Przed kolejnym wymarszem Kadrówki z Oleandrów
Przed kolejnym wymarszem Kadrówki z Oleandrów
Władysław Grodecki
Panu Andrzejowi Dudzie Krakowianinowi, Prezydentowi Naszej Umiłowanej Ojczyzny – Polski w rocznicę tak wyjątkową, także w dniu zaprzysiężenia. Czy to nie jest znak?
W ROCZNICĘ 6 SIERPNIA 1914 R.
„Żołnierze!
Spotkał was ten zaszczyt niezmierny, że pierwsi pójdziecie do Królestwa i przestąpicie granicę rosyjskiego zaboru, jako czołowa kolumna wojska polskiego idącego walczyć o oswobodzenie ojczyzny…” / J. Piłsudski – Oleandry 3.08. 1914 r. /
Słuchających te słowa / wspominał Florian Wieniawa- Długoszowski / „ogarnęło wzruszenie ogromne, coś ściskało za gardło.” Chwila była szczególna, wszyscy wyczuwali, że oto zbliża się wojna narodów, o którą za wieszczem modliły się od dziesiątków lat miliony potomków powstańców kościuszkowskich, listopadowych i styczniowych.
Gdy na skutek represji, rozstrzeliwań, zsyłek na Sybir i konfiskat majątków po upadku powstania styczniowego i rewolucji w 1905r. partie polityczne, głównie Narodowa Demokracja były przeciwne rewolucji i tzw. bandytyzmowi, a społeczeństwo ogarnęła apatia, zmęczenie i ucieczka w życie prywatne- „W najswobodniejszej części Polski, w Krakowie, stanęła do boju garść młodzieży, robotników i chłopów by w rozpaczliwej chwili próbować walczyć nie pod obcym, lecz własnym, polskim sztandarem, by umierać na polu bitwy nie jako żołnierz z pod obcego znaku, lecz jako żołnierz polski” /J. Piłsudski /
Oto 6 pokolenie po konfederatach barskich wydało wojnę najpotężniejszemu z zaborców i oni przeżyli CHWILĘ SPEŁNIENIA.
W nocy 5/6 sierpnia 1914 r. ok. 150 młodych Polaków, „strzelców” i „drużyniaków” było gotowych by ruszyć w bój. W tym dniu minęło dokładnie pół wieku od śmierci ostatniego dyktatora powstania styczniowego, pół wieku nie było też na frontach Europy regularnego wojska polskiego.
Ostatnią noc przed wymarszem tak wspominał Generał Tadeusz Kasprzycki: „noc spędzona na scenie w Oleandrach, spędzona w półśnie; co pewien czas otwieram oczy: nikłe światełko lampki, dziwacznie poskręcane ciała kadrowiczów, tu i ówdzie pogwizdy i chrapania.”
O godz.3 zarządzono alarm, a pół godziny później nastąpił wymarsz w kierunku Kielc. O godz. 9. 45 byli już w Michałowicach. Dowódca Tadeusz Kasprzycki wydał rozkaz : „Przed nami ziemia od lat w niewoli, idziemy by ją wyzwolić”. Wyłamano szlabany graniczne zaboru rosyjskiego i austriackiego. Rozpoczynała się wojna narodów, o którą za wieszczem modliły się całe pokolenia Polaków!!!
SZLAKIEM I KOMPANII KADROWEJ
Pierwszym i najważniejszym aktem na drodze ku niepodległości Polski w 1918r. był wymarsz Kadrówki z krakowskich Oleandrów 6 sierpnia 1914r. Dla uczczenia tej ważnej daty w dziejach naszej Ojczyzny już w 1921 r. zrodziła się myśl organizacji corocznego marszu z Krakowa do Kielc.
Rok później w ramach I Zjazdu Legionistów zorganizowano marsz z Oleandrów do Michałowic, a w 1924 r. w 10 rocznicę wymarszu- pierwszy marsz na całej trasie. Brało w nim udział 7 drużyn strzeleckich. Organizatorem tego i następnych Marszy był Związek Strzelecki.
Marsze miały charakter elitarny, i sportowo- militarny, a uczestniczyły w nich najlepsze jednostki nie tylko z Polski, ale także z Łotwy i Estonii. Trwały one po 3 dni. Do 1939 r. zorganizowano ich 15 ( w 1934r. powódź w Małopolsce uniemożliwiła jego organizację ).
6 sierpnia 1939r. , tuż przed agresją niemiecką na Polskę na Błoniach krakowskich zgromadziło się ok. 100 tys. Polaków z całego kraju. Początek Marszu poprzedziła wielka manifestacja patriotyczna z udziałem Marszałka Polski Edwarda Śmigłego Rydza, żołnierzy I Kompanii Kadrowej i 5 żyjących powstańców styczniowych
W P R L- u
II wojna światowa na okres półwiecza przerwała niepodległość Polski, a obchody rocznicy 6 sierpnia były zabronione. Żyli jeszcze legioniści i choć byli traktowani jak obywatele drugiej kategorii, to głównie oni zaczęli się upominać u władz PRL o odnowienie Kopca J. Piłsudskiego na Sowińcu i o kult dla ważnych rocznic historycznych, w tym dla rocznicy wymarszu Kadrówki i Bitwy Warszawskiej z 1920r.
Wielkiego wsparcia udzielał im były metropolita krakowski Kardynał Karol Wojtyła. Na spotkaniu legionowym w Krakowie 25. 01. 1975r. powiedział m. in. :
„Dobrze, że się tu spotykacie, dobrze że strzeżecie tych wszystkich śladów i tej rocznicy 6- sierpnia i tego postumentu na dawnej granicy pod Michałowicami…”
A w liście do byłego prezesa Związku Legionistów Polskich w Krakowie J. Herzoga / z 1974r./ napisał :
„ Pragnę wyrazić moją pełną solidarność z pańskimi poczynaniami, które mają na celu obronę godności Narodu, a zwłaszcza honoru polskiego żołnierza, tego któremu Polska zawdzięcza niepodległość”
W tej sytuacji już 6 sierpnia 1978r. kilkanaście osób przybyło do Michałowic gdzie złożono kwiaty, ale na powrót do dawnej tradycji Marszów trzeba było poczekać jeszcze 3 lata. Oto w wyniku wyboru Kard. K. Wojtyły na stolicę Piotrową i „wybuchu Solidarności” z inicjatywy środowisk niepodległościowych i piłsudczykowskich oraz pomocy ówczesnego proboszcza katedry kieleckiej Mariana Jaworskiego / późniejszy biskup i arcybiskup /, o. Adama Studzińskiego, kapelana spod Monte Cassino, a także regionalnej „Solidarności” w Kielcach i w Krakowie udało się zorganizować w 1981 r. pierwszy powojenny Marsz. W gronie tych co opiekowali się Marszem był także bp. Albin Małysiak, gen. Mieczysław Boruta Spiechowicz i żołnierz I Kadrowej mjr. Tadeusz Brzęk- Osiński.
Następne marsze odbywały się w stanie wojennym, gdy władze PRL nie wyrażały zgody na ich organizację. Wielu uczestników w tym czasie było więzionych lub płaciło wysokie grzywny.
Najbardziej dramatyczny przebieg miał marsz w 1984r. 102 uczestników niosących przez pół Polski antyrządowe transparenty i śpiewający pieśni patriotyczne stanowiło zagrożenie dla władz reżimu Jaruzelskiego.
Już po opuszczeniu Krakowa dochodziło do częstych konfliktów z funkcjonariuszami SB i Milicji. 4 km. przed Jędrzejowem w Zajeździe w Łączynie, gdy właściciel zaprosił uczestników na obiad pojawiło się nagle kilka samochodów ZOMO. Ci, którym nie udało się zbiec zostali przewiezieni do Komendy MO w Jędrzejowie i tam przesłuchani. 7 osób zatrzymano na 24 godziny. W nocy trwały trudne pertraktacje w wyniku, których milicja zgodziła się na kontynuowanie marszu w godzinach nocnych, w znacznym rozproszeniu i bez transparentów. Dzięki pomocy płk. Antoniego Hedy / ps. Szary / i miejscowych chłopów udało się dotrzeć do Kielc.
Sam przemarsz przez to miasto do Katedry przypominał wkroczenie Kadrówki w 1914 r. Nigdy nie zapomnę jak czwórkami w pewnym oddaleniu (po ok. 30 m), by Zomowcy nie mogli nas ująć wkraczaliśmy do centrum. Nieustannie na myśl przychodziły wspomnienia Wacława Sieroszewskiego z wejścia do Kielc Pierwszej Kadrowej w 1914 r.
„I tak ze śpiewem na ustach, na którego dnie kryło się łkanie, weszliśmy w milczące ulice…
Tuż za rogatką po obu stronach stały nieme i nieruchome tłumy… Nic, żadnego dźwięku, ruchu lub wyrazu! (…) Nagle przejmujące, stłumione łkanie kobiece rozdarło niemotę tłumów… ( …) Wyciągnęły się ku nam jakieś ręce i parę bladych kwiatów upadło pod nogi idącej kolumny. Westchnienie ulgi wybiegło z naszych piersi: Żałują nas”.
Tym razem tylko nieliczni mieszkańcy Kielc wyszli na chodnik i przyglądali się maszerującym, inni z podziwem, a może i przerażeniem obserwowali nas z pewnej odległości lub z poza uchylonych firanek swych mieszkań!
I tak dotarliśmy do wypełnionej po brzegi Katedry, przerażająco cichej… niemy tłum się rozstąpił. Zmierzaliśmy w stronę ołtarza krok po kroku czując ciężar spojrzeń setek wiernych. Może trwało to pięć, może dziesięć sekund, choć wydawało się, że była to wieczność…
Nasze wnętrza wypełniła niepewność, rozczarowanie i szok, gdy nagle rozległy się oklaski zrazu słabe, nieśmiałe, a później tak potężne, że trzęsły się mury świątyni. Rozpierała nas duma, wydawało się, że serca wyskoczą z piersi!
Za udział w „nielegalnym marszu” 67 osób zostało później ukaranych wysokimi grzywnami.
Następne marsze były już znacznie spokojniejsze, a w 1990r. burmistrz Jędrzejowa oficjalnie przeprosił uczestników Marszu za wydarzenia z 1984r.
W III RZECZYPOSPOLITEJ
Od pierwszego powojennego marszu tak emigracja niepodległościowa, jak i prezydent R.P. na uchodźstwie Kazimierz Sabat udzielali poparcia uczestnikom Marszu. Ten ostatni umarł 19 VII 1989r. , w dniu w którym sejm kontraktowy wybrał na prezydenta RP . Jaruzelskiego.
Nie żył już żaden żołnierz Kadrówki, ale pamięć po tej formacji i tradycja Marszu sprawiła, że w III Rzeczypospolitej w sierpniowe dni drogi polne, łąki i lasy między Krakowem, a Kielcami zapełniały się polską młodzieżą.
Od 1989 r. Marsz wrócił do formuły przedwojennej. Ma charakter sportowo-obronny. w Marszu uczestniczą oddziały strzeleckie, a od 1991r. przedstawiciele Jednostek WP o tradycjach legionowych. W gronie uczestników znaleźli się również: Litwini i Polacy z Wileńszczyzny – komandosi walczący o wolność kraju w 1990r. /1991r./, żołnierze NATO z Holandii i Niemiec /1998r. /, a od 2000 r. kilkakrotnie uczestniczyła także polska młodzież z Wileńszczyzny i Ukrainy.
Nastąpiła ilościowa i jakościowa zmiana, a w gronie patronów honorowych znajdowali się m. in. b. Prezydent na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, Pani Jadwiga Piłsudska- Jaraczewska , płk Antoni Heda- „Szary” – Prezes Światowej Federacji Kombatantów, dowódca 3 PP Leg .AK, dr Krzysztof Kula- bratanek Leopolda Lisa – Kuli, o. płk. Adam Studziński- kapelan II Korpusu PSZ, Kapelan Marszu abp. gen. Dyw. Sławoj Leszek Głódź , czy śp. Prezydent Lech Kaczyński.
Od tej pory Marszom towarzyszyły msza św. w katedrze na Wawelu i różne imprezy tak w Krakowie jak i w innych miastach; wystawy fotograficzne, pokazy kawaleryjskie na Błoniach, lekcja śpiewania z udziałem artystów Loch Camelot w Rynku Głównym (ostatnio w Małym Rynku), uroczystości pod obeliskiem upamiętniającym obalenie słupów granicznych w Michałowicach, spotkania z mieszkańcami miast, zawody strzeleckie, odsłonięcie płyt pamiątkowych, składanie kwiatów na grobach legionistów, konkursy historyczne itp.
Mimo to ostatnie lata XX w. nie należały do łatwych, a przyczyniły się do tego, zmiana pokoleniowa, dewaluacja wszelkich wartości etycznych, brak odpowiedniej edukacji historycznej czy wyśmiewanie patriotyzmu, który niesłusznie kojarzono z nacjonalizmem”!
MARSZ KADRÓWKI W OCZACH ZWYKŁEGO UCZESTNIKA
14 czerwca 1999r w Łowiczu Ojciec Święty Jan Paweł II przypomniał:
„Wychowanie młodego pokolenia w duchu miłości Ojczyzny ma wielkie znaczenie dla przyszłości narodu. Nie można bowiem służyć dobrze narodowi, nie znając jego dziejów, bogatej tradycji kultury. Polska potrzebuje ludzi otwartych na świat, ale kochających swój rodzinny kraj”.
Dla najstarszych uczestników (tych z lat osiemdziesiątych) Marsz Kadrówki powinien być przede wszystkim wspaniałą lekcją historii i patriotyzmu.
Niełatwo jest o tym pisać, trudno mówić, ale trzeba to robić choćby po to by na trasę między Krakowem, a Kielcami wrócili ci, którym arogancki styl prowadzenia marszu nie odpowiadał. Z uznaniem o ogromnym zaangażowaniu i poświęceniu trzeba się wyrazić o kolejnych komendantach Marszu ostatnich lat XX w., Wojtku Pęgielu, Witku Tukałło, Michale Wnuku, Andrzeju Fischerze, Andrzeju Albiniaku, Leszku Marcinkiewiczu czy Lucjanie Muszyńskim. Trzeba pamiętać, że mieli niełatwe zadanie, bowiem na Marszu w znacznej mierze pojawiali się zupełnie przepadkowi ludzie, nieświadomi jaki jest jego cel, często traktujący Marsz jako okazję do odpoczynku, taniego spędzenia urlopu czy części wakacji.
Od 1999 r. do 2014 r. Komendantem był Jan Józef Kasprzyk z Warszawy. Nie można zaprzeczyć jego niewątpliwych zasług, zwłaszcza w początkowym okresie. Wszędzie podkreślano jego nienaganną wiedzę, aparycję i przygotowanie aktorskie ( uczeń śp. Janusza Zakrzeńskiego). Jednak sam pan Janusz na spotkaniu w Żywcu 4 września 2006 r. do kilku „piłsudczyków” z Krakowa powiedział: „Jasiu się zmienił, nie powinien już być komendantem”.
Mnie i innych uczestników marszów „stanu wojennego” raził brak dyscypliny, otaczanie się ciągle tymi samymi „kolesiami” z Warszawy, nie grzeszącymi skromnością i nadmiarem kultury. Raziło przyznawanie sobie różnych nagród i odznaczeń, za bardzo wątpliwe zasługi.
Marsz jak sama nazwa wskazuje powinien mieć coś wspólnego z chodzeniem, a nie wożeniem się samochodami prywatnymi i służbowymi. Dotyczyło to nie tylko kadry, ale również, wielu uczestników, szczególnie, młodych urodziwych dziewcząt. Tolerowano, kradzieże, profanowanie symboli, pijaństwo, nieprzestrzegania ogólnych zasad współżycia (np. hałasowanie po ciszy nocnej, brak szacunku dla osób starszych i zasłużonych).
Na Marszu nie było tej patriotycznej atmosfery lat osiemdziesiątych, tych dyskusji, sporów, zafascynowania naszymi dziejami i postacią Marszałka. Śp. Lucjan Muszyński pasjonat historii robił co mógł, ale w tej sytuacji niewiele mógł zdziałać!
Pozornie wszystko wyglądało wspaniale; przed wejściem do każdego miasta, na przybywających z różnych stron uczestników czekała orkiestra honorowa i konnica, a w centrum gospodarze regionu.
Jednak z reguły niewiele osób nas witało (bardzo kiepska reklama), a zmęczeni długim marszem, głodni i spragnieni uczestnicy myśleli o jednym, by znaleźć się jak najszybciej w miejscu zakwaterowania. Niestety wypoczęty Komendant Marszu i jego kadra oraz przedstawiciele władz miasta nie bacząc na to, że niektórzy ledwo stoją popisywali się swoją elokwencją. Uważny obserwator odnosił wrażenie, że Marsz jest dla jego organizatorów i WiP-ów, a nie dla uczestników i miejscowej ludności.
Kiedyś było zupełnie inaczej, był bardzo bliski kontakt z mieszkańcami, może dlatego, że marsze były „nielegalne?”. Co roku szliśmy inną trasą. Zakwaterowanie załatwiano u księży proboszczów (dzięki listom polecającym od śp. biskupa Małysiaka) w chłopskich chałupach lub w stodołach, także u Cystersów w Jędrzejowie.
Szliśmy z plecakami małymi grupkami (dla bezpieczeństwa) dźwigając dodatkowo sztandar Kadrówki i różne transparenty. Bagaż jakimś prywatnym samochodem zawożony był na miejsce zakwaterowania. Marszowi towarzyszyły śpiewy pieśni patriotycznych, a w miejscach postoju ożywione dyskusje historyczne.
Po dotarciu na miejsce i zakwaterowaniu, gospodarze podejmowali nas obfitym obiadem, a później wspólnie udawaliśmy się do miejscowego kościoła gdzie odprawiana była msza święta. Wieczorem zaś przy herbacie opowiadaliśmy zgromadzonym o tym dlaczego idziemy do Kielc?
Ludzie czuli się dumni, że uczestniczą w tej lekcji historii.
Przed nami kolejny jubileuszowy pięćdziesiąty Marsz Szlakiem I Kompanii Kadrowej (35 po II wojnie światowej). Jego komendantem został Piotr Augustynowicz, mający ambicje by Marsz był naprawdę Marszem, by wrócili na trasę dawni jego uczestnicy ze swymi dziećmi i wnukami. Musimy go wspierać w tym niełatwym przedsięwzięciu!
Ps. Poniżej wywiad z Piotrem Augustynowiczem!
Władysław Grodecki
♣
Ełk, dn. 29.06.2015 r.
-
Poprzedni Marsz wypadł w setną rocznicę wymarszu I Kompanii Kadrowej! Obecny też będzie Marszem szczególnym, gdyż jest już 35, kolejnym po wojnie i L jubileuszowym. Jego Komendantem został wybrany Piotr Augustynowicz.
Piotrku, nie miałem do tej pory okazji poznać Cię bliżej, ale podzielam radość moich przyjaciół, że Tobie powierzyli tę zaszczytną i odpowiedzialną funkcję. Gratuluję odwagi! Proszę powiedz coś o sobie, o dzieciństwie, młodości, pracy, pasji życiowej?
Urodziłem się w 1980 r. w Białymstoku jako drugi z czworga synów Jana i Zofii z hr. Arciszewskich Augustynowicz. Moi przodkowie ze strony ojca pochodzą z Litwy, pieczętując się herbem Poraj. Dzieciństwo i młodość spędziłem w Prusach Wschodnich, najpierw w gospodarstwie najpierw mojego dziadka, osadnika wojskowego- Henryka Augustynowicza, a później w gospodarstwie rodziców. Ciężka praca na roli była częścią mojego młodego życia. Od małego fascynowała mnie historia.
W 1991 r. nazwałem siebie piłsudczykiem. Wszystko za sprawą lektury książki „Józef Piłsudski o sobie”. Od tamtej pory Józef Piłsudski stał się moim bohaterem, wzorcem i Wodzem. W roku 1999 r. powróciłem do rodzinnego miasta, by podjąć studia na kierunku historia na tamtejszym Uniwersytecie. W trakcie studiów w 2002 r. wstąpiłem do Towarzystwa Pamięci Józefa Piłsudskiego Oddział w Białymstoku, przekształconego później w Związek Piłsudczyków. Byłem również członkiem Towarzystwa Przyjaciół Grodna i Wilna. W 2004 r. zostałem magistrem historii i ponownie wyjechałem do Prus Wschodnich, tym razem do stolicy Mazur – Ełku. Tam też podjąłem pracę zawodową w jednej ze szkół średnich i kontynuuję ją do dziś. W 2006 r. wstąpiłem do Związku Strzeleckiego, a w 2012 r. po wystąpieniu z niego reaktywowałem Polską Organizację Wojskową.
-
Kiedy po raz pierwszy pojawiłeś się na Marszu i co Cię tak zafascynowało, że postanowiłeś wracać tu co roku?
O Marszu po raz pierwszy dowiedziałem się w końcu lat 90. XX w., a po raz pierwszy pojawiłem się na nim w 2005 r. za namową mojego serdecznego kolegi, piłsudczyka, długoletniego uczestnika Marszy – Piotra Siwickiego. Od tamtej pory jestem co roku. Zafascynowała mnie przede wszystkim atmosfera, uczestnicy, zawiązały się przyjaźnie, swego rodzaju braterstwo.
-
Jakie Twoim zdaniem były „Blaski i cienie” Marszów organizowanych przez Twojego poprzednika?
Mój poprzednik, na początku mojej przygody z Marszem był dla mnie autorytetem. Przede wszystkim za sprawą elokwencji, znajomości faktów i stylu dowodzenia. Myślę, że dzięki niemu Marsz przestał być lokalnym przedsięwzięciem patriotycznym, a stał się ogólnopolskim i nie tylko. Jeśli chodzi o „cienie”, to uważam że Marsz stał się za bardzo komercyjny. Można było odnieść wrażenie że jest bardziej dla samorządowców i Komendy Marszu, niż dla samych uczestników. Poza tym coraz więcej uczestników Marszu pokonywało go samochodem, niż pieszo. Do tego można być dodać niepotrzebne, dodatkowe przemęczanie uczestników długimi uroczystościami czy postojami. Z roku na rok rósł też dystans między Komendą Marszu a uczestnikami, swoisty podział na „my” i „oni”, poza tym niezmienny skład samej Komendy, do której wkradła się rutyna. Gdzieś uleciały przy tym entuzjazm, patriotyzm, dyscyplina, integracja, wychowanie czy przykład dla lokalnych społeczności. Przyznaję, że do pewnego momentu sam też nie zawsze świeciłem przykładem. Na szczęście w porę przyszło otrzeźwienie i zrozumienie, że dłużej tak się nie da i że czas to zmienić. Ponadto nastąpiło szereg różnych podziałów wśród samych uczestników Marszu. Tylko na zewnątrz, z pozoru tworzyliśmy wspólnotę, ale wewnątrz już niekoniecznie.
-
Kiedy i dlaczego zdecydowałeś się kandydować na komendantem marszu jubileuszowego ?
W ubiegłym roku po lipcowej odprawie mój poprzednik zadzwonił do mnie z taką propozycją. Myślałem nad tym długo i nie do końca byłem co do tego przekonany. Z jednej strony uważałem że mam za krótki „staż” na Marszu, za małe doświadczenie (byłem dowódcą plutonu), ale o wpływ na moją decyzję mieli zarówno moi podkomendni z POW, jak i najstarsi uczestnicy Marszu. Pragnienie zmiany wśród nich było odczuwalne i powszechne. Jednak w trakcie wyborów odniosłem wrażenie, że mój poprzednik mimo wcześniejszych deklaracji zamierzał nadal kandydować. Tuż po wyborach potraktował mnie mówiąc delikatnie z rezerwą, deklarując jedynie wsparcie duchowe.
-
Program marszu jest niezwykle bogaty, bardzo ambitny. Czy mógłbyś w kilku zdaniach wspomnieć jaki stawiasz sobie cel, jakie zasadnicze zmiany w porównaniu do poprzednich planujesz wprowadzić?
Wybór na Komendanta Marszu przyjąłem jako zaszczyt i jednocześnie jako zadanie do wykonania. Niestety, mimo moich najszczerszych chęci i sympatii wobec najstarszych uczestników Marszu, w wielu wypadkach zarówno w formule, jak i programie Marszu nie da się powrócić do tego co było w latach 80 XX w. Razem ze współpracownikami chcemy wymagać dużo od siebie, ale i od samych uczestników. Będziemy pracowali nad dyscypliną, nad poprawą wizerunku Marszu wśród lokalnych społeczności. Poza tym stawiamy na wychowanie najmłodszych uczestników, na integrowanie wokół śpiewu, historii, tradycji oraz sportu.
Chcielibyśmy, aby Marsz był autentyczną, radosną przygodą z patriotyzmem. Przechodząc do samego programu, to czeka nas wiele przedsięwzięć towarzyszących Marszowi. Pragniemy, aby najmłodsi uczestnicy Marszu, ale nie tylko, mieli zagospodarowany czas. Żeby spędzili go w sposób aktywny i zarazem oddziaływujący na nich wychowawczo, stąd też m.in. spacer po Krakowie śladami Józefa Piłsudskiego, lekcje śpiewania na trasie Marszu, pokazy sprawności ułańskiej, zawody strzeleckie, zawody sportowe w Choinach nad Nidą, konkurs historyczny w nowej formule i tradycyjnie już zawody marszowo-biegowe.
6) Kto będzie Ci pomagał w organizacji? Czy udało Ci się dobrać odpowiednich współpracowników i sponsorów?
W organizacji Marszu pomaga mi założone we wrześniu ubiegłego roku w Kielcach Stowarzyszenie „Kadrówka” oraz Komenda Marszu. W Komendzie w większości są nowi ludzie, ale znani uczestnikom Marszu, często sami wielokrotni jego uczestnicy. Na tym etapie nie wypada mi oceniać współpracowników. Każdy z nas daje od siebie tyle, ile może. Na podsumowanie czy ocenę przyjdzie czas po zakończeniu Marszu w Kielcach.
Organizację Marszu zaczęliśmy praktycznie od początku, od zera. Nie otrzymaliśmy nic od poprzedniej Komendy Marszu i głównego organizatora, czyli Związku Piłsudczyków. Na dofinansowania z urzędów i samorządów za bardzo nie mogliśmy liczyć z racji tego, iż dopiero w styczniu 2015 r.
Stowarzyszenie „Kadrówka” uzyskało osobowość prawną w KRS. O sponsorów zabiegamy nieustannie i jesteśmy dobrej myśli, niemniej chciałbym zaznaczyć, że Marsz ma charakter wędrowny, polowy a nie charakter koszarowy czy letniskowy. Mamy swoją postawą, zaangażowaniem i wysiłkiem fizycznym naśladować żołnierzy 1 Kompanii Kadrowej z 1914 r.
-
Jakie wrażenie robi na Tobie Kraków? Miasto pomnik, symbol świetności i dostojeństwa, stolica Piastów i Jagiellonów, miasto św. Jana Pawła II, M. Kopernika, T. Kościuszki i J. Piłsudskiego…. Z każdego zabytkowego miejsca tchnie tu wielka przeszłość. Tu sto lat temu zaczął się sen o niepodległości i tu najwcześniej zaczął się on realizować! Kraków stał się prawdziwym „Domem niepodległości”!
Kraków to miasto, które obok rodzinnego Białegostoku oraz Wilna odwiedzam najczęściej. Wspaniałe zabytki, świadczące o dawnej potędze i świetności Rzeczypospolitej, mili, gościnni mieszkańcy, rzesze młodych, uśmiechnięty turystów i współczesnych żaków, miasto tętniące życiem przez całą dobę i do tego niepowtarzalna atmosfera. Poza tym dla piłsudczyka mego pokroju to swego rodzaju źródło Niepodległości, matecznik Czynu Legionowego. To wreszcie serce polskości bijące na każdym kroku, a w sposób szczególny na Oleandrach, na Kopcu na Sowińcu i w Krypcie pod Wieżą Srebrnych Dzwonów.
Dziękuję za rozmowę
Władysław Grodecki
♣
STOWARZYSZENIE „KADRÓWKA”
KOMENDA L (35 PO WOJNIE) MARSZU SZLAKIEM
1 KOMPANII KADROWEJ KRAKÓW- KIELCE,
6-12 SIERPNIA 2015 r.
25-507 Kielce, ul. ks. Piotra Ściegiennego 2, tel. 606 495 407, e-mail: kadrowka2015@wp.pl, KRS: 0000539063, NIP: 6572916217, REGON: 36054136900000, KONTO: PKO BP SA 18 1020 2629 0000 9102 0313 1620 |
- Józef Wieczorek - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
2 komentarze
1. Bogu dziękujmy, że zawsze znajdzie się tych "około 150"
którzy mając w sercu Polskę , będzie za Nią i Jej wolność walczyć.
„Przed nami ziemia od lat w niewoli, idziemy by ją wyzwolić”. Wyłamano szlabany graniczne zaboru rosyjskiego i austriackiego. Rozpoczynała się wojna narodów, o którą za wieszczem modliły się całe pokolenia Polaków!!!
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Pierwsza czwórka wychodzi z Krakowa
Piotr Wiesław Jakubiak