RIP. * * * pytanie co trwa

avatar użytkownika nissan

- Jako Obywatele, kiedy się otrząśniemy wreszcie z amoku, z letargu CCCPolski?

Czy wreszcie ZAINICJUJEMY, - ROZPOCZNIEMY, - SZYBKO UKOŃCZYMY budowę na ziemi polskiej - - wiernej REPLIKI SOVIECKIEGO ŁAGRU; chociaż jednego jedynego egzemplarza - kopii, spośród tysiaca ŁAGRÓW -  piekła miliona naszych Współobywateli?

..."W swojej książce umieściłem spis obozów niemieckich i sowieckich w jednym rozdziale zatytułowanym „Obozy koncentracyjne". Ani jeden recenzent się do tego nie odniósł. Na spotkaniach z czytelnikami zawsze zaczynam od pytania o to, który obóz w Europie podczas wojny był największy. Większość mówi: Oświęcim. Prawidłowa odpowiedź to Workuta. To jest wiedza nieprzetrawiona... A.B.: ...i nieprzedstawiona. Nie można przecież pojechać i zwiedzić obozów GuŁagu. A czego nie widać, tego nie ma. Przynajmniej w świadomości ludzi, która jest kształtowana w dużej mierze przez obraz." ( ) /p>

Czy  -gwoli elementarnej uczciwości - dla pokazania równowagi Zbrodni -uzupełnimy istniejące niezliczone Muzea Gestapo/SS- - o Muzeum KGB/Czeka/NKVD? Więc - czy obudzi się Polska, obudzi się Emigracja, by to wykonać..?

Czy nie jest ten Dług Niespłacony naszym - zapoznanym - Obowiązkiem Sumienia ? I, czy nie powinna to być wspólna rzecz Obywateli wszystkich Demoludów Europy, - na pohybel geremkom barrosom solanom verheugenom EUropki -?

nissan, STEIN

http://rprl.blogspot.com/2008/09/od-1760-russkij-kraj.html

http://memmento.salon24.pl/index.html

PS.   Sprawa nie istnieje, od 1989 r.
SPRAWIE życzymy przyjścia na ten poprawny inaczej świat.
Pamięć Ofiar Kołymy, woła do czcicieli Ofiar Oświęcimia.
*****

PS2.
Cyt. za: http://arturbazak.salon24.pl/index.html
ROZMOWA Z Normanem Daviesem -

" N.D.: Tak. Powiedzenie tego głośno, że Amerykanie i Brytyjczycy przyczynili się realnie tylko w 20% do wygrania wojny z Hitlerem wywołuje wciąż oburzenie. To jest klasyczny przykład. Kolejne bariery w poznawaniu całej prawdy o II wojnie światowej sa przełamywane. Ale wciąż pozostaje ich na tyle wiele, że próby ich przezwyciężenia maja ciągle sens.

A.B.: A zatem, chodziło Panu o przedstawienie możliwie najbardziej całościowego obrazu II wojny światowej oraz o odmitologizowanie perspektywy zwycięzców na to wydarzenie?

N.D.: Tak. Podam jeszcze inny wymowny przykład. Od wielu lat opisuje się dość szczegółowo historię GuŁagu. Ale ta wiedza nie przekłada się na analizy dotyczące całej II wojnie światowej. W swojej książce umieściłem spis obozów niemieckich i sowieckich w jednym rozdziale zatytułowanym „Obozy koncentracyjne". Ani jeden recenzent się do tego nie odniósł. Na spotkaniach z czytelnikami zawsze zaczynam do pytania o to, który obóz w Europie podczas wojny był największy. Większość mówi: Oświęcim. Prawidłowa odpowiedź to Workuta. To jest wiedza nieprzetrawiona...

A.B.: ...i nieprzedstawiona. Nie można przecież pojechać i zwiedzić obozów GuŁagu. A czego nie widać, tego nie ma. Przynajmniej w świadomości ludzi, która jest kształtowana w dużej mierze przez obraz.

N.D.: Poza tym, istnieje mnóstwo przyczyn psychologicznych, mentalnych i moralnych, dla których ta wiedza nie jest przyjmowana. Proszę sobie uświadomić, że jeden z koalicjantów, który pokonał III Rzeszę, miał więcej obozów koncentracyjny niż pokonany wróg. Jeżeli ten fakt nie zostanie do końca uzmysłowiony, nie można mówić o rzetelnej historiografii.

Moja książka to kolejny etap walki wiedzy z mitologią, która zniekształca prawdziwy obraz, posługując się upraszczającymi schematami. ( ) ..... etc etc etc

* nissan - blog

UZUPEŁNIENIE.


 Palestra 7-8/2005
Stanisław Mikke, adwokat (Warszawa)
Więcej niż niepamięć
W 1997 roku pojechałem na północ Rosji, aby odnaleźć miejsce pogrzebania brata mojego Ojca zamęczonego przez NKWD w Kotłas-łagrze. Towarzyszyła mi w tej podróży rosyjska dziennikarka, która przed moim przylotem do Moskwy kupiła bilety na pociąg dalekobieżny do Kotłasu. Bilety imienne, które można było nabyć okazując dowody tożsamości. Nie istniała inna możliwość, posłużyła się paszportem swego kolegi. Miałem zatem podróżować, i tak się stało, jako Siergiej Diegtiariew. Warunkiem powodzenia podróży, która miała trwać dobę, było całkowite moje milczenie. Rozpoznanie po obcym rosyjskiemu uchu akcencie groziło usunięciem z pociągu na najbliższej stacji.

Takiej próby milczenia do tamtego czasu nie przechodziłem. Weszliśmy na peron Dworca Jarosławskiego w trójkę, wspólnie z Diegtiarewem, człowiekiem nadzwyczaj łagodnego usposobienia. I w pewnej chwili zobaczyłem stojący na torach pociąg relacji Moskwa–Workuta. Moje silne postanowienie na nic się zdało. Jakby uderzony czyimś odległym przerażeniem powiedziałem głośno: – Patrzcie, pociąg do Workuty. Idąca koło mnie towarzyszka podróży syknęła: – milcz! Weszliśmy do wagonu, wykorzystując osłupienie konduktorki sprawdzającej bilety i paszporty. Bo Diegtiariew, z zawodu reżyser teatralny, ku mojemu zaskoczeniu, zainscenizował awanturę z niewybrednymi wyzwiskami i popychaniem naszej wspólnej znajomej. Później już milczałem. Ale ta złowroga nazwa – Workuta – symbol komunistycznego zniewolenia, symbol nieludzkich cierpień milionów i masowych śmierci w męczarniach, którą nagle dostrzegłem, wywołała niekontrolowany odruch.

W Kotłasie próżno było szukać pozostałości po Gułagu. Tak jak i w okolicach Syktywkaru, w republice Komi dotykającej Uralu, czy w Borowiczach – 400 km od Petersburga, gdzie docierałem w następnych latach. Z wielu przekazów wynika, że i w innych miejscach skrzętnie zatarto wszelkie ślady.

Organizacja „Pamięć” (pokrewna „Memoriałowi”) próbuje dziś odszukiwać miejsca w północno-wschodniej Rosji, gdzie spoczywają ofiary represji, bo ich nieoznaczone cmentarze bądź porasta tajga, bądź zapadają się w bagna, jeżeli nie buduje się na nich osiedli czy innych obiektów.

„Pamięć”, to garstka ludzi, którzy słyszą „milczenie Ofiar”. Wspaniałych ludzi, rozrzuconych po wielkim polu Rosji, z którymi wiele razy stykałem się. Oni zderzają się nie tylko z obojętnością i niewiedzą, ale ze świadomym wypaczaniem historii i wymazywaniem z pamięci państwowego bezprawia w skali powszechnej.

Ale muszą się mierzyć również z czymś innym. Ze szczególnego rodzaju relatywizmem, próbą jak gdyby oswajania jednych z największych zbrodni w dziejach. Rzekome ówczesne chwała i potęga mają umniejszać i przyćmić miliony śmierci i cierpienia milionów. Część Rosjan doskonale wie, czym to grozi, że nieprzykładanie miary prawdy do tamtych wydarzeń, nieoddanie sprawiedliwości zarówno ofiarom, jak i katom, wreszcie nienazywanie zbrodni zbrodnią, ludobójstwa ludobójstwem musi w końcu prowadzić do wynaturzeń. Wynaturzeń, które przyjmują różne formy.

Codziennie jesteśmy zalewani taką wielością informacji, że umykają uwadze niejednokrotnie te wiadomości, przy których dobrze się zatrzymać. Dlatego nic dziwnego, że korespondencja Tomasza Bieleckiego z Moskwy opublikowana w „Gazecie Wyborczej” do wielu nie dotarła. I zginęła następnego dnia, jak to bywa z większością wiadomości nie z pierwszej strony.

Tymczasem opisana inicjatywa niejakiego Igora Szpektora warta jest zastanowienia. To nie jakiś maniak lub wariat, lecz mer Workuty właśnie, urzędnik państwowy niepośledniego szczebla. Wpadł na pomysł zrekonstruowania kilku ze 130 tamtejszych łagrów. W jakim celu? Stworzenia ośrodka martyrologium własnego narodu i innych nacji?

Nie, realizacja pomysłu ma służyć dobrej zabawie przynoszącej zyski i nową sławę miastu leżącemu 160 kilometrów za kołem podbiegunowym. Ot, taka postkomunistyczna atrakcja ku uciesze ogłupianych i częściowo już ogłupiałych współczesnych. Niech zażyją rozrywki w łagrowych barakach. Niech poczują smak... No tak, smak czego? Zupy z brukwi, 40 stopniowego mrozu zelżonego, w ramach „kompromisu” z historycznymi realiami, elektrycznymi grzejnikami? Mają być wieżyczki i strażnicy w mundurach ze stalinowskiej epoki. Wyposażeni w broń będą strzelać kulami z farbą do próbujących dla hecy uciekać. Ot, taki obozowy paintball.

Czy można wymyślić bardziej wyrafinowaną profanację ludzkiego poniżenia z nie tak odległej przecież przeszłości? Bo żyją jeszcze, także wśród nas, ci, którzy, nie będzie to przesadą, znaleźli się w otchłani zła. W tamtym miejscu i w tysiącach innych łagrów.

Tylko przez Workutę przeszło od lat trzydziestych do pięćdziesiątych co najmniej 2 miliony Bogu ducha winnych ludzi. Z tej rzeszy niewolników przynajmniej 200 tysięcy zamęczono pracą ponad ludzkie siły w kopalniach węgla, każąc im żyć w głodzie i mrozie.

Wielkie liczby, nawet jeśli mówią o najbardziej tragicznych zdarzeniach, są – jak zawsze – abstrakcją. Przez te dane przedzierają się, nieliczne, jakże nieliczne relacje. Jedne z najbardziej wstrząsających są „Opowiadania kołymskie”, opowiadania faktu, chyba tak je można nazwać, Warłama Szałamowa, wybitnego pisarza i poety, który po raz pierwszy został aresztowany jako dwudziestodwuletni student. Powrócił do Moskwy, gdy miał 50 lat. Spędził w łagrach, za przysłowiowe nic, niemal połowę całego życia.

„To straszne zobaczyć łagier – pisał ten wielki pisarz. – Żaden człowiek na świecie nie powinien znać łagrów. W łagrowym doświadczeniu wszystko jest negatywne – co do jednej minuty. Człowiek staje się jedynie gorszy. I nie może być inaczej. W łagrze jest wiele tego, o czym człowiek nie powinien wiedzieć. Ale ujrzeć dno życia – to nie jest najstraszniejsze.(…) Łagier był dla człowieka wielką próbą charakteru, zwykłej ludzkiej moralności i dziewięćdziesiąt dziewięć procent ludzi nie wytrzymywało tej próby. Wraz z tymi, co nie wytrzymali, umierali ci, co zdołali wytrzymać, starając się być lepszymi niż wszyscy, twardszymi od samych siebie…”.

We wstępie do trzytomowego zbioru, wydanego po polsku kilkanaście lat temu, tłumacz Juliusz Baczyński, sam więzień łagrów, napisał, że lektura tej prozy „pozwoli na wzięcie udziału w losie tych milionów nieżywych już, nieszczęsnych i bezbronnych ludzi, którym takie towarzyszenie i, jak sądzę, nasze uczucia się należą”.

I oto w jednym z tych miejsc, określanych jako „biegun okrucieństwa”, gdzie oprawcy urządzali rzeczywisty „spektakl śmierci”, ma powstać centrum rozrywki dla turystów-miłośników sportów ekstremalnych. Mer Workuty zdradza, że myśli o bogatych Amerykanach. Nie należy wątpić, amatorzy znajdą się na pewno. Nie tylko z Nowego Świata. Jeżeli wnuk królowej brytyjskiej mógł ubrać się dla zabawy (nikt nie uwierzy, że dorośli o tym nie wiedzieli), w również historyczny mundur esesmana? Tylko wiadomo, z jakimi reakcjami na całym świecie spotkał się ten eksces arystokratycznego wyrostka.

W wypadku łagrowej zabawy niczym takim to nie grozi. Świat milczy, świat nie oburza się i nie protestuje. Można być pewnym, że nigdy, także w chwili uroczystego otwarcia centrum rozrywki wzniesionego na ludzkich kościach, nie usłyszymy głosu wielkiej opinii publicznej. To znana prawidłowość: różnych miar do dwóch zbrodniczych ustrojów. Czy wyrok historii, bo taki już pozostaje, kiedykolwiek zawierać będzie wewnętrzną, aby posłużyć się tym określeniem, sprawiedliwość?

Odpowiedzi daleko nie trzeba szukać, stosunek przewodniczącego Parlamentu Europejskiego do zbrodni katyńskiej, który nie chciał dopuścić do oddania hołdu jej Ofiarom, dobrze ukazuje „poprawne nastroje” i tym samym, z jakimi to perspektywami mamy do czynienia.


 

3 komentarze

avatar użytkownika hrabia Pim de Pim

1. Kupić czy zrekonstruować? Oto jest pytanie!

Z wielu relacji wynika, że pozostałości obozów Gułagu z czasem zostaną wchłonięte przez przyrodę co jest procesem naturalnym. Natomiast można dotrzeć do wielu obozów i z autopsji zrobić dokumentację fotograficzną i pomiary potrzebne do rekonstrukcji. Dysponując taką wiedzą można już pomyśleć o odtworzeniu obozu skansenu. Jedyna istotna trudność to niemożliwość "zrekonstruowania" klimatu, chociaż są takie okresy, że nawet polski klimat umiarkowany staje się bardziej srogi. A może znajdzie się miliarder-pasjonat, który zakupi jakiś dobrze zachowany obóz dla celów muzealnych i przeniesie go w całości na nowe miejsce? Nie jest to zupełnie nieprawdopodobne. Amerykanie kupowali w Europie zamki, a i w Polsce mamy w Bierutowicach oryginalny kościół klepkowy przeniesiony z Norwegii. Pozdrawiam -

hrabia Pim de Pim

avatar użytkownika nissan

2. RRUSSKI DODATEK

Mer Workuty, w której za czasów stalinowskich zginęło ok. 200 tys. ludzi, ma zamiar odbudować gułag i ściągnąć do niego zagranicznych turystów Chce karmić gości zupą z brukwi i wynająć wartowników, którzy będą strzelać pociskami z farbą. Ofiary stalinowskich represji uznają ten pomysł za świętokradztwo Kilka zrekonstruowanych drewnianych łagrów ma być otoczonych prawdziwym drutem kolczastym. Zakwaterowani w nich turyści-więźniowie mają być karmieni, jak prawdziwi skazańcy w latach 30. Pilnować ich będą strażnicy, których mer Igor Szpektor chce ubrać w historyczne mundury. Projektanci łagrów pójdą tylko na jeden duży kompromis z przeszłością: do baraków wstawią solidne grzejniki. Mer proponuje też, by współcześni "więźniowie" podejmowali próby ucieczki, a strażnicy ostrzeliwali ich z wieżyczek wartowniczych kolorowymi pociskami. - Chciałbym, by przejeżdżali tu amerykańscy miłośnicy sportów ekstremalnych - wyznał niedawno mer dziennikarzowi z USA. Workuta to jeden z symboli stalinizmu. Przez ponad 130 tamtejszych łagrów w latach 1932-54 przewinęło się ok. 2 mln więźniów, których zmuszano do niewolniczej pracy w kopalniach węgla kamiennego. Historycy szacują, że życie straciło tam ok. 200 tys. ludzi. Skazańców zabijała wyczerpująca praca, głód i ciężki klimat. Północnosyberyjskie miasto leży 160 km na północ od koła podbiegunowego. Zimą 40-stopniowym mrozom towarzyszy noc polarna, latem na ludzi rzucają się miliony - szczególnie tu agresywnych - insektów. Nie dziwi więc, że przed kilkoma laty Bank Światowy zgodził się dofinansować wyprowadzenie z Workuty jak największej liczby Rosjan. Pomimo masowych wyprowadzek w mieście nadal żyje 100 tys. mieszkańców (przed dekadą było ich dwa razy więcej), którzy w dużej mierze są potomkami dawnych zesłańców. Dziś w Workucie coraz ciężej się utrzymać, bo wydobycie węgla na syberyjskiej północy jest prawie nieopłacalne. Skąd kontrowersyjny pomysł mera. - Aby przeżyć, potrzebujemy inwestycji. Nikt nie włoży pieniędzy w bankrutujące kopalnie, spróbujmy więc z turystyką - tłumaczy Szpektor. Szpektor zatwierdził wstępne plany łagrowego "centrum turystycznego" już w marcu, ale dopiero teraz zaczyna przekonywać do nich mieszkańców miasta. Władze miasta oficjalnie zapewniają, że łagry dla turystów to nie tylko sposób na zarobek, ale też popularyzowanie wiedzy o radzieckim stalinizmie. Przywołują przykład syberyjskiego miasta Perm, gdzie od kilku lat udziela się noclegu turystom zwiedzającym tamtejsze Muzeum Gułagu. Jednak Andriej Kałych z permskiego oddziału Ośrodka "Memoriał", który dokumentuje zbrodnie stalinowskie, tłumaczy: - W permskim muzeum nie ma żadnego rozrywkowego programu. Turyści poznają tylko historię katorżników. Wszystko za niemal symboliczną opłatę - tłumaczy. Przeciw makabrycznemu "centrum łagrowej rozrywki" protestują mieszkańcy Workuty, dla których stalinowska katorga to często część dramatycznej rodzinnej historii. Woleliby, aby ciszy w miejscu śmierci tysięcy zesłańców nie zakłócały krzyki "wartowników" uganiających się za "turystami" szukającymi mocnych wrażeń. - Moim zdaniem ten pomysł to świętokradztwo - komentuje Tatiana Andriejewa, workucka przewodniczka szkolnych wycieczek po pozostałościach gułagu. Mer Szpektor nie traci jednak zapału. - Kiedy ludzie zobaczą, jak to działa, przestaną protestować. Dzięki odbudowanemu gułagowi Workuta odżyje - zapewnia mieszkańców syberyjskiego miasta.

 

 

Czyń lub Giń.
STEIN

avatar użytkownika nissan

3. DODATEK POLSKI

Dom Sybiraka. Chata syberyjska. Gułag syberyjski - rekonstrukcja. Zagroda z Syberii w Szymbarku. Skansen w Szymbarku.

240 lat - wiek domu
8100 km - długość trasy, jaką przebył dom (trasa: Zapleskino - Wiercholeńsk (jedna z najstarszych miejscowości na Syberii, zbudowana przez Kozaków) - Ust - Orbiski (stolica Burjacji) - Irkuck - Taszjent - Krasnojarsk - Nowysybirsk - Omsk - Góry Uralu - Samara - Moskwa - Mińsk - granica Polski).
3 miesiące - czas podróży Domu Sybiraka do Polski
163 - liczba kontroli, którą przeszedł dom
Syberia była krainą zsyłek i katorgii Polaków. Pierwsze zsyłki miały miejsce w czasie konfederacji barskiej 1768-1772. Potem w czasie zaborów 1772-1795, po powstaniu listopadowym w 1830 roku i powstaniu styczniowym 1863 roku. W okresie stalinizmu obszar zesłań poszerzono o Kazachstan i Uzbekistan. W XVIII wieku carat rosyjski zezwalał na powroty zesłańców z Syberii. Pobyt na Syberii miał być miejscem kary, gdzie Polacy mieli zapomnieć o patriotyzmie.

 

 

Czyń lub Giń.
STEIN