Tajemnica Rzezi Wołyńskiej cz.2 - PRZED
Polskie przewiny miały swój wpływ na nienawiść zawziętych z natury Ukraińców (pamiętamy obraz Bohuna u Sienkiewicza) : zdrada sojusznika z wojny przeciw Sowietom w 1920 r. (podpisanie pokoju za cenę rezygnacji z idei niepodległej Ukrainy), niewypełnienie zobowiązań Traktatu Wersalskiego o autonomii dla ludności ukraińskiej - większości w województwach południowo-wschodniej II RP, polityka gwałtownej polonizacji (m.in. osadnictwo wojskowe), polska buta i traktowania Ukraińców jako obywateli II kategorii, karne ekspedycje polskiego wojska do niepokornych ukraińskich wiosek, a podczas nich publiczne hańbienie ukraińskich działaczy (np. publiczne biczowanie, tzw. "tulipany", itp.), wreszcie palenie i dewastowanie im cerkwi aż do 1938 r. kiedy widmo wojny świeciło już Europie w oczy.
Wszystko to prawda, wielce, my Polacy, przez nasz głupi rząd ("Ludzie niedorośli do rządzenia" - Stanisław Cat-Mackiewicz w 1938 r.) i państwo polskie, zgrzeszyliśmy przeciwko naszym ukraińskim braciom, jednak te wszystkie przewiny logicznie mogłyby skutkować rewanżem podobnej skali - zdradą, knowaniem z polskimi wrogami, wreszcie w momencie ich przewag poniżaniem dawnych panów, okazywaniem im władzy i buty, wreszcie paleniem polskich chat i kościołów, nawet gwałtami kobiet i morderstwami mężczyzn. Ale, na Boga, nie rozpiłowywaniem dziewic i przybijaniem dzieciaczków gwoździami do drzew!!!... Coś strasznego musiało się stać w międzyczasie, że ludzie zamienili się w krwiożercze zombi!!!
Po okazaniu sojuszniczej pomocy hitlerowskim nazistom 17.09.1939 Związek Sowiecki przyłączył do siebie wschodnią połowę Rzeczpospolitej i rozpoczął w niej taki terror, że "prześladowanym wcześniej w II RP ukraińskim działaczom polskie szykany zaczęły wydawać się przedszkolnym pogrożeniem palcem" (cytat za Mark Sołonin). Wcześnie jednak doszło do "spontanicznego" odzewu na apel sowieckiego marszałka Timoszenki: "Bieritie topory i kosy! Rieżtie polskich panow!" [= Bierzcie siekiery i kosy! Rżnijcie polskich panów!] (za asme.pl). Całe tereny okupowane po 17 września 1939 spłynęły wtedy polską krwią nie pod auspicjami nacjonalistów ukraińskich, lecz internacjonalistycznych bojówek złożonych z ukraińskich, białoruskich i żydowskich aktywistów. Wg Krzysztofa Jasiewicza z rąk białorusko-żydowskich zginęło w tym okresie niemal trzykrotnie więcej właścicieli ziemskich niż z rąk Ukraińców Dopiero zaprowadzenie "sowieckiej praworządności" położyło kres tej rzezi. Po 4-5 latach historia jakby się powtórzyła.
Sowieci jako wzоrowi internacjonaliści nie traktowali Ukraińców lepiej niż innych "wrogów ludu", więc ci, którzy podpadli nowej władzy, byli tak samo jak Polacy, Białorusini czy Litwini więzieni, torturowani czy wysyłani z rodzinami na Sybir. „Na równi z reprezentantami "polskiego nacjonalizmu" ofiarą deportacji padali także "nacjonaliści" ukraińscy czy żydowscy. Obok chłopów polskich jechali na zesłanie ich ukraińscy sąsiedzi.” (Stanisław Ciesielski http://www.sciesielski.republika.pl/sov-dep/polacy/polacy1.html)
Część nieufnych Sowietom Ukraińców (ci którzy mieli rodziny w „czerwonym raju” i wiedzieli co się tam dzieje) zdołała uniknąć deportacji, zwłaszcza ostatniej, zakończonej na kilka dni przed wybuchem wojny niemiecko-sowieckiej 22.06.1941, do której zresztą czynnie, dzięki niemieckiemu wsparciu, się przygotowywali. Mimo to 10% wszystkich wywiezionych i 20% aresztowanych na "nowo przyłączonych ziemiach ZSRR" stanowili Ukraińcy. Ci, których aresztowano i nie zdążono wywieźć na wschód, nie odzyskali wolność. Sowieci tuż przed ucieczką dokonywali masowych egzekucji aresztowanych i podejrzanych, nawet nie skazanych ludzi. Takich rzeczy przed Sowietami ziemie kresowe nie widziały. Ludzie tam mieszkający byli zaszokowani. Wielu straciło w tych egzekucjach swoich bliskich, najbliższych. Masakry w więzieniach wschodniej Polski latem 1941 r. m.in. we Lwowie, Baranowiczach, Lidzie, Wilejce i setkach innych miejsc dotknęły również ukraińskich więźniów. „W Berdyczowie część więźniów została wysadzona przez NKWD wraz z budynkiem. W Dubnie strzelano przez "judasza". 23 czerwca 1941 r. w więzieniu w Łucku NKWD zgromadziło więźniów na dziedzińcu więziennym, po czym otworzyło huraganowy ogień z broni maszynowej. Po zmasakrowanych jeżdżono samochodem, a okazujących oznaki życia dobijano".
„Na podwórzu, wydobyte z ziemi, niektóre już ze śladami rozkładu, leżały trupy pomordowanych przez NKWD więźniów, pochowanych na miejscu, w obrębie więzienia. Było ich kilkaset część z nich miała wyraźne ślady tortur, rozległych oparzeń, złamań kości, ran. Widać, że byli to ludzie aresztowani w ostatnim okresie przed ewakuacją NKWD.” lwow.home.pl/zygulski/zygulski3.html#4
Więzienie we Lwowie po ucieczce Sowietów, czerwiec 1941
Wyzwoliciele od sowieckiego bandytyzmu okazali się nie mniej okrutni. Do masowych egzekucji ichnich "wrogów narodu" zatrudniali oczadziałych miejscowych - na Wołyniu, Podolu, Galicji - Ukraińców. W nowo sformowanеj tzw. policjach zajmowali się oni rabunkiem i ręcznym mordowaniem Żydów. Racjonalni Niemcy pozwalali tym swoim dewiantom eksperymentować w sposobach zadawania śmierci. Im chodziło o sprawność procesu, a dewianci niczym „miasun” poczuwszy krew ludzką, zaczęli się jej rozlewem delektować. Jak i sposobami zadawania bólu aż do śmierci. Potem George Orwell odpowie w swoim genialnym przenikliwością dziele "1984" na pytanie: „Jak człowiek udowadnia swoją władzę nad innym człowiekiem?” – „Zadając mu cierpienie”.
Po "ostatecznym rozwiązaniu Judenfrage" cele niemieckich Übermenschów i ich ukraińskich podwykonawców od krwawej roboty zaczęły się rozchodzić. Na początku 1943 r. OUN zerwała współpracę z Niemcami i rozkazała „wszystkim Ukraińcom w służbie niemieckiej zorganizować w lasach oddziały partyzanckie pod używaną wcześniej przez "Bulbowców" nazwą Ukraińska Powstańcza Armia.
Bulbowcy to partyzanci Tarasa Borowca-Bulby, ukraińskiego działacza niepodlegościowego w II RP, założyciela "Ukraińskiego Odrodzenia Narodowego", więźnia Berezy Kartuskiej. W 1940 r. zorganizował on antysowiecką partyzantkę w lasach północnego Wołynia i walczył wyłącznie z Sowietami (pod nazwą UPA) aż do czerwca 1943 r., kiedy to jego ugrupowanie rozbił ... banderowski OUN. M.in. za to, że komendant Boroweć potępiał dyktatorskie zapędy oraz stanowczo odrzucał składane mu przez nich propozycje "oczyszczania terytorium ukraińskiego z ludności polskiej". Jego żona - Czeszka Anna Opoczeńska została zamęczona na śmierć przez banderowców, jak i wielu żołnierzy "pierwszej UPA" - "Bulbowców".
W międzyczasie na ukraińskie wsie nastąpiła fala ataków niezidentyfikowanych polskich oddziałów. To znaczy miały one biało-czerwone opaski na niemieckich mundurach oraz wykrzykiwały polskie komendy podczas bezlitosnego mordowania Ukraińców, w tym kobiet i dzieci. We wsi Krasnyj Sad taki "polski"oddział zamordował 19 kwietnia 1943 r. 106 mieszkańców, a całą wieś spalił (Petro Bojarczuk "Tragedia Krasnego Sadu"). Fakty napadów nieokreślonych polskich oddziałów wspomaganych przez partyzantkę sowiecką PRZED Rzezią Wołynia wymienia szereg historyków, m.in. Jarosław Hrycak ("Historia Ukrainy" s.255) i Andrzej Chojnowski ("Ukraina" s.157). Żadne oddziały podległe dowództwu AK nie przyznały się do tych akcji pacyfikacyjnych.
Dlatego niezwykle uderzająca jest informacja o trosce jaką sowieckie kierownictwo bezpieczeństwa wewnętrznego udzielało sprawom "zachodniej Ukrainy" w czasie gdy Ostfront stał pod umierającym z głodu Leningradem, na południe od Moskwy w Woroneżu i na przedkaukazkim Kubaniu (czyli 2 tys.km dalej) :
- „Należy opracować bardziej konkretny plan... uświadamiający miejscowej (tj. ukraińskiej) ludności, że polscy panowie mogą powrócić, jeżeli na tym terytorium nadal bedą mieszkać Polacy” - taką radę na spotkaniu w dniu 8 lutego 1943 roku przedstawił major NKWD Czeprasow naczelnikowi Głównego Zarządu Bezpieczeństwa Państwowego (GUGB) przy NKWD Wsiewołodowi Mierkułowowi.
W międzyczasie na początku marca’43 Niemcy odkopali w pobliżu m. Katyn zwłoki pomordowanych polskich oficerów, których nieobecność w ZSRR tow. Stalin objaśniał krótko: "uciekli do Mandżurii" i resort Goebbelsa podjął międzynarodową akcję mającą zdyskredytować największego sojusznika mocarstw zachodnich w oparciu o mord w Katyn.
W tym samym miesiącu, pod jego koniec - 22-iego marca oddziały niemieckiej policji masakrują ponad setkę mieszkańców i palą ich, odległą o kilkuset km od Katyn, wieś Khatyn – zachowuję pisownię angielską i francuską, w której rozgrywały się ówczesne wojny propagandowe. Cel nagłaśniania tej masakry, jednej z setek na terenie okupowanych ziem ZSRR, jest oczywisty – do dziś jawnie niemiecka zbrodnia jest mylona z , do dziś ukrywaną na wszelkie możliwe sposoby, zbrodnią sowiecką (np. kolejna w 2013 r. odmowa odtajnienia ponad 20% akt dotyczących Śledztwa Katyńskiego).
Z tą, jak ją nazwałem - „jawnie niemiecką zbrodnią” kryje się nie tylko drugie, ale nawet trzecie dno, bardzo mocno związane z taktyką działania sowieckiej partyzantki (bezpośrednio podległej najbliższemu drugowi Stalina - Woroszyłowi oraz organom NKVD i kierowanej w większości przez jej funkcjonariuszy) oraz stopniem nasycenia rosyjskojęzycznych oddziałów kolaborujących z nazistami agentami NKVD.
Bez omówienia sprawy Chatynia [ eng. Khatyn] nie można przejść do następnej fazy omawiania tajemnic Rzezi Wołyńskiej.
Co uczynię w części trzeciej - zapraszam!
- witas - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
12 komentarzy
1. Znów transport winy?
Taras Bulba :
"Uwolniony przez Niemców we wrześniu 1944 r., w związku z koncepcją
utworzenia Ukraińskiej Armii Narodowej, został awansowany do stopnia
generała UNA i mianowany dowódcą nowo tworzonej Brygady Spadochronowej
"Gruppe B"."
:
W latach 1940-1941 organizował na terenach okupowanej przez ZSRR Polski
ukraińskie podziemie zbrojne w postaci Siczy Poleskiej UPA na rozkaz
prezydenta Ukraińskiej Republiki Ludowej na uchodźstwie Andrija
Liwickiego. W swoim programie politycznym szukał porozumienia z frakcją
banderowską Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN-B), władzami
radzieckimi oraz polską konspiracją, ale bez powodzenia. Po rozbiciu
oddziałów Siczy Poleskiej UPA i przyłączeniu jej resztek do Ukraińskiej
Powstańczej Armii, T. Boroweć został podstępem aresztowany przez Niemców
i umieszczony w obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen w tzw. Zellenbau
- oddziale dla więźniów specjalnych, gdzie od września 1941 r.
przebywali już Stepan Bandera i Jarosław Stećko, a od przełomu 1943/1944
r. Andrij Melnyk. Uwolniony przez Niemców w wrześniu 1944 r., w związku
z koncepcją utworzenia Ukraińskiej Armii Narodowej, został awansowany
do stopnia generała UNA i mianowany dowódcą nowo tworzonej Brygady
Spadochronowej "Gruppe B".
Od 1948 r. przebywał na emigracji w Kanadzie. Był autorem
książki-wspomnień pt. "Армія без держави. Слава і трагедія українського
повстанського руху" (Kijów-Toronto-Nowy Jork 1996).
Chatyń – sprytna próba kamuflowania zbrodni katyńskiej
http://kresowiacy.com/2014/05/%EF%BB%BFchatyn-sprytna-proba-kamuflowania...
Rankiem
22.III.1943r. dwa oddziały niemieckie: SS-Sonderkommando Oskara
Dirlewangera oraz 118 Batalion Policji Politycznej wkroczyły do wsi
Chatyń. Oddziały te składały się przeważnie z jeńców radzieckich,
kryminalistów, Ukraińców z OUN oraz ochotników z ziem okupowanych. Tego
samego dnia w pobliżu wsi miał miejsce napad partyzantów radzieckich na
niemiecką kolumnę samochodową. W wyniku ataku zginął kapitan niemiecki
Hans Woellke, który był jednym z ulubieńców niemieckiej propagandy. Był
on zdobywcą złotego medalu w pchnięciu kulą na olimpiadzie w Berlinie w
1936r. Niemcy przekonani o bezpośredniej pomocy mieszkańców wsi dla
oddziałów partyzanckich postanowili wziąć krwawy odwet, który miał być
jednocześnie przestrogą i ostrzeżeniem dla ludności cywilnej. Wszystkich
mieszkańców wsi spędzono do stodoły, którą obłożono słomą i oblano
benzyną. W wyniku pożaru stodoły zginęło 149 mieszkańców wsi w tym 75
dzieci poniżej 16 roku życia. Następnie żołnierze spalili wszystkie
zabudowania wsi.
Obecnie na terenach zniszczonej wsi znajduje się odsłonięty w 1969r.
kompleks pomników poświęconych pamięci pomordowanych. Główny monument
przedstawia mężczyznę trzymającego na rękach martwego chłopca. Nawiązuje
on do autentycznej sytuacji po masakrze ludności wsi. W miejscu każdej
spalonej chaty znajdują się symboliczne fundamenty z obeliskiem
przedstawiającym kominy domostw. Każdy obelisk jest zwieńczony dzwonem,
który wydaje dźwięk co 30 sekund. Kompleks upamiętnia również
pomordowanych mieszkańców terenów obecnej Białorusi.
Jednak w zamyśle władz ZSRR, to miejsce pamięci miało odwrócić uwagę od
zbrodni katyńskiej. Po zakończeniu II wojny światowej nikt o masakrze
mieszkańców Chatynia nie pamiętał, gdyż setki innych wsi spotkał podobny
los. Wykorzystano jednak podobieństwo nazw ,,Chatyń’’ i ,,Katyń’’,
która miała mylić nie Polaków wiedzących o tej zbrodni, lecz świat
zachodni. W języku angielskim nazwa ,,Chatyń’’ piszę się ,,Khatyń’’, a
więc, podobnie jak Katyń. Wydźwięk obu wyrazów dla ucha ludzkiego
również jest podobny. Jak uważa rosyjska badaczka historii Natalia
Lebiediewa, efekt podobieństwa nazw miał zmylić świat zachodni i służyć
dezinformacji, gdyż nazwa ,,Chatyń’’ miała się kojarzyć z niemieckimi
zbrodniami na terenach okupowanych. Mord mieszkańców wsi dokonany przez
niemieckie oddziały miał uzmysłowić arenie międzynarodowej, że to
właśnie Niemcy są odpowiedzialni za okropną zbrodnię katyńską.
Propagandyści ZSSR celowo nagłaśniali sprawę Chatynia organizując nawet
uroczystości upamiętniające morderstwo mieszkańców wsi. Na uwagę
zasługuje fakt, że w uroczystościach w Chatyniu wziął udział nawet
prezydent USA Richard Nixon oraz przedstawiciele państw zachodniej
Europy.
Kompleks monumentów w Chatynie istnieje do dziś i jest świadectwem
matactw przy tuszowaniu prawdy o zbrodni katyńskiej. Obecnie w
rosyjskich podręcznikach do historii trudno odnaleźć ślad o zbrodni
katyńskiej, jednak dość szeroko jest opisana sprawa Chatynia jako
symbolu zbrodni niemieckich na terenach okupowanych.
Dariusz Zawadzki
Zalążki swej podziemnej zbrojnej formacji Maksym
Boroweć "Taras Bulba" 10 zaczął organizować podczas okupacji sowieckiej,
od jesieni 1940 r. na terenie powiatu kostopolskiego i sarneńskiego. W
chwili wybuchu wojny sowiecko-niemieckiej w 1941 r. jego bojówki
ujawniły się jako tzw. Sicz Poleska (Poliśka Sicz). Atakowały wówczas w
okolicach Sarn i Olewska uciekających żołnierzy i funkcjonariuszy
sowieckich oraz ewakuujące się sowieckie rodziny, co było powodem
zaakceptowania "Siczy" przez Niemców. Niemcy uznali „Poleską Sicz" za
formację policyjną, a nie za zalążek ukraińskiej armii, jak projektował
Bulba. Na uwagę zasługuje fakt, że „Sicz" była nie tylko antysowiecka,
ale także antypolska, o czym świadczy np. demonstracja siczowców na
czele z Bulbą na początku niemieckiej okupacji w Rokitnie (zob. Rokitno,
gm. Kisorycze, pow. Sarny). 16 listopada 1941 r. Niemcy cofnęli uznanie
dla "Poleskiej Siczy". Część siczowców złożyła broń, pozostali rozeszli
się do domów, zabierając broń ze sobą. Bulba, w obawie przed
aresztowaniem przez Niemców, wraz z kilkunastoma współpracownikami ukrył
się, mianował się głównym ukraińskim atamanem i rozpoczął działalność
podziemną, organizując na nowo zbrojne formacje. W utworzonym przez
niego sztabie większość stanowili byli oficerowie UNR n, a doradcami
byli tam także melnykowcy.
Koncepcja i styl działania Bulby były odmienne od
reprezentowanych przez Ugrupowanie Bandery, do którego odnosił się
negatywnie. Bulba nie ogłosił powstania państwa ukraińskiego i nie
tworzył, jak OUN Bandery, podziemnej administracji cywilnej. Po
rozwiązaniu "Poleskiej Siczy" przystąpił natomiast do tworzenia
ukraińskiej partyzantki, w przyszłości mającej być podstawą ukraińskich
sił zbrojnych. Zorganizowanym przez siebie oddziałom nadał nazwę
Ukraińskiej Powstańczej Armii (Ukrajinśka Powstańcza l Powstanśka
Armija).
Struktura UPA Bulby, inna niż UPA banderowskiej,
przedstawiała się następująco. Istniało pięć tzw. Latających Brygad, w
obrębie których działały tzw. sotnie (liczące po 100 ludzi co najmniej).
Sotnie były podzielone na małe, ruchliwe, operacyjne grupy, liczące po
5-10 osób 12. Obszar działania obejmował stosunkowo niewielki obszar
Wołynia i Polesia Wołyńskiego, tj. powiat sarneński, kostopolski i
północną część powiatu rówieńskiego. W sierpniu 1943 r. banderowcy siłą
podporządkowali sobie bojówki Bulby. Dla resztek swoich zwolenników
Bulba przyjął nazwę Ukrajinśka Nacjonalno-Rewolucijna Armija (OUNR),
która to formacja nie odegrała już żadnej roli.
obszarze była ludności polskiej powszechnie znana, a jej działalność
odczuwano jako zbrodniczą. Pierwszy masowy mord, rzeź Parośli I w gm.
Antonówka powiatu sarneńskiego 9 lutego 1943 r., był dziełem bojówek
bulbowskich. W raportach, sprawozdaniach i meldunkach Okręgu AK Wołyń
powtarza się twierdzenie, że eksterminację ludności polskiej na terenie
powiatu sarneńskiego i kostopolskiego rozpoczęli i dokonywali bulbowcy.
Działali oni samodzielnie do sierpnia 1943 r. Jednakże w tym czasie i na
tym terenie działała równolegle OUN Bandery, a więc w
północno-wschodniej części Wołynia ludobójcze akcje wobec ludności
polskiej były dokonywane jednocześnie przez dwa nacjonalistyczne
ugrupowania, lecz nie ma dokumentacji pozwalającej stwierdzić, które z
nich było bardziej aktywne 13.
http://www.genocide.pl/php/1_dzial.php?ID3=220&username=&s=1&li=&sort=
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Polskie przewiny?
Doprawdy nie mogę zrozumieć Pańskich męczarni polegających na tym, że Pan zamiast potępić zbrodnie OUN – UPA – SB – SKW według prostego schematu wielkiego Pana rodaka Wiktora Poliszczuka, ze na 3 Polakow bandrowcy mordowali 2 wlasnych rodakow - a wiec banderowcy byli zarowno przeciwko Polakom jak i Ukraincom (świetny punkt do wzajemnego pojednania) - to Pan stara sie ich wine przerzucic na Polakow mieszajac w to Boga: „Ale, na Boga, nie rozpiłowywaniem dziewic i przybijaniem dzieciaczków gwoździami do drzew!!!... Coś strasznego musiało się stać w międzyczasie, że ludzie zamienili się w krwiożercze zombi!!”
OK, jezeli Pan chce w ten sposob to prosze bardzo. Juz nawet nie cofajac sie wstecz pewne „zombi” mozna dostrzec i wtedy, kiedy oni mordowali tych swoich - bo przeciez okolicznosci „przewin polskich” tu nie wystepuja – czy chociazby teraz na Majdanie, czy trochę później jako zwyciestwa poprzez zywcem spalanie.
Co do podobienstw mordow sowieckich i ukrainskich polecam czwiliyzacje Konecznego ze szczegolnym uwzglednieniem turanskiej.
Odnosnie tych Panskich „przewin polskich” to polecam Panski material w rozwinięciu bo Pan podał tylko wycinek z całości. Oto on:
http://www.cerkiew1938.pl/glos_podlaski_o_konfiskacie_oredzia_soboru_pak...
http://www.cerkiew1938.pl/glos_senatorow_w_sprawie_burzenia_cerkwi.html
http://www.cerkiew1938.pl/dobra_pounickie_i_akcja_na_chelmszczyznie.html
http://www.cerkiew1938.pl/glos_podlaski_o_konfiskacie_oredzia_soboru_pak...
http://www.cerkiew1938.pl/artykuly_ikc_1.html
http://www.cerkiew1938.pl/likwidacja_cerkwi_prawoslawnych_w_swietle.html
http://www.cerkiew1938.pl/sprawa_cerkwi_prawoslawnych.html
Sprawe burzenia cerkwi mozna porownac dzisiaj do burzenia pomnikow radzieckich gdzie problem trwa juz nawet cwierc wieku, tymczasem burzenie cerkwii znacznie krócej chociaż problem był analogiczny po rozbiorach, kiedy w ramach rusyfikacji zabraniano budować kościołów i wznoszono cerkwie służace do rusyfikacji. Takim przykładem była cerkiew Aleksandra Newskiego w Warszawie :
http://pl.wikipedia.org/wiki/Sob%C3%B3r_%C5%9Bw._Aleksandra_Newskiego_w_...
Wracając do „Pańskich” źródeł jakie przytoczyłem, to przeczą one „polskim przewinom” bo czy to Mackiewicz - wstawiający się za Ukraińcami poprzez krytykę niektórych przypadków wyburzeń, czy polska prasa narodowa, czy wreszcie wyrok polskiego sadu przeciwko naduzyciom policji w sprawie domu modlitewnego - przyznajacy racje Ukraińcom w myśl polskiej konstytucji równości wyznań, pomimo uhybień formalnych strony ukraińskiej, świadczą o niedyskryminacji mniejszości ukraińskiej, pomimo naduzyć ze strony cerkwii i faktu, że obrządki nie były sprawowane po ukraińsku tylko po rosyjsku i niejako w dalszym ciagu pełniły funkcję rusyfikacyjną jak przez 123 lata rosyjskich rozbiorów.
Wojciech Kozlowski
3. > Wojciech Kozłowski
Bzdury pan pisze: "obrządki nie były sprawowane po ukraińsku tylko po rosyjsku", bo językiem obrzędowym był cerkiewno-słowiański, a nie rosyjski!
Moim rodakiem nie jest prof. Poliszczuk, ale szanuję bardzo jego zdanie.
Napisane "Polskie przewiny miały swój wpływ na nienawiść zawziętych z natury Ukraińców" nie oznacza, że zdejmuję odpowiedzialność ze zbrodniarzy ukraińskich.
Nie zrozumiał pan sensu notki, może dlatego, że nie pamięta o czym była jej cz.I
4. > Maryla - Siemaszkowie mylą się co do "bulbowców" w Parośli
"Do rozpoczęcia aktów ludobójstwa Polaków doszło 8 kutego 1943 we wsi Parośla (pow. Sarny), gdzie sotnia OW OUN „Dowbeszki-Korobki” (Hryhorij Perehiniak) wracając z pierwszego w historii ataku OUN na niemieckich okupantów w m. Włodzimierzec, zamordowała 170 polskich mieszkańców. Dowódca tych morderców ginie 14 dni później w potyczce z Niemcami.
Jego bezpośrednim dowódcą był szef OUN-B na półn.-wschodnim Wołyniu Iwan Łytwynczuk „Dubowyj”, który miał również wielki wpływ na decyzje całego wołyńskiego OUN-B „Kłyma Samura” Dmytro Kljaczkiwskiego {Motyka str.88}
Właśnie odmowa Tarasa Bulby Borowcia mordować Polaków na Wołyniu stała się przyczyną zagłady jego (pierwszej) UPA, a jego żona została zamordowana przez OUNowców.
5. @witas
to Ty sie mylisz co do Bulby. Bulba miał czas na wybielanie swojej działalności w Kanadzie, a nie ma czym sie chwalic, to zbrodniarz.
Taras Bulba :
"Uwolniony przez Niemców we wrześniu 1944 r., w związku z koncepcją
utworzenia Ukraińskiej Armii Narodowej, został awansowany do stopnia
generała UNA i mianowany dowódcą nowo tworzonej Brygady Spadochronowej
"Gruppe B"."
:
W latach 1940-1941 organizował na terenach okupowanej przez ZSRR Polski
ukraińskie podziemie zbrojne w postaci Siczy Poleskiej UPA na rozkaz
prezydenta Ukraińskiej Republiki Ludowej na uchodźstwie Andrija
Liwickiego. W swoim programie politycznym szukał porozumienia z frakcją
banderowską Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN-B), władzami
radzieckimi oraz polską konspiracją, ale bez powodzenia. Po rozbiciu
oddziałów Siczy Poleskiej UPA i przyłączeniu jej resztek do Ukraińskiej
Powstańczej Armii, T. Boroweć został podstępem aresztowany przez Niemców
i umieszczony w obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen w tzw. Zellenbau
- oddziale dla więźniów specjalnych, gdzie od września 1941 r.
przebywali już Stepan Bandera i Jarosław Stećko, a od przełomu 1943/1944
r. Andrij Melnyk. Uwolniony przez Niemców w wrześniu 1944 r., w związku
z koncepcją utworzenia Ukraińskiej Armii Narodowej, został awansowany
do stopnia generała UNA i mianowany dowódcą nowo tworzonej Brygady
Spadochronowej "Gruppe B".
Od 1948 r. przebywał na emigracji w Kanadzie. Był autorem
książki-wspomnień pt. "Армія без держави. Слава і трагедія українського
повстанського руху" (Kijów-Toronto-Nowy Jork 1996).
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
6. > Maryla - Bulba i "bulbowcy" raz jeszcze
Na podstawie źródeł historycznych, a nie wspomnień Borowcia, wykazane jest, że nie mordował on ludności polskiej.
Również z powtórzonego przez ciebie cytatu to nie wynika.
Kolaboracja z Niemcami (czy tylko jej próby) pod koniec 1944 to nie dowód "bandytyzmu" , chyba?
7. @witas
a czego? Współpraca z hitlerowskimi Niemcami w 1944 roku , kiedy SS-Sonderkommando Oskara Dirlewangera mordowała ludność cywilną Warszawy czym jest?
Może mu pomnik wystawić, jak innemu "niewinnemu"? Oni wszyscy "niewinni".
Co zaś do historyka Motyki, to wybacz, mam swoją opinię o jego warsztacie. Siemaszkowie bardzo dokładnie zbadali i opisali temat.
Dlaczego dr Motyka nie powinien zasiadać w Radzie IPN
http://www.65-lat-temu.salon24.pl/278272,dlaczego-dr-motyka-nie-powinien...
zasiadać w Radzie IPN. Kandydaturę Motyki skrytykowały organizacje
kresowe i patriotyczne. Natychmiast, jak nożyce po uderzeniu w stół, w
obronie Motyki odezwała się, w swoim stylu, Gazeta Wyborcza. W tej
sytuacji czuję się zobowiązany, by dorzucić swój głos do tej dyskusji.
„ukraińskiego nacjonalistycznego podziemia” w czasie II wojny światowej i
po niej. Nie da się zaprzeczyć, że posiada być może największą wiedzę w
tym zakresie wśród polskich historyków. Niestety poważnym problemem
jest to, co Motyka robi z tą wiedzą, jak ją interpretuje i jakie wyciąga
z niej wnioski.
W pełni zgadzam się z kresowiakami, którzy wytykają Motyce stosowanie
nieadekwatnej terminologii do opisu rzeczywistości. Szczególnie razi
używanie przez niego całej palety eufemizmów dla opisu zbrodni OUN-UPA.
Ludobójstwo dokonane na bezbronnej ludności nazywane jest przez Motykę "akcją antypolską”, „depolonizacją”, „atakami na polskie miejscowości”, „usuwaniem Polaków”, „działaniami przeciwko Polakom”, „wydarzeniami wołyńskimi”, „przepędzeniem ludności polskiej”, „wojną”, „krwawym konfliktem, który rozgorzał” (bezosobowo, jak zjawisko pogodowe), „powstaniem” itd., itp. Oburzenie budzi uparte posługiwanie się eufemizmem „antypolska akcja”,
wziętym z upowskich dokumentów (to jest „nazwa kodowa” – tłumaczy
Motyka). Gdyby jakiś historyk dla opisu Holokaustu upierał się przy
nazewnictwie stosowanym przez Niemców (przykładowo – wymordowane getta
nazywano „wysiedlonymi”), skończyłby szybko swoją karierę naukową!
szczególnie w konfrontacji z jego opisami polskich akcji odwetowych oraz
działań Wojska Polskiego wobec Ukraińców. Tu Motyka nie czuje się
skrępowany żadnymi „nazwami kodowymi”. Padają więc określenia „rzeź”,
„masakra”, „zbrodnia”, „mord”, „etnobójstwo” itp. Poprzez odpowiednio
sformułowany opis uzyskują one większe znaczenie niż było w
rzeczywistości, np. „nie wiadomo już było, jaka akcja jest odwetem za
jaką”[1], co szokuje wobec różnicy skali obu zjawisk (vide bilans ofiar po prawej stronie blogu).
dr Motykę, polecam jego (i Rafała Wnuka) deliberacje na temat nazywania
wysiedleń/przesiedleń Ukraińców z południowo-wschodnich obszarów PRL. W
tej kwestii, by być precyzyjnym do bólu, Motyka nie waha się sięgać do
„Słownika języka polskiego”![2]
opisu ludobójstwa ludności polskiej używał podwójnego przeczenia („nie
oznacza to, że zbrodnie UPA nie nosiły znamion ludobójstwa”)[3], które mogło konkurować tylko z wałęsowskim „jestem za a nawet przeciw”. Czy naprawdę tak trudno było powiedzieć prawdę wprost?
dwuznaczny opis. Jak wiadomo, ukraińscy nacjonaliści dokonywali masowych
zbrodni na Żydach. Jednak w opracowaniach dra Motyki problematyka ta
jawi się jako niejasna[4]. Gdy
przychodzi do opisu stosunku OUN-UPA wobec Żydów, Motyka używa
sprawdzonej palety słów: „zapewne”, „niewykluczone”, „wydaje się”, „być
może”. Według niego „ukraińskie podziemie” było wobec Zagłady „co
najmniej obojętne”[5] To
kolejne wstrząsające stwierdzenie. Problematyka ta jest bowiem dobrze
opisana w literaturze; od wielu lat są znane antysemickie plany
ukraińskich nacjonalistów, w których banderowcy popierali „przeniesienie
na Ukrainę niemieckich metod eksterminacji żydostwa”[6]. Tego faktu Motyka już nie odnotowuje… .
OUN-UPA chce widzieć pewne fakty innymi niż są w rzeczywistości. Oto
inny fragment jego twórczości:
Łenkawśkiego: „Jeśli chodzi o Żydów zastosujemy wszelkie metody, jakie
służą do ich zniszczenia.” Niezależnie od tego, czy Łenkawśkiemu
chodziło o fizyczną likwidację, czy raczej o wypędzenie, jego wypowiedź
brzmi złowróżbnie.[7]
wypowiedź prominentnego ukraińskiego nacjonalisty, Stepana Łenkawśkiego,
który zapowiada „zniszczenie Żydów”. Następnie Motyka dywaguje, czy
wypowiedź ta mogła zapowiadać ich wypędzenie [!!!]. Niezrozumienie
znaczenia słowa „zniszczenie” u osoby, która z takim pietyzmem odwołuje
się do „Słownika języka polskiego” w przypadku gdy chodzi o ukraińską
krzywdę, stanowi fakt porażający. To są poglądy ocierające się o negację
Holokaustu! Czy historyk, który do tego stopnia nie chce rozumieć
znaczenia słów, zasługuje na zasiadanie w Radzie IPN?!
nacjonalistów taryfę ulgową. Motyka zaczynał swoje badania od walk
OUN-UPA z Wojskiem Polskim w Bieszczadach. Czytając te opisy nie sposób
oprzeć się wrażeniu, że sympatia Motyki sytuowała się po stronie UPA, że
odbierał on UPA jako „ukraińską AK”[8] ,
lub podziemie poakowskie walczące z komunistami. Stąd przemycane do
dziś na karty jego prac wzmianki o „bohaterskiej walce UPA”[9]„długoletniej niezłomnej walce o niepodległość” czy „jasnych kartach tej organizacji”[10].
To „ukąszenie” Motyki przez mit OUN-UPA, ten jego grzech pierworodny,
powoduje, że do dziś nie może się on wyzbyć prób patrzenia na
rzeczywistość z punktu widzenia ukraińskich nacjonalistów[11].
historią totalitarnego ruchu, który miał w planach zgotowanie piekła
milionom ludzi i który sprowadził to nieszczęście na setki tysięcy,
oczekujemy jednoznacznej oceny moralnej. Oczekujemy potępienia nie tylko
zbrodni, ale całego zbrodniczego ruchu jako z gruntu złego. Przykładowo
czyni tak kanadyjski historyk ukraińskiego pochodzenia John-Paul Himka[12],
który przeszedł długą ewolucję od fascynacji OUN-UPA do jej potępienia.
Tymczasem Grzegorz Motyka nie tylko od takiej oceny się uchyla, ale
także wprowadza do swojej narracji wątki relatywizujące[13].
Przypominam, że zgodnie z ustawą o IPN członek rady IPN powinien
wyróżniać się „wysokimi walorami moralnymi”. Czy osoba, która uchyla się
od oceny moralnej zbrodniczej organizacji, spełnia ten warunek ustawy?
Niestety ze zgromadzonej wiedzy nie potrafi wyciągnąć właściwych
wniosków. Fascynacja przedmiotem badań upośledza jego postrzeganie
rzeczywistości i sprowadza na manowce. Motyka jest jak dr Frankenstein,
który zamiast pożytkować swoją wiedzę dla leczenia żywych ludzi,
koncentrował się na próbach ożywienia trupa i w rezultacie wskrzesił
potwora. Trzeba powiedzieć wyraźnie – ożywianie upowskiego upiora jest
zajęciem skrajnie nieodpowiedzialnym i groźnym[14].
uznaniem należy przyjąć mozolną ewolucję jego poglądów i czynione, choć
po omacku, próby dochodzenia do prawdy. Cenne to tym bardziej, że
wymaga odcięcia balastu, jakim jest środowisko
medialno-polityczno-naukowe, w którym się obraca. Jednak, zanim (i jeśli
w ogóle) to nastąpi, Motyka jeszcze nie raz zwiedzi manowce, o których
pisał niegdyś prof. Wiktor Poliszczuk[15]. A skoro ma błądzić, niech błądzi na własny rachunek, a nie na rachunek Instytutu Pamięci Narodowej.
o Giedroyciu”, GW z 24-25.05.2008. Warto przypomnieć, że cały artykuł
był atakiem Motyki na IPN za rzekome rozpowszechnianie endeckiej wizji
dziejów.
Berhoff, Marco Carynnyk, “The Organization of Ukrainian Nationalists
and Its Attitude toward Germans and Jews: Iaroslav Stets’ko’s 1941 Zhyttiepys”, Harvard Ukrainian Studies XXIII (3/4) 1999, str. 171
dwa przykłady takiego myślenia: „Do sukcesów ukraińskiej partyzantki
można też zaliczyć zdezorganizowanie [niemieckiego] systemu
okupacyjnego…” (Ukraińska partyzantka, str. 237); „Przeprowadzona przez
banderowców akcja depolonizacji nie przyniosła ukraińskiej sprawie
narodowej pożytku.” („W kręgu >>Łun w Bieszczadach<<”,
str.15). Motyka zdaje się nie zauważać niestosowności takich
sformułowań. Wszak „sukcesy w dezorganizacji niemieckiego systemu
okupacyjnego” były potrzebne UPA dla wymordowania tysięcy Polaków,
którym ten system dawał względną stabilizację i ochronę. Z kolei
doszukiwanie się „pożytków” z masowej zbrodni jest zwyczajnie
obrzydliwe.
oceny ideologicznego czy narodowego ruchu decydujące są nie wojskowe
przymioty a programowe i polityczne aspekty. Mówi się, że najlepszymi
żołnierzami byli Niemcy. Oni walczyli przeciw całemu światu, który
kilkakrotnie przewyższał ich liczbą żołnierzy i wojskową techniką.”
Odważny Hans, który walczył na ulicach Stalingradu, na srogim mrozie,
nie może polepszyć ideologicznego wizerunku niemieckiego nazizmu. - „Strasti za Banderoju”, Kijów 2010, s. 159
kontekście rosnącego w siłę ukraińskiego nacjonalizmu na Ukrainie
groteskowo i złowieszczo brzmią słowa uznania Motyki dla ukraińskich
historyków podejmujących próby „oswojenia tradycji UPA z
liberalno-demokratycznymi wartościami” – zob. „Ukraińska partyzantka”,
str. 660.
Nie wywoływać upowskich upiorów!
Tupet „Ukraińca” dr Grzegorza Motyki.
25.03.2011r., Wrocław
Tupet „Ukraińca” dr Grzegorza Motyki.
Czy G. Motyka jest wykonawcą ściśle tajnej instrukcji – uchwały z dn. 22 czerwca 1990r. Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów?
Od
szeregu lat zastanawiam się kim jest naprawdę historyk Grzegorz Motyka i
jaki ma cel w prezentowaniu „swojej wersji historii” dotyczącej
stosunków polsko – ukraińskich. Dlaczego pomimo licznych wpadek
dotyczących faktów historycznych, krytyki jego przez: Kresowian, ich
rodziny, licznych historyków i znawców historii jest wciąż lansowany
przez media i niektóre środowiska na specjalistę ds. historii stosunków
polsko – ukraińskich? Jest to dla wielu nie zrozumiałe. W wielu
krytycznych artykułach dotyczących działalności naukowej Motyki, można
znaleźć wyjaśnienia tego zachowania. Sam także starałem się lepiej
zrozumieć motywy takiego postępowania. Dlatego aby lepiej zrozumieć tego
autora, sięgnąłem do literatury dotyczącej interesującego mnie
zagadnienia. W tym artykule w sposób obfity korzystałem z publikacji:
dra Jacka E. Wilczura, dra Bogusława Pazia, prof. Dr hab. Józefa
Wysockiego, dr hab. Wiktora Poliszczuka, dra hab. Grzegorza Motyki, oraz
artykułów z gazety „Rzeczpospolita” i umieszczonymi tam dialogami
Piotra Zychowicza: z Ewą Siemaszko i Grzegorzem Motyką.
Podkreślam,
że nie wiem, czy dr hab. G. Motyka zna cele ukraińskich nacjonalistów,
oraz uchwałę kierownictwa OUN z USA z datą 22 czerwca 1990r. dotyczącą
działalności siatki OUN w krajach gdzie mieszkają Ukraińcy (w tym w
Polsce). Ja zapoznałem się z celami ukraińskich nacjonalistów, ich tajną
instrukcją i czytałem opracowania historyczne G. Motyki. Poznałem
stosowane przez niego metody i prezentowane poglądy. Odnoszę wrażenie,
że w wielu miejscach w podobny sposób OUN i G. Motyka traktują podejście
do historii stosunków polsko – ukraińskich.
Zachęcam
czytelnika do porównania celów wyznaczonych przez nacjonalistów
ukraińskich, z celami i metodami stosowanymi przez G. Motykę.
Mój artykuł składa się z pięciu rozdziałów:
I. Cele Ukraińskich nacjonalistów. Instrukcja ściśle tajna Krajowego Prowydu OUN;
II. Zjawisko „aletofobii”;
III. Postać Grzegorza Motyki;
IV. Opinie krytyczne znawców działalności „badawczej” i „oświatowej” historyka G. Motyki;
V. Uwagi końcowe autora tego tekstu, Stanisława Woczeji.
Rozdział I
Cele ukraińskich nacjonalistów.
Instrukcja ściśle tajna Krajowego Prowydu OUN
http://www.kresykedzierzynkozle.home.pl/page90.php
Po wojnie był burmistrzem Westerlandu
Na
kamieniu symbol krzyża z liśćmi dębu. To order za utopienie we krwi
powstania warszawskiego. Czy można się modlić na grobie zbrodniarza?
Na ratuszu zawiśnie tablica. Radni debatują, czy wyryć na niej nazwisko generała SS Reinefartha, czy tylko bezosobowy napis.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
8. Siemaszkowie
w przytoczonym artykule dobrze lecz niekompletnie scharakteryzowali Motykę. zabrakło im do sukcesu sięgnięcia do najwazniejszej pozycji Poliszczuka "Gorzka prawda", czy chociażby całego cyklu filmów IPN na tematy polsko - ukraińskie.
Nie będę tu szerzej sprawy rozwijał bo temat podejmowałem przed laty. Część tych materiałów skondensowałem: http://wojciechkozlowski.blogspot.ca/2009/04/tryptyk-banderowski.html
zresztą i na Blogmedii na temat Motyki, Poleszaka i Wnuka zawzięcie już dyskutowałem.
Wojciech Kozlowski
9. Panie Witasie
zajrzałem do tamtej notki i podałem Panu faktyczną przyczynę cywilizacyjną podobieństwa tamtych mordów, a tak poza nawiasem - po historii nie powinno się hasać intencjonalnie lecz profesjonalnie zgodnie z metodą tyranii faktów ;)
Co do języka stosowanego w cerkwii to proszę jednak zajrzeć do źródeł, które z Pańskiego materiału przytoczyłem.
Narodowość Panską oszacowałem metodą Wolniewicza, który udawadnieł, że za zydów (nie mam dużego) należy uznac tych, którzy w przypadku sporu biorą stronę żydowską. Ale jak widać w stosunku do Pana metoda zawiodła ;)
Sprawę cerkwii wykorzystywali popi do podburzania ludności ukraińsiej, lecz trudno tu - w świetle przytoczonych materiałow - znaleźć przywinę bo te cerkwie w skutek ruchów ludności po odzyskaniu przez Polskę niepodległości stały puste, a tam gdzie były skupiska prawosławnych cerkwii nie było o czym świadczy wykorzystywanie do tego celu lokali mieszkalnych.
Naturalnie mogę przyznać Panu rację, że akcja wyburzeń nie była dopracowana i zawierała jakiś procent nadurzyć w skutek 123 letniej "cerkiewnej" dla Polaków niewoli.
z kolei Ukraińcy dopatrywali się przewiny w niespełnionej nadziei w wyprawie Piłsudskiego z Petrulą na Kijów, ale trzeba tu zaznaczyć, że Ukraińców było 6% i nie spełniły się jego marzenia porwania Ukraińców do sprawy wolnej Ukrainy, a Polskę owa wyprawa mało nie kosztowała ponownej utraty niepodległości.
Cieszę się ogromnie, ze Pan szanuje Poliszczuka to jest włsnie droga do pięknego pojednania polsko-ukraińskiego.
Wojciech Kozlowski
10. > Wojciech Kozłowski
Prof. Poliszczuk to jedna, ale nie jedyna z dróg do pojednania pol-ukr.
W temacie języka liturgicznego w cerkwiach - dalej będzie pan oponował?
Zsyłam się na mój Autorytet :
"Lojalność cerkwi prawosławnej była tak duża i tak szczera, że tylko cud mógł duchowieństwo prawosławne z tej drogi zawrócić. Tym cudem była głupota naszych władców, istotnie niepospolita. Należy tu zaznaczyć, że polityką cerkiewną nie wiadomo dlaczego zaczęło kierować Ministerstwo Spraw Wojskowych, minister Kasprzycki, który się interesował wszystkim: osuszaniem Polesia, kilimami huculskimi, wszystkim... prócz spraw obrony państwa. Zaczęto od polonizacji cerkiewnego języka liturgicznego. Zamiast „Hospodi Pomiłuj” miano w nabożeństwie mówić „Zlituj się Boże”.
- „Nie mogę się zgodzić, aby żołnierz polski mógł słuchać innego nabożeństwa prócz polskiego” – powiedział wojewoda pułkownik Bociański delegacji prawosławnych, którzy przyszli do niego z protestem przeciwko polszczeniu sakralnego języka nabożeństwa.
- „Trzeba było zapytać tego bałwana – powiedziałem tej delegacji, gdy się przede mną przyszła wyżalić – czy uważa Piłsudskiego za żołnierza polskiego, bo Piłsudski, jako katolik, nigdy nie słuchał nabożeństwa po polsku, tylko zawsze po łacinie”. Istotnie żadne wyznanie w Polsce, prócz nieuznanych przez państwo hodurowców[2] i innych sekt, nie słuchało nabożeństwa w języku narodowym: katolicy odprawiali je po łacinie, Żydzi po hebrajsku, Tatarzy po arabsku, a wreszcie – co w tej sprawie było najważniejsze – katolicy grecko-unickiego obrządku w tymże cerkiewno-słowiańskim języku, który z Cerkwi prawosławnej miał być usunięty, bo tak się raptem kilku dorosłym dzieciom zachciało. Wystąpiłem wtedy namiętnie w obronie liturgiki prawosławnej i myślę, że właśnie jako katolika mogło mnie oburzyć to wtrącanie się do czyjegoś nabożeństwa. Składkowski mi za to, już wtedy po raz drugi, zagroził Berezą, a inne sfery zemściły się puszczeniem w obieg oszczerczej plotki, że przeszedłem na prawosławie.
Ale – pisać mi o tym ciężko – na zmianie liturgiki nie poprzestano, wojsko zaczęło przymusowo nawracać prawosławnych na katolicyzm i nawet palić niektóre cerkwie prawosławne, uznane za zbędne. Te dzikie, głupie i nikczemne wybryki wyrządziły niesłychaną szkodę naszemu państwu, a były przecież absolutnie niczym nieuzasadnione, ponieważ – jak powiedziałem – ze wszystkich mniejszości narodowych właśnie koła duchowieństwa prawosławnego były najlojalniejsze. (...)"
Stanisław Cat-Mackiewicz "Ludzie niedorośli do rządzenia"
11. Mogiłę pradziada ocal od
22.
Latyczów - woj. chmielnickie. Miasteczko słynące z kultu Matki Bożej
Latyczowskiej - odwiedzane przez tysiące pielgrzymów. Od kilkunastu lat
proboszcz miejscowej parafii ks. Adam Przywuski odbudowuje pieczołowicie
latyczowski klasztor z początku siedemnastego wieku. Troszczy się
również o zabytkowy cmentarz. W ubiegłym roku zaprosił do współpracy
uczniów z gimnazjum w Jaworzynie Śląskiej. Pracowali bardzo ofiarnie.
Odsłonili najstarsze i najbardziej zaniedbane pomniki. W tym roku wrócą
kontynuować ratunek.
Pracowaliśmy na cmentarzu w Latyczowie- Relacja
9 lipca wieczorem grupa uczniów-wolontariuszy z Gimnazjum nr 1 w
Jaworzynie Śląskiej wraz z opiekunami i kierowcami dotarła, po
20-godzinnej podróży, do Latyczowa na Podolu. Zamieszkaliśmy w Domu
Pielgrzyma znajdującym się przy Sanktuarium Matki Boskiej Latyczowskiej
Królowej Podola i Wołynia.
Latyczów to liczące 11 tysięcy
mieszkańców miasto położone w obwodzie chmielnickim. Naszym gospodarzem
był proboszcz tutejszej katolickiej parafii - ksiądz Adam Przywuski.
Nazajutrz udaliśmy się z księdzem na cmentarz, który mieliśmy
porządkować.
Przydzielona nam nekropolia zajmuje 4-5
hektarową powierzchnię, na której znajduje się kilka tysięcy mogił.
Czynny cmentarz, na którym do dnia dzisiejszego grzebani są latyczowscy
katolicy, potomkowie mieszkających tam Polaków, okazał się bardzo
zaniedbanym i wydaje się, że zapomnianym miejscem. Zobaczyliśmy
zarośnięte groby, często ledwie widoczne wśród chwastów i krzaków. Nawet
miejsca spoczynku ludzi zmarłych w ostatnich latach wyglądały tak,
jakby o nich nikt nie pamiętał. Gdzieniegdzie sztuczne kwiaty, dawno
wypalone znicze - to był najczęściej widoczny obraz.
Od
razu zabraliśmy się ostro do pracy. Zaczęliśmy porządkować wszystkie
groby po kolei. Po kilku dniach część cmentarza od strony ulicy i bramy
wejściowej została uprzątnięta. Wówczas postanowiliśmy, że w następnych
dniach będziemy porządkowali stare, najbardziej zaniedbane,
dziewiętnastowieczne mogiły.
Dzięki naszej pracy, często
niewidocznej, zarośnięte, z polskimi napisami groby i piękne pomniki
ujrzały światło dzienne. Niektóre z nich zostały odkopane dzięki uporowi
wolontariuszy. Tak stało się w przypadku odkrycia pięknej, zasypanej
ziemią płyty nagrobnej, która początkowo była prawie niewidoczna, pod
którą spoczywają szczątki zmarłego w XIX w. 27-letniego Mariana
Kozłowskiego.
Z czasem zaczęły ukazywać się kolejne groby i
pomniki. Odczytywaliśmy nazwiska: Baczyńskich. Przestrzelskich,
Szewczyków, Zielińskich, Szymańskich, Wójcików, Micińskich, Kozłowskich,
Dombrowskich i wiele, wiele innych polskich i dobrze nam znanych
nazwisk.
W piątek, 13 lipca, na cmentarzu odwiedzili nas:
ekipa Telewizji Wrocław z Panią redaktor Grażyną Orłowską-Sondej,
Marszałek Województwa Dolnośląskiego Pan Rafał Jurkowlaniec, Kurator
Oświaty we Wrocławiu Pani Beata Pawłowicz oraz Konsul Generalny RP z
Winnicy Pan Krzysztof Świderek. Oprowadziliśmy gości po cmentarzu,
opowiedzieliśmy o swojej pracy i pokazaliśmy odnowione przez nas groby.
W niedzielę, 15 lipca, do grupy dołączyli: Burmistrz Miasta Jaworzyna
Śląska Pan Grzegorz Grzegorzewicz i Sekretarz Gminy Pan Tomasz
Strzałkowski, którzy aktywnie włączyli się w porządkowanie latyczowskiej
nekropolii. Dodatkowe ręce do pracy bardzo się przydały.
Niestety, pomimo, że ksiądz Adam Przywuski podczas Mszy św. prosił
swoich parafian, aby przyłączyli się do nas i pomogli przy porządkowaniu
latyczowskiego cmentarza, prawie nikt nie odpowiedział na ten apel.
Jedna osoba - młody chłopak Toli, zainteresował się tym, co robimy i
kilka dni pracował razem z nami. Byliśmy zdziwieni i zawiedzeni że nie
dołączyli do nas mieszkańcy Latyczowa. Porządkowaliśmy przecież groby
ich przodków, członków rodzin, sąsiadów. Zaprzyjaźniliśmy się z
88-letnią Panią Ludmiłą Iwankową, mieszkającą w sąsiedztwie cmentarza,
która była pełna podziwu i uznania dla tego, co robimy. Ze względu na
swój wiek nie była nam w stanie pomóc w pracy, ale wspierała nas tak,
jak potrafiła: dobrym słowem, słodyczami i produktami pochodzącymi z
przydomowego gospodarstwa.
Uporządkowaliśmy 120 grobów. Do
zrobienia zostało jeszcze bardzo dużo. Mamy nadzieję, że w przyszłym
roku będziemy mieli możliwość kontynuowania pracy na latyczowskim
cmentarzu. Nie wyobrażamy sobie, żeby mogło być inaczej.
Niedzielę i czas niepogody przeznaczyliśmy na zwiedzanie i poznawanie
Ukrainy. Byliśmy w Kijowie, w Kamieńcu Podolskim, w Winnicy, w
Chmielnickim, w Międzyborzu. Dwukrotnie odwiedziliśmy Lwów: jadąc do
Latyczowa i w drodze powrotnej do Polski. To pełne uroku miasto bardzo
wszystkim się spodobało. Szczególne wrażenie zrobił na nas Cmentarz
Łyczakowski i Cmentarz Orląt Lwowskich.
Dzień przed wyjazdem
zapaliliśmy znicze na odnowionych grobach. Wraz z księdzem proboszczem
odmówiliśmy modlitwę, zaśpiewaliśmy polski hymn narodowy i złożyliśmy
kwiaty na zbiorowej mogile Polaków, którzy w 1920 roku zginęli w
Latyczowie broniąc miasta przed bolszewikami. Ksiądz Adam Przywuski
podziękował nam za to, co zrobiliśmy i wyraził nadzieję, że za rok znowu
przyjedziemy.
Za umożliwienie i zorganizowanie wyjazdu
dziękujemy Panu Burmistrzowi Grzegorzowi Grzegorzewiczowi, Dyrektorowi
Gimnazjum Panu Krzysztofowi Sołtysowi oraz wszystkim, którzy przekazali
pieniądze na ten cel: rodzicom, uczniom, nauczycielom, proboszczom:
Januszowi Stokłosie i Władysławowi Terpiłowskiemu, parafianom, radnym
naszego miasta, wszystkim sponsorom.
Dziękujemy Pani Grażynie
Orłowskiej-Sondej za to, że zaraziła nas swoim entuzjazmem i zrobiła
wszystko, by ta wyprawa odbyła się.
Dziękujemy Pani Kurator Beacie Pawłowicz za wsparcie, za objęcie akcji swoim patronatem i za to, że była z nami.
Szczególne podziękowania należą się kierowcom: Dariuszowi Luberowi i
Wojciechowi Orłowskiemu, którzy pracowali z nami na cmentarzu, spędzili
za kółkiem wiele, wiele godzin, przejechali ponad 3000 kilometrów i
szczęśliwie przywieźli wszystkich do Jaworzyny Śląskiej.
Dziękujemy jaworzyńskim gimnazjalistom-wolontariuszom, którzy poświęcili
część swoich wakacji na porządkowanie polskiego cmentarza w Latyczowie
na Podolu.
Opiekunowie grupy wolontariuszy z Jaworzyny Śląskiej
- Anna Ryś i Wiesław Dybeł
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
12. Cytuję ze źródła z Pańskiego
Cytuję ze źródła z Pańskiego materiału: Cerkiew prawosławna nie może być miejscem agitacji ukraińskiej - IKC
Świadectwa epoki > Publikacje prasowe
Wielkie zebranie publiczne odbyło się w Chełmie Lubelskim przy udziale ponad 3.000 osób.
Po referacie członka Z. S. W. Kazeka, uchwalono jednomyślnie nast. rezolucję:
"Zebrani obywatele miasta Chełma i okolicy stwierdzają, że: 1) Cerkiew prawosławna na terenie powiatu stała się rozsadnikiem innego niż polskiego uświadomienia narodowego. 2) Niektórzy duchowni prawosławni prowadzą wśród prawosławnej ludności polskiej lub pochodzenia polskiego akcję przekonywującą ją, że nie jest polską. 3) W stosunku z tą ludnością posługują się językiem ruskim. 4) Kazania i naukę religii odbywają w języku ruskim. 5) Działalność większości duchownych prawosławnych wprowadza różnice i zadrażnia spokojne dotąd współżycie całej ludności powiatu. Powiat jest w przygniatającej większości polskim.
W okresie walki z unją dał dowody, że cala ludność bez wzglądu nawet na język, którym się posługuje, wykazała poczucie polskiej narodowej przynależności.
Nie walcząc z wyznaniem prawosławnem oświadczamy, że wszystkiemi siłami, całą swą działalnością nie dopuścimy do tego, by cerkiew prawosławna była miejscem agitacji ruskiej, względnie ukraińskiej, a duchowni prawosławni jej przedstawicielami. W szczególności przeciwdziałać będziemy temu, by ludność prawosławna, mówiąca po polsku, była przez duchownych prawosławnych ruszczona.
Domagamy się:
1) polskich duchownych prawosławnych na teren naszego powiatu;
2) polskich kazań w cerkwi prawosławnej;
3) przypilnowania, by nauka religji prawosławnej odbywała się rzeczywiście po polsku.
Źródło: "Ilustrowany Kurier Codzienny", 1938, nr 84 (24 marca 1938 r.).
Odnośnie posługiwania się rosyjskim przez Ukraińców w cerkwiach to gotów jestem ich częściowo "usprawiedliwić", ze wynikało to często ze słabej znajomości ukraińskiego wśród Ukraińców.
Odnośnie Mackiewicza to i wyburzona w Warszawie jako symbol zniewolenia rosyjskiego cerkiew Newskiego też znalazła polskiego obrońcę - Słonimskiego, ale Mackiewicza proszę nie traktować jako wyrocznię lecz polemicny głos w dyskusji. Chcąc ocenić tamta decyzję, musi Pan przeanalizować cały materiał.
Mackiewicz zreszta ukazuje tu faktyczny stosunek Polaków do narodu Ukraińskiego, którzy do sanacji mieli też nierzadko pretensje za popełnione błędy jak np. za przewrót majowy z setkami ludzkich ofiar.
Wojciech Kozlowski