Samotny hołd arcybiskupa Jędraszewskiego oddany dzieciom zamordowanym w łódzkim obozie koncentracyjnym

avatar użytkownika Maryla

1 czerwca, w Dzień Dziecka, abp Marek Jędraszewski uczcił pamięć kilkunastu tysięcy polskich dzieci, zamordowanych ofiarą w obozie koncentracyjnym w Łodzi. Metropolita w samotności złożył kwiaty pod pomnikiem Pękniętego Serca i w ciszy modlił się w intencji najmłodszych ofiar II wojny światowej.

Jest to jedno z najbardziej przejmujących miejsc - nie tylko w Łodzi. Trudno przecież wyobrazić sobie sytuację, że organizuje się obóz koncentracyjny specjalnie po to, by te dzieci zniszczyć - i moralnie i fizycznie

- powiedział Radiu Plus abp Jędraszewski po złożeniu kwiatów.

W dodatku te dzieci pochodziły często z rodzin, które aktywnie brały udział w ruchu oporu

- podkreślił.




Zdaniem arcybiskupa to zapomniane miejsce woła o wielką, "prawdziwą pamięć".

To znaczy o modlitwę za nich, żeby ich świadectwo nie poszło na marne, żeby budziło sumienia współczesnych ludzi - dzieci i młodzieży - w poczuciu odpowiedzialności za siebie, kraj, Ojczyznę i Kościół

- mówił, podkreślając, że ofiary łódzkiego obozu były "skazane na śmierć, ogromnie osamotnione, głodzone, przymuszane do niewolniczej pracy".

Metropolita łódzki wskazuje jednocześnie, że przy pomniku "Pękniętego serca" brakuje krzyża.

Tu jest mowa tylko o pamięci. A pamięć jest ulotna, przemija. Tu chodzi o coś więcej niż zwykłą pamięć. Trzeba pochylić się nad męczeństwem tych młodych ludzi, Polaków, którym nie pozwolono przeżyć dzieciństwa i młodości

- podkreśla i dodaje:

Myślę, że Łódź ma przed sobą ogromny obowiązek, by to miejsce stało sie jednym z najbardziej znanych, nawiedzanych miejsc. Łódź, a przez to i Polska cała.


Koncentracyjny obóz wychowawczy dla młodych Polaków Policji Bezpieczeństwa w Łodzi (Polen-Jugendverwahrlager der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt) został utworzony w połowie 1942 roku w wydzielonym z getta kwartale Brackiej, Plater, Górniczej i muru żydowskiego cmentarza.

Trafiały do niego dzieci od 6 do 16 roku życia. Historycy szacują, że jego ofiarami padło nawet kilkanaście tysięcy młodych Polaków. Na terenie obozu panowały fatalne warunki, dzieci zmuszane były do pracy od rana do wieczora. Chłopcy zajmowali się produkcją butów ze słomy, koszyków z wikliny oraz pasków do masek gazowych i plecaków. Zadaniem dziewczynek była obsługa pralni, kuchni, pracowni krawieckiej i ogrodu. Dzieci nie miały żadnych osobistych rzeczy. Musiały ubierać się w jednolite, drelichowe ubrania i nosić drewniane trepy w jednym rozmiarze. Nie miały dostępu do ciepłej wody i mydła.

Niemcy nie pozwalali dzieciom na rozmowy po polsku, a wszelkie obwieszczenia publikowane były po niemiecku. Nadzorcy obozu, Sydomia Bayer i Edward August zostali po wojnie osądzeni i skazani na śmierć.

O istnieniu obozu koncentracyjnego dla dzieci nie wie nawet niewielu łodzian. Dlatego społecznicy próbują o nim przypomnieć, m.in. poprzez rokroczne obchody pod pomnikiem Pękniętego Serca.

 

http://wpolityce.pl/wydarzenia/55003-samotny-hold-arcybiskupa-jedraszewskiego-oddany-dzieciom-zamordowanym-w-lodzkim-obozie-koncentracyjnym

Etykietowanie:

29 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. DZIEŃ DZIECKA NIEINFANTYLNIE w Łodzi

Obóz na Przemysłowej

„Obóz
na Przemysłowej” – tak nazywa się hitlerowski twór stworzony w roku
1942 w Łodzi na terenie żydowskiego getta, obóz dla polskich dzieci. W
wyniku morderstw i wszelkich metod terroru, pochłonął około 15 tysięcy
niewinnych ofiar w wieku od niemowlęctwa do 16 lat. Świat zapomina, my
przypominamy.

 

 

Z
ludzką pamięcią jest tak, że najdłużej zostaje w niej to, co tkwi na
skraju zapomnienia, co zostaje odświeżone, gdy jest już prawie zupełnie
zapomniane. Na mapie Łodzi mamy zaorany i przepasany blokowiskiem
skrawek ziemi, na jakiej w latach 1942-45 znajdował się hitlerowski obóz
koncentracyjny dla polskich dzieci, Polen Jugend-Verwahrlager der
Sicherheitspolizei in Litzmannstadt, przez który przeszło kilkanaście
tysięcy najmłodszych istnień w wieku od kilku miesięcy do 16 lat,
miejsce dla wielu święte a pogrążające się w społecznej niepamięci.
Ulica Bracka w krzyżu z Przemysłową.

 

Nieco historii

By pojąć sytuację, w jakiej znajdowała się Polska młodzież podczas II wojny światowej, warto uruchomić wyobraźnię…

Prawie
każda rodzina była we współczesnym rozumieniu wielodzietna – dziećmi,
ich zabawami, okrzykami, radością i niesfornością wypełnione były
wszystkie podwórka. Domy w większości nie były zasobne, ale pełne
miłości. Ojcowie chodzili do pracy, matki całymi dniami pracowały na
rzecz  rodziny, a dzieci im w tym pomagały, bo technika nie wyręczała
ich tak, jak nas. Nie mieli wygód ani wykwintu, ale mieli siebie i tyle
szczęścia, ile potrafili sobie stworzyć.

Wojna
narzuciła tym ludziom wszelkie możliwe zagrożenia i braki. Mężowie szli
do wojska, żony przejmowały całą troskę o byt dzieci. Stopniowo
narastał głód, strach i rozpacz. Ile rodzin, tyle osobnych dramatów.
Wojna odebrała życie znacznie ponad 6 milionom Polaków, z których 90
procent zginęło w wyniku złożonego zespołu środków bezwzględnego
terroru. Gdy ginęli dorośli (front, przymusowa praca w Rzeszy, łapanki,
egzekucje uliczne, działalność antyhitlerowska…), kilku- i nastoletnie
dzieci z dnia na dzień musiały stawać się głowami swych rodzin, zapewnić
młodszemu rodzeństwu, nierzadko licznemu, jedzenie, odzież, względne
bezpieczeństwo, lekarstwa, opał na zimę. Pozostawały same w krainie
chronicznego lęku, z zimnym piecem i pustymi garnkami. Psychologiczny
tragizm tej sytuacji, niemoc fizyczna drobnego ciała i naturalny w
dzieciństwie brak pewnych umiejętności zmuszały młodzież do kradzieży
pożywienia i do żebractwa, a to dla Niemców były wielkie zbrodnie.

 

Pierwsze
pomysły utworzenia na ziemiach polskich obozu dla młodocianych pojawiły
się w roku 1941, kiedy Niemcy drastycznie spotęgowali represje i
zmuszeni byli rozważyć problem losu dzieci przyłapanych na drobnych
kradzieżach, szmuglu i ulicznym handlu, a także rozwiązać sprawę
rosnącej grupy dzieci osieroconych.

 

„Na
naszych wschodnich terenach Niemiec zaniedbanie młodzieży polskiej
rozwinęło się poważnie i stanowi groźne niebezpieczeństwo dla młodzieży
niemieckiej. (…) Wojna rozbiła wiele rodzin, a uprawnieni do
wychowywania nie są w stanie spełniać swych obowiązków, polskie zaś
szkoły zamknięto. Dzieci polskie, wałęsające się bez jakiegokolwiek
nadzoru i zajęcia, handlują, żebrzą, kradną, stając się źródłem
moralnego zagrożenia dla młodzieży niemieckiej” – oto jak Reichsführer
SS Heinrich Himmler uzasadniał koncepcję utworzenia obozu, przez który
przeszło od 12 do nawet 15 tysięcy polskich dzieci, z których przeżyło
około 900, z czego znaczna większość zmarła - z powodu wyczerpania
głodem, najróżniejszych obrażeń ciała, chorób i przemarznięcia, braku
rodziny – niedługo po wyzwoleniu.

Tak
właśnie, najogólniej rzecz ujmując, przy założeniach identycznych do
obowiązujących przy budowach lagrów dla dorosłych i na rozkaz samego
Himmlera, powstał w środku Łodzi zbrodniczy twór grupujący za wysokim
murem osierocone lub siłą wydarte rodzicom polskie dzieci. Usytuowano go
na terenie żydowskiego getta – w kwartale Brackiej, Plater, Górniczej i
muru żydowskiego cmentarza - by definitywnie odebrać im cień szansy na
wydostanie, bo przez gettowe bramy nie przedarła się nawet mysz.
Podwójny mur, zero szans, odcięcie od świata.

Nazwa
obozu wzięła się stąd, że ulicą Przemysłową, prostopadłą do Brackiej,
dowożono transporty dzieci, a jego główna brama była na skrzyżowaniu obu
tych ulic.

 

Mützen ab! Die Augen links!

Polen
Jugend-Verwahrlager der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt – bo tak
brzmi pełna  nazwa obozu – znajduje się w jednym szeregu na liście
wielkich hitlerowskich kombinatów masowej zagłady, takich jak
Ravensbrück, Stutthof czy Mauthausen; pokazują to dokumenty. Jego
kuriozalność polega na tym, że więziono w nim same dzieci, tylko dzieci.
Nie miały one kontaktu z „normalnymi” dorosłymi, na których wsparcie
mogłyby liczyć. Rzeczą arcyznamienitą jest, że – wedle wielu relacji
świadków – dzieci, jakie trafiały na Przemysłową w transportach z
Oświęcimia, zorientowawszy się w sytuacji, płakały i… chciały wracać.
Auschwitz zatem, kojarzący się nam jednoznacznie z piekłem na Ziemi, był
miejscem lepszym bytowo od tego, które zgotowali polskim dzieciom
esesmańscy oprawcy w Łodzi. Wszędzie indziej przy dzieciach, lub choćby w
pobliżu, byli dorośli – istoty silniejsze fizycznie, posiadające wiedzę
i racjonalną orientację w zastanej sytuacji. Pamiętajmy, że Auschwitz
zaszczycili tacy giganci humanizmu jak św. Maksymilian Kolbe, rotmistrz
Witold Pilecki, czy słynna „położna Oświęcimia”, łodzianka, Stanisława
Leszczyńska. We wszystkich lagrach, choćby warunki były najstraszliwsze,
zawsze znalazł się ktoś starszy, kto przytulił, pocieszył i wyjaśnił.
Na Przemysłowej – nikt. Niektórzy historycy nazywają łódzki obóz "Małym
Oświęcimiem".

Łódzki obóz rozpoczął
działalność na podstawie zarządzenia Himmlera z 28 listopada 1941 roku.
Wyznaczony obszar został otoczony wysokim, drewnianym płotem o
bezszczelinowej konstrukcji, który wykonała żydowska brygada budowlana z
getta. Budynki murowane odebrano właścicielom, a dzieciom wybudowano
duże, drewniane baraki.

Zarządzenie
Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy mówiło, iż do obozu powinno się
kierować „przestępców lub dzieci zaniedbane od 8 do 16 lat”. Skończywszy
16 lat, trafiało się do Auschwitz, a wyznaczona dolna granica wieku
była liczbą w pełni fikcyjną – do dziś żyją świadkowie obecności w
łódzkim obozie dzieci zupełnie malutkich, poniżej dwóch lat.

Pierwsi więźniowie przybyli do obozu 11 grudnia 1942
roku – dla łódzkiej kultury historycznej jest to data symboliczna.
Numer pierwszy otrzymał Zdzisio Włoszczyński, numer drugi – Halinka
Szturma, numer trzeci to Miecio Wlazło… Na co dzień przebywało w obozie
ponad tysiąc dzieci. Świadkowie twierdzą, że umieralność była ogromna.
Dzieci dziesiątkowane były przez wyczerpanie pracą ponad siły,
nieleczone choroby, głód, śmiertelne pobicia. Tęsknota za mamą, za
rodziną, głęboka psychologiczna dezorientacja, ciągły paniczny strach i
fizyczny ból odbierały wolę życia.

Obóz
był zarządzany przez łódzką placówkę policji bezpieczeństwa
(Sicherheitspolizei in Litzmannstadt). Załogę stanowili esesmani i
volksdeutsche. Pierwszym komendantem był radca sądowy i szef policji
kryminalnej w Łodzi, SS-Sturmbannführer Karl Ehrlich.

 

Na
podstawie wyroków niemieckich sądów kierowano tu młodocianych więźniów
głównie ze Śląska, Wielkopolski, Pomorza, Mazowsza, a także z Łodzi i
okolic. Trafiały na Przemysłową bezdomne dzieci zatrzymane na ulicach,
drogach i dworcach kolejowych, osierocone w wyniku zabicia bądź wywozu
rodziców na przymusowe roboty do Niemiec lub do obozów koncentracyjnych.
Osobną grupę stanowiły dzieci członków ruchu oporu i więźniów
politycznych, które Niemcy uważali za „dzieci terrorystów”, głównie z
Mosiny i Poznania (grupa dra F. Witaszka). Do „naszego” obozu trafiły
również „dzieci Zamojszczyzny”, której dzieje tamtego czasu są
szczególnie dramatyczne.

W
niemieckich zapisach sądowych widnieją uzasadnienia: „nielegalnie nabył
karty żywnościowe”, „ojciec na robotach w Rzeszy, matka w obozie
koncentracyjnym w Oświęcimiu, dzieciom grozi zaniedbanie”, „kradnie z
innymi dziećmi owoce w ogrodach, zwłaszcza obywateli niemieckich; matka
nie troszczy się o niego, ojciec nie żyje”, „znalezione w wieku 3 lat
dziecko, które przebywało w sierocińcu w Katowicach, jest kaleką. Trudne
do wychowania, trzęsie głową, moczy łóżko, ma skłonności do kradzieży”,
„bezcelowość dalszego wychowania”. Ale najczęściej podawany argument to
„dziecko polskie”. Karano za polskość, de facto za niewinność.

Wbrew
prawu, wszystkie uwięzione dzieci musiały pracować od rana do wieczora i
wykonywać ustaloną przez esesmanów normę. Chłopcy wyrabiali buty ze
słomy, koszyki z wikliny, paski do masek gazowych oraz skórzane części
do plecaków, pracowali w ogrodzie i przy prostowaniu igieł. „Być albo
nie być” zależało od dorosłego, który dowodził warsztatem. Przekleństwem
była praca polegająca na ciągnięciu 4-tonowego walca równającego teren.
Chłopcy byli mali i osłabieni głodem, a poganiano ich dotkliwie batem.
Pracowali niezależnie od pogody.

Dziewczynki
pracowały w pralni (do śmierci były kalekami z powodu niszczących
kończyny związków ługowych), w kuchni, pracowni krawieckiej i w
ogrodzie. Najmłodsi kleili torebki i robili doniczki.

Dzieci
otrzymywały na śniadanie kromkę suchego, kwaśnego chleba i kubek
czarnej kawy bez cukru, na obiad zupę z ziemniaków w łupinach lub z
brukwi, bez tłuszczu, a kolacja była powtórzeniem śniadania. Sprytniejsi
ustawiali się w kolejce po kawę na samym końcu, bo na dnie były fusy,
czyli coś, co dłużej zostaje w żołądku. Na terenie obozu rosło kilka
drzew owocowych, ale podniesienie owocu z ziemi czy jego zerwanie karane
było biciem i odebraniem posiłku. Antagonizmy między małoletnimi
mnożono nagradzaniem donosów na kolegów.

Dzieciom
odbierano ubrania i wszystkie prywatne przedmioty. Dostawały szare,
drelichowe uniformy i zwykle znacznie za duże, kaleczące stopy drewniane
trepy. Przy każdej sposobności i „za nic” były bite. Przez 25 miesięcy
funkcjonowania obozu nie dostawały mydła i nie miały dostępu do ciepłej
wody. Mogły pisać jeden list w miesiącu na jednej kartce, a i tak każdy z
nich był cenzurowany przez najokrutniejszą sadystkę obozu, Sydomię
Bayer. To ona właśnie wymyśliła najbardziej upokarzający oddział,
jakiego nie miały inne ówczesne kaźnie – dla dzieci bezwiednie się
moczących. Choroby nerek, niedojrzałość emocjonalna, strach, zapalenie
pęcherza… Dzieci te leżały na wspólnej, długiej pryczy pod jednym kocem,
obcinano im racje jedzenia, a zimą po sali tańczył śnieg. Bayerowa
otwierała okna twierdząc, że śmierdzi, a gdy lekarz sprowadzony do obozu
chciał zaordynować dzieciom jakieś preparaty leczące, zabraniała
twierdząc, że „szkoda leków na to polskie bydło”. Z tego oddziału rzadko
kto wracał. Dwaj esesmani dzieciom tym wycinali jąderka scyzorykiem.
Dowodem rozmiaru zbrodni w tym obozie jest fakt dwóch powojennych
procesów - Sydomii Bayer oraz Edwarda Augusta. Obojgu udowodniono liczne
morderstwa i, nie znalazłszy żadnych motywów łagodzących, skazano na
karę śmierci. Jesienią roku 1945 oba wyroki wykonano.

Inna
zbrodniarka, Eugenia Pohl, została odnaleziona i skazana na 25 lat
więzienia w połowie lat 70. Jeszcze wtedy, po trzydziestu latach, jedna
ze świadków, rozpoznawszy Pohlową na sali sądowej, straciła przytomność.

 

Po
dramatycznych chwilach ostatnich dni, zgrupowaniu dzieci w jednym
miejscu i demonstracyjnym przerażeniu ich karabinami maszynowymi (dzieci
widziały dym nad Radogoszczem i były pewne najgorszego), obóz został
wyzwolony 19 stycznia 1945 wraz z całą Łodzią. Po uświadomieniu sobie,
że na placu nikogo nie ma, młodzież wkradła się najpierw do magazynu z
odzieżą (temperatura przekraczała -20st.C), a następnie z żywnością.
Część dzieci rozpierzchła się po (obcym sobie)  mieście szukając pomocy i
jedzenia, a większość pozostała w obozie nie mając siły się ruszyć. Do
uformowanego naprędce pogotowia opiekuńczego trafiło 233 dzieci –
opisano je i sfotografowano. Porażające świadectwa.

 

Gdy
w połowie lat 70. były więzień obozu, Józef Witkowski, podjął niebywały
trud usystematyzowania informacji o łódzkiej kaźni na Przemysłowej i
spisania ich w książkę, na jego powszechnie znany apel odpowiedziało
około 300 osób. Jakie historie przydarzyły się pozostałym sześciuset,
nikt nie wie. Być może dotarli do swych domów, by dowiedzieć się, że nie
mają nikogo, być może stracili pamięć z powodu bicia po głowie, być
może zamarzli po drodze do domu, może wyparli z siebie piekło, jakie
napierało na ich dusze i ciała przez długie, obozowe miesiące i nie chcą
do niego wracać…

Wszelkie dane
liczbowe dotyczące obozu na Przemysłowej są niezwykle trudne do
ustalenia. Dokładna liczba ofiar nie jest znana, ponieważ hitlerowcy
zabrali lub zniszczyli dokumentację. Analiza olbrzymiej ilości cyfr,
jakie pozostały, przyporządkowanie liczb do dat i dokumentów jednych do
innych, daje obraz celowego bałaganu, jest arytmetycznym absurdem i
demaskuje strach Niemców przed prawdą.

 

Filia w Dzierżąznej

Każdy
duży obóz koncentracyjny posiadał filie (filii Oświęcimia doliczono się
ponad trzydziestu). Filia obozu na Przemysłowej mieściła się na
folwarku we wsi Dzierżązna. Jej funkcją było dostarczanie żywności dla
obozu macierzystego i przyuczanie dziewcząt do pracy na roli, z celem
kierowania ich po ukończeniu 16 lat na roboty przymusowe do Niemiec w
gospodarstwach rolnych. Obozem kierował Hans Fuge. Folwark, mimo
ciężkiej pracy i złych warunków bytowych, był „oddechem” dla dzieci,
ponieważ większość personelu stanowili Polacy, którzy na każdym kroku
dzieci dożywiali, pomagali im na wszelkie sposoby, przemycali leki, nie
rozkradali paczek z żywnością, pozwalali mówić po polsku, a także – co
najważniejsze, bo uskrzydlające - organizowali potajemne spotkania z
rodzicami. W Dzierżąznej dzieci były bite i dotkliwie karane (potworny
karcer, brak posiłków), lecz nie zanotowano tam ani jednego przypadku
śmierci.

 

Pamięć to kultura

Przede
wszystkim należy zdać sobie sprawę z tego, że gdy łodzianin nie wie o
istnieniu tego obozu, to tak, jakby oświęcimianin nie wiedział o
Auschwitz.

 

Na
mapie Łodzi mamy zaorany i przepasany blokowiskiem skrawek ziemi, na
której w latach 1942-45 znajdował się hitlerowski obóz koncentracyjny
dla polskich dzieci, a ostatni świadkowie tamtych straszliwych wydarzeń
żyją jeszcze i apelują do nas o niezapomnienie. Skoro więc pod pomnikiem
Pękniętego Serca wykuliśmy napis "Odebrano Wam życie, dziś dajemy Wam
tylko pamięć", dotrzymajmy słowa.

 

tekst i zdjęcia: Jola Sowińska-Gogacz

 

Zdjęcia do artykułu :


http://solidarni2010.pl/13753-oboz-na-przemyslowej.html?PHPSESSID=98f32b...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika guantanamera

2. @Maryla

Wstrząsające i przerażające...
O tym obozie nie mówi się, nie pisze, nie pamięta...
Tym dzieciom jesteśmy winni nieustraszoną i nieustanną obronę Bożych praw. Bez nich w ludziach budzą się bestie.

avatar użytkownika Maryla

3. DODATEK




Dziś dzień pamięci o gehennie małych Polaków w niemieckim obozie
na Przemysłowej w Łodzi. A były to dzieci AK-owców... POLAKU, PRZEKAŻ
DALEJ


W czwartek 5 listopada - z inicjatywy abpa
Marka Jędraszewskiego - już po raz trzeci przejdzie ulicami Łodzi
szeroki szpaler tych, którzy pamiętają i nie pozwalają zapomnieć o
tragicznych losach polskich dzieci więzionych i mordowanych w tym
przemilczanym obozie.




CZYTAJ: 5 listopada przejdzie ulicami Łodzi III Marsz Pamięci o dzieciach z obozu „na Przemysłowej”.

Unikatowe zdjęcia, listy i mapy sytuacyjne będą pokazane w
świątyni mariackiej na łódzkich Bałutach podczas wystawy poświęconej
martyrologii dzieci i młodzieży, którą można będzie oglądać od 4
listopada br. Przy okazji wystawy 5 listopada zostanie zorganizowana
również Msza za poległych w obozie, a po niej ulicami miasta przejdzie
marsz pamięci.

Jak informuje KAI ks. ks. Krzysztof Majacz,
proboszcz kościoła mariackiego i organizator inicjatywy, podczas
wystawy „Czas niewoli, czas śmierci, martyrologia dzieci i młodzieży
polskiej w Łodzi w latach 1939-1945” będzie można zobaczyć mapy
sytuacyjne, plansze przedstawiające historię „małego Oświęcimia”, a
także zdjęcia samego obozu i młodzieży, która tam przebywała. Podczas
wystawy będzie można też zapoznać się z treścią zachowanych listów
pisanych przez małych więźniów do swoich rodziców.

Wystawa korzysta z zasobów Muzeum Tradycji Niepodległościowych, które
przechowuje pozostałości po obozie koncentracyjnym dla dzieci i
młodzieży w Łodzi. Ukazują one na tragiczny los polskich dzieci
przetrzymywanych w „małym Oświęcimiu” oraz okrutne metody stosowane
przez niemieckich oprawców.

Wydarzeniem towarzyszącym wystawie będzie odprawiona pod
przewodnictwem abp. Marka Jędraszewskiego w czwartek 5 listopada br.
Msza w intencji dzieci pomordowanych w łódzkim obozie.
Po niej
odbędzie się przemarsz ulicami Łodzi z kościoła mariackiego pod pomnik
„Pękniętego Serca” , który upamiętnia ofiary obozu zorganizowanego
podczas wojny przy ul. Przemysłowej.

Jak mówi w rozmowie z KAI Władysław
Gińczuk, współorganizator wydarzenia, nie jest to pierwsza inicjatywa
upamiętniająca martyrologię dzieci i młodzieży podczas II wojny światowej.

Takie marsze pamięci organizujemy co rok - mówi współorganizator.

Udział w uroczystościach potwierdziła łódzka organizacja Związku Strzeleckiego.

Do uczestnictwa w marszu pamięci zostali zaproszeni też nauczyciele i uczniowie pobliskich szkół - dodaje Władysław Gińczuk.

Wystawę będzie można oglądać do 15 listopada.

Obóz izolacyjny przy ulicy Przemysłowej w Łodzi, nazywany „Małym
Oświęcimiem” powstał 1 grudnia 1942. Był częścią żydowskiego getta.
Przeznaczony był dla polskich dzieci i młodzieży od 8 do 16 roku życia,
przyłapanych na drobnych kradzieżach, szmuglu oraz ulicznym handlu, a
także bezdomnych albo których rodzice zostali aresztowani lub straceni.

Obóz dzieci i młodzieży w Łodzi był jedynym na terenach
polski tego typu ośrodkiem, który miał charakter koncentracyjny.
Przetrzymywani w nich młodzi Polacy podlegali w nich takiemu samemu
przymusowi pracy jak w obozach dla dorosłych i stosowano wobec nich tak
samo dotkliwe kary.

POLECAMY: ŁÓDŹ PRZYWRACA PAMIĘĆ.
„Obóz koncentracyjny >>na Przemysłowej<< był hitlerowskim
tworem, do którego zwożono polskie dzieci z całego kraju”

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

6. 11 grudnia – 73. rocznica

11 grudnia – 73. rocznica uruchomienia przez Niemców obozu koncentracyjnego dla dzieci. Z tego też zrobią „polski obóz”?
http://wpolityce.pl/historia/274725-11-grudnia-73-rocznica-uruchomienia-...


fot. Jola Sowińska-Gogacz
fot. Jola Sowińska-Gogacz

To właśnie wtedy, na chwilę przed Bożym Narodzeniem
roku 1942, do stworzonego w Łodzi na rozkaz Heinricha Himmlera obozu
koncentracyjnego przeznaczonego do więzienia i mordowania polskich
dzieci, przyjechał pierwszy ich transport.

Zdzisio Włoszczyński, Halinka Szturma, Miecio Wlazło, Jasio Balcerek, Jurek
Dombrowski, Włodek Jabłoński, Gienia Kowalczuk, Jaś Tratowski, Bronek,
Stasio i Józio Fidykowie… Drewniane, zimne baraki nie były jeszcze
skończone, więc pierwsze dzieci zatrudnione były do pracy przy
wykańczaniu swych nowych, podłych miejsc pobytu i cierpienia.

Z czasem powstały dla nich warsztaty, by mogły od rana
do nocy pracować na chwałę Trzeciej Rzeszy. Faszystowska „filozofia”
nakazywała optymalne wykorzystanie ofiary zanim się ją zgładzi.

Obóz „na Przemysłowej” funkcjonował w kwartale ulic Brackiej, Plater, Górniczej i muru cmentarza żydowskiego przez 25 miesięcy II wojny
światowej. Niemcy z rozmysłem umieścili go w granicach łódzkiego getta,
by zupełnie odseparować dzieci od świata i udaremnić plany na każdą
ucieczkę - byłaby ona zamianą więzienia na więzienie. Jedynymi
dorosłymi, z jakimi dzieci miały kontakt, byli specjalnie dobrani
i wyszkoleni esesmani, niewrażliwi na dziecięcą bezbronność.

Nazwa obozu pochodzi od ulicy Przemysłowej - nią właśnie dowożono
transporty dzieci i na jej skrzyżowaniu z Bracką była wjazdowa brama.
Na Przemysłowej 34 do teraz stoi budynek, w którym mieszkał zarząd lagru
(Verwaltung) i gdzie ważyły się decyzje o losie dzieci.

Do obozu zwożono polskie dzieci z całej Polski; w większości były
to biedne sieroty i dzieci bohaterów polskiego podziemia. Obóz był karą
dla walczących z okupantem rodziców, dotkliwą formą represji wobec
wartościowej młodzieży i sprytnym pustoszeniem sierocińców, których budynki przechodziły w niemieckie ręce. Warunki,
jakie stworzono dzieciom „na Przemysłowej”, były tak tragiczne, że 
dzieci przywożone tu w transportach z Oświęcimia, płakały i chciały
wracać.
Dziennie przebywało w lagrze średnio tysiąc więźniów w wieku od niemowlęctwa do 16 lat. Ich codzienność to głód, ból, strach, upokorzenie i tęsknota za odebraną siłą rodziną.

Z powodu brutalnych pobić, głodzenia, przepracowania
i nieleczenia chorób, w łódzkim obozie zginęła nie policzona do dziś
liczba polskich dzieci. Po zajęciu miasta (styczeń 1945) znaleziono
w nim jeszcze około 900 w większości ciężko chorych, przerażonych małych
ludzi, z licznymi ranami i odmrożeniami. Do lat 70. XX wieku dotrwało ich przy życiu nieco ponad 300, niektórym z nich jeszcze dziś można spojrzeć w oczy.

Kolejna rocznica rozpoczęcia zbrodniczej działalności Niemców w obozie „na Przemysłowej” jest doskonałą okazją do obdarowania ofiar tego straszliwego epizodu II wojny światowej pamięcią, kwiatami, zniczami.
Łodzianie będą to czynić przez cały dzień, zbierając się i paląc
płomienie świec pod poświęconym dzieciom z obozu „na Przemysłowej”
pomnikiem Pękniętego Serca.

Ulicą Bracką do końca… Na skraju parku Szarych Szeregów, wtulony w pęknięte serce, stoi i czeka na nas jeden z tych, którzy przetrwali w kamieniu.


fot. Jola Sowińska-Gogacz
fot. Jola Sowińska-Gogacz


fot. Jola Sowińska-Gogacz
fot. Jola Sowińska-Gogacz

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

7. Obóz, jaki Niemcy stworzyli w

Obóz, jaki Niemcy stworzyli w roku 1942 w Łodzi dla polskich dzieci, jest jednym z najbardziej dramatycznych wątków II wojny światowej. O tym miejscu i o tych dzieciach należy przy każdej okazji przypominać i pamiętać.

Urszula Kaczmarek, trzynastoletnia dziewczynka z ulicy Smolnej w Poznaniu, dotarła do łódzkiego obozu z początkiem roku 1943. W marcu wywleczono ją na śnieg i polewano zimną wodą. Wedle opisu świadków była naga, a jedna z oprawczyń, Sydonia Bayer (prawdziwe nazwisko - Isolde Beyer), wbiła jej w podbrzusze szpic pejcza. W wyniku zapalenia płuc, bicia i głodu 9 maja Urszula zmarła. Była pierwszą ofiarą bestialstwa, jakie w hitlerowskim obozie dla polskich dzieci stanowiło codzienność i przez 25 miesięcy trwania tego zbrodniczego tworu pozbawiło życia lub zdrowia niepoliczonej do dziś liczby najmłodszych naszych rodaków. Zachowana fotografia Urszuli w trumnie obrazuje „skórę i kości”. W dokumentacji jako przyczynę zgonu podano udar serca.

Ojciec zamordowanej, Franciszek Kaczmarek, powiadomiony został o śmierci córki i przyjechał po jej zwłoki. Opisując wizytę w obozie, przytoczył następujące zdarzenie:

„Kilku chłopców zaprzęgniętych do walca walcowało drogę obok budynku, gdzie byliśmy przyjęci. Nadzorujący pracę esesman bił jednego z nich bykowcem. Ten epizod utkwił mi głęboko w pamięci. Wygląd córki w trumnie i obraz wynędzniałych dzieci wprzęgniętych do walca pozwolił mi wyobrazić sobie, jakie w rzeczywistości warunki panowały w obozie.”

Gdy w styczniu 1945 roku lager wyzwolono, znaleziono w nim jeszcze ponad 900 przerażonych, ciężko chorych, przemarzniętych dzieci. Setka z nich nie była w stanie o własnych siłach opuścić baraku. Większość z ocalałych przepadła bez wieści, nie trafiła ani do domu ani na karty historii. Mieszkańcy Łodzi znajdywali ich w opuszczonych domach, piwnicach, sklepach, na strychach, ulicach, w bramach. Do lat siedemdziesiątych przeżyło około trzystu. Dziś opowiedzieć nam to wszystko może jeszcze kilkoro.

W roku 1968 z inicjatywy wychowanków Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Dzieci Głuchych w Przemyślu powstał pomysł na wybudowanie pomnika upamiętniającego tragedię dzieci z obozu „na Przemysłowej”. Władze miasta ideę zaakceptowały i 9 maja roku 1971 nieopodal granicy obozu, na skraju Parku Szarych Szeregów, potężny monument projektu Jadwigi Janus i Ludwika Mackiewicza uroczyście został odsłonięty. Obecni byli ocaleni, władze miasta oraz wicepremier PRL Wincenty Kraśko.

Dziś, w rocznicę obu tych wydarzeń, na terenie obozu i pod pomnikiem Pękniętego Serca odbyła się trzygodzinna, żywa lekcja historii, jaką zorganizowali dla klas szóstych, już po raz kolejny, pedagodzy z Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej im. Henryka Wieniawskiego w Łodzi. Idąc tropem dzieci uwięzionych w obozie, uczniowie przeszli całą ulicą Przemysłową, wysłuchali dziejów obozu przed historycznym budynkiem zarządu lagru (Verwaltung), pod jednym z drzew, jakie przetrwało z tamtych czasów, odczytali na głos wzruszające listy swych rówieśników do rodzin, poznali topografię tego terenu, zadawali pytania, po czym zapalili znicze pod figurą chłopca wtulonego w Pęknięte Serce i na schodach przy parku wymieniali swe refleksje bądź w zadumie milczeli.

Kilka lat temu pomnik, bodaj najpiękniejszy w Łodzi, poddany był gruntownej renowacji. Dzisiaj, w kolejną rocznicę jego odsłonięcia, widać było świeże ślady dewastacji – ostrym narzędziem ktoś poranił postać nagiego, kamiennego chłopca, zrobił parę dziur i w kilku miejscach na wysokości wzroku próbował napisać coś wulgarnego. Na szczęście lakier okazał się twardy i przeorania nie są bardzo widoczne. Miała więc młodzież lekcję o tym, że zło było i jest, ma różne oblicza, różne metody niszczenia piękna, różne nasilenia. By nie być wobec niego bezbronnym i mnożyć własną siłę, warto znać historię i rozważnie obserwować świat dookoła.

autor: Jola Sowińska‑ Gogacz

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

8. 3 listopada - IV Marsz


3 listopada - IV Marsz Pamięci o dzieciach z obozu w Łodzi. Polaku, nie możesz zapomnieć!

Obóz „na Przemysłowej” – pod taką nazwą znany jest coraz
szerzej hitlerowski obóz koncentracyjny przeznaczony dla polskich
dzieci, powstały zimą…

CZYTAJ: Dziś dzień pamięci o gehennie małych Polaków w niemieckim obozie na Przemysłowej w Łodzi. A były to dzieci AK-owców… POLAKU, PRZEKAŻ DALEJ

Obóz „na Przemysłowej” – pod taką nazwą znany jest coraz szerzej hitlerowski obóz
koncentracyjny przeznaczony dla polskich dzieci, powstały zimą roku
1942 w Łodzi na polecenie Heinricha Himmlera (Polen- Jugendverwahrlager
der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt).
Był to jedyny taki obóz w tej części świata, gdzie długotrwale, bez win i wyroków więziono najbardziej bezbronne ofiary II wojny
światowej, odbierając im rodziny, domy, zdrowie, a nierzadko także
życie, każąc pracować ponad dziecięce siły i stosując najokrutniejsze
metody represji. Pocjkościoła, w którym Metropolita Łódzki koncelebrował będzie mszę świętą, Niemcy zorganizowali ośrodek germanizacyjny dla „odpowiednich rasowo” polskich dzieci z lagru „na Przemysłowej”.

Plan ramowy:

12.00 - msza święta w kościele przy ul. Bł. A. Pankiewicza 15 w Łodzi (parafia ojców bernardynów),

13.00 - 13.30 - IV Marsz Pamięci (1 km),

13.30 - 14.00 - uroczystości pod pomnikiem Pękniętego Serca (koniec ul. Brackiej).

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

9. szanowna pani Prezes

nie na darmo pisał ś.p Pan Michał ,ze jest Pani skarbnicą wiedzy historycznej


"  
Obóz „na Przemysłowej” – pod taką nazwą znany jest coraz szerzej hitlerowski obóz
koncentracyjny przeznaczony dla polskich dzieci, powstały zimą roku
1942 w Łodzi na polecenie Heinricha Himmlera (Polen- Jugendverwahrlager
der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt"


to musimy roznieść po necie,ponieważ niewielu wie o TEJ Hańbie Niemckich Morderców

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

10. @gość z drogi

gdyby nie abp Jędraszewski, nikt by nie mówił, ani nie pamietał o tym obozie dla dzieci polskich.
Łódź jest wciąż w rękach postkomuny, oby "dobra zmiana" dotarła do samorządów. Może coś sie zmieni?

Metropolita łódzki wskazuje jednocześnie, że przy pomniku "Pękniętego serca" brakuje krzyża.




Tu jest mowa tylko o pamięci. A pamięć jest ulotna,
przemija. Tu chodzi o coś więcej niż zwykłą pamięć. Trzeba pochylić się
nad męczeństwem tych młodych ludzi, Polaków, którym nie pozwolono
przeżyć dzieciństwa i młodości

- podkreśla i dodaje:

Myślę, że Łódź ma przed sobą ogromny obowiązek, by to miejsce stało
sie jednym z najbardziej znanych, nawiedzanych miejsc. Łódź, a przez to i
Polska cała.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika gość z drogi

11. szanowna pani Prezes

samotność Biskupa w tak ważnej sprawie,to bardzo bolesny FAKT.Łódż,to bardzo dziwne miasto,taka zbrodnia winna krzyczeć z każdego miejskiego MURU.
A tymczasem,tylko Jeden samotny Kapłan ma odwagę przypomnieć ,co się TAM działo przed laty...
DLACZEGO ?
martwię się o naszą Nadzieję 13,może Ona mogłaby by pomóc w nagłośnieniu tematu,
na razie w Łodzi,a póżniej niechby reszta Kraju dowiedziała się o Obozie..Dzieci Polskich.

Zapomniany czy Zamilczany Obóz,podobnie jak ten w Warszawie.

wieczorne pozdrowienia z Ziemi Sląsko-Dąbrowskiej,również boleśnie doświadczonej
podobnymi zamilczeniami,do Dzisiaj

gość z drogi

avatar użytkownika Maryla

12. IV Marsz Pamięci w Łodzi


Marsz pamięci dzieci, które podczas wojny więziono w obozie przy ul. Przemysłowej [ZDJĘCIA]

IV Marsz Pamięci w Łodzi [ZDJĘCIA] 

Około 700 osób wzięło udział w IV Marszu Pamięci, który w czwartek
przeszedł od kościoła Elżbiety Węgierskiej przy ul. Pankiewicza, w
którym odbyła się msza św., do pomnika Pękniętego Serca w parku im.
Szarych Szeregów 1971 roku, gdzie złożono kwiaty i zapalono znicze.
Młodzież szkolna dominowała.
Uroczystościom przewodniczył ksiądz arcybiskup Marek Jędraszewski,
który jest pomysłodawcą marszu. Chodzi o upamiętnienie dzieci, które
podczas okupacji niemieckiej były więzione w ciężkich warunkach w obozie
przy ul. Przemysłowej.

Wiele z nich nie przeżyło obozowej gehenny. Niektórzy z tych więźniów,
którzy się uratowali, bierze udział w marszach. Ponadto niesione są
fotografie byłych osadzonych. Szacuje się, że przez obóz przewinęło sie
około 12 tys. dzieci w wieku od 2 do 16 lat przywiezionych tu z całej
okupowanej Polski.

Marsz pamięci dzieci, które podczas wojny więziono w obozie przy ul. Przemysłowej [ZDJĘCIA]



Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

13. o dzieciach z „Obozu na Przemysłowej”

3 listopada 2016 r., ulicami Łodzi przeszedł IV Marsz pamięci o dzieciach z byłego niemieckiego obozu koncentracyjnego przy ul. Przemysłowej w Łodzi.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

14. Abp Marek Jędraszewski nowym

Abp Marek Jędraszewski nowym metropolitą krakowskim


(fot.PAP/Grzegorz Michałowski )

Zastąpi kard. Stanisława Dziwisza, który odchodzi na emeryturę.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

15. Polaku - pamiętaj! 11 grudnia

Polaku - pamiętaj! 11 grudnia – 74. rocznica otwarcia niemieckiego obozu dla polskich dzieci "na…


"Głód, bicie, strach, tęsknota za mamą, zimno, okrucieństwo,
wszy, bród, robactwo i zgnilizna w posiłkach, brak mydła i lekarstw,
nocne musztry na…

W pamiętniku łódzkiego getta, wewnątrz którego Niemcy postanowili uwięzić polskie dzieci, odnajdujemy tego dnia następujący zapis:

„Piątek. Tymczasem pogody są znakomite. Temperatura powietrza od 4 do 8 stopni.”

Ale choć i Boże Narodzenie AD 1942 okazało się pierwszym podczas wojny grudniowym świętem bez śniegu, mróz już niebawem ściął obozowe błoto i bezlitośnie dokuczał dzieciom aż do wyjątkowo zimnej Wielkanocy roku następnego. Dramatyczna walka dzieci o przeżycie trwała ponad 25 miesięcy.

Hitlerowski byt zwany obozem „na Przemysłowej” (Polen- Jugendverwahrlager der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt) działał od 11 grudnia 1942 do chwili wyzwolenia Łodzi w połowie stycznia roku 1945. Powstał na polecenie Heinricha Himmlera i przeznaczony był dla małoletnich Polaków. Większość z nich to wojenne sieroty, głodne, bezdomne, szwędające się po ulicach oraz dzieci rodziców działających w antyhitlerowskim podziemiu, głównie z Wielkopolski, Śląska, Małopolski, a także z samej Łodzi. Był to jedyny taki obóz na terenie zagarniętym przez III Rzeszę, gdzie długotrwale, bez zasadnych win i wyroków więziono najbardziej bezbronne ofiary II wojny światowej, odbierając im rodziców, domy, zdrowie, a nierzadko także życie, każąc pracować ponad dziecięce siły i stosując najokrutniejsze metody represji.

Jeden z więźniów, Tadeusz Raźniewski, osadzony „na Przemysłowej” jako ośmioletni chłopiec, będąc już dorosłym człowiekiem, wspominał w swej książce pt. „Chcę żyć”:

„Moje dziecinne myśli zamknęły się w kręgu bez wyjścia. Łzy leją mi się ciurkiem z oczu, a całym ciałem wstrząsają dreszcze. Jestem ogłuszony od bicia, a jednocześnie słyszę i widzę wszystko z niezwykłą ostrością. Kroki za drzwiami komórki, dalekie komendy, światło w szparach ścian – wszystko to drażni do bólu moje nerwy. (…) Drewniane tabliczki z numerami na szyi, szept modlitw i nowe, ciągle nowe twarze małych więźniów. Nocami męczą nas koszmarne sny i majaki. Kiedy zrywa nas z pryczy poranna trąbka, moją pierwszą myślą jest jak uniknąć razów i przetrwać do wieczora i jak zdobyć coś do jedzenia. Ilekroć przechodzę obok kostnicy, przywieram twarzą do okna i spoglądam na leżących nieruchomo zmarłych chłopców. Przeżyć obóz mają szansę tylko dzieci wyjątkowo odporne i zahartowane, przyzwyczajone do biedy.”

Dziennie przebywało w obozie około tysiąca więźniów, chłopców i dziewczynek, z czego większość stanowili ci pierwsi. Wszyscy ewidencjonowani byli według procedury oświęcimskiej: odebranie nazwiska i nadanie numeru, dwie fotografie, daktyloskopia, bez tatuowania. Dzieci pozbawiono ubrań i prywatnych przedmiotów, zamieniając je na drelichowe, szare mundurki i ciężkie, niedopasowane trepy. Zmuszeni przez Niemców do pracy w zorganizowanych specjalnie warsztatach, pracy od świtu do zmierzchu na chwałę i korzyść III Rzeszy, mali więźniowie bezpowrotnie tracili zdrowie. Głód, bicie, ciągły strach, tęsknota za mamą, zimno, okrucieństwo oprawców, wszy, bród, robactwo i zgnilizna w marnych posiłkach, brak mydła i lekarstw, nocne musztry na zimnie i karcer – to obozowa codzienność. Lager pochłonął nieznaną do dziś liczbę ofiar w wieku od niemowlęctwa do 16 lat. Po wyzwoleniu Łodzi znaleziono tam jeszcze ponad ośmiuset maluchów - wszystkie one były ciężko chore, a duża część niezdolna do samodzielnego opuszczenia baraku, w którym uciekający przed Sowietami Niemcy dzieci zamknęli. Dziś możemy jeszcze spotkać około trzydzieściorga Ocalałych.

Przez szereg dekad obóz „na Przemysłowej” był tematem z wielu powodów wyciszanym i pomijanym – obecnie się to zmienia. Znaczącym elementem upamiętniania ofiar tego zbrodniczego tworu są zainicjowane cztery lata temu przez abpa Marka Jędraszewskiego dużego formatu coroczne uroczystości odbywające się w listopadzie.
Celebrowane przez metropolitę łódzkiego msze święte, a po nich marsze przez historyczny teren obozu i składanie kwiatów oraz zniczy pod pomnikiem Pękniętego Serca gromadzą Ocalałych oraz tłumy łodzian, a - co cieszy najbardziej - głównie ludzi młodych. I choć abp Marek Jędraszewski decyzją papieża w styczniu Łódź ma opuścić, należy wierzyć, że jego następca kontynuować będzie to dzieło i w kalendarzu swych prac zapisze pamięć o dzieciach „z Przemysłowej” równie wyrazistą czcionką.

Tymczasem, w oczekiwaniu na kolejne przedsięwzięcia związane z tkaniem upamiętniania, łodzianie jak co roku 11 grudnia przybędą pod Pęknięte Serce, by u stóp sylwetki nagiego, zziębniętego chłopca zapalić świece, zostawić tam swe modlitwy i troskliwe myśli. W tym roku to niedziela, więc wielu znajdzie czas na przybycie i dłuższą refleksję.

Z ulicy Spornej skręcić w Bracką i iść do końca.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

16. Mały Auschwitz” z ulicy

autor: wikipedia

Mały Auschwitz” z ulicy Przemysłowej

Dziś mija, co do dnia, 73. rocznica wyzwolenia niemieckiego
obozu koncentracyjnego dla polskich dzieci w Lodzi, tzw. „obozu na
Przemysłowej”.
Piszę o tym, chcąc oddać hołd tym najmniejszym
i najbardziej niewinnym ofiarom hitlerowskich zbrodni, ale i dlatego,
że los – w jakiś dziwaczny i paradoksalny sposób – zetknął mnie z tym
„Małym Oświęcimiem”.

Powstał
zarządzeniem samego Heinricha Himmlera z 28 listopada 1941 roku,
i szybko zamieniono go w umieralnię polskich dzieci. Pierwszych małych
więźniów przywieziono już 11 grudnia 1942 roku, a sam obóz funkcjonował
do 18 stycznia 1945 roku. Teren obozu znajdował się na Bałutach,
na terenie wydzielonym z łódzkiego getta, ogrodzonym wysokim drewnianym
parkanem i strzeżonym przez niemieckich wartowników. Przez okres trzech
lat więziono tam około 12 tysięcy małych Polaków, z których do dnia
wyzwolenia przetrwało zaledwie 800. Wedle założenia, miało być
to miejsce „resocjalizacji polskich dzieci”, a w istocie znalazły się
tam sieroty po rodzicach, którzy działali w ruchu oporu, rodziców,
którzy odmówili przyjęcia volkslisty, zostali zamordowani lub wywiezieni
na roboty do Niemiec. Bezdomne, pozbawione rodziny, były zgarniane
z ulic czy dworców, za wałęsanie się, złapane na  drobnym handlu,
szmuglu czy kradzieżach, za jazdę bez biletu czy żebraninę. Przywożono
je nie tylko z terenu Lodzi czy Lodzkiego, ale i ze Sląska, Pomorza,
Poznańskiego czy Mazowsza. Rozpiętość wiekowa od 2 – choć zdarzały się
i niemowlęta, które pozbawione odpowiedniego pożywienia i ciepłego
ubrania najszybciej umierały – do 16 lat, a te, które osiągały ten wiek,
były wywożone albo do obozów śmierci, albo, jak mówią inne żródła,
na roboty do Niemiec. Były to polskie dzieci najbardziej poszkodowane
przez okupanta - bo wojna, bo utrata rodziny, bo  na koniec zawleczone
do obozu koncentracyjnego i skazane na śmierć.

W Polen-Jugendverwahrlager
panowały koszmarne warunki, dokładnie jak w obozach koncentracyjnych
dla dorosłych. Dzieci chodziły głodne, brudne i zawszone, szerzyły się
epidemie – duru brzusznego czy tyfusu plamistego jak ten w 1943 roku.
Mieszkały w drewnianych barakach, zbitych z desek, gdzie zimą zamarzały
podłogi. Dzienna racja, to kromka suchego chleba i czarna, niesłodzona
kawa na śniadanie, na obiad zupa z ziemniaków w łupinach albo z brukwi,
na kolację znowu suchy chleb i czarna kawa. Żeby przetrwać, dzieci jadły
trawę, rośliny, jakie znalazły na terenie obozu, zwierzęta, które się
tam przypałętały, wrzucały do zupy owady. Do 1944 roku nie było czynnej
łażni ani odwszalni, mycie odbywało się pod pompą lub w zimnej wodzie
w miskach, a do rzadkości należało mydło czy zmiana ubrania czy bielizny
– przecież w większości były to sieroty, więc kto miał im to przysłać?
Za moczenie się – przecież były to dzieci od drugiego roku życie
i w wielkim stresie! – stosowano kary i przeprowadzka do budynku nr 8,
gdzie nie było sienników, tylko gole deski, a dzieci budzono co dwie
godziny. Brakowało podstawowych środków opatrunkowych, lekkie zadrapania
przemieniały się w rany, które gniły.

Ale że w „Małym
Oświęcimiu” panował niemiecki dryl, „Arbeit Macht Frei”, te małe
i trochę większe dzieci, od 8 do 16 lat, były wykorzystywane do pracy.
Wbrew okupacyjnemu nawet prawu, które dopuszczało pracę dzieci od 12.
roku życia. Chłopcy wyrabiali koszyki z wikliny, buty ze słomy, paski
do masek gazowych i skórzane części do plecaków. Dziewczynki – pracowały
w kuchni, pralni, pracowni krawieckiej i w ogrodzie. W filii
w Dzierżążnej pod Lodzią uruchomiono obóz dla dziewczynek, gdzie starsze
przyuczano do pracy w gospodarstwie i na roli, a z ukończeniem 16. roku
życia wysyłano je do niewolniczej pracy w gospodarstwach rolnych
na terenie III Rzeszy. Przez obóz
na Przemysłowej przeszło kilkanaście tysięcy dzieci. Dokładna liczba nie
jest znana, natomiast wiadomo, że z głodu, osłabienia ciężką pracą,
z powodu epidemii, umierało od kilkorga do kilkanaściorga dzieci
tygodniowo. W sumie – jak pisał w swojej książce „Hitlerowski obóz
koncentracyjny dla małoletnich w Lodzi” były więzień Józef Witkowski,
około 1/3 wszystkich przetrzymywanych.

Teraz, kadra obozowa.
Co to byli za ludzie, którzy, zgotowali polskim dzieciom ten los?
Bo w tym „Małym Auschwitz” dzieci były nie tylko głodzone i skazane
na morderczą pracę, ale, jakby tego było mało, dodatkowo i często
karane. Wystarczyło, że nie wykonały wysokiej normy pracy, czy nie
rozumiały niemieckich komend, były karane chłostą, a jaka to była
chłosta, niech świadczy to, że kilkoro z nich w wyniku bicia zmarło. Jak
Urszula Kaczmarek, która została przez Sydonię Bayer zakatowana
na śmierć. Okrutne bicie dzieci, polewanie zimną wodą, także podczas
mrozu, pozbawianie racji żywnościowych było na porządku dziennym. A więc
obozowi nadzorcy, byli to częściowo Niemcy z Rzeszy, urzędnicy czy
członkowie SS, wojskowi i policjanci. Ale
także „miejscowi” folksdojcze - jak Sydonia Bayer czy Eugenia Pohl –
która jakimś koszmarnym paradoksem losu, przed wojną pracowała
z dziećmi, podczas wojny także z dziećmi, właśnie w obozie
na Przemysłowej, a po wojnie znalazła pracę w … żłobku. Aż nadszedł
18 stycznia 1945 roku, Niemcy uciekli, pozostawiając bramę obozu
otwartą. Niektóre dzieci, te starsze i silniejsze, rozeszły się
w poszukiwaniu żywności, rodziny czy pomocy. Mniejsze, słabsze i chore
pozostały w barakach, gdzie następnego dnia zostały znalezione przez
Sowietów. Zorganizowano dla nich pogotowie opiekuńcze, ale znalazło się
w nim jedynie 233 dzieci. Inne zmarły lub rozeszły się i ślad po nich
zaginął. Wiele z nich potem zmarło z wycieńczenia lub chorób.

Po wojnie
doszło do procesów kilku nadzorców Polen-Jugendverwahrlager, Edwarda
Augusta i Sydonii Bayer, i wykonano na nich wyroki śmierci. Ale przecież
było ich w sumie dobrze ponad setka. Ostatni proces miał miejsce
w Lodzi w 1974 roku, a obozowa strażniczka Eugenia Pohl została skazana
na 25 lat więzienia. Podobno odsiedziała 15 lat, zmarła w 2003 roku.
Slepy los zetknął mnie – więźnia sumienia, odsiadującego karę
za przynależność do niepodległościowej organizacji RUCH
z Eugenią Pohl – nadzorczynią z obozu na Przemysłowej - w Areszcie
Sledczym w Lodzi 1971 roku. Znalazłyśmy się w jednej celi, i tu pozwolę
sobie zacytować fragment mojej relacji dla Instytutu Pamięci Narodowej:
”Jedyną inteligentka w mojej celi była Eugenia Pohl, więc się jakoś
zaprzyjaźniłyśmy. Kochała muzykę, podobno brat grał na skrzypcach, a ona
na mandolinie, a kiedy słuchała Mozarta czy Straussów, w jej oczach
pojawiały się łzy wzruszenia. Mówiła, że przed aresztowaniem pracowała
w żłobku jako intendentka, twierdziła że „wpadła za jakieś nadużycia
finansowe”, i oczywiście, jak wszystkie inne więźniarki, „była
niewinna”. Spała na pryczy nade mną i każdego wieczoru mówiła „Pani
Elżuniu, rączka na dobranoc”. Aż tu nagle przeczytałam w Dzienniku
Lódzkim, który prenumerowałam, że w czasie okupacji była folksdojczka
i nadzorczynią w niemieckim obozie na Przemysłowej, a jej akt oskarżenia
mówił, że zakatowała 11. polskich dzieci. Pokazałam jej artykuł
i zapytałam: ”Pani Gieniu, co to jest?” A ona zaczęła płakać, więc już
wiedziałam, że to prawda. Podeszłam do stalowych drzwi, zabębniłam
i powiedziałam do oddziałowej: ”Pani oddziałowa, albo ona idzie z tej
celi, albo ja”. Spojrzała i powiedziała ”Pohl, pakujcie się!” Nie
ukrywałam tych informacji i potem Pohl przez kilka miesięcy nie
wychodziła na spacerniak, bo się bała, że więźniarki ja pobiją.
A jeszcze później usłyszałam, że uwiła sobie jakiś romans z jakąś
małolatą, była chyba lesbijką. Dostała 25 lat”. Tyle moich wspomnień.

Byłam
jeszcze w więzieniu, kiedy w Lodzi został odsłonięty Pomnik Pękniętego
Serca. Jeden z najbardziej tragicznych, a równocześnie wzruszających
projektów rzeźbiarskich na świecie. Przed nim – metalowa płyta z napisem
„Odebrano Wam życie, dziś dajemy Wam tylko pamięć”. Jeszcze w tym samym
roku „Dziecięcym ofiarom hitlerowskiego ludobójstwa w obozie
na Przemysłowej” został przyznany zbiorowo Order Krzyża Grunwaldzkiego II Klasy.
A teraz rokrocznie, 1 czerwca, w Międzynarodowy Dzień Dziecka odbywa
się tam uroczystość, na którą zjeżdżają członkowie Koła Byłych Więżniów
Hitlerowskiego Obozu Koncentracyjnego dla Dzieci i Młodzieży w Lodzi,
a od 1988 roku wręczane są tutaj medale „Serce – Dzieciom”. Kapituła
Medalu, złożona z uczniów szkół średnich, rokrocznie wyróżnia 10.
dorosłych, którzy w szczególny sposób zasłużyli się w pracy na rzecz
dzieci. Na temat obozu na Przemysłowej powstało trochę artykułów, kilka
książek, fabuła łódzkiego reżysera Zbigniewa Chmielewskiego „Twarz
anioła”, niedawno dokument Urszuli Sochackiej „Nie wolno się brzydko
bawić, i  dokument TV Trwam „Odebrano nam cale
dzieciństwo” Lukasza Bindka. Ale nie można powiedzieć, że przekaz
o „Małym Auschwitz” przedarł się do polskiej pamięci społecznej czy
historycznej. Wciąż jest tu mnóstwo luk i białych plam. Wiele dla
podtrzymania pamięci „Małego Auschwitz” robi Pani Jolanta Sowińska –
Gogacz. Stąd także i  moje skromne kilka słów.


Elżbieta Królikowska-Avis

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

17. Zbezczeszczono pomnik


Zbezczeszczono pomnik Pękniętego Serca! Monument upamiętnia tragiczne losy polskich dzieci w czasie II wojny światowej

autor: Youtube.pl/Wędrówki po Łodzi/Twitter
Łódzki pomnik poświęcony Martyrologii Dzieci został
zbezczeszczony. Na pośladkach dziecka namalowano swastykę, a obok
wypisano nazwisko koszykarza Marcina Gortata. Monument ten upamiętnia
tragiczne losy polskich dzieci i młodzieży w trakcie II wojny światowej,
które były więzione w obozie przy ul. Przemysłowej w Łodzi.


Zbezczeszczony pomnik odkryli w niedzielę rano uczestnicy wycieczki śladami Litzmannstadt Ghetto

—informuje lodz.tvp.pl.

Sprawa zbezczeszczenia pomnika wstrząsnęła mieszkańcami Łodzi. Widoczne, to było chociażby na forach internetowych.

Porażające
i przerażające”, „Mam nadzieję, że sprawcy poniosą karę”, „Ktoś, kto
robi takie rzeczy, nie jest wart tego, żeby nazywać go człowiekiem,
nawet zwierzęciem, bo zwierzę broni swoich młodych. Ktoś taki to potwór,
innego miana nie może mieć”, to niektóre z komentarzy na temat
zniszczenia pomnika.

Marcin Gołaszewski Przewodniczący Rady Miejskiej Łodzi powiedział:

To jest
coś nie do pojęcia. Otrzymałem to zdjęcie przesłane od znajomego, który
mieszka tu na Bałutach. Ja bym powiedział, że to jest przykład
bestialstwa, głupoty i niezrozumienia dla naszej historii Łodzi, dla
historii Polski
.

Sprawą zajmują się
funkcjonariusze z V komisariatu. Prowadzą oni postępowanie ws.
„znieważania pomnika lub innego miejsca publicznego urządzonego w celu
upamiętnienia zdarzenia historycznego lub uczczenia osoby”. Grozi
za to kara grzywny albo ograniczenia wolności.


Marcin Gołaszewski


@golaszewskimar

Porażający obraz WANDALIZMU‼️ Pomnik Pękniętego Serca poświęcony Martyrologii Dzieci w Łodzi zbezczeszczony ???? Swastyka na pośladkach zamordowanego dziecka i wielki napis... Jestem wstrząśnięty bezmiarem głupoty i bezczelności tego, kto to zrobił‼️


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

18. O obozie koncentracyjnym


O obozie koncentracyjnym Auschwitz--Birkenau wie cały świat. Niewielu
jednak słyszało o niemieckim obozie tylko dla dzieci, a taki istniał w
Łodzi – mówi Błażej Torański, współautor książki Mały Oświęcim.

Ks. Mariusz Frukacz: Napisał Pan wspólnie z
Jolantą Sowińską-Gogacz niezwykłą książkę: Mały Oświęcim. Dziecięcy obóz
w Łodzi. Dlaczego wcześniej nikt z historyków, dziennikarzy i
publicystów nie zajął się głębiej tym tematem?

Błażej Torański: W najnowszej historii Polski
nadal jest masa białych plam, tematów niewygodnych dla elit
politycznych. Żyjemy w końcu w kraju, w którym – jak powiada Tadeusz
Płużański – trwa wojna między trzecim pokoleniem UB a trzecim pokoleniem
AK. O piekle polskich dzieci przy ul. Przemysłowej w Łodzi, w jedynym w
Polsce niemieckim obozie koncentracyjnym dla dzieci, powstało wprawdzie
kilka książek, w tym nasza, ale pozostałe przemknęły bez echa. W 1975
r. Ossolineum wydało monografię Hitlerowski obóz koncentracyjny dla
małoletnich w Łodzi Józefa Witkowskiego, który współpracował ze służbami
komunistycznego państwa, zatem miał dostęp do unikatowych dokumentów.
Od tego czasu minęło jednak 45 lat. Inny jest dziś świat, inna narracja.
Poza tą książką, kontrolowaną przez propagandę PRL, łódzki obóz był
konsekwentnie przemilczany. Nie był to, oczywiście, przypadek. Trafną
hipotezę wyraża cytowana przez nas była więźniarka obozu Krystyna
Wieczorkowska-Lewandowska: „Ten obóz był tajny, ukryty w getcie, i taki
pozostał. Od wielu lat się zastanawiam: komu na tej ciszy zależy? Po
wojnie go zburzono, rozebrano, «pozamiatano». A przecież był unikatowy,
drugiego takiego w Europie nie było. Jak widać, Niemcy wciąż mają wielki
wpływ na kształt świata, skoro do dziś prawie nikt o nas, dzieciach z
Przemysłowej, nie wie”. I dodaje: „Zniszczenie dowodów istnienia obozu
zrobiono na zamówienie polityczne. Gdzieś po drodze zniknęły też
przecież nasze dokumenty i miała zniknąć cała ta historia”.

https://www.niedziela.pl/artykul/150651/nd/Swiat-powinien-o-tym-wiedziec

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

19. Łódź: Trwa remont Pomnika

Łódź: Trwa remont Pomnika Martyrologii Dzieci

Trwa remont Pomnika Martyrologii Dzieci w parku im. Szarych
Szeregów w Łodzi. Obiekt, nazywany też Pomnikiem Pękniętego Serca,
przypomina o działającym w Łodzi w latach 1942-1945 obozie hitlerowskim
przeznaczonym dla polskich dzieci i młodzieży.

Pomnik Martyrologii Dzieci, nazywanym też Pomnikiem Pękniętego Serca
przypomina o działającym przy ul. Przemysłowej w Łodzi w latach II wojny
światowej obozie hitlerowskim przeznaczonym dla polskich dzieci i
młodzieży.

Obóz utworzony został w połowie 1942 r. i znajdował się wewnątrz
Litzmannstadt (nazwa nadana Łodzi przez okupantów) Getto. Przeznaczony
był dla dzieci i młodzieży polskiej od 6 do 16 roku życia, ale jak
potwierdzali świadkowie, w praktyce więźniami były także młodsze, nawet
kilkumiesięczne dzieci.

Nieletni więźniowie trafiali do obozu m.in. za drobne kradzieże,
handel, jazdę tramwajami bez biletu, żebranie. Umieszczano w nim także
dzieci pochodzące z rodzin, które odmówiły podpisania volkslisty czy też
osób zesłanych do obozów lub więzień, a także młodzież podejrzaną o
uczestnictwo w ruchu oporu.

Dzieci przetrzymywane były w prymitywnych warunkach i pracowały przy
remontach i budowie baraków oraz wykonywały prace na potrzeby obozu i
wojska, robiąc m.in. kosze wiklinowe na amunicję i szyjąc chlebaki. Na
młodych więźniach przeprowadzano badania rasowe, których efektem było
przeznaczanie niektórych z nich do germanizacji i wywozu do Niemiec.

Z powodu wysokiej śmiertelności więzionych obóz nazywany był „Małym
Oświęcimiem”. Funkcjonował do końca okupacji niemieckiej w Łodzi, czyli
do 19 stycznia 1945 r. Wówczas w obozie przebywało ponad 800 małoletnich
więźniów.

W maju 1971 roku dla uczczenia pamięci dzieci więzionych i
zamordowanych w obozie w parku im. Szarych Szeregów odsłonięto Pomnik
Pękniętego Serca. Ośmiometrowy pomnik przypomina pęknięte serce, do
którego przytula się mały, chudy chłopczyk. W sercu widoczna jest pusta
przestrzeń mająca kształt dziecka.

Litzmannstadt Getto było drugim co do wielkości w Polsce i najdłużej
działającym na ziemiach polskich gettem. W latach 1940-1944 Niemcy
zamknęli w nim łącznie ok. 220 tys. Żydów – nie tylko z Polski, ale
także z Czech, Niemiec Luksemburga, Austrii – oraz Romów. W getcie z
głodu i wyczerpania zmarło prawie 45 tys. osób, pozostali zostali
wywiezieni do obozów zagłady, m.in. do Chełmna nad Nerem, gdzie
zamordowano ok. 70 tys. osób. Ocalało – według różnych źródeł – zaledwie
7-13 tysięcy.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

20. IPN: Facebook zablokował film

IPN: Facebook zablokował film dokumentalny o niemieckim obozie dla polskich dzieci Łodzi

Facebook zablokował film dokumentalny o niemieckim obozie dla
polskich dzieci przy ul. Przemysłowej w Łodzi - poinformowała Kornelia
Zaborska z łódzkiego oddziału IPN. Jak zaznaczyła "powodem blokady jest
uznanie kampanii jako politycznej o charakterze społecznym".

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

21. W Łodzi powstanie muzeum

W Łodzi powstanie muzeum upamiętniające ofiary niemieckiego obozu śmierci dla polskich dzieci

Wicepremier Piotr Gliński, Rzecznik Praw Dziecka Mikołaj Pawlak i
dyrektor łódzkiego oddziału IPN dr hab. Dariusz Rogut podpisali w piątek
list intencyjny dot. utworzenia muzeum upamiętniającego ofiary
niemieckiego nazistowskiego obozu dla polskich dzieci w Łodzi –
Kinder-KL Litzmannstadt 1942-1945.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

22. Historia obozu

Historia obozu koncentracyjnego dla dzieci w Łodzi

dr Ireneusz Maj, dyrektor Muzeum Dzieci Polskich - ofiar totalitaryzmu w Łodzi

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

23. Ulicami Łodzi przeszedł Marsz

Ulicami Łodzi przeszedł Marsz Pamięci o dzieciach hitlerowskiego obozu

Oby w trakcie dorastania nigdy nie spotkało was to, co nas - mówił
do zgromadzonej młodzieży były więzień niemieckiego obozu dla dzieci
polskich Jerzy Jeżewicz. Marsz Pamięci o dzieciach z hitlerowskiego
obozu przy ul. Przemysłowej przeszedł w czwartek ulicami Łodzi.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

24. Historycy odkryli groby


Historycy odkryli groby dzieci - ofiar obozu koncentracyjnego w Łodzi



Historycy muzeum przebadali dokumenty, wskazujące na miejsca pochówku 77 ofiar hitlerowskiego terroru. Dane zawierały imiona i nazwiska ofiar, daty urodzin, śmierci i pogrzebu oraz dokładną lokalizację grobów na terenie dzisiejszego cmentarza św. Wojciecha. Podczas pierwszych prac okazało się, że do dziś zachowały się dwa groby - 9-letniego Jerzego i 12-letniego Zygmunta. Na miejscu pochówku 75 innych ofiar są dziś groby innych ofiar - wynika z komunikatu przesłanego do redakcji przez muzeum.


Grób Jurka Rutkowskiego

/

Muzeum Dzieci Polskich


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

25. Dr I. Maj o komendancie

Dr
I. Maj o komendancie niemieckiego obozu koncentracyjnego dla polskich
dzieci w Łodzi: Okazuje się, że ten człowiek dożył spokojnej starości.
Zmarł w wieku 81 lat i nigdy nie odpowiedział za zbrodnie, które
popełnił wobec polskich dzieci

Ten obóz był nastawiony na to, aby zabijać polskie dzieci. Nie było
komór gazowych, ponieważ nie były one tam potrzebne. Dzieci były
głodzone. Ponadto znęcano się nad nimi fizycznie i psychicznie. Były
próby ucieczki, które kończyły się śmiercią dzieci – powiedział dr
Ireneusz Maj, dyrektor Muzeum Dzieci Polskich – Ofiar Totalitaryzmu w
Łodzi, na antenie Radia Maryja podczas piątkowej audycji „Aktualności
dnia”.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

26. Pamięć o najmłodszych


Pamięć
o najmłodszych więźniach IIII Rzeszy. Sowińska-Gogacz: Chciałam spisać
tę historię, bo po prostu ujął mnie los tych dzieci

autor: Adam Jones from Kelowna, BC, Canada/CC/Wikimedia Commons

Współautorka publikacji „Mały Oświęcim”, o jedynym niemieckim
obozie koncentracyjnym dla dzieci, Jolanta Sowińska-Gogacz powiedziała
PAP, że podjęła się, wraz z Błażejem Torańskim, tego zadania, aby los
najmłodszych więźniów III Rzeszy był pamiętany i dobrze opisany.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Jacek
Karnowski: Facebook zablokował film o niemieckim obozie dla polskich
dzieci, ale to naszą hańbą jest fakt, że historię tego miejsca zna
tak niewielu

W czwartek po południu w Teatrze Powszechnym
w Łodzi odbyło się spotkanie ze współautorką książki „Mały Oświęcim”
Jolantą Sowińską-Gogacz. Publikacja opisuje jedyny niemiecki obóz
koncentracyjny dla polskich dzieci.

Chciałam spisać
tę historię, bo po prostu ujął mnie los tych dzieci. Zdziwiło mnie,
że jako dorosła już łodzianka nie wiedziałam o tym strasznym miejscu,
bo łódzkie szkoły mnie tego nie nauczyły, nikt mi o tym nie mówił

— opowiadała Sowińska-Gogacz.

Chciałam,
aby dzieje niemieckiego obozu koncentracyjnego dla dzieci były zebrane,
aby los najmłodszych więźniów III Rzeszy był pamiętany i dobrze opisany

— podkreśliła.

Ten
obóz stał się w pewnej chwili taką moją „mroczną pasją”. Nie
wystarczało mi to, co dotychczas napisano i na własną rękę rozpoczęłam
poszukiwania ocalałych

— zaznaczyła.

Po latach
materiałów było już bardzo dużo, ale nie było nigdy czasu ich
na uporządkowanie. Nie szukałam wydawcy, to on przyszedł do mnie

— wspominała.

Michał
Nalewski z redakcji wydawnictwa +Prószyński i S-ka+ znał historię obozu
i powierzył temat Błażejowi Torańskiemu, który nie miał żadnych
materiałów i nie był wówczas zorientowany. Po nitce do kłębka Błażej
Torański trafił do mnie, pokierowany przez znaną
mi Elżbietę Królikowską-Avis

— relacjonowała Sowińska-Gogacz.

Po jakimś
czasie książka stanęła na półkach księgarń, a teraz już, jako
współautorka dużej części „Małego Oświęcimia”, mogę przypominać o wielu
spotkanych przeze mnie ocalałych z obozu. Ich wspomnienia
zdążyłam spisać

— dodała.

Tytaniczna praca

Wiceprezes
Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich i szefowa Centrum Monitoringu
Wolności Prasy SDP Jolanta Hajdasz uważa, że publikacja stanowi
fundamentalny zapis tragicznych dziejów niemieckiego obozu
koncentracyjnego dla dzieci.

Dysponowaliśmy tak
niewielką liczbą dokumentów na ten temat, że wszystko, co zostało
w ostatnich latach zebrane przez Sowińską-Gogacz w postaci świadectw
najmłodszych więźniów III Rzeszy jest ogromnie ważne

— podkreśliła Hajdasz.

To fundamentalne, ponieważ za trzy, cztery lata nie można byłoby tej historii w ten sposób opisać

— zaznaczyła.

Wreszcie, ktoś chciał i chce słuchać tego, co przeżyły w niemieckim obozie koncentracyjnym

— powiedziała PAP Hajdasz.

Kiedyś
podczas spotkania z wiernymi w ramach „Dialogów w katedrze”, które
zainicjował ówczesny metropolita łódzki arcybiskup Marek Jędraszewski,
do mikrofonu podeszła Jolanta Sowińska-Gogacz i opowiedziała o tej
tragedii obozu oraz zapytała, co można zrobić, aby upamiętnić
męczeństwo dzieci

— wspomniała Hajdasz.

Metropolita
spotkał się z późniejszą współautorką książki, a efektem tego, na długo
przed wydaniem publikacji, był marsz upamiętniający ofiary obozu, który
zapoczątkował arcybiskup Jędraszewski, obecnie metropolita krakowski

— przypomniała.

Wstrząsająca historia

Teren
utworzonego 1 grudnia 1942 r. niemieckiego obozu koncentracyjnego dla
dzieci został wyodrębniony z Litzmannstadt Ghetto. Okupanci więzili tam
dzieci i młodzież polską od 6. do 16. roku życia, ale przywożone tam
były także młodsze, nawet kilkumiesięczne dzieci.

Dzieci z obozu
przetrzymywane były w prymitywnych warunkach, niewolniczo pracowały,
były torturowane. Mogło tam być do 4 tysięcy uwięzionych. Kilkaset
dzieci Niemcy zamordowali.

W czerwcu 2021 r. minister kultury
i dziedzictwa narodowego prof. Piotr Gliński wspólnie z Rzecznikiem Praw
Dziecka Mikołajem Pawlakiem oraz władzami Instytutu Pamięci Narodowej
powołali Muzeum Dzieci Polskich - Ofiar Totalitaryzmu. Działalność
muzeum ma upowszechnić wiedzę o osadzonych w niemieckim obozie. Muzeum,
którego dyrektorem jest dr Ireneusz Maj, funkcjonuje w tymczasowej
siedzibie przy ul. Piotrkowskiej 90 w Łodzi. Trwają rozmowy z władzami
Łodzi o budowie siedziby MDP-OT na terenach dawnego niemieckiego obozu
koncentracyjnego dla dzieci.


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

27. Pamięć o zamordowanych

Pamięć o zamordowanych dzieciach

Powstała lista 700 nazwisk dzieci z Łodzi i okolic, które w czasie
II wojny światowej zginęły z rąk Niemców. Wykaz będzie rozszerzany.
Pracuje nad nim Muzeum Dzieci Polskich, które – mimo licznych apeli ze
strony ocalałych więźniów obozu przy ulicy Przemysłowej – nie doczekało
się swojego budynku.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

28. Sejm uczcił minutą ciszy

Sejm uczcił minutą ciszy pamięć ofiar niemieckiego obozu koncentracyjnego w Łodzi dla polskich dzieci

Sejm uczcił w środę minutą ciszy pamięć ofiar niemieckiego obozu
koncentracyjnego w Łodzi dla polskich dzieci. "1 grudnia br. przypada
jedna z najbardziej symbolicznych rocznic związanych z martyrologią
najmłodszych Polaków" - podkreśliła marszałek Sejmu Elżbieta Witek.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

29. Prof. Gliński: Nie wolno

Prof. Gliński: Nie wolno zapominać nam o polskich dzieciach - ofiarach niemieckich obozów 

"Nie wolno zapominać nam o polskich dzieciach, które stały się
ofiarami niemieckich obozów na terenie Łodzi" - podkreślił wicepremier,
minister kultury Piotr Gliński w liście odczytanym w Łodzi podczas
odsłonięcia tablicy upamiętniającej polskie dzieci - ofiary zbrodni
niemieckich.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl