♦ „Nie chcemy komuny!” (19) Piotr.W.Jakubiak

avatar użytkownika wielka-solidarnosc.pl

Odcinek 19

 

Wegetacja

 

Wiemy, kiedyś dzień nastanie,

Szary, niepozorny,

Że wypuszczą nas na zgliszcza

I powiedzą „Wolność”.

(Piosenka internowanych z Gołdapi)

 

W sierpniu 1984 roku mogłem się już uważać za w całym tego słowa znaczeniu byłego działacza Solidarności. Związek nadal istniał i nawet okrzepł w podziemiu w tej nowej formie, doszli też młodzi bojownicy o wolność w Solidarności Walczącej, KPN, organizacjach młodzieżowych, w harcerstwie. Znałem osoby w Stalowej Woli, które w najlepsze prowadziły „nielegalną” działalność zupełnie jawnie. A jednak ani ja sam nie chciałem się z nimi kontaktować, ani oni nie zachęcali mnie do tego, rozumiejąc cały bezsens ułatwiania roboty ubecji. Byłem pod dokładną i stałą obserwacją. Czasami ta obserwacja była celowo nachalna i otwarta. Znając już nieco ubecję wiedziałem jednak, że obok tej, pozornie niezdarnej obserwacji, istnieje prawdziwa, dobrze zamaskowana, połączona z podsłuchem, wywiadem, robieniem zdjęć. Moja rola musiała się teraz ograniczyć do kontaktów z Kościołem, jak to było w tym czasie przyjęte. Nawet w tym zakresie mogłem spotykać się tylko z tymi osobami, o których wiedziałem, że nie są w podziemiu. Unikałem seminarium duchownego i wszystkich osób, będących niegdyś w mojej siatce. Bez względu na to zetknąłem się pewnego razu z moim klerykiem, byłym opiekunem skrzynki kontaktowej, który miał do mnie pretensję, że wciągnąłem go wtedy w pracę, nie zaznajamiając z całym zakresem jej niebezpieczeństwa.

- Myślałem, że góra o tym wie – poskarżył się, mając na myśli swoich przełożonych z seminarium. No cóż, „góra” nic nie wiedziała i nie mogła wiedzieć, bo byłoby to zaprzeczeniem zasad konspiracji.

Spotykałem się tylko z ludźmi, którzy byli w podobnej do mnie sytuacji, jak Staszek Kołacz, który był na przepustce zdrowotnej z odbywanej kary długoletniego więzienia, i oczywiście Kazik Pater, mój współwięzień. Pojechaliśmy z nim na mszę za Ojczyznę w Warszawie na Żoliborzu w kościele księdza Jerzego Popiełuszki. Ta comiesięczna msza miała być tym razem szczególnie uroczysta, bo połączona z podziękowaniem Bogu za uwolnienie wszystkich więźniów politycznych. Byli wszyscy znani wtedy ludzie. W pierwszym rzędzie siedzieli Gwiazda, Walentynowicz, Kuroń, Moczulski. Brakowało tylko Wałęsy. Mszę odprawiał proboszcz, bo ks. Popiełuszki tym razem nie było. Był zajęty wizytami w różnych miejscach Polski. Wkrótce miał przyjechać do Stalowej Woli. Ale nigdy nie dojechał…

Ubecji zawsze chodziło o to, żeby nas izolować od ludzi, oczerniać i straszyć. Co jakiś czas mordowali patriotycznych księży i działaczy średniego szczebla Solidarności w regionach. Po morderstwie księdza Popiełuszki to działanie wcale nie ustało, a raczej się wzmogło. Ubecy zamordowali księży: Zycha, Niedzielaka, Suchowolca. Na liście przeznaczonych do likwidacji mieli ponad 100 księży. W potworny sposób zamordowali w Warszawie Małgorzatę Targowską-Grabińską z Sandomierza tylko dlatego, że miała takie samo nazwisko, jak synowa znanego obrońcy w procesach Solidarności, mecenasa Grabińskiego. Mordowali znanych działaczy Solidarności Wiejskiej i Rolników Indywidualnych. W Stalowej Woli zamordowali działacza KZ elektrowni, Zbigniewa Tokarczyka. Prawie zawsze metoda była ta sama: dusili i wlewali alkohol do gardła, żeby zamordowanego dodatkowo zohydzić. Nie słyszałem co prawda w tym czasie o mordowaniu dzieci, ale późniejsze morderstwa obu synów pułkownika Kuklińskiego świadczą o tym, że nie cofnęliby się przed niczym. Był już przecież dużo wcześniej przykład – zamordowanie syna Bolesława Piaseckiego. W czasie przesłuchań w więzieniu Pachnik sugerował mi nie raz, że mojemu synowi może się coś przytrafić. Biorąc pod uwagę powyższe, nie mogłem sobie tych gróźb lekceważyć.

Zdarzyło się w tym czasie ostatnie zatrzymanie. Zajechali mi drogę, zatrzymali znakiem ręki. Było ich czterech z Pachnikiem na czele.

– Mamy nakaz przeszukania. Proszę wysiadać – zaczęli od osobistej rewizji i przystąpili do szczegółowego sprawdzania samochodu. Jednak nic nie mogli znaleźć. – No, gdzie pan to ma? – zapytał w końcu Pachnik. Nic nie odpowiedziałem. Pachnik próbował sprowokować rozmowę. Ponieważ było to właśnie po bestialskim zamordowaniu księdza Popiełuszki, odezwał się na ten temat:

-No, dobre chłopaki, tylko przydusili tego ślimoka trochę za mocno. Teraz będą za niego cierpieli…

Nie doczekał się ani słowa z mojej strony. Dyskusja z ubekiem byłaby tym samym co zeznawanie na przesłuchaniu. Nie leżało to w moim charakterze. Biuletyny w większej ilości były w mojej teczce, która leżała na tylnym siedzeniu. Nie wiem, dlaczego jej nie otworzyli. Może nie uważali mnie za takiego głupiego, żebym woził biuletyny w teczce na samym wierzchu. Byli chyba zniechęceni tym niepowodzeniem, bo nigdy więcej już mnie nie zatrzymali na drodze.

Chodziłem z Pawłem na spacery, miałem go zawsze przy sobie, chcąc nieco nadrobić czas stracony w więzieniu. Widziałem, jak szpicle śledzili Pawła nawet w piaskownicy. Któregoś dnia miałem spotkać się na Starym Mieście ze Sławkiem Kukułą, człowiekiem Solidarności Wiejskiej. Wziąłem więc Pawła i poszliśmy na spacer. Żona nie miała pojęcia, że ciągle kontaktuję się z podziemiem. Paweł lubił bawić się w piaskownicy, toteż przystanęliśmy przy osiedlowym placu zabaw. Wtedy po raz pierwszy zauważyłem ubeka, który wyraźnie obserwował Pawła. Poszliśmy dalej, w stronę parku. Wtedy zauważyłem tego samego ubeka, jak ukrywał się za drzewami, przeskakując od jednego do drugiego, jak na policyjnym filmie. Kiedy kilka ulic dalej ten sam typ ukrywał się za węgłem, zrezygnowałem ze spotkania ze Sławkiem na Starym Mieście.

Nie mogąc prowadzić pracy podziemnej, życie rodzinne mając poważnie zagrożone i nie pracując zawodowo, nie miałem właściwie po co żyć w tej Polsce. Jednak najważniejszym powodem mojej ostatecznej decyzji było rozczarowanie w stosunku do Związku. Nie mogłem się pogodzić z jego ogólnym kierunkiem politycznym, który nadal był ugodowy. Ubecja planowo realizowała swój plan mordowania działaczy w regionach i na szczeblu ogólnokrajowym, a jedyną odpowiedzią Wałęsy było, jak w 1980 roku: „Nie dajmy się sprowokować”. To samo powtarzał także po zamordowaniu księdza Popiełuszki. Jednak w tym czasie podjąłem już decyzję o wyjeździe. Wiedziałem jedno: determinacja narodu została po raz kolejny zmarnowana. Nie ma co tu robić. Rozdzielanie pomocy charytatywnej i śpiewanie w chórze kościelnym (autentyczna propozycja) po prostu nie zaspokajało moich ambicji działania, nie było tym rodzajem pracy, który dawałby mi satysfakcję. Wygłaszanie prelekcji, czy nawet pisanie do cenzurowanych przez Związek podziemnych wydawnictw – również nie. Za późno, za mało, za tchórzliwie. Dziesięciu milionom Polaków proponowano ideologię księdza Tischnera i na osłodę piękną twórczość Bohdana Cywińskiego. Potem w Kanadzie spotkałem kilku naszych kolegów, którzy oczywiście wyjechali z tego samego powodu. W długich dyskusjach dochodziliśmy do zupełnie zgodnego stwierdzenia: to nie ubecja, nie reżim był tą siłą, która zmusiła nas do wyjazdu. Wróg jest po to, żeby nas zwalczał i to jest naturalne. Tragiczne jest, że do wyjazdu zmusili nas swoi: ugodowe, prokomunistyczne kręgi kierownicze Związku. Taka była prawdziwa ostateczna przesłanka naszej decyzji.

 

Piotr Wiesław Jakubiak

 

Cdn.

Tablica pamiątkowa ks.Popiełuszki w Stalowej Woli.

Męczennicy zamordowani przez wroga - Łukasiński, Traugutt, Kolbe, Popiełuszko

Znaczek poświęcony ks.Popiełuszce

 

 

Strona na której publikujemy wspomnienia

Zapowiedź publikacji

 

 

2 komentarze

avatar użytkownika PiotrJakubiak

1. Sprostowanie

Zanim ktokolwiek zwróci na to uwagę, chciałbym przeprosić za pomyłkę. Piosenka cytowana na początku pochodzi oczywiście z Gołdapi.

Piotr Wiesław Jakubiak

avatar użytkownika natenczas

2. Panie Piotrze,