O orkiestrze na Titanicu i prawicowym pięknie męskiej szyi grubości ołówka
Dávila stwierdza w jednym ze swoich scholiów coś w tym duchu, że: "Celem liberalnej demokracji jest uczynienie wulgarności dostępną dla każdego", i oczywiście ma tu pełną rację. Gdyby mnie ktoś poprosił o szybkie, a mimo to precyzyjne, kryterium pozwalające odróżnić młodziaczka zabłąkanego chwilowo w "konserwatywnym liberaliźmie" od nastojaszcziego idioty, który już nigdy z tego nie wyjdzie, to zalecałbym skierowanie do takiego gościa prośby o wyjaśnienie nam, w jaki to sposób rozbuchana komercja - czym w końcu jest przecie z definicji "wolny rynek" i ma to być rzekomo bardzo, bardzo dobre - chroni konserwatywne, czyli te prawdziwe, tradycyjne, wartości? Skoro przecież na każdym kroku widzimy coś dokładnie odwrotnego (i tu ew. podać parę konkretnych przykładów).
My się na to dziwnie łatwo łapiemy. A raczej nie tyle "my", co te wszystkie biedne zagubione ludki, chcące się, i slusznie, uważać za "prawicę". Dlaczego? Powodów widzę multum, ale jednym z nich na pewno jest to, iż lewizna, z samej swojej natury przywiązuje ogromną rolę do JĘZYKA - podczas gdy my (i potencjalni "my") język lubimy totalnie lekceważyć. Przykłady na to lewiźniane przywiązywanie roli do jezyka są liczne - weźmy choćby politpoprawność.
No a jaka to "natura" lewizny, która temu miałaby sprzyjać, spyta ktoś? No to ja odpowiem, iż chodzi tu o to, że dla nas - na ile rzeczywiście jesteśmy tą "prawicą", a nie np. jakimiś korwinicznymi przechrzto-hybrydami - "real", fakty, "prawda" to rzeczy w sumie święte, podczas gdy lewizna jest z samej natury jakaś taka para-gnostycka, czyli organicznie wroga wszelkim obiektywnie danym faktom, wszelkiej obiektywnej naturze... O czym by jeszcze można, a nawet by i należało, długo, tylko że my na razie zamirzamy mówić o czymś innym.
Takim najbardziej klasycznym przykładem działania liberalizmu... No bo, mimo wszelkich "monarchistycznych" i antydemokratycznych bredni wygłaszanych bez przerwy przez piewców liberalizmu i "wolnego rynku" - jeśli mielibyśmy w ogóle te liberalne i "wolnorynkowe" poglądy (bo przecież nie te "monarchistyczne"!) traktować poważnie, to przecież demokracja to nic innego, niż "wolny rynek" na władzę, a liberalizm bez demokracji to raczej tylko jakaś ubecka ściema, mająca pryszczatego spod trzepaka i nie mającego czasu myśleć przedsiębiorcę łagodną perswazją zaprowadzić do totalitrarnej zagrody...
No więc, takim najbardziej klasycznym przykładem działania libealizmu w kwestii udostępniania wulgarności każdemu - i to właśnie w sferze języka w dodatku, a więc w sferze FRONTOWEJ pomiędzy szalejącą dziś totalitarną (choćby udawała wolnościową, co jest oczywiście bardzo częste) lewizną i nami - to sprawa "orkiestry grającej na Titanicu". Oczywiście - lewizna, z liberałami na czele, potrzebuje do życia, niemal tak samo jak powietrza, przykładów ludzkiej głupoty i wulgarności. Licznych przykładów, bardzo licznych. (Zadanie do domu dla co pilniejszych uczniów: zastanówcie się dlaczego ona tego tak potrzebuje?)
My z drugiej strony, potrzebujemy przykładów na ludzką wzniosłość, szlachetność, odwagę, heroizm, zdolność do (sensownego, a najlepiej i skutecznego) poświęcenia... Bez tego, bez przykładów na to, że jednak, mimo całego nieuniknionego tragizmu ludzkiego życia, mimo tego, że nigdy nie będzie raju na ziemi... Mimo tego że wszyscy zejdziemy z tego świata w sposób, przeważnie, z takich czy innych względów, mało przyjemny, albo też przeżyjemy naszych najbliższych, co też słodkie nie jest...
Bez tego nie da się po prostu być jakąkolwiek sensowną opozycją wobec całej tej szalejącej lewizny szykującej nam wszystkim chomąta, kółka w nosie, a naszym wnukom status zabawek różnych co wyżej postawionch pedofilów! No i mamy ten Titanic - statek tonie, szalup ratunkowych o wiele za mało dla wszystkich - orkiestra nie ma nawet co o miejscu na takiej marzyć, podłoga w głównym salonie przechylona pod niesamowitym kątem, kawałeczek dalej pluszcze lodowaty nocny polarny ocean...
Orkiestra gra religijny hymn "Nearer My God to Thee" ("Bliżej mój Boże do Ciebie"). Czyż może być coś bardziej heroicznego, bardziej wzniosłego, piękniejszego? Czy może być coś bardziej, z samej swej natury, bardziej wrogiego i bardziej nienawistnego totalitarnej lewiźnie, pragnącej z ludzi uczynić marną imitację mrówek, i liberałów i pragnących całą ludzkość uświnić w swym pachciarskim "kiedy nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze"? Nie i nie -odpowiadam! A jednak...
A jednak to ONI wciąż wygrywają, prawda? Nikt (dzięki liberalno-lewiźnianej szkole, nawiasem) nie wie już kto to był Sardanapal - może zresztą o to chodzi, żeby nie wiedział, bo, choć to też nie całkiem ilustruje to, co miałoby oznaczać to codzienne "granie orkiestry na Titanicu", jednak lepiej pasuje i, choć jest i w tym pewna wzniosłość, ma się to nijak do wzniosłości i heroizmu orkiestry z Titanica - tej PRAWDZIWEJ! W dodatku, jeśli coś jest w historii Sardanapala mniej wzniosłego, to raczej jego wcześniejszy pacyfizm, życie chwilą i... Well - konsumpcjonizm, które go przecież do upadku doprowadziły. (Sam upadek miał natomiast niewątpliwy styl i wielkość, o jakich żaden liberał nawet zamarzyć by oczywiście nie potrafił po najdłuższym życiu.)
Tak to właśnie jest z tym językiem, do którego my tak małą wagę przywiązujemy, a oni tak dużą, i słusznie. (Jednoznaczna lewizna z powodu swego gnostycyzmu, Gramsciego i Szkoły Frankfurckiej, leberały z powodu choćby tego, że zawsze mają większość mediów w tzw. "wolnym świecie".) Mówiąc to prościej, a newet wulgarniej - oni nam szczają do tej naszej chrzecielnicy, a my albo też, dla towarzystwa, albo co najmniej zaczynamy też majstrować przy własnych rozporkach, zastanawiając się, czy to nie jest właśnie to, co należy czynić. Może kiedyś nie - ale teraz, czasy się zmieniają... I te rzeczy. Dla mnie zgroza!
* * *
A co z szyjami grubości ołówka? Miało być głównie o nich, ale sprawa Titanica - naprawdę bardzo, moim zdaniem istotna, dużo od ołówków istotniejsza - zajęła nam tyle czasu i miejsca, że tylko bardzo krótko... Otóż takim przykładem na nasze uleganie lewiźnie (w tym i liberałom) w kwestiach języka jest owo, radośnie powielane przez np. "prawicowych" blogerów gadanie o "karkach". W sensie muskularnych mężczyzn, którzy, jak należy rozumieć, są z definicji be.
Oni są be, z czego oczywisty wniosek, że fajne są karczki grubości ołówka - jeśli nawet z osiągnięciem średnicy wykałaczki jest na razie jeszcze pewien problem. A czemu tak? Nikt tego chyba nie wie, ale skoro tak zaczęto kiedyś pisać w prasie III RP... (Wam zgadywać w jakiej konkretnie? Mnie wtedy tutaj nie było, więc tylko intuicja mi podpowiada, że to była... Prawda?) Powie ktoś - anabole, kulturystyka, te rzeczy moga się prawicowym blogerom nie wydawać aż tak fajne, natomiast różnym tam gansterom czy "gorylom" jak najbardziej.
No to ja wam powiem ludzie, że co do anaboli się w sumie zgadzam, co do kulturystyki raczej zresztą też. Jednak wyjaśnijmy sobie pewne podstawowe sprawy... Po pierwsze - te grube, a przede wszystkim "krótkie" karki, to nie tyle karki, co całkiem inne mięśnie. Trzeba bardzo mocno trenować na masę, żeby karsk stał się wyraźnie grubszy, a krótszy to on się z tego powodu i tak w żaden sposób nie stanie. Dlaczego więc karki tych panów wydają sie takie krótkie? Przecież nie są garbaci i nie wciągają głowy w ramiona chodząc sobie po ulicy?
One się wydają krótkie z powodu super rozwiniętych mięśni trapezoidalnych, leżących między barkiem i szyją. Są to mięśnie podnoszące barki do góry, potrafiące rzeczywiście "skrócić" szyję (b. użyteczne kiedy nas ktoś chce udusić!), ale także sprawiające, iż optycznie kark zaczyna się o wiele wyżej, a baki o wiele wyżej się kończą. Może się to komuś nie podobać? Może, choć ja tego za bardzo nie rozumiem. (Jeśli oczywiście nie ma jakichś rażących dysproporcji w rozwoju mięśni.) Może ktoś woleć szyję jak ołówek, a do tego dłuuugą? Może, jasne! De gustibus itd. Ale, jeśli TO ma być kryterium "prawicowości", to proszę mnie z takiej "prawicy" łaskawie wyłączyc!
Czy takie hiper-rozwinięte "trapy" to rzeczywście rzecz typowa akurat dla kulturystów? Bo ja się chętnie zgodzę, że kulturystyka (która jeszcze w latach '50 miała sporo sensu, a nawet w późniejszych czasach bywali tam tacy super faceci jak Mike Dayton) dzisiaj jest sprawą dość dziwaczną i jakby mało sensowną. Otóż nie - o wiele bardziej charakterystyczne dla kulturystów są np. ogromnie rozwinięte mięśnie piersiowe. (Swoją drogą, w jakimś badaniu, o którym kiedyś czytałem, wykazali, że obsesja mięśni piersiowych jest typowa dla homoseksualistów. Oczywiście w kulturystyce tak być nie musi, bo tam to jest standard, ale zdaje się procent homo wśród kulturystów jest b. znaczny.)
Dla kogo są zatem typowe te poteżne trapezoidy - te "krótkie karki"? Dla zapaśników przede wszystkim. Z powodu mostów, które oni robią na głowie (w odróżnieniu od np. ludzi z BJJ czy submission grapplerów), unikając dotknięcia maty plecami. Mają na to masę różnych niesamowitych ćwiczeń, które im te karki (bo karki też jednak) i te "trapy" rozwijają. Potem np. taki "Farmer" Burns, mistrz w zapasach z czasów międzywojennych, był podobno całkiem nie do uduszenia - wystarczyło mu podnieść barki, napiąć mięśnie i przeciwnik mógł próbować do woli! (A co potrafił zrobić z karkiem wspomniany już Mike Dayton to można sobie poszukać na YouTube.)
Jest w tym coś złego? Coś co by kompromitowało prawicowego blogera? Sorry, ale ja sto razy bym wolał taki karki i takie "trapy" od szyjki o średnicy ołówka! (Na razie jestem jakoś tak pośrodku.) Oczywiście - jeśli inne mięśnie nie są podobnie rozwinięte, barki wydają się wtedy dziwnie wąskie. Zresztą widział ktoś kiedyś zapaśnika z szerokimi barkami? Przynajmniej na oko? (Bo może z miarką to by nawet i dało znaleźć.)
Także powerlifterzy mają takie "krótkie grube karki". Karków oni wprawdzie raczej nie trenują, samych w sobie, ale za to masę martwych ciągów z ogromnym obciążeniem, co im potężnie rozwija te mięśnie, o których tu sobie rozmawiamy. Sporo było tych faktów, które pewnie mało kogo aż tak interesują, i które faktycznie można sobie zaraz zapomnieć, ale jednak z maniackim uporem będę powtarzał, że branie słownictwa, określeń, powiedzeń od lewizny (z liberałami włącznie) to dla nas wyjątowa wprost i samobójcza głupota!
Czy chodzi o sprawę OGROMNĄ - jaką jest w mojej opinii "orkiestra grająca na Titanicu"... Czy o sprawę dość w sumie niewielką (krótką za to i grubaśną) jak te "karki", mające rzekomo być najbardziej wstydliwą rzeczą dla mężczyzny, jaką dałoby się w ogóle znaleźć. Otóż nie - dla mnie to nie "Kościół, Szkoła, Strzelnica" powinno być naszym hasłem i celem... (Dlaczego nie, kiedyś trzeba by może wyjaśnić, na razie powiem, że w połowie to utopie, w drugiej połowie bezsens.) Tylko już prędzej coś koło "Monteverdi, Real, Mata". (Może być Uchi-mata albo Mataleo, ale tak całkiem serio to mata w sensie BUDO.)
No a wtedy jednak karki się rozwijają, "trapy" też... Liberalnej i wprost lewiźnianej prasie oczywiście to NIGDY nie będzie pasować, bo oni kochają "prawicę" na zabój, ale to musi być prawica "cywilizowana", czyli z szyjką grubości ołówka i bez zająknienia powtarzająca owe - wciąż przecież ach jak celne i od wieku już nie tracące nic na swej przezabawności - powiedzonka o "orkiestrze grającej na Titanicu".
Jako o symbolu bezmyślności i głupoty - bo czegoż by innego?! TAKIEJ "prawicy" - to znaczy tej poczuwającej się do cienkiej szyjki i wyśmiewania się z orkiestry grającej na Titanicu - to oni się absolutnie nie boją. No bo niby czego się bać? Nie dość że cherlawe, to jeszcze bezmyślnie powtarza.
* * *
Ba, oni nawet ją, tę cienkoszyją "prawicę" całkiem, w porywach, lubią - aż dziw że jeszcze chyba nigdy nie opublikowali w Gazowniku "Poradnika dla prawicowych blogerów jak sobie odchudzić szyjkę do grubości ołówka (a jak dobrze pójdzie to i wykałaczki". Na pewno sprzedaż gazety bardzo by się wtedy podniosła, bo każdy prawicowy bloger kupiłby co najmniej dwa egzemplarze - dla siebie i dla brata.
Prawda polska blogaskowa prawico? A to przecież nie wszystko, bo są jeszcze i "koktaile Mołotowa" i "generał" o Jaruzelskiej matrioszce... Nie przyszło wam nigdy, ludzie do głowy, że wy, być może, więcej dobrej roboty (?) tym swoim pisaniem często robicie DLA NICH niż dla nas? Choćby dzięki propagowaniu takiego właśnie lewiźniano-liberalnego języka i tych "memów", właśnie. Który, wbrew temu co większość zdaje się sądzić, wcale nie jest mało istotny.
Moim skromnym, wszystkie te, mniej lub bardziej liberalno-lewiźniane, media nas po prostu ZATRUWAJĄ, powinniśmy je ignorować przynajmniej na tyle, żeby nic od nich nie brać bez poważnego zastanowenia - Z JĘZYKIEM WŁĄCZNIE! - i pracować nad stworzeniem własnego świata, łącznie z własną frazeologią i słownictwem. Zbyt ambitne? Może i tak być, ale z tego co kojarzę, cele które sobie rodzima "prawica" stawia są jeszcze sporo ambitniejsze, więc albo - albo, moi państwo!
- triarius - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
7 komentarzy
1. Tygrysie
masz rację, że powinniśmy sobie odpuścić w całości "wszystkie te, mniej lub bardziej liberalno-lewiźniane, media nas po prostu ZATRUWAJĄ, powinniśmy je ignorować przynajmniej na tyle, żeby nic od nich nie brać bez poważnego zastanowenia - Z JĘZYKIEM WŁĄCZNIE!"
Takich czasów doczekaliśmy, że nawet prognoza pogody potrafi być polityczna :) Jeżeli nie odrzucimy ich narracji, ich języka i bohaterów, to nas zniszczą do cna.
Tworzyć własnego świata nie musimy, wystarczy garściami sięgać tam, gdzie nasza kolebka i skarbnica człowieczeństwa, myśli , nauki i kultury.
Kłamstwa tzw. symbolicznego Michnika wyrzucać do śmietnika PRZED CZYTANIEM :)
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. zgadzam się z Tobą, ale...
... mi nie chodziło oczywiście o tworzenie świata całkiem od nowa - w końcu ten "mój" Monteverdi, którego wspomniałem mimochodem, to pierwsza połowa wieku XVI i pod koniec życia zakonnik, więc KK itd... Budo to też stary wynalazek...
Ale świat poniekąd tworzy się każdego dnia trochę na nowo, a ten w którym żyjemy, jest do szpiku przesiąknięty lewacko-liberalną oświeceniową idelogią - czego my już nawet nie zauważamy. I w tym sensie sądzę, że mam jednak racje, a Ty pewnie byś się z takim ujęciem zgodziła.
Pzdrwm
triarius
-----------------------------------------------------
http://bez-owijania.blogspot.com/ - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów
3. Tygrysie
oczywiście, że się z Tobą zgadzam. Tylko wartości się nie zmieniają, język i środki wyrazu zmieniały się przez wieki i zmieniają nadal wraz z człowiekiem i jego "wynalazkami". Na początek wystarczy mieć świadomość, że ci wszyscy naprawiacze świata i ludzkości to nasi wrogowie, którzy chca nas przenicować i wmówić, że białe nie jest białe, a czarne ma odcienie szarości.
Z nami , dojrzałymi i znającymi techniki propagandy, sobie nie poradzą, ale młodzi są bez żadnej osłony, idą na lep i na rzeź, jak pierwsze Niewiniątka...
A tacy przerobieni na jasnogród w wydaniu lewackim dzisiejsi młodzi , mogą nam zagrażać fizycznie za lat 10,20,30...
W naszym wspólnym ludzkim interesie jest przeciwstawić się temu, bez oglądania się na to, czy jesteśmy ludźmi wiary i jakiej...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
4. Nooooo, to jest sprawa
bardzo ważna, jedna z najważniejszych powiedziałabym.
Sama mówię o tym nieustannie, ponieważ semantyczna napaść jest straszliwie wredną metodą propagandowego zatruwania umysłów... Pisałam o tym tutaj: http://blogmedia24.pl/node/43397 potem wiele razy (np. tu: http://blogmedia24.pl/node/64549 i tu: http://blogmedia24.pl/node/64227), a ostatnio we wpisie "Dwie wiadomości - dobra i zła..."
Sprawa wulgaryzmów wymaga osobnego omówienia. Właśnie kilka dni temu dotarło do mnie, że to jest objaw jakiegoś nieuświadomionego nihilizmu, jakiejś najgłębszej ludzkiej rozpaczy, może nawet kompletnego poczucia beznadziei, ponieważ te wszystkie wulgarne słowa odnoszą się niemal wyłącznie do sfery tak zasadniczej dla człowieka jak ... przekazywanie życia.
Może naprawdę zdumiewać jak wiele nienawiści do życia jako takiego kryje się w wulgarnych słowach ... Czy klną nimi ludzie którzy utracili sens życia?
Nie chce mi się tego tematu rozwijać, ale tak właśnie jest...
5. Typowy lewacki bełkot i wmawianie, że białe jest czarne.
Lisowi funkcjonariusze na froncie walki z religią, kulturą , historią i własnymi przodkami. Totalne wykorzenienie.
http://wiadomosci.onet.pl/religia/miejsce-kultu-nienawisci/jk4qw
Mieć na swojej ziemi kapliczkę czy krzyż to skaranie boskie. Łatwo zostać wrogiem publicznym, a obrońcy krzyża z życia zrobią piekło.
Poświęcone jak zaczarowane
– Sytuacja jest idiotyczna, naprawdę – wzdycha Sadowski, który odziedziczył w Drobinie nieruchomość wraz z kapliczką. – Ufundowała ją prababcia mojej żony, gdy jej mąż zginął w fabryce stali – mówi.
Komitet kapliczkowy
Ludzie w Drobinie założyli komitet obrony kapliczki. Wiele wiedzą o jej historii. Na przykład, że panowała tu straszna cholera, a gdy stanęła figurka, choroba się oddaliła. W Dzień Matki przychodzą tu do Maryi. W maju wiadomo, nabożeństwa majowe. Gdy we wrześniu idzie pielgrzymka do sanktuarium w niedalekich Koziebrodach, to przed kapliczką się ją żegna, a po powrocie wita.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
6. Brońmy Przydrożnych Kapliczek i Krzyży...
bo są one świadectwek wielkiej czci i miłości Wiernych...
gość z drogi
7. połowa wieku...
... XVII oczywiście! Monteverdi znaczy.
Palec mi się omskł.
Pzdrwm
triarius
-----------------------------------------------------
http://bez-owijania.blogspot.com/ - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów