To, że III RP się sypie - widać, słychać i czuć.

Sypie się nie w sferze materialnej, gdzie już od dawna trzeba było wybornego slalomisty, aby wymijać spadające na głowę fragmenty ruin, ale tam, gdzie do tej pory III RP stanowiła bunkier, czyli w sferze ideologicznego kulturkampfu.

To zabawne obserwować tradycyjne pohukiwania i wycia niesołowskich, czy wytresowaną histerię Tuska, wymieszane z pojawiającymi się w "Newsweeku" postulatami budowy pomnika Lecha Kaczyńskiego, czy choćby z zapowiedzią wejścia do polskich kin amerykańskiego filmu o ataku Rosji na Gruzję w 2008 r., uzupełnionego o dokumentalne fragmenty, dotyczące udziału Lecha Kaczyńskiego w tych wydarzeniach.

Czy to oznacza, że już przegrali?

Nie tak prędko.

Na razie sprawdza się przepowiednia, że Smoleńsk przygniecie ich jak głaz, stopniowo wciskając w przynależne im miejsce. Nawet bowiem tylko przyczynienie się do cudzej śmierci, jeśli dokonuje się w sposób tak jawny i ewidentny, jak jak to ma miejsce w wypadku władz III RP, to na dłuższą metę zbyt wiele do przykrycia przez kuglarski belkot i bezrozumną nienawiść.

W naszym kręgu kulturowym nie da się szczać na groby bez końca. Tym bardziej, jeśli jest to szczanie tak wybiórcze, a wzmożonych chamstwem i nienawiścią trzeba co jakiś czas nakłaniać do uronienia łzy nad grobem jakiegoś celebryty czy politycznie poprawnego. 

Ten sam, niszczący spójność i skuteczność propagandowego przekazu dysonans dotyczy widocznej gołym okiem nierówności w traktowaniu "winnych zaniedbań ze skutkiem śmiertelnym". A na taką wersję współwiny władz III RP w sprawie Smoleńska zgodzi się już teraz pewnie z 70% społeczeństwa. 

Przypominam wszystkim, że nawet tylko zaniechanie, wynikających z powinności służbowej czynności, które do cudzej śmierci prowadzi, jest w KK karane wysoko, a oskarżeni o to lądują w areszcie i więzieniu. Patrz dróżnicy i maszyniści kolejowi.  

Nie ma gorszego błędu w propagandzie, niż wyćwiczenie u odbiorcy nawyku, którego czasem nie sposób opanować, a który dla propagandysty może być śmiertelnie niebezpieczny. Okazuje sie bowiem po raz kolejny, że ludzie są w stanie znieść wszystko, nawet rzuć sprzączki od sandałów, jeśli tylko mają w co wierzyć. W parcianego Diabła, plastikowego Supermana - dla wyznawcy to nieistotne. Ważne, żeby powtarzał rytualne gesty i słowa, i zawsze był na miejscu.

Bo jeśli runie Kościół, wyznawcom sprzączki nagle stają w gardle, i często słudzy idą podpalić pałac swego Pana.

To oczywiście nie jest niezwykłe odkrycie i rozsądnym byłoby przyjąć, że animatorzy rządzących nami kukiełek brali i taki scenariusz pod rozwagę. Możliwe więc, że to co teraz obserwujemy, oprócz elementów spontanicznych i przypadkowych, zawiera w sobie także próby realizacji planu obrony Świątyni III RP.

Jeśli tak jest, to ów scenariusz przytpomina nieco postępowanie władz starożytnego Rzymu który, jak wiadomo,  przyjmował do panteonu swoich bogów bóstwa każdego podbitego kraju. Potknął się dopiero na "Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną".

Czy animatorzy rządzących III RP tego nie wiedzą?

Wiedzą.

Ale co im szkodzi spróbować, bo ja wiem, kupić sobie jeszcze trochę czasu? 

Zawsze się może przecież - myślą - trafić Konstantyn Wielki, a wszystko zostanie po staremu...

http://karlin.salon24.pl/409571,wszedzie-krzyze-a-figurki-marii-i-lecha-w-kazdym-domu