządki prawne, dwa narody, dwa państwa
W ciągu ostatnich dni, nagle w domenie publicznej pojawiły się lamenty nad tym, że w Polsce zaczynają się rysować dwa porządki prawne. Jeden, którego źródłem jest prawo powszechne stanowione w Sejmie i drugi, którego źródłem jest jakiś konsensus. Widać, że od strony technicznej ten drugi porządek prawny powstaje w korporacji prawniczej, która ogłasza ten konsensus, ale widać też, że dotyczy on nie tylko prawników, że korporacja prawnicza spełnia rolę usługową, jest jakby ich quasi-parlamentem. I teraz jest pytanie, czyim?
Wszyscy wiemy, że jest to środowisko post-peerelowskie, ale to bardziej jedna z cech tego środowiska niż definicja. Dodatkowo jest to cecha nie wyróżniająca ich tak dobrze, bo wszyscy w jesteśmy w pewien sposób post- peerelowscy, jedni wprost, a drudzy a rebus, ale na wszystkich, w ten lub inny sposób, PRL wypalił swoje piętno.
Historycznie, środowisko nazywane obecnie Antypisem, Rusko- polskimi, Salonem, Mainstreamem miało swój początek w sowieckich władzach okupacyjnych. Ludzie stanowiący te władze nie podlegali w zasadzie prawu polskiemu a sowieckiemu, ale żyli wśród nas.
Była więc potrzeba zamaskowania tej sytuacji, bo formalnie Polska była krajem innym niż Rosja. To było zadanie środowisk prawniczych. Oczywiście na początku nie wszyscy prawnicy brali w tej maskaradzie udział, ale z czasem ci nie biorący udziału zostali zmarginalizowani.
Zadanie stojące przed prawnikami polegało na tym, by obowiązujące w Polsce prawo z jednej strony na tyle rozluźnić, by w niektórych przypadkach mogło działać prawo sowieckie a z drugiej by reszki polskości zawarte w ustawach nie stanowiły zabezpieczenia praw ludności podbitej.
W rezultacie ukształtował się system dwóch porządków prawnych. Jednego oficjalnego i drugiego faktycznego. Porządek faktyczny był zawarty w orzeczeniach Sądu Najwyższego i w doktrynie prawnej. Doszło do tego, że doktryna uchylała poszczególne dyspozycje ustawowe, twierdząc na przykład, że są one, a to deklaracją intencji, zapisem propagandowym i nie mogą być stosowane w praktyce, a że są zbyt ogólne i przez to nie jasne, albo z innych powodów.
W utrzymaniu tych dwóch porządków prawnych szczególna rola przypadała rządowi i parlamentowi. Chodziło o to, że Sejm i rząd zwyczajowo tolerował ta sytuację, mimo że jest ona czystą patologią i nie a uzasadnienia ani logicznego ani ideologicznego nie mówiąc o interesie narodowym.
Sędzia Rzepliński zdaje sobie z tego wszystkiego sprawę, i dla tego stwierdził publicznie, że nie rozumie pojęcia interesu narodowego, bo gdyby powiedział, że go rozumie to musiał by zakończyć bunt.
Co jest przyczyną buntu? Otóż przyczyna buntu jest to, że wpływy środowisk Rusko-polskich są wpływami ze swej natury nie formalnymi i nie mogą być sformalizowane. Mogą one istnieć tylko wtedy, gdy ważne instytucje państwa je tolerują.Jeśli je tolerują, to wtedy mają oni decydujący wpływ na sprawy państwowe, bo to oni wtedy wybierają w jakich sytuacja ich konsensus jest zawierany i wtedy staje się nadrzędny nad prawem państwowym. Stąd taka wagę przywiązują do osoby prezydenta. Przecież prezydent nie ma władzy praktycznie żadnej, poza tym, że może skierować przed podpisaniem każdą ustawę do Trybunału Konstytucyjnego a przez to zawiesić jej wejście w życie praktycznie na stałe. Oczywiście o ile Trybunał Konstytucyjny składa się z właściwych sędziów. Oczywiście może też w skrajnych przypadkach ułaskawić każdego przestępcę, czyli osoba, która w interesie swojej formacji nawet dopuści się przestępstwa może liczyć na bezkarność.
Ponieważ jednak obecnie ani rząd, ani Sejm, ani prezydent nie chcą tolerować drugiego źródła prawa, środowiska prawnicze postanowiły się uniezależnić od władz publicznych i mają w tym całkowite poparcie wszystkich sił stanowiących Antypis.
Nie mniej jednak sprawy zaszły z ich punktu widzenia za daleko, bo zaczyna być kwestionowana możliwość zawarcia z nimi jakiejś ugody, jakiegoś kompromisu a oni są za słabi by z nami wygrać otwarty spór.
Wkraczają wiec ich sojusznicy z zagranicy, głównie z Niemiec. Dlaczego? Bo do tej pory układali się z “grupą trzymająca władzę”, czyli z Antypisem, bo niby z kim mieli się układać. Teraz gdy ich partnerzy zostają marginalizowani to i ustalenia stają się niepewne. Przy czym ja wcale nie twierdzę, że Niemcy są jakoś szczególnie wrogo zastawieni do nas, że jakoś szczególnie chcą nam “coś zrobić”. Nie, oni realizują swoje interesy i zapewne postulaty ich polskich partnerów uwzględnili, być może nawet w całości. Antypis jest łasy na stanowiska, więc Tusk został “Prezydentem Europy”, chcieli mieć dużo zagranicznych firm w Polsce - mają itd. Nie widzę w zasadzie niczego, co było by ważne dla Rusko-polskich a nie było by przez Niemców uwzględniane w ich postawie.
Oczywiście w zamian Niemcy oczekują też czegoś dla siebie, ale ponieważ uważają, że opłacili zgodę Polski na to czego chcą, to się denerwują. W praktyce zapewne to porozumienie sprowadzało się to do braku zdania Polaków w wybranych kwestiach i na tej bazie skonstruowali swoją politykę, a teraz grozi im konieczność zmiany planów. Czyli grozi im, że część działań będzie musiała zostać wstrzymana a ich koszty zmarnowane, zaś inne będą musiały być podjęte, co generuje dalsze koszty ale nie to jest najważniejsze. W końcu pieniądze są po to, by je wydawać.
Problemem jest nade wszystko to, że obecna sytuacja stwarza ryzyko desynchronizacji ich polityki, bo zamkniecie jednych projektów i stworzenie nowych zajmuje czas, a to może być powodem na prawdę dużych kłopotów, dużo większych niż waga bezpośrednich problemów jakie Niemcom sprawiamy.
Oczywiście Niemcy, jak nie będą mogły spacyfikować PiS`u i będą miały już zarysowany plan B, to mogą spróbować dogadać się z PiS`em i w końcu pewnie do tego dojdzie, jeśli PiS nie osłabnie. Przecież my nie jesteśmy “głupimi kłutasami” i swój interes liczyć potrafimy, ale niewątpliwie warunkiem rozpoczęcia negocjacji jest porzucenie tak jawnego wsparcia dla Antypisu. Na razie takich, choćby trochę wyraźnych, nie widać.
To jednak może się zmienić. Nasze środowisko zaczyna mówić, ze nie ma możliwości zawarcia kompromisu z Antypisem. Najpierw zaczął o tym mówić ks. Oko twierdząc, że niewątpliwie stanowiący część Antypisu nurt libertyński jest oparty o fundament wiary a nie przemyśleń logicznych. Ostatnio również i Skowroński w swoim artykule na portalu wPolityce zauważył, ze nie ma miejsca na kompromis. Teraz więc stoi dla wszystkich, zarówno w kraju jak i zagranicą kwestia rozważenia, czy można nas “anihilować”, albo na tyle osłabić w dającym się przewidzieć terminie byśmy zrezygnowali ze sprawowania władzy.
Sądzę jednak, że wydaje się to być coraz bardziej wątpliwe i tak chyba to czuje i Antypis, bo na wezwanie Kaczyńskiego gremialnie stawił się na rozmowy. Być może zdali sobie oni sprawę z tego, że bunt Pana Rzeplińskiego skończy się z końcem tego roku, bo wygaśnie jego kadencja, że jak PiS wybierze nowego sędziego TK, to Rzepliński może nie zebrać wystarczającego kworum do wydania jakiegokolwiek istotnego orzeczenia nawet według starej ustawy.
A co do ewentualnej odpowiedzialności za ten konflikt i przeniesienia buntu na inne sądy, to wszyscy powinni pamiętać, że w tej kadencji zmieni się cały skład TK a Sejm może w dowolnym momencie znowelizować obecną ustawę, tak by w ciągu tygodnia zapadły prawidłowe orzeczenia we wszystkich sprawach teraz rozpatrywanych. Po ich publikacji sędziwie, którzy będą stosować się do niepublikowanych orzeczeń TK znajdą się w niezwykle skomplikowanej sytuacji osobistej.
Tak więc robi się ciekawie i nasi przeciwnicy mają o czym myśleć. Powodzenia Zuchy!
- UPARTY - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz