Po prostu w i e m ... (2)
W stanie wojennym Wanda osiedla się w Austrii. Leczyła tam powtórnie złamaną po wyjęciu płytki nogę a pomagał jej w tym znany od dawna kolega, lekarz i alpinista, Helmut Sharffeter. Odnowili znajomość - i pobrali po kilku miesiącach.
Wiosną 1982 roku, siostra Wandy, Nina przywozi Wandę do Warszawy. Teraz Wanda zaczyna.... szykować się na wyprawę w Himalaje, na K2 jako kierownik wyprawy kobiecej. Teraz, po powtórnym złamaniu ten pomysł wydaje się jeszcze bardziej szalony. Ale ona pójdzie w te Himalaje o kulach... To można przeczytać w książkach o Wandzie – himalaistce.
Ja z kilkuosobową grupą wyrzuconych z pracy dziennikarzy oraz towarzyszących im osób na urlopach – wyruszam w niższe góry - na Turbacz. Zapamiętałam z tych wakacji kolejne wydarzenie-symbol.
31 sierpnia zbiegamy z Turbacza i jedziemy do Krakowa. Oczekujemy, że w Nowej Hucie w rocznicę podpisania porozumień sierpniowych odbędzie się manifestacja – chcemy wziąć w niej udział. Idziemy ulicami Nowej Huty, rozglądając się, czy gdzieś nie zbiera się grupa do której moglibyśmy dołączyć. Spodziewamy się tłumów idących w stronę Huty jezdniami. Niczego takiego nie widać. Wokół nas tylko spacerowicze. Idą sobie pomaleńku, zatrzymują się, kupują w kioskach i na straganach owocowych... Normalne życie miasta. Zaczynamy się zastanawiać – a może demonstracji nie będzie? Na kilka minut pogrążamy się w rozmowie, a kiedy odwracamy głowy... to okazuje się, że idziemy już w kolumnie tysięcy ludzi - za nami, przed nami i obok nas. Ci luźno idący przechodnie bez żadnych wezwań, żadnych haseł ani transparentów, bez żadnych opasek i zupełnie bez słów, stają się ogromnym jak rzeka pochodem... Symbol tego, co p o w i n n o wydarzyć się dzisiaj...
K i e d y nasz chocholi taniec zmieni się w taki wspólny marsz osób połączonych tą samą myślą, idących tę samą stronę, w tej samej sprawie, z tą samą wizją, w tym samym celu?
Latem1982 roku mój Ojciec źle się czuje. Robi jakieś badania, które niczego nie wykazują. Czas mija, a On czuje się coraz gorzej... Wreszcie postanawia przebadać się w szpitalu. Ma się tam zgłosić po Świętach Bożego Narodzenia. W Wigilię, wczesnym popołudniem, dzwonek do drzwi. Otwieram - posłaniec WRON przynosi Ojcu świąteczny prezent: wezwanie na przesłuchanie, do Warszawy na Rakowiecką. Też na po Świętach. Wypróbowana praktyka...
„Nie zamierzam przekazać mojemu choremu mężowi niniejszego wezwania...” - odpisuje Mama. Z satysfakcją nadaję list na poczcie - adres budzi zdumienie osoby przyjmującej list polecony. I tak mój Ojciec ostatnie Boże Narodzenie na ziemi przezywa w spokoju. O wezwaniu na Rakowiecką dowiedział się dopiero po tamtej stronie...
Kiedy Tato trafia do szpitala okazuje się, że już za późno na operację – została tylko chemia... Ja pozostaję dalej „w dyspozycji wydawnictwa”, więc mogę poświęcić Ojcu więcej swojego czasu i odpłacić za opiekę, dobroć i miłość.
Jednak czasem muszę jechać do Warszawy moim niezawodnym małym fiatem. Wtedy oczywiście odwiedzam Wandę. W pamięci pozostało mi z tego czasu spotkanie, podczas którego jej kolega, Marcin, rajdowiec, niezwykle sugestywnie opisywał jak to na rajdzie wypadł na zakręcie z trasy i wjechał prosto do jadalni stojącego nieco niżej domu. Sądzę, że ta opowieść została ubarwiona żeby trochę rozproszyć moje przygnębienie – że w istocie zatrzymał się jednak za ścianą. Były to dla mnie chwile ulgi w udręczeniu - wśród roześmianych ludzi zapominałam choć na chwilę o rzeczywistości.
W Wielkim Poście roku 1983 uczestniczę w poruszających do głębi rekolekcjach prowadzonych przez księdza Mirosława Drzewieckiego we wrocławskim kościele Św. Krzyża. Ogromne wrażenie wywierają na mnie piosenki śpiewane przez młodzież studencką z akompaniamentem gitar. „Przyjdź Duchu Święty, ja pragnę...”, „Jezus jest mym Przyjacielem”. I poruszająca wielkopostna - „Nocą, ogród oliwny, śpią twardo wszyscy uczniowie”.
Kiedy nastanie ta nasza upragniona wolność, to... w Poniedziałek Wielkanocny 12 kwietnia 1993 roku Zbigniew Zamachowski, w sutannie, w otoczeniu przebranych za zakonnice tancerek będzie parodiował wstrząsającą melodię pieśni o Jezusie w Ogrójcu. Dla mnie ta pieśń była znakiem. Dla nich – narzędziem walki z wiarą.
Jedną z najpodlejszych metod manipulacji jest coś w rodzaju tresury do cynizmu – przez jednoczesne wywoływanie przeciwstawnych uczuć. Tę właśnie metodę zastosowano, gdy radość Wielkiej Nocy zakłócono kpiną z uczuć ludzi wierzących. Człowiek źle znosi takie doświadczenia na swoich neuronach, a stosowanie tej metody może skutkować - i często skutkuje - całkowitym zanikiem ludzkich uczuć. Czy zdają sobie z tego sprawę straszni ludzie walczący z Prawdą?
W Wielki Piątek 1983 roku w naszym parafialnym kościele trwa w nocy adoracja Najświętszego Sakramentu. Klęczymy przed stojącą na białym tle złotą monstrancją ze śnieżnobiałą Hostią, a wtedy nagle do naszych uszu dociera nagranie dobitnych słów:
„Idea wiary nowej rozwinięta, W błyśnieniu jednym zmartwychwstała we mnie ...” Manifest Juliusza Słowackiego... Ten znany wiersz wtedy wywarł na mnie wstrząsające wrażenie – dlatego o tym piszę...
Zastanawiałam się późnej wiele razy czy te słowa były kolejnym katalizatorem mojego „przejścia”... Ale mogła to być po prostu więź z moim umierającym Ojcem...
„ - Nie jesteś niczym innym niż pęczkiem neuronów” stwierdził odkrywca struktury przestrzennej DNA, laureat Nagrody Nobla, Francis Crick. Czytam o tym dużo później z pobłażaniem. No, ciekawe, ciekawe....
W maju, kilka dni po pogrzebie Ojca wracam do domu nocą ulicą Parkową - wtedy wciąż jeszcze Ethel i Juliusa Rosenbergów. Obok mojego liceum, tego, do którego chodziłyśmy kiedyś z Wandą, po prawej stronie jezdni którą jadę z daleka już widzę biało-czerwoną, dobrze widoczną, oświetloną przegrodę. Zwalniam, zjeżdżam na lewo, omijam okolony taśmą wykop w jezdni, wracam na prawy pas i mocno dodaję gazu. W tym momencie przypominam sobie jak bardzo nie lubił mój chory Tato takiego przyspieszania. „ Ale byś się zdenerwował.. „- myślę...
Odpowiedzią jest fala zimna wiejąca od fotela po prawej stronie. Po prostu w i e m, że nie wolno mi było wjeżdżać na prawą stronę i przyspieszać. Hamulec z całych sił... i zatrzymuję samochód trzydzieści centymetrów od pionowej krawędzi drugiego, już zupełnie nie oznakowanego i nie ogrodzonego wykopu. Ma szerokość całej prawej połowy jezdni i głębokość około pół metra. No, nie jest tak zupełnie pewne, czy mogłabym dzisiaj pisać te wspomnienia, gdybym nie zatrzymała się tuż nad wykopem. Wiedza o niebezpieczeństwie dotarła do mnie w ułamkach sekundy, odrobinę dłużej trwało hamowanie. Opowiadanie trwa kilkadziesiąt razy dłużej. Jeszcze dłużej - czytanie tej opowieści.
Hej, Panie Crick, noblisto! Może wyjaśni mi Pan, czyj sygnał odebrała w ułamku sekundy moja wiązka neuronów? Sygnał innej wiązki? Sygnał stworzony przez inną wiązkę i nadany- ot, na przykład z satelity, za pomocą urządzeń technicznych? Bardzo mnie to interesuje...
A może sygnał osoby, która obchodzi się już bez wiązki swoich neuronów? Sama się nad tym naprawdę wiele razy zastanawiałam, ponieważ nie raz jeszcze spotykały mnie takie doświadczenia...
Mama ma straszliwą pretensję do Ojca, że odszedł, a tylu rzeczy nie zrobił, nie powiedział, nie załatwił... Na przykład nie przyciął kawałka pumeksu z dużych płyt leżących w piwnicy.
W dniu Jej Imienin, 24 czerwca rano wstaję, narzucam na siebie sukienkę i schodzę na dół. Idę, zupełnie bez sensu, nie wiedząc dlaczego to robię. Wchodzę do maleńkiego pomieszczenia pod schodami, staję przy półkach umocowanych na ścianie, sięgam do tej najwyższej, z dołu nie widać co się tam znajduje i zdejmuję z niej... starannie ucięty prostopadłościan: jeden z kilku leżących tam, przygotowanych wcześniej kawałków pumeksu.
Jakby mój Tato chciał powiedzieć Mamie – wybacz, że tylko taki prezent imieninowy dostajesz, ale przecież przygotowałem... Od tej chwili, kiedy zastanawiam się, gdzie leży jakiś przedmiot, który został przez Niego schowany, po prostu pytam - i natychmiast idę ku miejscu, w którym się znajduje. I co Pan na to, Panie Crick?
Kiedy nadchodzą Święta Bożego Narodzenia roku 1983 - pierwsze święta bez mojego Ojca - przyjeżdżam do Wrocławia w ostatniej chwili. A tutaj - ani ryb, ani choinek, ani słodyczy. Wszystko pochowane w wojskowych magazynach, wszystko trzeba wystać, wybiegać, wyczaić... Mało kto ma choinkę, wszyscy obywamy się zielonymi gałęziami choinek, ale ktoś przypomina sobie, że jeszcze mam jakąś szansę w spółdzielni „Las” koło Mostu Szczytnickiego.
Jadę na cmentarz, gdzie zatrzymuję się dość długo - trudno mi stamtąd odejść. Jakbym na coś czekała... Wreszcie wsiadam do samochodu i okrężną drogą, bardzo powoli - sama dziwię się dlaczego tak marudnie - jednak... zmierzam ku tej spółdzielni... Zatrzymuję się przy bramie, parkuję, wchodzę na podwórze... Pustka. Wszystko pozamykane, żadnych choinek. - Owszem, były - mówi napotkany pracownik - wczoraj mieliśmy ostatni transport. Nowego nie przewidujemy.
Jest mi ogromnie przykro - żal mi Mamy, to dla Niej podjęłam te starania.... Wychodzę za bramę i wtedy dostrzegam, że po drugiej stronie jezdni jakiś mężczyzna przywiązuje choinkę do bagażnika na dachu samochodu. Gdy parkowałam jeszcze go tam nie było, przyszedł gdy rozmawiałam z pracownikiem spółdzielni. Podchodzę i pytam gdzie kupił tę choinkę. - Tutaj, kilka dni temu - odpowiada - dzisiaj ją tylko przewożę.
Ale dokładnie w momencie kiedy udziela mi tej odpowiedzi, to ku nam nadjeżdża samochód ciężarowy. Skręca w bramę spółdzielni LAS i wtedy widzę, że spod plandeki wystają zielone iglaste gałęzie. Biegnę z powrotem. Z daleka słyszę jak pracownik, który chwilę wcześniej informował mnie, że więcej choinek nie będzie woła ze zdumieniem do kierowcy samochodu: - A skąd wyście się wzięli? Przecież już nikt nie miał przyjeżdżać. - A, przywiozłem kilka choinek dla zarządu, a że było miejsce wziąłem więcej, dla naszych - odpowiada kierowca. - Jak tak, to trzeba je schować - mówi pracownik - i samochód skrywa się za bramą garażu. Ale mnie - ponieważ choinki zobaczyłam - jedną z tych mniejszych sprzedali.
Wracam do domu, myśląc wyłącznie o tym z jak doskonałą precyzją zostałam w odpowiednim czasie skierowana w odpowiednie miejsce. Gdybym przybyła tylko dwie minuty wcześniej - zdążyłabym odjechać. Gdybym przyjechała kilka minut później - choinki znikłyby za drzwiami garażu schowane „dla swoich”. A tak, trafiłam tu dokładnie kiedy trzeba i jeszcze - żebym czasem nie odjechała za wcześnie - w odpowiednim momencie pojawił się nieznany człowiek z kupionym dzień wcześniej drzewkiem żeby mnie na te konieczne pół minuty zatrzymać...
Ileż jeszcze razy będę przychodzić w miejsca, gdzie o określonej porze powinnam się koniecznie stawić i omijać te, gdzie trafić nie powinnam, ponieważ dotrą do mnie bezsłowne informacje podane językiem, który nie wymaga ani gestów, ani słów, ani może nawet neuronów …
- guantanamera - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
12 komentarzy
1. Guantanamera
,...Ileż jeszcze razy będę przychodzić w miejsca, gdzie o określonej porze powinnam się koniecznie stawić i omijać te, gdzie trafić nie powinnam, ponieważ dotrą do mnie bezsłowne informacje podane językiem, który nie wymaga ani gestów, ani słów, ani może nawet neuronów …
***
...
***
Dziękuję!...
tylko tyle...
I Pozdrawiam...
ZOBACZ => DLACZEGO PAD zawetował Nowelizację ustawy Prawo oświatowe?! <=
2. Każdego dnia...
Za TE ... ileż jeszcze razy...
Za TE ... WSZYSTKIE... razy...
Dziękuję Jemu...
Najwyższemu...
ZOBACZ => DLACZEGO PAD zawetował Nowelizację ustawy Prawo oświatowe?! <=
3. Jesteś wzorem przewodnika ,którego śladami podżąć wypada
Wiem że nikt nie zabłądzi , będzie parada
Szkoda że mnie nie dane sygnałów odbierać
Jednak w treściach rymowanek coś może zawierać
Bo piszę czasami jak automat mając podane
Słowa, które nie są zbytnio dobrane
Naukowców od manipulacji dobrze jest wytykać palcami
Bo tylko Bóg jest Sprawcą na sprawcami
Inni to tylko zwykli krętacze dla kasy
Nie ważne z jakiej są oni rasy
Znów jakiś idiota wymyślił genetyczne rodziców badanie
Byt zabijać nienarodzone jeśli nie spełnia wymaganie
Pozdrawiam serdecznie:)
4. @intix
W odpowiedzi wiersz
Tysiące razy - mycie zębów
Tysiace razy - wsiadanie do tramwaju
2000 razy - wyglądania przez okno
Miliony słów wypowiedzianych
999 000 słów napisanych
Miliony myśli przemilczanych
100 godzin stania w kolejkach
2000 godzin czytania
50 godzin pisania wieszy
1000 godzin podziwiania przyrody
---To tylko część przeciętnej s z a r o ś c i ż y c i a
jakiegoś człowieka.
Zwykła przeciętność - a jednak
WSZYSTKO JEST DAREM !
Ten wiersz napisała wiele lat temu Aurelia... Zawsze uważałam, że jest piękny. Przypomniałaś mi o nim teraz...
Ciszę się, że mogę go teraz tutaj opublikować.
Serdecznie pozdrawiam...
5. @Jacek Mruk
"Jesteś wzorem przewodnika, którego śladami podążać wypada..." Jacku, NIE JESTEM. Jeżeli jakimiś śladami, to wyłącznie śladami mozolnego powracania do Boga. Tak, w tej sprawie mogę coś powiedzieć. Ale to jest NUDNE. Rozumiesz? Nuda. Komu to się chce czytać? Komu się chce modlić?
I w tym jest C A Ł Y problem.....
Serdecznie pozdrawiam.
6. Pani Guantanamera,
Szanowna Pani Guantanamero,
Zawsze z przyjemnością czytam.
Gratuluje "warsztatu"
Ukłony
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
7. Najlepsi z najlepszych
http://hassam.hubpages.com/hub/Famous-Mountain-Climbers
Mimo szacunku i podziwu dla takich ludzi,nigdy nie pojme dlaczego czlowiek drapie sie tam
gdzie go nie swedzi.
8. @benenota
Rzecz w tym, że ja też tego nie rozumiem... Ani trochę. No, teoretycznie może w pewnej mierze wyjaśnia to cytat z poprzedniego odcinka, który brzmi mn.w. : "Nie ryzykowanie jest przejawem mierności". Może im większe ryzyko tym mniejsza mierność (albo większa nie-mierność)? Nie wiem Ja tak nie ryzykowałam nigdy.
Ale mam inne wyjaśnienie, niestety będzie ono podane na samym prawie końcu tej opowieści, a to jesze kilka odcinków....:)
9. @guantanamera
Dobrze,ze nie dalas sie uwiezc jakiemus Sherpowi,co to zawiodlby Cie na K-2,gdzie ciepla bys juz nie zaznala.
10. Quantanamera
Dla kogo jest nudne niech nie czyta
Albo w zaciszu domowym zębami sobie pozgrzyta
Mój powrót do kościoła nastąpił za sprawą Jana Pawła II
Wiem że obudziłem się ze snu złego
Patrzyłem na kościół poprzez księdza niezbyt dojrzałego
Który mnie zniechęcił do odwiedzania Domu Bożego
Ważne że to się zmieniło i jestem
Choć moje dalsze życie będzie prawdziwym testem
Pozdrawiam serdecznie:)
11. @Jacek Mruk
Drogi Jacku! Ponieważ - jak wspomniałam - wydawało mi się że opowieść o wierze nie dla wszystkich jest ciekawa postanowiłam uatrakcyjnić opowieść przyspieszając te mniej nudne wątki. No i teraz - tak mi się wydaje - PT Czytelnicy w ogóle nie wiedzą co myśleć...
A ja nie wiem co robić.... :-).
12. Quantanamera
Nie możesz się blokować skoro masz treści
Tym bardziej że Bóg się tam mieści
Poddaj się fali i płyń wierzchem śmiało
To jest to co przekazane być miało
Pozdrawiam serdecznie:)