Zapach piwonii

avatar użytkownika guantanamera

    Zawsze gdy zaczynają kwitnąć piwonie powracają do mnie te wspomnienia ...

        Ach, ile kwiatów kwitło w miejscu mojego dzieciństwa w Wiazyniu... Pamiętam ich kolory i zapachy. Nasturcje, rezeda, georginie, astry... Dziadek kochał rośliny - był ogrodnikiem i sadownikiem w dużym majątku. W 1936 roku przenieśliśmy się z rodzicami do naszego nowego domu w Starej Wilejce. Tam też kwitły kwiaty... Także czerwcowe piwonie.. Różowe, czerwone i białe... I one miały wtedy inny, ładny zapach, nie taki jak dzisiejsze.

        Gdy zaczynała się wojna miałam 9 lat. Pamiętam tę chwilę, gdy nasz ojciec wszedł do domu i powiedział do mamy: - Jadziu. Wojna wybuchła... A ja i moi trzej starsi bracia zaczęliśmy się śmiać. Nie zdawaliśmy sobie zupełnie sprawy co to jest wojna... Myśleliśmy pewnie: „Oj, będzie się działo...” Babcia podjęła próbę tłumaczenia ... Nie chciała nas straszyć, ale wyjaśniała: - Dzieci, wojna to nie jest zabawa małych chłopców, którzy się w nią tylko bawią.... W wojnie walczą dorośli żołnierze...Walczą naprawdę... I to jest coś naprawdę bardzo złego...

       Babcia wiedziała co to wojna. Przeżyła pierwszą wojnę światową i rewolucję październikową. Dlatego na moich braci, gdy byli niegrzeczni mówiła: „ - Ty bolszewiku!”

           Kiedy po 17 września weszli sowieci, to dwaj oficerowie zatrzymali się w naszym domu. Był nowy, ładny, obszerny. Kazali nam gotować dla siebie posiłki. Z sąsiedniego domu usunęli mieszkańców i otworzyli tam „dom otdycha”... A przy naszym, w piwniczce- ziemiance trzymali swoją żywność.   Chyba jedzenie im smakowało i może polubili nas - dlatego nie zostaliśmy - jak wielu innych - wywiezieni Sybir. Ale nie wierzyliśmy im. W jednym z pokoików stały zawsze rzeczy ma wszelki wypadek spakowane wasnie Sybir... Kilka razy zdarzyło się, że bili w drzwi kolbami i krzycząc: „Otkroj!” I pytali „- Wasza familia”? A potem patrzyli na listę - do wywózki – ale zawsze jechali dalej. Do dzisiaj przeżywam wstrząs, gdy ktoś mocno zapuka do moich drzwi.

          Obok wywózek były aresztowania. Zwłaszcza elity, a przede wszystkim mężczyzn. Przez te niecałe dwa lata aresztowano mnóstwo osób. Tak wielu znajomych... Więzienie było przepełnione... Pod więzieniem zawsze teraz stali ludzie. Rodziny aresztowanych czekały godzinami że ktoś ze strażników zechce przekazać paczkę dla bliskich. A strażnicy pytali: Dla kogo? I często nie przyjmowali. I nie wiadomo było czy aresztowany już nie żyje, czy to tylko jakaś szykana... Z wiezienia napływały jednak straszliwe wiadomości: jakie tam są przesłuchania, jakie tortury... Żyliśmy – cała nasza rodzina w nieustającym strachu. Strach był przez cały czas. Nigdy nie było wiadomo: czy przyjdą? czy tylko po ojca? czy wywiozą wszystkich...

       Nie wiem za co aresztowano mamę mojej szkolnej przyjaciółki, Maryni. Była jedynaczką - bez ojca.

        Ale przyszedł czerwiec roku 1941, kiedy Niemcy, łamiąc pakt Ribbentrop- Mołotow, zaatakowali ZSSR. Gorąco. Jak w tym roku we Wrocławiu...

        To był bardzo radosny dzień, gdy zorientowaliśmy się, że sowieci wycofują się z naszych ziem. Wkrótce jednak dotarła do nas wiadomość, że zabierają ze sobą więźniów. Mówiono też, że z więzienia słychać było stłumione strzały... Nie wiedzieliśmy czy wszystkich, czy ktoś pozostał...Więc gdy tylko sowieci zniknęli ludzie pobiegli pod więzienie. Pobiegliśmy i my - moi bracia i ja, a z nami moja przyjaciółka Marynia - przecież tam była jej mama...

        Pod ogromnym jasnym murem stał wielki tłum ludzi. Nie mogli wejść na więzienny dziedziniec, bo ciężka warowna brama była zamknięta. Docierał do nas jakiś dziwny, przykry zapach... Chcieli rozbijać tę bramę, ale raptem skądś dotarła wiadomość, że klucze od niej przerzucone przez mur leżą wewnątrz, po drugiej stronie. Przyniesiono wysoką drabinę. Ktoś młody wszedł i te klucze tam naprawdę były. Otworzył bramę od wewnątrz...

        My też weszliśmy na dziedziniec. Marynia od razu pobiegła do budynku, ja zostałam na zewnątrz. Brat przestrzegł mnie: - Nie wchodź tam, Tereniu, tam jest strasznie...

         Okazało się, że część więźniów została zamordowana. Ich ciała leżały na podwórzu więziennym przysypane tylko cienką warstwą piasku. Wszyscy chcieli wiedzieć czy tam są ich bliscy... Każdy chciał ich zidentyfikować, rozpoznać po odzieży, chociaż kształcie twarzy gdy nie była rozpoznawalna, po jakichś drobiazgach, które mogły przybliżyć pewność, że to ten, kogo poszukiwano... Ale nie można było przetrwać bez masek. Ktoś przyniósł kawałki płótna. Wszyscy nakładli je na twarze. Księża zajęli się godną organizacją poszukiwań – z szacunkiem dla leżących wszędzie ciał.....

       Ja z kilkoma osobami znalazłam się w innej części więziennego dziedzińca. Zobaczyłam otwarte drzwi jakiejś ziemianki... Ujrzałam przed sobą drewniane krzesło na tle ścian z desek. Kiedy tam weszłam okazało się, że ziemia jest miękka, jakby się chodziło po bagnie. Deski w ścianach były podziurawione kulami. Na krześle i wokół krzesła była brunatna krew, zakrzepła. Tam pewnie dokonywano egzekucji, a potem ciała wynoszono na podwórze. Pamiętam jak dzisiaj, że wychodząc z tej ziemianki po prawej stronie zauważyłam zwykłą drewnianą beczkę, dość dużą, w której był drąg płasko zakończony i dziwna substancja, która wydawała straszny odór... Kiedy wróciłam do domu bracia opowiedzieli mi, że więzienne cele były wysłane słomą wydzielającą woń nie do zniesienia... W niektórych leżały ciała...

        Tymczasem ludzie rozpoznawali ciała bliskich i zabierali by je pochować... Mówili, że mordowani mieli ręce związane drutem kolczastym i gwoździe pod paznokciami. Identyfikacja trwała przez kilka dni. W tych wszystkich czynnościach brali udział kapłani. Pomagali, wspomagali, pocieszali. I chowali zmarłych. 

    Nierozpoznane osoby układano na wozach drabiniastych na noszach przykrytych prześcieradłami. I wywożono na cmentarz, gdzie były przygotowane długie groby. W nich obok siebie układano ciała. Tam wtedy jeszcze raz spotkałam Marynię. Cieszyła się, bo na terenie więzienia nie znalazła swojej mamy. Była pełna nadziei, że mamę wywieziono i że kiedyś się odnajdą. - Weź dużo kwiatów - powiedziała do mnie. - Musimy je położyć na grobie tych nieznanych ludzi...

        Nacięłyśmy mnóstwo piwonii. Ogromne bukiety. Niosłyśmy te bukiety w kondukcie żałobnym za wozami, na których ułożono ciała nierozpoznanych więźniów. A od wozów w naszym kierunku wiał lekki wiatr i niósł zapach rozkładających się ciał - tak okropny, tak przejmujący, że wtulałam nos w piwonie żeby od niego uchronić. Ale on mieszał się zapachem piwonii.

I tak zostało już na zawsze.

       Ten zapach wraca do mnie zawsze, gdy nadchodzi kolejna rocznica tamtych wydarzeń. Gdy zakwitają piwonie. We Wrocławiu kwitnie ich wiele. A z ich zapachem, chociaż minęło już tyle lat, powraca wszystko: tamte obrazy, tamte przeżycia, tamte uczucia, tamten smutek, żałoba i lęk... Właśnie tak jak teraz...

       I te niewinne i piękne kwiaty od lat niosą straszny ciężar - ciężar ludzkiego zła, ludziej dzikości, strasznych czynów, strasznych win...

    

* * * * * * * *

http://www.electronicmuseum.ca/Poland-WW2/soviet_atrocities_1941/popinski_2.0_pol.html

(…) Tragiczne wydarzenia towarzyszyły ewakuacji więzienia w Starej Wilejce. 24 czerwca sformowano z więźniów kolumnę marszową, którą, wobec bombardowania przez lotnictwo niemieckie stacji kolejowej w Mołodecznie, poprowadzono dalej na wschód, do Borysowa za Mińskiem, odległego o około sto pięćdziesiat kilometrów od Starej Wilejki. Trasa wiodła, miedzy innymi, przez Illę, Sosenkę i Pleszczenice. Marsz odbywał się w zbyt forsownym, jak dla wycieńczonych więźniów, tempie. Po drodze otrzymywali oni jedynie bardzo niewielkie ilości wody i pożywienia. Tych, którzy nie wytrzymywali tempa, konwojujący enkawudziści mordowali z broni krótkiej i bagnetami. Egzekucji na większą skalę dokonało NKWD w okolicy Pleszewa, gdzie zginęło kilkaset osób. W pobliżu wsi Kasuty natomiast, obok której przechodziła kolumna, mieszkańcy po jej przejściu znaleźli w polu około stu zwłok zamordowanych więźniów. 28 czerwca kolumna dotarła do Borysowa, gdzie pospiesznie załadowano więźniów do wagonów i odtransportowano do Riazania. Tam okazało się, że z ponad tysiaca czterystu do tysiąca ośmiuset więźniów, którzy byli w kolumnie, do celu nie dotarło czterystu do siedmiuset. Po wyprowadzeniu większości więźniów drogą piesza na wschód, w wiezieniu w Starej Wilejce pozostało jeszcze przeszło stu kilkudziesięciu. Byli to więźniowie z wyrokami śmierci oraz - jak się wydaje - niezdolni do marszu. Oddział enkawudzistów likwidujący wiezienie część z nich rozstrzelał; ich zwłoki zostały zakopane w kilku wykopach na dziedzińcu więzienia. Uciekający oprawcy nie zdążyli zamordować pewnej grupy więźniarek, uwolnionych następnie przez mieszkańców miasta.

 

 

12 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

2. Nikt nie chce pamietać o tamtych ofiarach, bo to złe ofiary były

pamięć przysługuje tylko jedynym oficjalnym ofiarom "nazistów".

" Mszana obowiązkowym punktem wycieczek z Izraela? Ktoś pomyśli, że to żart. Ale rzeczywiście wkrótce maleńka gmina pod Wodzisławiem Śl. może stać się bardzo ważnym punktem na trasach wielu wycieczek Żydów. Już teraz po: Warszawie, Oświęcimiu czy Krakowie coraz częściej zaglądają do Mszany.
Wszystko przez znajdujący się na cmentarzu Grób Ofiar Marszu Śmierci.

Między innymi przez Mszanę aż do Wodzisławia szły tzw. marsze śmierci. Były to ewakuacje więźniów podczas zbliżania się frontów alianckich i Armii Czerwonej w 1945 roku. Więźniowie, którzy szli z Oświęcimia do Wodzisławia Śląskiego pokonali 63 kilometry, gdzie trafiali do wagonów kolejowych i byli wywożeni w głąb Rzeszy. Na samej trasie naliczono prawie 600 ciał, nie licząc wielkiej liczby osób zamordowanych w miejscach masowych egzekucji (szacuje się, że ok. 3 tys. osób). "

http://www.dziennikzachodni.pl/artykul/925493,mszana-turysci-z-izraela-p...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika guantanamera

3. Dzicz turańska

zbrodniarze, mają taki pomysł żeby karać za prawdę?
O tej strasznej rocznicy pewnie Bauman nie opowiadał, ale przecież to są "korzenie" lewicy....

avatar użytkownika gość z drogi

4. Droga @Guantanamero...ano nie opowiadał ,bo i PO co

wszak nie PO takie opowieści zaprosił tego człeka o paskudnej przeszłości włodarz Wrocławia...
przyznam,ze co raz dziwniej żyje się w niby naszym Kraju...dziwniej i straszniej...
serdecznie pozdrawiam

gość z drogi

avatar użytkownika guantanamera

5. @gość z drogi

Po Baumanie oczywiście niczego nie oczekuję - on się wielokrotnie opowiedział...
Ale ci co sprawują władzę chyba mają jakieś obowiązki wobec Narodu. A jest odwrotnie - słowo Naród okazuje się nietolerowane...
A przecież dzisiaj jest bardzo ważna rocznica. Wymordowania przez sowietów polskich więźniów! Ofiary czerwca 1941 zostały zupełnie zapomniane! A dzisiaj powinien być dzień ICH pamięci. Tu jest więcej wiadomości: http://www.electronicmuseum.ca/Poland-WW2/soviet_atrocities_1941/popinsk...
Mam nadzieję, że tym razem link będzie aktywny...
Chociażby z tego powodu nie należało na 23 czerwca zapraszać Baumana! To powinien być Dzień sowieckich Ofiar. Ale nikt z władz o NICH nie pamięta...
Na topie jest Bauman. I to jest chore!
Pozdrawiam serdecznie.

avatar użytkownika Maryla

6. @guantanamera

władze i media udają, że nie było Poznania, Radomia i Ursusa, a Ty wymagasz, zeby pamiętali mordy NKWD?

"2.1 Kresy Poludniowo-Wschodnie
(wojewodztwa: lwowskie, stanislawowskie, tarnopolskie, wolynskie)

Najwieksza liczbe wiezniow zamordowano we Lwowie. Czesc ewakuowano 22 czerwca na wschod pieszo, droga na Tarnopol, Czortkow, Berdyczow - az do Moskwy, dokad dotarli 28 sierpnia. W czasie marszu ci, ktorzy nie mogli nadazyc za kolumna, byli mordowani przez konwojentow. Pozostali, zaladowani w Moskwie do wagonow bydlecych, przewiezieni zostali do Pierwouralska. W czasie przewozu wielu zmarlo na tyfus. Z osmiuset wyprowadzonych ze Lwowa, ewakuacje do Pierwouralska przezylo tylko dwustu czterdziestu osmiu [9].

Mimo ewakuacji czesci wiezniow, wiezienia lwowskie nie opustoszaly, gdyz na miejsce ewakuowanych trafili tu nowi, aresztowani tuz po wybuchu wojny, zwlaszcza zas po stlumieniu przez Sowietow powstania ukrainskiego, jakie wybuchlo 24 czerwca we Lwowie. Wsrod nowych wiezniow znajdowali sie zarowno Ukraincy, jak i Polacy. Laczna liczbe aresztowanych w tym czasie ocenia sie na cztery do siedmiu tysiecy, choc dolna granica wydaje sie byc blizsza rzeczywistej liczbie [10].

Mordowanie wiezniow rozpoczeto juz 22 czerwca, choc - jak sie wydaje - jeszcze nie na wieksza skale. Starano sie tez jeszcze ten fakt ukrywac. Ciala zakopywano miedzy innymi na Wzgorzach Wuleckich i na tak zwanych "Piaskach". 24 czerwca, rowniez wskutek chaosu wywolanego ukrainskimi wystapieniami zbrojnymi przeciw Sowietom, wybuchla w miescie panika, a w nocy z 24 na 25 czerwca sluzby wiezienne NKWD opuscily na kilka godzin wiezienia przy ul. Zamarstynowskiej, oraz tak zwane "Brygidki" przy ul. Kazimierzowskiej. Czesci wiezniow "Brygidek" udalo sie wydostac z cel przez rozbite piece, ktorych paleniska otwieraly sie od strony wieziennych korytarzy. Ci, znajdujacy sie juz w korytarzach, otwierali od zewnatrz drzwi innych cel uwalniajac nastepnych wiezniow by nastepnie uciec na wolnosc przez brame glowna wiezienia. Czesc wiezniow nie wykorzystala okazji obawiajac sie, iz jest to prowokacja ze strony straznikow - pozostali oni w celach, albo zdecydowali sie na podjecie ryzyka ucieczki zbyt pozno. W wiezieniu na Zamarstynowie, gdzie zamieszanie trwalo krocej i wiezniowie nie wiedzieli o ucieczce personelu wieziennego, pozostali oni w celach [11]."

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

7. Do pani Guantanamery

Szanowna Pani,

Współczuje.
Ja jestem Wielkopolaninem, więc miałem do czynienia z Niemcami. Całą wojnę ukrywali mnie obcy ludzie.


 Ja też lubię piwonię.



Moje tego lata też oklapły

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika guantanamera

8. Szanowny Panie Michale

Przekażę Pana wyrazy współczucia mojej Znajomej.
Jej opowieść usłyszałam po raz pierwszy kilka lat temu. Usiadłyśmy wtedy w ogrodzie i Pani Teresa nagle powiedziała: - Mój Boże. Piwonie to piękne kwiaty, a we mnie ich zapach budzi tak straszne wspomnienia... I opowiedziała o tamtym dniu ... Nie pomyślałabym może o spisaniu tego świadectwa, gdyby nie dyskusja pod wpisem Aleksandra Ściosa JAKA OPOZYCJA http://blogmedia24.pl/node/62478
Wtedy stwierdziłam i zapowiedziałam (w komentarzu 5) że to świadectwo musi być spisane i umieszczone tutaj... W końcu usiadłyśmy wczoraj i napisały. W ostatniej chwili, dzień przed rocznicą...
Dzisiaj Pani Teresa powiedziała mi, że od dawna myślała o tym, że powinna to wspomnienie przekazać opinii publicznej. I że czuje się jakby wypełniła dawno podjęte zobowiązanie. Jak oczyszczona...
A piwonie rzeczywiście nienajlepiej znosiły ten skwar... U nas był straszny.
Pozdrawiam serdecznie.

avatar użytkownika Maryla

9. Co mogą martwi jeńcy 1/4

"Rosja to kraj z nieprzepowiedzianą przeszłością" - czyli o antykatyniu i jak to nazywa E. Lucas, rosyjskim, historycznym "whatabautyzmie".

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

10. Grodno

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Pelargonia

11. Droga Guantanamero,

W PRL-u jako Dzień Wojska Polskiego obchodzono 9 maja - dzień zwycięstwa Armii Radzieckiej nad Niemcami.
Przypomniał mi się dowcip, który w tamtych czasach opowiadano:

Pani zapytała uczniów: Jak świętowaliście Dzień Zwycięstwa?

Padały różne odpowiedzi, ale najbardziej zaciekawiła panią odpowiedź Jasia:
My z tatą bawiliśmy się w Armię Radziecką.

Jak wyglądała taka zabawa? - spytała pani.

Poszliśmy do sąsiadki, kazaliśmy podać sobie jedzenie i picie, a potem tata zgwałcił sąsiadkę, a ja zabrałem zegarek.


Twój tekst przeczytałam na wdechu i bardzo sie wzruszyłam. Jest tu pokazana taka wojna, jaka znam z opowieści mojej Mamy i Dziadków.

Należy Ci się złota piwonia.

Pozdrawiam serdecznie

"Ogół nie umie powiedzieć, czego chce, ale wie, czego nie chce" Henryk Sienkiewicz

avatar użytkownika guantanamera

12. Droga Pelargonio

Dziękuję - nie widziałam jeszcze złotej piwonii... A może widziałam, ale nie wiedziałam że to piwonia?
Pozdrawiam Cię serdecznie.